Tomasz Oświeciński podzielił się z fanami smutną informacją. Tuż przed świętami córka byłego gwiazdora serialu "M jak miłość" trafiła na oddział Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie. Być może nastolatkę czeka operacja.Jak poinformował aktor, wczoraj jego córka zaczęła skarżyć się na silny ból brzucha, dlatego opiekująca się nią mama wezwała pogotowie. Lekarze wstępnie zdiagnozowali u Mai Oświecińskiej zapalenie wyrostka robaczkowego. - Plany planami, a życie swoje... Wczoraj, kiedy pojechałem do Łodzi, zadzwoniła Ola, że pogotowie zabrało Majkę do szpitala, bo zwijała się z bólu brzucha. Podejrzewaliśmy zatrucie grzybkami ze słoika, ale padła wstępna diagnoza - zapalenie wyrostka robaczkowego - przekazał gwiazdor za pomocą swojego Instagrama.
62-letnia lublinianka przeżyła koszmar czekając dobę na przyjęcie na szpitalny oddział. Kobieta skarżyła się na ostry ból brzucha i wymioty, mimo to była testowana aż trzykrotnie na obecność koronawirusa, gdyż nie była zaszczepiona. Szpital zapewnia, że działał zgodnie z przyjętym reżimem sanitarnym, a pacjentce udzielona została doraźna pomoc.Poniedziałek okazał się być pechowym dniem dla 62-letniej mieszkanki Lublina, która wstała z łóżka z ogromnym bólem brzucha. Kobieta tak bardzo cierpiała, że jej rodzina zdecydowała się wezwać na pomoc karetkę pogotowia. Zespół ratownictwa przybył na miejsce, wtedy też zaczęły się prawdziwe kłopoty emerytki.
W piątek 17 grudnia prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz miała wypadek rowerowy. Okazało się, że złamała nogę w dwóch miejscach. Tego samego dnia przeszła operację. We wpisie na Facebooku poinformowała, kiedy wróci do pracy.To już kolejny samorządowiec, który był operowany w ostatnim czasie. Do tego wydarzenia nawiązała prezydent Gdańska w internetowym poście.
Hanna Gucwińska w stanie ciężkim trafiła do szpitala. Wdowa po zmarłym Antonim Gucwińskim poczuła się źle w poniedziałek wieczorem. W piątek ma odbyć się pogrzeb jej męża, wieloletniego dyrektora wrocławskiego ogrodu zoologicznego.13 grudnia Hanna Gucwińska przewieziona została ze swojego domu do szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu. "Super Express" podaje, że wdowa po Antonim Gucwińskim trafiła pod opiekę lekarzy późnym wieczorem.
Jan Bolesław Perkowski, starosta białostocki, przebywa w szpitalu w Łapach (województwo podlaskie) z powodu zakażenia koronawirusem. W mediach społecznościowych podzielił się swoimi refleksjami na temat sytuacji na oddziale zakaźne. Działacz zdradził, że w szpitalu "czuje się, że śmierć jest tuż tuż" a "cierpienie widać i słychać". We wpisie, datowanym na 9 grudnia, Jan Bolesław Perkowski poinformował także o swoim stanie zdrowia. W poruszającym poście działacz zachęcił Polaków do szczepień.
Brutalna napaść na pielęgniarkę w szpitalu psychiatrycznym na gdańskim Srebrzysku. 46-letni pacjent rzucił się na przedstawicielkę personelu medycznego z toporkiem. Kobieta ma połamane żebro i ranę ciętą. Okoliczności zdarzenia wyjaśnić ma prokuratorskie śledztwo.Do zdarzenia doszło w środę, 10 listopada na izbie przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego im. Tadeusza Bilikiewicza w Gdańsku. Wówczas to do placówki trafił 46-letni pacjent, który zaatakował toporkiem przyjmującą go pielęgniarkę.
Tragedia w szpitalu w Sochaczewie. 39-letnia ciężarna pacjentka zmarła podczas porodu. Wcześniej kobieta i jej mąż domagali się cesarskiego cięcia, jednakże lekarz odmówił wykonania zabiegu twierdząc, że nie ma przeciwwskazań do tego, by rodziła ona siłami natury. Teraz małżonek kobiety domaga się sprawiedliwości w sądzie.39-letnia ciężarna mieszkała na co dzień w Żyrardowie, ale postanowiła rodzić w Sochaczewie, gdyż słyszała wiele dobrych opinii o tamtejszym szpitalu. Dziecko, które nosiła pod sercem miało być jej drugą pociechą. Kobieta jednak nie przeżyła porodu.
Tragedia z Pszczyny na nowo ożywiła dyskusję na temat prawa aborcyjnego w Polsce, a także zasiała szereg wątpliwości co do działalności szpitala, w którym zmarła 30-letnia Izabela. Minister zdrowia zlecił już kontrolę w pszczyńskiej placówce, która wyjaśnić ma, czy postąpiono zgodnie z procedurami. Wyniki ostatniej, przeprowadzonej w 2017 roku, były miażdżące.Po śmierci pani Izabeli szpital w Pszczynie wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że postępowanie lekarzy było zgodne z polskim prawem i ukierunkowane było na działanie w trosce o zdrowie i życie pacjentki oraz płodu. Mimo tego stanowiska, placówka zawiesiła dwóch medyków pełniących dyżur w dniu, gdy zmarła 30-latka.Milczeć nie mogło także Ministerstwo Zdrowia, które stwierdziło, że "lekarze nie mogą obawiać się podejmowania oczywistych decyzji". Ponadto, Adam Niedzielski zlecił kontrolę w śląskim szpitalu, który, jak się okazuje, już cztery lata temu mierzył się z zarzutami NFZ.
- Śmierć Izy złamała nasze serca. Wiele z nas znało ją osobiście. Była odważną, pełną życia i pasji, a jednocześnie skromną i uczynną osobą - czytamy w opisie demonstracji, która odbyła się w Pszczynie. Protest po śmierci 30-letniej Izabeli był tam wyjątkowy. Zdecydowano się na milczącą formę przemarszu.O 15:30 w Warszawie ruszył protest pod hasłem "Ani jednej więcej" (więcej na ten temat przeczytasz >pod tym linkiem<). Chociaż to w stolicy odbywa się główne wydarzenie, to w Pszczynie, gdzie zmarła 30-letnia Izabela demonstracja przybrała wyjątkowo osobisty charakter."Spacer dla Izy". Tak nazwano wydarzenie upamiętniające śmierć kobiety w 22. tygodniu ciąży. Planowane na zaledwie pół godziny wydarzenie było zupełnie inne niż zgromadzenia w reszcie kraju. W Pszczynie szli sąsiedzi i znajomi zmarłej Izy.Zdjęcia z protestu w Warszawie. Obejrzysz je w galerii poniżej.
Szpital w Pszczynie zdecydował o zawieszeniu kontraktów dwóch lekarzy, którzy w czasie pobytu w szpitalu zmarłej Izabeli mieli swój dyżur. Placówka otwarta jest również na działania odpowiednich służb w związku z ewentualnym dochodzeniem. Wcześniej zapowiadano, że lekarze, którzy podjęli decyzję o czekaniu na obumarcie płodu, żeby móc wykonać zabieg zgodnie z obowiązującym prawem, będą postawieni przed sądem pod zarzutem dokonaniu błędu lekarskiego.
Michał Kamiński, wicemarszałek Senatu, trafił do szpitala. Polityk musiał przejść zabieg i jest pod trzema kroplówkami. Mimo tego nadal pracuje.Michał Kamiński poinformował o swoim stanie zdrowia na Facebooku w środę wieczorem. Pod postem pojawiło się ponad 1,4 tys. komentarzy od wspierających współpracowników i obywateli.
Osoby przebywające niedawno w szpitalu otrzymają telefon z Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ). Minister zdrowia Adam Niedzielski potwierdza, że ankieterzy zadadzą w imieniu NFZ dziewięć pytań. Celem ma być poprawienie jakości oferowanych przez służbę zdrowia świadczeń.- Od 26 października ruszamy z ankietą oceny doświadczeń pacjenta z pobytu w szpitalu - poinformował w poniedziałek 25 października minister Adam Niedzielski.Szef resortu zdrowia z góry podziękował wszystkim pacjentom, którzy odbiorą telefon i odpowiedzą na pytania zadawane przez ankieterów. NFZ ujawniło, o co zapyta osoby przebywające niedawno w szpitalu.Od 26 października ruszamy z ankietą oceny doświadczeń pacjenta z pobytu w szpitalu. Pacjenci, którzy przebywali ostatnio w szpitalu, będą proszeni o odpowiedź na 9 pytań dot jakości komunikacji, traktowania i wyżywienia. Z góry dziękuję za poświęcony czashttps://t.co/Bya9cK4DLQ— Adam Niedzielski (@a_niedzielski) October 25, 2021
W serwisie Reddit pojawiło się bardzo niecodzienne nagranie, które zdobyło sympatię internautów. Położnej udało się uchwycić to, co działo się na sali podczas podwójnego porodu. W tym samym momencie rodziły żona i kochanka jednego mężczyzny.Zdrada mężczyzny wyszła na jaw prawdopodobnie w najgorszym możliwym momencie, ponieważ przy narodzinach kolejnego dziecka, a tak naprawdę kolejnych dzieci. Film, który trafił do sieci został nagrany przez położną, która nie ukrywała swojego zaskoczenia całą sytuacją.Na nagraniu słychać reakcję żony mężczyzny, która dowiedziała się właśnie, że ma on kochankę i będzie miał z nią dziecko. I to dosłownie niedługo, ponieważ kochanka leżała właśnie łóżko obok na tej samej sali porodowej.Położnej udało się uchwycić wrzaski kobiety, która skierowała swoją złość zarówno na męża, jak i na jego kochankę. Uprzedzamy, padło wiele niecenzuralnych słów, których wolelibyśmy nie słyszeć na co dzień.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Oliwia Bieniuk rozpłakała się w "Tańcu z Gwiazdami". Na parkiet wbiegł jej ojciecPokaz burleski w programie "Mam Talent". Żenujące komentarze jurorówWiceminister zdrowia zabrał głos ws. zamykania cmentarzy. "Decyzje będą podejmowane punktowo"Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]źródło: Reddit
Dziecko, które przyszło na świat na porodówce w Arizonie, wywołało ogromny szok zarówno u jego rodziców, jak i lekarzy, którzy pomogli mu przyjść na świat. Cary Patonai urodziła chłopca, który ważył ponad sześć kilogramów. Trzeba przyznać, że w takiej sytuacji trudno mówić o maluchu. Finn zaraz po urodzeniu stał się gwiazdą amerykańskiego szpitala.Lekarze z amerykańskiej placówki medycznej w Glendale w stanie Arizona, przeczuwali, że Cary Patonai urodzi duże dziecko. Kobieta trafiła na stół operacyjny w 38. tygodni ciąży po tym, jak odeszły jej wody. Medycy zdecydowali się na metodę cesarskiego cięcia. Nie spodziewali się jednak, że Finn będzie aż tak wielkim bobasem.Podczas porodu na widok dziecka jeden z lekarzy miał krzyknąć: „ O mój Boże, on jest ogromny!”. Nic dziwnego, ponieważ – jak się okazało później – zaraz po przyjściu na świat Finnley ważył 14,1 funta, czyli ok. 6,4 kg. Tym samym dwukrotnie przekroczył średnią wagi noworodków. Doktor, który prowadził zabieg, przyznał, że to największy „maluch” w jego 27-letniej karierze.– Gdy tylko go wyciągnęli, powiedzieli: „O mój Boże, on jest ogromny!". Wszyscy wariowali i mówili: „Nigdy nie widziałem tak dużego dziecka, nie mogę w to uwierzyć" – powiedziała Cary Patonai na antenie stacji Fox News.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dramatyczne doniesienia z Wielkopolski. Jak podaje lokalny portal moje-gniezno.pl w szkole pod miastem dochodzi do dantejskich scen. Szkołę terroryzuje bowiem jeden uczeń, który już wywołuje powszechny strach wśród innych dzieci. Chłopiec ma tylko 7 lat. - Dzieci, pierwszoklasiści, moczą łóżko na samą myśl, że mają się spotkać z nim w klasie - podaje portal "Moje Gniezno". Przerażająca relacja odwołuje się do ciężkiej sytuacji w szkole zlokalizowanej w Goślinowie pod Gnieznem.To tam uczęszcza 7-letni chłopiec, który śni się w koszmarach rówieśnikom, a rodzicom zmywa sen z powiek w obawie przed losem ich dzieci. Problem jest poważny do tego stopnia, że ostatnio do szkoły nauczyciele byli zmuszeni wezwać pomoc.
We wtorek 5 października do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach trafiło roczne dziecko. Lekarze zaobserwowali u malucha liczne obrażenia kończyn. Pracownicy placówki medycznej zawiadomili policję. Mundurowi zatrzymali już rodziców niemowlęcia. Śledczy ustalają, kto odpowiada za zły stan chłopczyka.W trakcie badań dziecka, które we wtorkowe popołudnie trafiło do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, lekarze stwierdzili złamanie nogi i ręki. Pracownicy placówki medycznej zaobserwowali również, że roczny chłopczyk jest wyraźnie zaniedbany. W związku z tym postanowili zawiadomić policję.Dziecko zostało przywiezione do szpitala w Czarnowie przez 29-letnią matkę. Jak ustalili funkcjonariusze, tego dnia chłopczykiem opiekował się również 32-letni ojciec. Mundurowi postanowili zatrzymać rodziców, którzy mają złożyć wyjaśnienia w tej sprawie. Śledczy ustalają, kto doprowadził do obrażeń malucha i czy znajduje się on pod odpowiednią opieką.
Już od jutra w radomskim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Tochtermana obowiązywać będzie zakaz odwiedzin pacjentów. Wyjątkiem będzie oddział dziecięcy. Władze placówki podjęły decyzję o ograniczeniu wizyt w związku ze wzrostem liczby zakażeń koronawirusem.W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o kolejnych 2.085 nowych i potwierdzonych przypadkach zakażenia COVID-19. 346 infekcji potwierdzono na terenie województwa mazowieckiego, do którego administracyjnie należy miasto Radom.
Mężczyznom, którzy od najmłodszych lat nie mają pozwolenia na mówienia o swoich słabościach, problemach i emocjach, trudno jest prosić o pomoc. Statystyki udowadniają, że skutki kulturowych stereotypów są dramatyczne. Na dziesięć osób odbierających sobie życie osiem to właśnie mężczyźni. Tylko w 2020 roku śmiercią samobójczą zginęło ich aż 4386. O tym, jak pomagać i gdzie szukać wsparcia rozmawialiśmy z psychoterapeutką Agatą Ziobrowską i Katarzyną Wojtachnio z Fundacji ADRA Polska.Dane wskazują, że w latach 2017-2019 mężczyźni stanowili aż 86 procent samobójców. Warto też nadmienić, że co roku w Polsce ponad pięć tysięcy osób odbiera sobie życie. Do wielu z tych tragedii można było nie dopuścić, gdyby w odpowiednim momencie przyszła pomoc. Eksperci nie mają wątpliwości co do tego, że nadal poważnym problemem są jednak kulturowe stereotypy.Choć kryzys psychiczny oraz uzależnienia przestają być tematem tabu w mediach, to mężczyźni nadal mają duże trudności z szukaniem wsparcia i przyznawania się do swoich problemów. Krzywdzące stereotypy wciąż są powielane, o czym świadczy choćby tegoroczne hasło reklamowe odzieżowej firmy H&M: „Mężczyzna nie prosi o pomoc. Nie musi, bo…”. Marka przeprosiła już za slogan, ale to pokazuje, że w kwestii stereotypów w dyskusji publicznej nawet w 2021 roku pozostaje sporo do zrobienia.Samobójstwa mężczyzn to nie tylko koszmar Polski. Zmagają się z nim również nasi sąsiedzi – Litwini oraz Węgrzy. Wybuch pandemii koronawirusa, która zamknęła nas w domach, nie ułatwił walki o zdrowie psychiczne. Dlatego terapeuci podkreślają, jak ważne jest tworzenie bezpiecznych przestrzeni oraz wyczulenie na świadome niesienie pomocy.
Od pewnego czasu Rafał Maślak, który w 2014 roku zdobył tytuł Mistera Polski, czuwa przy szpitalnym łóżku po tym, jak do placówki medycznej trafiła jego kilkumiesięczna córeczka. Uczestnik programu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami” pokazał w mediach publicznych, w jakich warunkach przebywa jego dziecko. Był wyraźnie zaskoczony panującymi standardami.Niedawno Rafał Maślak przekonał się na własnej skórze, co to znaczy bać się o własne dziecko. Jego córka trafiła do szpitala niedługo po urodzeniu, co bardzo zaniepokoiło gwiazdę. Rodzice czuwali przy łóżku dziecka, choć nie było lekko. Uczestnik drugiej edycji programu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami” przyznał, że warunki były trudne.W mediach społecznościowych Rafała Maślaka pojawiła się relacja, w której gwiazdor poinformował, że jego kilkumiesięczna córeczka musi zostać w szpitalu trochę dłużej, niż się spodziewał. Opiekowali się nią nie tylko lekarze, ale również mama, która spędzała w placówce medycznej dzień i noc. Celebryta zwrócił uwagę na niskie standardy ośrodka. Jego żona musiała spać w fotelu.
Od dziś pacjentki nie są przyjmowane na oddział ginekologiczno-położniczy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku. Przedstawiciele placówki poinformowali, że na oddziale wykryto bakterię KPC.- Decyzję taką podjęto już w piątek, 24 września. Powodem jest bakteria KPC wywołująca między innymi groźne zapalenie płuc, która pojawiła się w oddziale. [...] Najpierw wstrzymane zostały odwiedziny, ale ostatecznie zdecydowano o wstrzymaniu pracy oddziału na kilka dni - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" Marcin Prusak, rzecznik prasowy szpitala w Słupsku.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało dziś o 917 nowych przypadkach zakażeń koronawirusem. W ciągu ostatniej doby zmarło 20 osób. Ostatniej doby wykonano 42 352 testy na koronawirusa. Na kwarantannie przebywa 87 812 osób. 147 hospitalizowanych chorych musi korzystać z pomocy respiratora.Najwięcej nowych przypadków - 158 - odnotowano w województwie mazowieckim. Na kolejnych miejscach plasują się województwa: lubelskie (143), podkarpackie (85), śląskie (73), małopolskie (72), podlaskie (66), zachodniopomorskie (60), dolnośląskie (47), łódzkie (46), warmińsko-mazurskie (43), kujawsko-pomorskie (36), wielkopolskie (35), pomorskie (29), opolskie (8), lubuskie (5) oraz świętokrzyskie (2). 9 zakażeń to dane bez wskazania adresu, które zostaną uzupełnione przez inspekcję sanitarną.
Kathy Patten znalazła się na ustach wielu Amerykanów tuż po tym, kiedy po trzech kwadransach wróciła do żywych ze stanu śmierci klinicznej. Kobieta przyznała, że otrzymała od Boga drugą szansę, której nie może zmarnować.Kathy Patten nie przypuszczała, że dzień, w którym na świat przyjdzie jej wnuczka, zmieni jej życie w tak dużym wymiarze. To właśnie kilka minut po otrzymaniu telefonu od córki, która właśnie zaczęła rodzić, dostała zawału serca.U kobiety doszło do zatrzymania akcji serca, a lekarze przez 45 minut nie wykrywali u niej tętna ani pulsu. Chociaż szanse na przeżycie Kathy były niemal zerowe, to ratownicy medyczni nie chcieli dać za wygraną. I to właśnie dzięki ich uporowi świeżo upieczona babcia wróciła do żywych.- Jestem bardzo wdzięczna, że Bóg dał mi drugą szansę [...] Będę po prostu najlepszą osobą, jaką mogę być. To bardzo przerażające, powrót to druga szansa na życie - powiedziała w wywiadzie dla lokalnej telewizji.Pozostała część artykułu pod materiałem wideoLekarze, którzy przyjrzeli się temu przypadkowi nie mogą wyjść z podziwu, że tak długi stan śmierci klinicznej nie wyrządził żadnych szkód w organizmie Katy. Specjaliści mówią wręcz o medycznym cudzie, jakiego byli świadkami.W 2018 roku The American Journal of Emergency Medicine opublikował zestawienie, według którego tylko nieco ponad 10% osób, u których stwierdzono zatrzymanie krążenia, ma szanse na wyjście ze szpitala. To uzmysławia, jak wielkie szczęście spotkało Amerykankę.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Tragedia w Białym Miasteczku. TVP Info ustaliła, kim był mężczyzna, zostawił list pożegnalnyTVP Info przerwała program i pokazała wystąpienie Donalda TuskaDolny Śląsk: Pożar nielegalnego składowiska odpadów. Ryzyko niebezpieczeństwa dla mieszkańcówJeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: o2.pl
Ewa Błaszczyk w ostatnim wywiadzie dla Newserii Lifestyle zwierzyła się z problemów, które towarzyszą jej podczas budowy kliniki "Budzik" dla dorosłych. Przez pandemię koronawirusa pojawiły się komplikacje związane z kwestiami finansowymi.Ewa Błaszczyk ma za sobą wiele życiowych tragedii. Niespełna sto dni po odejściu męża aktorki, jedna z jej córek zakrztusiła się tabletką, na skutek czego do dziś pozostaje w stanie śpiączki. Walka o wybudzenie Oli trwa już ponad dwie dekady.
Dziecko zmarło kilkanaście godzin po tym, jak opuściło szpital w Pucku w województwie pomorskim. Maks, który miał zaledwie 17-miesięcy, przestał oddychać. Rodzice sugerują, że ich syn mógł przeżyć. Zdaniem rzecznika praw dziecka nie udzielono pomocy w sposób wystarczająco staranny. Wskazano nieprawidłowości.Tragedia z udziałem dziecka rozpoczęła się 7 sierpnia 2020 roku. Rodzice wraz z 17-miesięcznym synem spędzali wakacje w Jastrzębiej Górze. W pewnym momencie chłopiec zaczął się źle czuć. Po tym, jak dostał gorączki, ojciec z matką zabrali go na izbę przyjęć puckiego szpitala.Dziecko miało wysoką temperaturę i trudności z oddychaniem. Z doniesień mediów wynika, że dyżurujący w placówce medycznej lekarz stwierdził u Maksa katar. Problemy z oddechem miały wynikać ze spływania wydzieliny do gardła. Nie podniesiono jednak alarmu i zaaplikowano maluchowi zastrzyk. Następnego dnia zmarł.
Wiadomość o śmierci doktora Leszka Pabisa wstrząsnęła lekarzami ze Specjalistycznego Szpitala im. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Anestezjolog niespodziewanie zmarł w niedzielę 22 sierpnia. Miał tylko 39 lat. Prokuratura rozpoczęła już postępowanie w tej sprawie. Okazało się, że pracownik opieki zdrowotnej spędzał na dyżurach po 100 godzin tygodniowo. Placówka od dawna ma zmagać się z poważnymi brakami kadrowymi.Śmierć Leszka Pabisa wywołała duże zamieszanie w środowisku medycznym. 39-letni anestezjolog stracił przytomność we własnym domu w niedzielę 22 sierpnia. Po reanimacji, która trwała kilkadziesiąt minut, stwierdzono zgon lekarza. Stanowisko w tej sprawie zajęli jego koledzy i koleżanki z pracy.Leszek Pabis pracował w Specjalistycznym Szpitalu im. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Inni pracownicy placówki medycznej ujawnili, że już dawno pojawił się tam problem poważnych braków w kadrze, który trwa do dziś. Deficyty natomiast przekłada się na ogromne przeciążenie pracujących tam lekarzy. W związku z podejrzeniami naruszenia kodeksu pracy prokuratura wszczęła śledztwo po śmierci 39-latka.
63-letni mieszkaniec podkarpackiego Zagórza w lutym 2019 roku trafił najpierw na SOR w Sanoku i Lesku, a następnie do szpitala w Krośnie. Pan Tadeusz wkrótce zmarł, a jego bliscy zgłosili sprawę do prokuratury. Lekarze dyżurujący wówczas na odwiedzonych przez 63-latka oddziałach właśnie usłyszeli zarzuty.Gdy 63-letni pan Tadeusz zaczął zwijać się z bólu, jego syn wezwał pogotowie. Mężczyzna został odwieziony na SOR w Sanoku, gdzie przeprowadzono podstawowe badania oraz USG, a także skonsultowano jego stan z chirurgiem i internistą. Następnie 63-latek otrzymał leki i kroplówkę i został wypisany do domu.
U dwóch pacjentów Szpitala Rejonowego im. Józefa Rostka w Raciborzu na Śląsku wykryto groźną superbakterię New Delhi, która wykazuje odporność na antybiotyki. Placówka wstrzymała przyjęcia na oddział wewnętrzny z wyjątkiem osób w stanie zagrożenia życia.- Mamy niestety ognisko tego patogenu - poinformował w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” Ryszard Rudnik, dyrektor szpitala w Raciborzu.
Ratowniczka medyczna Ane Piżl opublikowała na Instagramie wpis, który rzuca negatywne światło na kondycję polskiej służby zdrowia. Kobieta trafiła na SOR z podejrzeniem zawału. Twierdzi, że osoby pracujące w szpitalach są traktowane lepiej od pozostałych chorych.Ane Piżl, która na co dzień pracuje jako ratowniczka medyczna, początkowo nie przyznała się medykom, że również pracuje w służbie zdrowia. Mimo że na oddziale było stosunkowo pusto, pomoc przyszła po dłuższym czasie.