W sieci pojawiło się nagranie, na którym prezydent Białorusi jest wyraźnie nieswój. Aleksandr Łukaszenka gościł w Armenii z okazji szczytu Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. W trakcie opuszczania prywatnego samolotu dyktator miał wyraźne problemy z zejściem z wysokich schodów. Czy to oznaka problemów zdrowotnych prezydenta?
Aleksandr Łukaszenka wystąpił w teledysku młodej białoruskiej wokalistki Angeliny Wołkawy. "Bulba-Dance", bo tak nazywa się utwór, pokazuje jak świetnie bawić się można podczas zbiorów ziemniaków. Będzie hit?
Aleksandr Łukaszenka podzielił się z dziennikarzami opowieścią o swojej pierwszej jeździe traktorem MTZ-50. Dyktator podawał nawet konkretną prędkość, z jaką rozpędził się maszyną. Problem w tym, że ten model tyle nie wyciąga.
Aleksandr Łukaszenka złożył Polakom życzenia z okazji Dnia Niepodległości. Białoruski dyktator nie przebierał w słowach. - Niestety zwykli obywatele waszego kraju muszą płacić za błędy wstrętnych, polskich polityków - napisał w specjalnym liście. Ku zaskoczeniu poruszony został temat zbliżających się wyborów parlamentarnych.Aleksandr Łukaszenka pokazał, że pamięta o Polakach, którzy 104 lata temu odzyskali niepodległość i uwolnili się z niewoli. Na stronie prezydenta Białorusi pojawił się specjalny list z życzeniami.Nie są to zwykłe życzenia i od razu widać, że ich autorem jest nie kto inny a Aleksandr Łukaszenka. Białoruski dyktator nie mógł odmówić sobie uderzenia w rząd PiS, ale fakt, iż nawiązał do nadchodzących wyborów, wydaje się niecodzienny w kontekście życzeń z okazji 11 listopada.
Według białoruskiego opozycjonisty Pawieła Łatuszki, obserwujemy ostatnie chwile Aleksandra Łukaszenki jako przywódcy Białorusi. Jak przekazał dyplomata, dyktator ma przygotowywać porozumienie z Chinami, na mocy którego będzie on mógł we właściwym momencie uciec z własnego kraju.
Alaksandr Łukaszenka stał się obiektem drwin, a wierna propaganda białoruskiego reżimu nie omieszkała nagłośnić "prowokacje" ze strony sąsiadów. Wystarczy historyczna flaga Białorusi, by dyktator wpadł w szał, a telewizja musiała rozmazywać maszt. Alaksandr Łukaszenka dzień i noc musi stawiać czoło wrogim państwom, którzy zazdroszczą dobrobytu panującego na Białorusi. Propagandziści reżimu dyktatora wykryli niecny spisek.Ukraińcy, tuż przy granicy z Białorusią, dopuścili się prowokacji. Przynajmniej tak utrzymuje reżim Łukaszenki. Sytuacja z flagą powieszoną przy przejściu granicznym doczekała się specjalnego materiału w państwowej telewizji kierowanej wprost zza biurka w Mińsku.Obrazy pokazywane w materiale były na tyle drastyczne i kontrowersyjne, że zdecydowano się na zastosowanie rozmazania fragmentu nagrania. Tak, nadal mówimy jedynie o fladze.
Aleksandr Łukaszenka w piątek 21 października odwiedził poligon wojskowy w obwodzie brzeskim, gdzie zapoznał się z „rozwojem kompleksu wojskowo-przemysłowego”. Na miejscu wziął udział w konferencji prasowej, na której padły wiele mówiące słowa na temat III wojny światowej.
Aleksandr Łukaszenka nie wyślę swoich żołnierzy na front, by ramię w ramię walczyli w Ukrainie z armią Władimira Putina. Białoruski dyktator dobrze wie, że to Rosja jest przegranym i nie chce ryzykować własną skórą w imię rzekomo nierozerwalnego sojuszu? - Gdyby Łukaszenka miał zaatakować, to już dawno by to zrobił - ocenił w rozmowie z PAP Generał Roman Polko.Aleksander Łukaszenka odwróci się od Władimira Putina i mimo deklaracji o braterstwie Rosjan i Białorusinów nie wspomoże dogorywającego na polu walki sojusznika? Generał Roman Polko wskazał, że Moskwa nie może liczyć na wsparcie Mińska.Jeśli wielka przyjaźń się kończy, to zawsze w okolicznościach wielkiej zdrady i skandalu. Niespodziewanie taki los mogą podzielić najwięksi przyjaciele za wschodnią granicą Polski: Aleksandr Łukaszenka i Władimir Putin.
Zdaniem białoruskiego portalu "Nasza Niwa", Aleksandr Łukaszenka miał podjąć decyzję o przeprowadzeniu na Białorusi tajnej mobilizacji. Operacja ma odbyć się pod pretekstem testu sprawności wojskowej. Na początku, działania mają objąć jedynie mężczyzn ze wsi, pomijając jednocześnie mieszkańców największych białoruskich miast. Zdaniem obserwatorów, mobilizacja zwiększa prawdopodobieństwo eskalacji konfliktu na granicy białorusko-ukraińskiej.Białoruski dyktator postanowił nie ogłaszać publicznie mobilizacji. Zdaje się to być próbą uniknięcia negatywnych reakcji społeczeństwa, do których doszło w Rosji. "Ukryta mobilizacja" ma zostać przeprowadzona pod pozorem sprawdzenia sprawności wojskowej i wzywania poborowych na apele, co potocznie nazywane jest "rekrutacją dla partyzantów".
Białoruski dyktator w porozumieniu ze swoim rosyjskim odpowiednikiem podjął decyzję o utworzeniu białorusko-rosyjskiej jednostki wojskowej. Padły jednocześnie oskarżenia w stosunku do Ukrainy o planowanie wraz z państwami NATO ataku na Białoruś. Łukaszenka poinformował o tym na naradzie w sprawie bezpieczeństwa Białorusi.- W związku z zaostrzeniem się sytuacji na zachodnich granicach Państwa Związkowego zgodziliśmy się na rozmieszczenie regionalnego ugrupowania Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi - przekazał w poniedziałek Aleksander Łukaszenka. Zdaniem samozwańczego białoruskiego prezydenta ma to być odpowiedź na Ukraiński plan, który wraz z państwami NATO, zakłada atak na Białoruś. Dlatego zdecydował się utworzyć białorusko-rosyjskie jednostki wojskowe.
Białoruskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało do swojej siedziby Ihora Kyzyma, pełniącego obowiązki tamtejszego ambasadora Ukrainy. Wizyta ta miała być związana z zagrożeniem, jakie odczuwa państwo Aleksandra Łukaszenki, obawiające się ukraińskiego najazdu na swoje ziemie. Specjalne oświadczenie w tej sprawie wydało MSZ w Ukrainie, zaprzeczając jakoby planowało jakikolwiek atak. Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w dwóch niezależnych źródłach.
W obliczu serii porażek na froncie, nieustającej zachodniej pomocy dla Ukrainy oraz braku reakcji na groźby okupowanego kraju, jak i jego sojuszników, Władimir Putin rzekomo za wszelką cenę chcieć włączyć Białoruś w aktywny konflikt. Według "Dziennika Gazety Prawnej" rosyjski dyktator miał grozić Aleksandrowi Łukaszence, który, jak dotąd, podobno jedynie pozorował współpracę z Federacją Rosyjską.- Były pułkownik łukaszenkowskiego MSW przekonywał, ze Rosja nie pyta Mińska o zgodę na prowadzenie wojny z terenu Białorusi. Dziś, wraz z porażkami na froncie południowym i wschodnim, Kreml żąda jej udziału w inwazji. Pretekst łatwo znaleźć: skoro Moskwa uznała okupowane terytoria Ukrainy za własne, może się odwołać do zasad Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym i wezwać Mińsk do wysłania wojsk do „odparcia ukraińskich ataków” - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Maski ostatecznie opadły. Tak można by podsumować najnowsze oświadczenie Aleksandra Łukaszenki, który w końcu przyznał, że jego kraj bierze udział w wojnie w Ukrainie. Dyktator, podobnie jak Władimir Putin, nazwał jednak brutalną inwazję "specjalną operacją wojskową" i próbował przekonywać, że białoruscy żołnierze nikogo nie zabijają. Po raz kolejny skłamał także na temat intencji sąsiadujących państw, w tym Polski.Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w trzech niezależnych źródłach.Aleksandr Łukaszenko od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej nie krył swojego poparcia dla Moskwy. Dyktator powielał skandaliczną narrację Kremla, który twierdzi, że konflikt sprowokowało nieustannie podburzające Rosję NATO, ale zaznaczał jednocześnie, że sam nie zamierza angażować Białorusi w walki, mimo swoich bliskich więzi z Władimirem Putinem.Bez względu na te deklaracje, faktem jest, że to właśnie z białoruskiego terytorium Rosjanie zaatakowali m.in. Kijów, a także prowadzili inne ataki rakietowe na pozycje ukraińskie. Mińsk zapewniał też wojskom Putina osłonę powietrzną, zakwaterowanie i wyżywienie. Przez długi czas wszystkiemu temu próbowano zaprzeczać, jednak w końcu samozwańczy lider Białorusinów sam przyznał się do kłamstwa.
Na Białorusi ogłoszono powszechną "mobilizację". Mają nią być objęci nawet uczniowie. Na ten moment nie jest to jednak mobilizacja do wojska, lecz do prac polowych. Białoruskiemu dyktatorowi zależy, by przed nadchodzącą zimą wszystkie płody rolne zostały skrupulatnie zebrane.- Musimy terminowo zakończyć zbiory - stwierdził. - Otworzył się ogromny rynek. Możemy sprzedać wszystko w Rosji i Chinach - dodał. Aleksandr Łukaszenka powołał nawet w tym celu nowych szefów obwodowych komitetów wykonawczych. Postawione przed nimi zadanie zostało sprecyzowane klarownie - mają sprawnie przeprowadzić zbiory i zapewnić odpowiednią pomoc rolnikom.
Władimir Putin rozpaczliwie szuka pocieszenia w ramionach swojego wiernego parobka, Alaksandra Łukaszenki. Rosyjski przywódca niespodziewanie spotkał się z białoruskim dyktatorem w Soczi, aby omówić "trudny okres". Po rozmowach obaj politycy znów wygłosili pełne pewności oświadczenia i zapowiedzieli realizację wspólnych projektów. Ostrzegli też Zachód, że dialog jest możliwy tylko, jeśli okazany im zostanie należyty szacunek.Władimir Putin nigdy nie był postrzegany na arenie międzynarodowej jako osoba, z którą można by specjalnie nawiązać nić sympatii. Kontakty z nim były raczej koniecznością, biznesem, czy też działaniem w celu hamowania jego śmiałych zapędów i patrzenia mu na ręce.Po wybuchu wojny w Ukrainie rosyjski dyktator został już zupełnie sam, mając przy boku jedynie zaufaną świtę równych sobie radykałów i garść tych, których zastraszył. W kręgu jego "przyjaciół" utrzymać się zdołał kamrat z Białorusi Alaksandr Łukaszenka, który na własne życzenie totalnie uzależnił się od "cara Rosji".Od lutego obaj panowie są sukcesywnie obejmowani dotkliwymi sankcjami, nic więc dziwnego, że jeśli organizują jakiekolwiek spotkania, to tylko w swoim towarzystwie. Na pozór wcale im to nie przeszkadza, bo Zachód nigdy nie roztaczał przed nimi atrakcyjnych wizji, jednak wewnętrznie z pewnością odbierali izolację jako osobisty afront, czego wyrazem są zresztą dzisiejsze słowa po spotkaniu w Soczi.
Aleksandr Łukaszenka udowodnił, że jest równie złym aktorem, co prezydentem. W najnowszym propagandowym nagraniu rąbie drewno i udaje, że robi to, by pomóc sąsiadom, czyli... Polakom. - Najważniejsze, żeby w Polsce Duda i Morawiecki nie zamarzli - drwi białoruski dyktator.Aleksandr Łukaszenka przeszedł samego siebie i może spodziewać się nominacji do nagrody "Złotej Maliny" za najgorszy film 2022 r. Prezydent Białorusi przekonuje rodaków, że żadnej pracy się nie boi i lekkością porównywalną do rąbanego przez niego drewna recytuje przygotowane wcześniej kwestie.Aleksandr Łukaszenka błyszczy w propagandowym filmie. Nie ma wątpliwości, dla kogo pisana była rola dobrego, pracowitego, rozsądnego i dobrodusznego dyktatora. Warto posłuchać co wygaduje białoruski prezydent. Nie zabrakło przytyków w stronę polskiego rządu.
Aleksandr Łukaszenka po raz kolejny hardo grozi Polsce i Polakom. W rozmowie z białoruskimi mediami dyktator oświadczył, że bombowce Su-24 mogą już przenosić broń jądrową, której nie zawaha się użyć w przypadku eskalacji napięcia na linii Warszawa-Mińsk. W swojej wypowiedzi w mocnych słowach ocenił również postawę prezydenta Andrzeja Dudy, którego nazwał "szaleńcem".Aleksandr Łukaszenka chyba sam nie może do końca zdecydować się, jaką postawę wobec Polski przyjąć. Z jednej strony dopiero co zapowiadał uruchomienie przyspieszonej procedury przyznania Polakom białoruskiego obywatelstwa i zapewniał, że najważniejsze, żebyśmy zobaczyli, że obok nas mieszkają "normalni ludzie, którzy nie są agresywni", a już przeczy swoim słowom, formułując kolejne groźby i szkalując naszego prezydenta.W ostatnim wywiadzie udzielonym w piątek, 26 sierpnia reżimowym mediom na Białorusi dyktator nie hamował się z budzącymi grozę deklaracjami i znów udowadniał, że nie może być poważnym partnerem do rozmów. Wyjątkowo niepokojące słowa padły zwłaszcza w kontekście zagrożenia nuklearnego, którym gra najwidoczniej już nie tylko jego niedościgniony mentor, Władimir Putin.
Aleksandr Łukaszenka znalazł się w prawdziwych opałach. Dyktator, który prężnie wspiera krwawe działania Putina w Ukrainie, w końcu się doigrał i za swoje poparcie dla rosyjskich zbrodni płaci najwyższą cenę. Przyparty do muru przez zachodnie sankcje, zamiast kolejnych gróźb i buńczucznych oświadczeń, wygłosił dramatyczny apel do białoruskich mechaników. Ci od miesięcy walczą z brakiem części zamiennych do swoich maszyn, niezbędnych przy pracach w polu i zbiorach plonów.Czyżby Alaksandr Łukaszenka przyznał w końcu, że Białoruś, wbrew jego własnej propagandzie, nie pławi się w dobrobycie? To być może zbyt śmiałe stwierdzenie, jednak ostatnie wyznanie dyktatora mocno odbiega od tego, do czego zdążył nas już przyzwyczaić.Samozwańczy prezydent Białorusi do tej pory z chęcią promował się na prawdziwego ojca narodu, podróżując po licznych zakładach produkcyjnych i gospodarstwach, zwłaszcza w sezonie letnim, kiedy to z dumą obserwował przebiegające prężnie prace polowe. Wszystko zmieniło się w tym roku po nałożeniu na kraj sankcji za wspieranie wojny w Ukrainie, które mocno zakłóciły rytm życia rolników.
- Żadna Ukraina teraz nie walczy. Dzisiaj z Rosją walczy cały blok NATO i przede wszystkim Ameryka - przekonuje Aleksandr Łukaszenka. Prezydent Białorusi znów przekonuje, że wojna mogłaby się zakończyć, gdyby "USA z pomocą Polski nie pobudzałaby działań wojennych". Jego wypowiedź cytuje białoruska agencja Belta.Kontrowersyjne słowa padły podczas spotkania Aleksandra Łukaszenki z mieszkańcami rejonu prużańskiego w południowo-zachodniej części Białorusi. Prezydent przekonywał również, że Białorusini przyjęli pod swoje dachy tysiące Ukraińców, którzy "otrzymują białoruskie obywatelstwo". - To nasi ludzie - tłumaczył sojusznik Władimira Putina.
Aleksandr Łukaszenka od wielu lat pozuje na dobrego przywódcę i troskliwego gospodarza, lecz jak wiadomo, prawda jest zupełnie inna. Dyktator chce za wszelką cenę wspierać rodzimą produkcję, a także dać obywatelom poczucie, że Białoruś to państwo mlekiem i miodem płynące. Do niebywałych scen z jego udziałem doszło podczas prezentacji motocykla "Mińsk". Prezydent wpadł w szał, po tym, jak usłyszał, że wszystkie części zamienne są z Chin. W opinii Łukaszenki, Białorusini "najedli się już tego importu".Aleksandr Łukaszenka to niezwykle przebiegły i wyrachowany polityk, który zrobi wszystko, by zachować władzę i w dalszym ciągu rządzić na terenie Białorusi. Bliski przyjaciel Putina z pomocą propagandowych mediów kreuje się na świetnego gospodarza, który ma w sercu dobro swoich obywateli.W minioną niedzielę odwiedził on fabrykę motocykli w stolicy kraju, gdzie znajduje się produkcja słynnych jednośladów marki "Mińsk". Dyrekcja fabryki pokazała dyktatorowi motocykl w najnowszej wersji. Jak się okazało, jeden szczegół spowodował, że białoruski przywódca wpadł w szał.Szef przedsiębiorstwa zachwalał produkt, jawnie sugerując, że pojazd cieszy się niemałym uznaniem klientów, a także sporym zainteresowaniem. Łukaszenka pochwalił motocykl, aczkolwiek chciał zaspokoić swoją ciekawość, dlatego zasypał szefa fabryki masą pytań.
Aleksandr Łukaszenka wprowadza specjalną procedurę przyśpieszającą uzyskanie obywatelstwa białoruskiego Polakom, Litwinom i Łotyszom. Dyktator już wcześniej otworzył granicę z Polską, znosząc konieczne w tym celu wizy. A wszystko dla podtrzymania relacji dobrosąsiedzkich i ukazania tamtejszego dobrobytu. Prezydent, nazywany w niektórych kręgach dyktatorem, potrafi zaskoczyć nie tylko salonowym obyciem przy tablicy wojennej z rózgą lub dobrą znajomością nazwiska Andrzeja Dudy. Jak się okazuje, jego dobrotliwość i troska o obywateli sięgają znacznie dalej. - Sąsiedzi z Litwy, Łotwy, Polski przyjeżdżają tu i chcą coś kupić. Niech sobie kupią - mówi Łukaszenka, dodając jak ważny dla gospodarki jest handel między sąsiadami, ale również godziwe miejsca zatrudnienia, których w jego kraju nie brakuje.
Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych białoruski reżim wezwał Polskę do rozebrania zapory na granicy. Jak przekonują przedstawiciele Aleksandra Łukaszenki, "zależy im na ochronie" Puszczy Białowieskiej, a bariera stanowi zagrożenie dla bioróżnorodności i jest sprzeczna z prawem międzynarodowym.
Alaksandr Łukaszenka na poważny problem. Białoruscy żołnierze nie chcą już dla niego walczyć i twierdzą, że walki w Ukrainie skończą się dla nich pewną śmiercią. Czy szykuje się prawdziwy bunt? Wojna, która nie miała mieć z Białorusią nic wspólnego, może się źle skończyć dla chciwego dyktatora. Oficjalnie Białoruś nie bierze udziału w wojnie w Ukrainie. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że ten status miał się znacząco zmienić. Zdaje się jednak, że nic tego i białoruscy żołnierze nie chcą znaleźć się w takiej sytuacji.
Aleksandr Łukaszenka adresatem zaskakującej korespondencji. Do białoruskiego dyktatora z rozpaczliwym apelem zwrócili się członkowie podległych mu służb specjalnych. Żołnierze obawiają się, że przyjaciel Putina zdecyduje się w końcu otwarcie przystąpić do wojny w Ukrainie, co, w ich mniemaniu, doprowadzi do zniszczenia suwerenności Republiki Białorusi.Poglądy Aleksandra Łukaszenki dotyczące rosyjskiej inwazji na Ukrainę znane są od dawna i nie były dla nikogo większym zaskoczeniem. Satrapa wielokrotnie prowokował swoim wypowiedziami, w których usprawiedliwiał działania Moskwy i twierdził, że to Zachód doprowadził do konfliktu zbrojnego. Prawdziwym przejawem jego wybujałej fantazji było m.in. stwierdzenie, że to nie Rosja, a Polska stanowi dziś zagrożenie.Takie podejście nie dziwi, biorąc pod uwagę, że sojusz dwóch dyktatorów - Łukaszenki i Putina - jest wyjątkowo trwały. Nie chodzi tu jednak o szczerą przyjaźń, a raczej wzajemne interesy i wspieranie się w sytuacji bycia dla wielu cywilizowanych krajów światowymi pariasami.Oczywiście, samozwańczy prezydent Białorusi, podobnie jak rosyjski despota, utrzymuje, że chce zakończenia działań w Ukrainie i zapanowania pokoju. Problem w tym, że Moskwa i Mińsk zupełnie inaczej wyobrażają sobie koniec wojny i nowy ład niż demokratyczne państwa.
Z ustaleń dziennika "Fakt" wynika, że Białoruś prawdopodobnie przygotowuje się do zaatakowania Ukrainy. Aleksandr Łukaszenka ma ściągać do kraju tysiące wagnerowców. Niewykluczone, że Białoruś dopuści się prowokacji na granicy z Ukrainą i wykorzysta to jako pretekst do ataku.W kontekście ewentualnego ataku ze strony Mińska warto zauważyć, że społeczeństwo białoruskie sprzeciwia się przystąpieniu do wojny po stronie Rosji. Z badania Chantham House wynika, że tylko 3 proc. Białorusinów popiera udział armii w ofensywie.
Aleksandr Łukaszenka ponownie uderzył w Polskę. Po przekonywaniu, że Polacy stoją pod granicami jego kraju z marzeniem o kupnie kaszy, teraz stwierdził, że Warszawa jest realnym zagrożeniem i kluczowe jest zablokowanie możliwości... otoczenia Białorusi przez Polskę.Aleksandr Łukaszenka stara się prześcignąć samego siebie i po raz kolejny zabłysnął wyjaśniającymi świat tezami. Białoruski dyktator nadal przekonuje, że to nie Rosja, a... Polska jest zagrożeniem.Nie ma wątpliwości, że prezydent Białorusi nie może się zdecydować, czy Warszawa jest super mocarstwem czyhającym na jego kraj, czy nieporadnym sąsiadem, który nie jest w stanie zapewnić obywatelom nawet podstawowych produktów, a ci w poszukiwaniu kaszy i soli zmuszeni są błagać na granicy o wpuszczenie do Białorusi.Najnowsze słowa Aleksandra Łukaszenki to ponownie wypowiedź z cyklu "złote myśli". Dyktator zarzucił militarne plany Warszawy wobec jego kraju. Wszyscy byli w błędzie i to prezydent Białorusi musiał nieść kaganek oświaty, wyjaśniając, że to nie Rosja jest obecnie agresorem?
Media społecznościowe obiegło zdjęcie syna Alaksandra Łukaszenki, niespełna 18-letniego Mikołaja, który niedawno miał swój bal maturalny. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wraz z koleżanką pojawili się na imprezie... w barwach flagi Ukrainy. Przypadek czy gest wsparcia?
Alaksandr Łukaszenka nie przestaje zadziwiać. Białoruski dyktator, który słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi, tym razem zaszokował swoim wyglądem. Z okazji zakończenia matur na Białorusi polityk pokazał się w młodzieżowej stylizacji, przemawiając do uczniów. Nowy image został szeroko skomentowany przez niezależne media i internautów.Alaksandr Łukaszenka wywołuje liczne kontrowersje. Oprócz tego, że od lat wspiera Władimira Putina w jego autorytarnych rządach, biorąc rosyjskiego prezydenta za niedościgniony wzór, to ostatnio wygłasza coraz więcej kuriozalnych tez i wykonuje zaskakujące ruchy.Chcąc np. zmobilizować swoich żołnierzy do aktywnego udziału w działaniach wojska, dyktator próbuje kusić ich śmiesznymi wynagrodzeniami, które nie umywają się nawet do pensji pań sprzątających. Są też bardziej kontrowersyjne decyzje, takie jak ta, by zakazać nauczania w językach mniejszości narodowych, w tym również w języku polskim. Mimo tego, iż kolejne postanowienia dyktatora spotykają się z krytyką trzeźwo myślących komentatorów, on zdaje się jednak nie przejmować tym, co myślą o nim inni. Zamiast więc oddać się chwili refleksji, tym razem białoruski przywódca zdecydował się zaprezentować w nietypowym dla siebie wydaniu.