Lasy Państwowe składają oficjalny pozew o wydanie przez rosyjską ambasadę nieruchomości położonej nad Zalewem Zegrzyńskim - przekazał Polskiej Agencji Prasowej rzecznik prasowy Lasów Państwowych Michał Gzowski. Dyrektor Generalny Lasów Państwowych poinformował stronę rosyjską o rozwiązaniu umowy w trybie natychmiastowym, aczkolwiek ambasador Siergiej Andriejew oświadczył, że nie odda tego terenu.W sporze pomiędzy dyrekcją Lasów Państwowych a rosyjską ambasadą chodzi o nieruchomość położoną w Skubiance tuż nad zalewem Zegrzyńskim oddaloną raptem 40 kilometrów od ścisłego centrum Warszawy.Ośrodek wczasowy był dzierżawiony przez Rosjan od lat 80. i w dalszym ciągu obowiązywały te same, korzystne dla najemców warunki. Warto zaznaczyć, że w trakcie kilkudziesięciu lat obowiązywania umowy, strona rosyjska postawiła na gruntach dodatkowe budynki. Co ciekawe miesięczna cena za dzierżawę gruntów wynosiła około 12 tys. zł.Jak poinformował rzecznik Lasów Państwowych, w 2010 roku ówczesne władze ponownie wydzierżawiły ośrodek placówce dyplomatycznej Federacji Rosyjskiej. Dodał również, że na terenie obiektu bardzo często przebywały rodziny ambasadora i jego świty.
55-latka wpłaciła łapówkę, aby jej syn dostał się do rosyjskiego wojska. Jednak marzenia o dostatnim życiu zamieniły się w koszmar, gdy Rosjanin został jednak wysłany na wojnę w Ukrainie. Kobieta zdradziła w rozmowie z portalem Kawkaz.Realii, że codziennie modli się, aby jej syn wrócił do domu żywy.Matka Rosjanina zapłaciła 200 tys. rubli łapówki, aby jej syn Marat trafił do wojska. W przeliczeniu na złotówki to około 13,8 tys. zł.
Straty Rosjan rosną z każdym kolejnym dniem agresji na Ukrainę. Poza sprzętem wojskowym, Ukraińcy celują także w ważnych mundurowych. Tydzień temu na polu bitwy zginął kapitan specnazu Dmitrij Pak.Informacje o śmierci oficera przekazały władze miasta Bierdsk. To właśnie stamtąd pochodził 36-latek. Jest już piątym wojskowym z tego miasta, który zginął w trakcie wojny w Ukrainie.
Białoruś skierowała "siły operacji specjalnej" na granicę z Ukrainą, Polską i Litwą. Zdaniem prof. Dariusza Kozerawskiego w ten sposób Aleksandr Łukaszenka realizuje "scenariusz rosyjski" i chce "rozproszyć" uwagę mediów. Analityk nie wyklucza prowokacji na granicy polsko-białoruskiej.Ekspert stwierdził, że "w ramach planów strategicznych planów Kremla" Aleksandr Łukaszenka "chce umocnić swoją pozycję w państwie".
Rosyjska propaganda nie ustaje w próbach wypromowania fałszywych informacji na temat wojny w Ukrainie. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ujawnia najnowsze fronty dezinformacyjne Kremla. Moskwa ponownie chce zdyskredytować Polskę i zarzuca plany przejęcia zachodnich terenów Ukrainy.- Weryfikujcie informacje i nie daj sobą manipulować - apeluje Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. W najnowszym ostrzeżeniu ostrzeżono przed trzema nowymi narracjami stosowanymi przez trolle Władimira Putina. W sieci - szczególnie w mediach społecznościowych, gdzie trudno zweryfikować źródło wiadomości - pojawiać się będą informacje rozprzestrzeniane przez rosyjską propagandę. Chociaż od początku wojny w Ukrainie Polska jest silnie atakowana przez dezinformacyjne doniesienia, to w ostatnim czasie nasiliły się te dotyczące rzekomych niecnych planów Warszawy.
Rosyjscy żołnierze nie mieli litości dla 11-letniego chłopca. Mały Ukrainiec był na oczach matki gwałcony przez wojskowych. Dziecko po tym traumatycznym doświadczeniu przestało mówić i komunikuje się tylko przy pomocy rysunków. Jego dramatyczną historię na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie przedstawiła wiceszefowa MSZ Ukrainy.11-letni chłopiec padł ofiarą rosyjskich żołnierzy. Mężczyźni gwałcili dziecko, a matka chłopca musiała na to patrzeć. - Lista zbrodni Rosji jest nieskończona - powiedziała Emine Dżaparowa.Wiceszefowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy opowiedziała o dramacie 11-latka na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie. W pewnym momencie Emine Dżaparowa wyciągnęła kartkę z czarnymi liniami.Polityczka wyjaśniła, że w ten sposób 11-letni chłopiec zgwałcony przez Rosjan w czasie wojny komunikuje się obecnie ze światem. Dziecko po brutalnym akcie przemocy seksualnej przestał mówić.
Wiceszef Ministerstwa Sprawiedliwości wyznał, że polskie więzienie czeka na prezydenta Rosji. - Mamy przygotowaną celę dla Putina - powiedział podczas swojej wizyty w Radiu Zet Michał Woś.Słuchacze Radia Zet mogli być zdziwieni słysząc, że polski wymiar sprawiedliwości gotowy jest na przyjęcie Władimira Putina. Michał Woś, zastępca Zbigniewa Ziobry, podzielił się osobliwym wyznaniem w czasie swojego najnowszego wywiadu.
Jeśli Rosja zdecyduje się na atak na cele w Polsce, NATO stanie w jej obronie jako koalicja - oświadczył podczas wystąpienia w amerykańskim Kongresie szef Departamentu Obrony USA Lloyd Austin. Jego zdaniem byłaby to walka jakiej "Rosja nie chce widzieć".
Rzecznik Kremla i resort Siergieja Ławrowa zagroził Finlandii podjęcia kroków militarnych i technicznych w związku z deklaracją dotyczącą gotowości starania się o członkostwo w NATO. - To radykalna zmiana w polityce zagranicznej tego kraju - dodało rosyjskie MSZ. Moskwa wprost mówi, że gotowa jest do "odwetu" w przypadku postępowania procedury.Wcześniej wskazywano, że to Mołdawia i jej Naddniestrze może trafić na celownik Rosji, ale najnowsze słowa rzecznika Kremla i Ministerstwa Spraw Zagranicznych wskazują, że to decyzje ze strony Finów wzbudzają w Moskwie największy niepokój.Sytuacja stała się tak napięta, iż w środę Wielka Brytania zdecydowała o wydaniu oficjalnego stanowiska gwarantującego bezpieczeństwa Finlandii oraz Szwecji, która również rozważa staranie się o dołączenie do państw zrzeszonych w NATO. Jakie słowa w związku z planami dotyczących rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego padły ze strony Rosji? Wyjaśniamy.
Ukraińska aktywistka Iryna Zemliana przyznała się do oblania farbą rosyjskiego ambasadora, Siergieja Andriejewa. W swojej wypowiedzi podkreśliła, że był to "przypadek", a także przekazała, że tuż po zdarzeniu otrzymuje mnóstwo gróźb od rosyjskich użytkowników Telegrama.Nie milkną echa głośnego incydentu, do którego doszło w poniedziałek 9 maja na Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Sowieckich w Warszawie. Rosyjski ambasador został oblany czerwoną farbą, w chwili gdy chciał złożyć kwiaty pod pomnikiem.Nim do tego doszło, Siergiej Andriejew, a także towarzyszący mu dyplomaci zostali zablokowani przez protestujących, którzy krzyczeli do Rosjan "faszyści!". W pewnym momencie ambasador został oblany czerwoną farbą. Jak się okazało, za zdarzenie odpowiadała ukraińska aktywistka, Iryna Zemliana, która publiczne przyznała się do popełnionego czynu. Podkreśliła, że demonstrujący nie mogli pozwolić na to, by Rosjanie, którzy prowadzą wojnę w Ukrainie, świętowali czy składali kwiaty.- To sprawa honoru dla każdego Ukraińca i każdej Ukrainki. Bo dziś nie ma żadnego święta. Nie ma żadnej pabiedy (zwycięstwa), jak to nazywają Rosjanie. Dlatego nie mogliśmy pozwolić na to, by Rosjanie, którzy prowadzą wojnę w Ukrainie, cokolwiek świętowali czy składali kwiaty. Właśnie dlatego oblaliśmy się czerwoną farbą, bo Rosjanie mordują Ukraińców. Oczywiście przez zupełny przypadek farba trafiła też na ambasadora - przekazała w rozmowie z Polsat News, Iryna Zemliana. Kobieta ujawniła również, że tuż po zdarzeniu otrzymała wiele pogróżek, które zostały wysłane przez obywateli Federacji Rosyjskiej za pośrednictwem Telegramu. Dziennikarka podkreśliła, że łącznie wysłano jej aż 700 kuriozalnych wiadomości. Rosjanie korzystali również z innych platform społecznościowych.Warto podkreślić, że Iryna Zemliana jest cenioną dziennikarką i aktywistką pochodzącą z obwodu połtawskiego. Do wybuchu wojny była związana z Instytutem Masowej Informacji w Kijowie, obecnie przebywa w Polsce. Zemliana nadal współpracuje z ukraińskimi dziennikarzami, który stacjonują na terenie okupowanej Ukrainy.
Ukraińska agencja informacyjna UNIAN przeprowadziła badanie rosyjskiej opinii publicznej. Młodzi Rosjanie zostali zapytani o swój stosunek do powszechnej mobilizacji, o której coraz częściej mówi się w kontekście planów Władimira Putina. Większość z nich zdecydowanie sceptycznie odniosła się do pomysłu, twierdząc, że nie jest gotowa umierać "w imię czyichś interesów".Wielu komentatorów spodziewało się, że to właśnie 9 maja, w Dniu Zwycięstwa, podczas corocznej przemowy na Placu Czerwonym Władimir Putin ogłosi powszechną mobilizację. Zmusić do tego kroku miały go liczne klęski w Ukrainie i znaczne straty wśród żołnierzy, jednak takie posunięcie wiązałoby się z przyznaniem, że "operacja specjalna" jest niczym innym jak otwartą wojną.
Haniebne wydarzenie w centrum Moskwy. Budynek ambasady RP został oblany czerwoną farbą. Polski resort dyplomacji już zapowiedział, że będzie domagał się wyjaśnienia sprawy. Tymczasem nagranie ze zdarzenia publikowane jest w mediach społecznościowych, a rosyjska propaganda nazywa je "symetrycznym odwetem" za incydent z udziałem Siergieja Andriejewa w Warszawie.Pierwsze kroki odwetowe wobec Polski za poniedziałkowy incydent na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Warszawie stały się faktem. Rosjanie nie zamierzają puścić płazem ataku na ich ambasadora i podejmują prowokacyjne wobec naszych dyplomatów kroki.
Rosyjska medialna machina propagandowa zmienia przekaz. Teraz wrogiem numer jeden nie jest już Ukraina, którą trzeba "zdemilitaryzować" i "zdenazyfikować", a cały Zachód, który rzekomo wykorzystuje Ukraińców do swoich rozgrywek. Czyżby Kreml przygotowywał się do eskalacji konfliktu z demokratycznym światem?Rosyjskie media to jedno z potężniejszych narzędzi w rękach Władimira Putina, za pomocą którego manipuluje swoimi obywatelami. Od wybuchu wojny w Ukrainie prasa, telewizja i radio podległe Kremlowi skutecznie nastawiają Rosjan przeciwko Ukrainie i wmawiają im kłamstwa o "operacji specjalnej", która była konieczna ze względu na zagrożenie ze strony południowego sąsiada.W efekcie rzeczywistość uległa tak wielkiemu zniekształceniu, że rosyjskim odbiorcom zaczęto wmawiać choćby to, że "nie ma takiego języka jak ukraiński", a cały naród to tylko podległa Moskwie część wielkiego imperium, jakie tworzyło kiedyś ZSRR.Od jakiegoś czasu jednak retoryka zmieniła się i na pierwszy plan wysunął się konflikt z Zachodem. Oznaczać to może pójście na zdecydowaną konfrontację z demokratycznym światem lub też przygotowania do ogłoszenia klęski.W tym drugim przypadku Putin nie musiałby przyznawać, że przegrał z uważaną za słabszą Ukrainą i zrzuciłby winę za niepowodzenia na fakt, że przeciwko Rosji wystąpiły "wrogie" kraje, dążące do jej unicestwienia.
We wtorek w Rosji doszło do małego trzęsienia ziemi na szczeblu gubernatorskim. Czterech szefów regionów podało się do dymisji, a kolejny zapowiedział, że nie wystartuje w przyszłych wyborach. W ten sposób Władimir Putin chce zwiększyć swoją kontrolę nad całym krajem.Jak podaje państwowa agencja RIA Nowosti, dymisję złożyli szef obwodu tomskiego Siergiej Żwaczkin, szef obwodu saratowskiego Walerij Radajew, szef obwodu kirowskiego Igor Wasiliew oraz przywódca Republiki Mari El Aleksander Jewstifiejew. Z kolei z ubiegania się o kolejną kadencję zrezygnował gubernator obwodu riazańskiego.Tajemnicze i masowe dymisje są najprawdopodobniej spowodowane niezadowoleniem ze strony Kremla. Z ustaleń rosyjskich dziennikarzy wynika, że w kolejnych dniach dymisji może być jeszcze więcej.Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie, w rozmowie z Wirtualną Polską powiedział, że dymisje te spowodowane są chęcią Putina do przejęcia jeszcze większej kontroli nad całą Federacją Rosyjską. Jego zdaniem Putin stracił cierpliwość i najpierw zostały wywarte naciski na gubernatorów, a ich następców powoła sam prezydent Rosji.- Putin najwyraźniej zmierza do zwiększenia kontroli nad całą Federacją Rosyjską. Zamierzenia są takie, żeby to on mianował gubernatorów i żeby to byli jego ludzie. To jest jeden z warunków utrzymania kontroli nad całym krajem - powiedział Piekło.- To jest sygnał, że scenariusz jugosłowiański w przypadku Rosji jest możliwy i w pewnym momencie może dojść do nieuniknionego rozpadu tego, co zostało ze Związku Radzieckiego. Ten proces jeszcze nie został dokończony i de facto może dojść do upadku Federacji Rosyjskiej. Im więcej ziem próbuje zebrać Putin, to tym bardziej Federacja Rosyjska jako organizm jest słabsza. Rosja jest jak smok wawelski, który jadł i jadł, potem pił, a na końcu pękł. Taki scenariusz rozpadu jest bardzo możliwy - przyznał dyplomata w rozmowie z WP.Jan Piekło przyznał jeszcze jedną rzecz. Jego zdaniem Putin bardzo chce utrzymać kontrolę nad krajem, a ta może ulatniać mu się z rąk z powodu trwającej wojny w Ukrainie i sankcjom, które zostały nałożone na Rosję. Niewykluczone więc jest, że Putin wkrótce może ogłosić stan zagrożenia państwa lub wręcz stan wojenny. Dzięki temu mógłby "zarządzać krajem w sposób bardziej centralny".Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Był jednym z dyplomatów pobitych przez Rosjan. Po latach ujawnił wstrząsającą prawdęNie żyje Łeonid Krawczuk. Andrzej Duda pożegnał pierwszego prezydenta niepodległej UkrainyMatura rozszerzona informatyka 2022. Co muszę umieć, żeby zdać?Źródło: WP
Ambasador RP w Rosji Krzysztof Krajewski nie wyjeżdża z Moskwy i póki co zostaje na swoim stanowisku. Po tym, jak wezwano go w środę do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji, okazało się, że dyplomacie przekazano ustny protest. Rosyjski resort domaga się także oficjalnych przeprosin za incydent z oblaniem Siergieja Andriejewa czerwoną farbą podczas w Dniu Zwycięstwa w Warszawie.Rosyjskie MSZ wezwało w środę Krzysztofa Krajewskiego w związku z wydarzeniami z poniedziałku, kiedy to ambasador Rosji Siergiej Andriejew został oblany czerwona farbą podczas próby złożenia kwiatów na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich.
Podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Mińsku, Alaksandr Łukaszenka, zapytany przez dziennikarkę reżimowych mediów o możliwość rzekomego ataku Polski na Białoruś, zlecił jej by "zajęła się rodzeniem dzieci". "Przed atakiem" i tak miałaby ją obronić białoruska armia. 9 maja, w trakcie obchodów Dnia Zwycięstwa w Mińsku, dziennikarka reżimowej białoruskiej telewizji zapytała Aleksandra Łukaszenkę, co sądzi na temat rzekomego "ataku Polski na Białoruś". - Straszą ludzi tym, że Polska już zaraz napadnie na Białoruś i uzasadniają to tym, że na swoim terytorium prowadzą teraz ćwiczenia na dużą skalę. Po co Warszawie taka akcja marketingowa? - brzmiała wypowiedź dziennikarki. Oprócz zgodnej z propagandową narracją odpowiedzi, otrzymała również seksistowski komentarz. - Słuchaj, nie przeżywaj, waszym zadaniem jest rodzenie dzieci i ich wychowywanie. O wszystkim innym my będziemy decydować - podkreślił białoruski przywódca.
Pentagon oficjalnie potwierdził doniesienia, od których mówiło się już od marca. Rosja podczas wojny w Ukrainie przynajmniej 10 razy użyła broni hipersonicznej. Jednocześnie Amerykanie zaprzeczyli, jakoby w poniedziałkowym ataku na Odessę użyto właśnie tej broni.Ukraińskie Dowództwo Operacyjne Południe przekazało w poniedziałek, że Rosjanie wystrzelili trzy rakiety Kindżał na cele w Odessie. W wyniku ataku dwie osoby miały zostać ranne, a zniszczeniu miały ulec obiekty turystycznej infrastruktury.
Mimo zakazu praktycznie wszystkich form protestu - nawet za stanie na ulicy z czystą kartką papieru grozi zatrzymanie, Rosjanie i tak protestują. Ostatnio na radiowozach i kurtkach policjantów w Moskwie zaczęły pojawiać się antyputinowskie naklejki. O nowej formie protestu poinformował na swoim Twitterze Kevin Rothrock, dziennikarz niezależnego rosyjskiego portalu Meduza. Udostępnił zdjęcia antyputinowskich naklejek z Moskwy, które ostatnio znienacka zaczęły pojawiać się między innymi na radiowozach i kurtach policjantów. - Niewielki, ale bardzo odważny akt nieposłuszeństwa obywatelskiego miał miejsce w Moskwie - skomentował Rothrock.A small but thoroughly bold act of civil disobedience here in Moscow, where an antiwar activist planted a sticker on a police car brake light that says, “Putin defiled May 9 [Victory Day].” https://t.co/pmqWR6o3xx— Kevin Rothrock (@KevinRothrock) May 10, 2022 Fotografie z Moskwy opublikował w sieci feministyczny ruch antywojenny. "Putin zhańbił 9 maja" – mówi napis na naklejkach. To nawiązanie do świętowanych w Rosji 9 maja obchodów Dnia Zwycięstwa.
- Fani neonazizmu po raz kolejny odsłonili twarz - tak rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa skomentowała na Telegramie incydent, do którego doszło na terenie Cmentarza-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie. To tam ambasador Rosji Siergiej Andriejew został oblany czerwoną farbą przez ukraińską dziennikarkę i aktywistkę Irynę Zemlyanę. Ambasador Rosji Siergiej Andriejew pomimo ostrzeżenia przed ryzykiem związanym z organizacją oficjalnych obchodów Dnia Zwycięstwa w Warszawie pojawił się na terenie Cmentarza-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich. Dyplomata miał zamiar złożyć wieniec pod pomnikiem, ale jeszcze przed ceremonią został oblany czerwoną farbą symbolizującą krew. W tym samym miejscu odbywał się bowiem happening z udziałem ok. 200 osób, głównie Ukraińców, którzy wykorzystali tę okazję do antywojennego protestu przeciwko inwazji na swoją ojczyznę. Towarzyszyli im Polacy. Ambasadora powitano okrzykami "zbrodniarze" i "faszyści".
Prezydent Rosji Władimir Putin przemawiał w poniedziałek w czasie parady na Dzień Zwycięstwa. Odniósł się do trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę, powtórzył propagandową, niezgodną z faktami narrację, ale też przemilczał wiele kwestii. - Zabrakło celów politycznych, które były stawiane przez niego samego na początku inwazji - ocenił Piotr Skwieciński, polski dziennikarz i dyplomata.Dzień Zwycięstwa to hucznie obchodzone święto państwowe w całej Rosji. Spodziewano się wielu scenariuszy. Putin "miał ogłosić koniec wojny", albo wręcz "jej początek". Jednak wystąpienie prezydenta Rosji z 9 maja było zadziwiająco "pasywne" i zawierało głównie znane już oskarżenia.Putin rozpoczął swoje przemówienie od podziękowania żołnierzom walczącym w Ukrainie. Powiedział, że walczą o bezpieczeństwo Rosji. Mówił o wojnie w Ukrainie jako o "specjalnej operacji wojskowej", która - jak znowu stwierdził - była koniecznym środkiem użytym we właściwym momencie. Nazwał rosyjską inwazję w Ukrainie "właściwą decyzją niezależnego, silnego i suwerennego kraju".
Kim Dzong Un napisał list do Władimira Putina z okazji Dnia Zwycięstwa, w którym pochwalił naród rosyjski. Przywódca Korei Północnej stwierdził, że "bohaterscy" Rosjanie uratowali "los ludzkości". Wyraził też solidarność z działaniami, które Rosja podejmuje w Ukrainie. Oskarżył Zachód o zapraszanie świata do "nuklearnego holokaustu".Treść listu została opublikowana przez "Rodong Sinmun", oficjalną gazetę Komitetu Centralnego Partii Pracy Korei. Jego treść cytuje amerykański portal NK News.
Amerykański wywiad wskazuje, że Władimir Putin jest zdecydowany, aby przenieść konflikt poza Donbas. Z pozyskanych informacji, które cytuje agencja AFP, wynika, że armia ma zostać skierowana do Naddniestrza. Niewykluczone jest także wprowadzenie stanu wyjątkowego na terytorium Rosji.Służby wywiadowcze wskazują, że Władimir Putin szykuje się na długą kampanię wojenną i nie porzucił głównego celu całej "specjalnej operacji wojskowej", jakim jest podporządkowanie sobie Ukrainy.
Wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Piotr Tołstoj stwierdził, że wojna w Ukrainie skończy się dopiero, gdy armia zatrzyma się na granicy z Polską. Generałowie są zgodni, że tego typu stwierdzenia to wyłącznie "straszaki" i "propaganda". Uważają, że w ten sposób Kreml chce ukryć przed społeczeństwem, że przegrywa na froncie.To nie pierwszy raz, kiedy Polska znalazła się na celowniku Rosji. Mocne ostrzeżenia kierowała w stronę Warszawy m.in. rzeczniczka Ministerstwa Spraw Zagranicznych Maria Zacharowa.
Informacja została udostępniona w mediach społecznościowych przez Wiktora Szabłowskiego z "Notatnika Reportera". We wpisie opublikowanym na Facebooku przekazał również, że "wokół góry Jamantau na Uralu trwa budowa budynków wojskowych o nieznanym przeznaczeniu". Kreml do tej pory nie odniósł się do powyższych doniesień.NAGRANIE MOŻNA ZOBACZYĆ KLIKAJĄC TUTAJMedia donoszą, że w Rosji doszło do kolejnego pożaru. Płomienie mają pustoszyć tajgę w okolicach siedziby Władimira Putina. Nieopodal ma znajdować się także inny - niezwykle istotny dla rosyjskich wojsk - obiekt.
Jak donosi czeski portal idnes.cz Walentina Tiereszkowa, pierwsza kobieta w kosmosie, właśnie straciła honorowe obywatelstwo Czeskich Budziejowic. Rada miasta postanowiła pozbawić ją tego tytułu po tym, jak poparła Putina i wojnę w Ukrainie.
Klęska rosyjskiej propagandy w Ukrainie. Agresor chciał wypromować nowy symbol wojny, wykorzystując w tym celu staruszkę spod Charkowa. Kobieta miała być przedstawiana jako ikona "oporu przeciwko ukraińskiemu faszyzmowi", jednak okazało się, że wcale nie popiera Rosjan. Co więcej, w wyniku działań armii Władimira Putina, straciła swój dom.Rosyjska machina propagandowa działa jak dobrze naoliwiona maszyna, mydląc oczy przeciętnym Rosjanom. Nic więc dziwnego, że 74 proc. z nich wciąż popiera "operację specjalną" w Ukrainie i ślepo ufa Władimirowi Putinowi. Indoktrynacja dotyka już najmłodszych obywateli, których wychowuje się na ślepych patriotów bezwzględnie popierających politykę Kremla.Okazuje się jednak, że i najsprawniej działający organizm, czasem zalicza spadek formy. W wyniku klęsk na froncie znacznie zaczęła się rozsypywać narracja czołowych propagandystów rosyjskich mediów. Brak spójności widać także w przekazach z nich płynących, które bez problemu odkłamują Ukraińcy.
Ukraina właśnie otrzymała nową transzę pomocy od Stanów Zjednoczonych. Na Ukrainę trafiła już większość haubic M777. Ta niezwykle precyzyjna broń pozwoli Ukraińcom "siać spustoszenie w rosyjskich pozycjach". Do rosyjskich pozycji we wschodniej Ukrainie oddano pierwsze salwy z amerykańskich haubic M777. Informacje o tym przekazał w poniedziałek Jurij Butusow, korespondent wojenny serwisu censor.net. Przekazana broń może okazać się kluczowa, szczególnie w obliczu nowej fali rosyjskich ataków. Teraz ukraińskie wojsko ma szanse na przejście do ataku.
Jest oficjalna decyzja rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych po ataku na ambasadora Siergieja Andriejewa, który w poniedziałek został oblany w Warszawie czerwoną substancją. Rosja zapowiedziała, że nie planuje zamykać swoich ambasad w Polsce. - To nie należy do naszych tradycji - zadeklarował wiceszef tamtejszego MSZ.Po poniedziałkowym incydencie, podczas którego ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew został oblany przez ukraińską dziennikarkę czerwoną substancją, napięte już relacje na linii Moskwa-Warszawa jeszcze bardziej się pogorszyły.Wielu obserwatorów zaczęło się zastanawiać, jaka będzie ostateczna odpowiedź Kremla, zwłaszcza, że Polska nie spełniła postawionego jej ultimatum, by zorganizować ponowną uroczystość złożenia kwiatów na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich i zapewnić dyplomacie ochronę.Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Agencja RIA Novosti zacytowała dziś wypowiedź wiceszefa rosyjskiego MSZ Aleksandra Gruszko, który zapowiedział, że nie są planowane żadne surowe reperkusje.