Niewiarygodne, co zrobili na Marszu Niepodległości. To działo się w biały dzień
Marsz Niepodległości 2025 w Warszawie, który tradycyjnie odbył się 11 listopada, ponownie stał się areną demonstracji siły prawicy i głębokich podziałów ideologicznych. Pochód, który ruszył z Ronda Dmowskiego pod hasłem "Jeden naród, silna Polska", zgromadził - według szacunków Ratusza, 100 tysięcy uczestników. Wśród maszerujących znaleźli się czołowi politycy: Karol Nawrocki, liderzy PiS z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim na czele, a także liderzy Konfederacji, Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak. Sam marsz przebiegał bez większych zakłóceń porządku publicznego (poza pirotechniką), jednak odnotowano szereg incydentów związanych z symboliką i treścią. Właśnie ujawniono szczegóły.
Marsz Niepodległości pełen obraźliwych haseł: antysemityzm i Unia Europejska
Niestety, Marsz Niepodległości po raz kolejny nie obył się bez aktów wandalizmu o wymowie politycznej. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zdarzeń było spalenie flagi Unii Europejskiej, którego nagranie zostało opublikowane w mediach społecznościowych przez organizację Młodzież Wszechpolska.
Na wideo widać grupę osób dokonujących tego aktu, skandując hasło "suwerenność nie na sprzedaż". Ten symboliczny gest wpisał się w szerszy kontekst radykalnych haseł i transparentów, które dominowały w tłumie. Odnotowano liczne transparenty o treściach ksenofobicznych i antyimigracyjnych, w tym hasła takie jak: "Biała Europa albo żadna" oraz "Stop imigracji. Czas deportacji".
Incydenty te stanowiły jawne złamanie prawa, a jednocześnie były dowodem na to, że marsz, mimo obecności Prezydenta RP i apeli o jedność, nadal jest wykorzystywany jako platforma do wyrażania skrajnych i wykluczających ideologii.
Dodatkowym czynnikiem zakłócającym porządek było masowe użycie rac i świec dymnych wzdłuż całej trasy, mimo wyraźnych zakazów MSWiA i osobistego złamania zakazu przez Sławomira Mentzena.

Raca na schodach Konsulatu USA: Incydent nie był związany z Marszem Niepodległości
Kolejnym incydentem, odnotowanym przez Stołeczne Centrum Bezpieczeństwa po zakończeniu głównego marszu, było rzucenie racy na schody Konsulatu Stanów Zjednoczonych w Warszawie.
Jarosław Misztal, dyrektor SCB, od razu zastrzegł, że był to "incydent niezwiązany z Marszem Niepodległości". Według przekazanych informacji, sprawcą zdarzenia był jeden z uczestników zgromadzenia zorganizowanego przez środowiska lewicowe. Raca, choć nie spowodowała żadnych zniszczeń, doprowadziła do podjęcia czynności przez policję, której celem było szybkie ustalenie i zatrzymanie sprawcy.
Ten akt wandalizmu, wymierzony w symbol Stanów Zjednoczonych, mimo że odseparowany od pochodu narodowców, dopełnił obrazu dnia, w którym na ulicach Warszawy dominowała wysoka temperatura emocjonalna i polityczna.
Politycy w centrum Marszu Niepodległości. Podgrzewali polityczną atmosferę
Pomimo iż Marsz Niepodległości miał być manifestacją patriotyczną i celebrowaniem wspólnego święta, to właśnie obecność i działania czołowych postaci polityki stały się głównym tematem relacji medialnych, skutecznie podgrzewając i tak już gorącą polityczną atmosferę w kraju.
Politycy prawicy, w tym prezes PiS Jarosław Kaczyński, wicepremier Mateusz Morawiecki oraz liderzy Konfederacji, wykorzystali Marsz jako potężną platformę do wygłoszenia ostrych, mobilizujących haseł i bezpośrednich ataków na przeciwników.
W centrum uwagi znalazł się Jarosław Kaczyński, który posunął się do bezprecedensowego kroku, porównując premiera Donalda Tuska do Władimira Putina. Ta brutalna paralela, rzucona w święto narodowe, natychmiast stała się najbardziej kontrowersyjnym politycznym akcentem dnia.
Równie głośna była postawa byłego premiera Mateusza Morawieckiego, który, choć deklarował otwartość i chęć jednoczenia się z każdym na marszu, wyraźnie się zmieszał i unikał jakichkolwiek pytań dotyczących Zbigniewa Ziobry, ostatecznie odmawiając odpowiedzi i zapraszając dziennikarzy na konferencję prasową, co natychmiast odczytano jako próbę zdystansowania się od problemów koalicjanta.
Ostatecznie, dzień 11 listopada w Warszawie przeszedł do historii nie tylko jako scena masowej mobilizacji patriotycznej (sięgającej według różnych szacunków 100-160 tys. osób), ale przede wszystkim jako arena kontrowersji symboliki (palenie flagi UE, ksenofobiczne transparenty) oraz aktów wandalizmu.