Tragiczne zdarzenie w szpitalu w brytyjskim Glasgow. Na oddział w placówce trafił 35-letni Brytyjczyk cierpiący na hiperglikemię i towarzyszące jej powikłania. Rokowania mężczyzny nie były najlepsze, ale ten nie poddawał się i tygodniami walczył o życie. Szczęście rodziny chorego przerwał jednak niespodziewanie koszmarny błąd szpitalnego personelu, który podał pacjentowi nieodpowiednie leki. Jeśli można mówić o piekle na ziemi, tego z pewnością doświadczyła rodzina pochodzącego ze szkockiego Dumbarton Martina Weldona. Bliscy 35-latka przez długie tygodnie drżeli w obawie o to, czy uda mu się uporać ze skutkami hiperglikemii, a gdy już myśleli, że sprawy zmierzają ku szczęśliwemu finałowi, otrzymali druzgocącą wiadomość.
Dyrekcja szpitala im. Jana Pawła II w Wadowicach sięgnęła po radykalne kroki i ograniczyła dostęp do odbiorników telewizyjnych na salach chorych. Powodem takiej decyzji była chęć zapewnienia podopiecznym spokoju i komfortu, który od dawna zakłócały walki między pacjentami o wybór odpowiedniego kanału. Kością niezgody okazały się być TVP i TVN. Pobyt w placówce medycznej sprzyjać ma spokojnej rekonwalescencji, trudno jednak, by ta była możliwa, gdy na szpitalne sale wkracza wszechobecna polityka. Wówczas, stan zdrowia pacjentów może pogarszać rosnące z każdą minutą ciśnienie, zwłaszcza, gdy na sąsiednich łóżkach leżą pacjenci, których poglądy nieco się rozjeżdżają.
Dziennikarz TVP Łukasz Owsiany przeszedł prawdziwe piekło - podczas urlopu dostał udaru i musiał być hospitalizowany. Aktualnie jest w śpiączce, jednak jego siostra i partnerka przekonują, że można było tego uniknąć. Zarzucają szpitalowi poważne zaniedbania.
Dorota Stalińska aktualnie przebywa w szpitalu. Aktorka zaniepokoiła swoich fanów i zamieściła w sieci wpis, w którym pokazała się tuż po operacji. Chociaż widok prawej ręki i lewej stopy w opatrunku może budzić lęk, sama aktorka zdaje się niczym nie martwić. Fani pogratulowali jej pogody ducha i życzyli dużo zdrowia. Co dokładnie dolegało charyzmatycznej artystce?
Polska służba zdrowia znów znalazła się nad przepaścią. Po ostatniej zmianie przepisów dokonanej przez Ministerstwo Zdrowia, pielęgniarki i położne po raz kolejny grożą rozpoczęciem strajku, bo nie zgadzają się na dysproporcje w zarobkach. We wtorek w Sanoku odbyła się już dwugodzinna akcja ostrzegawcza. Tymczasem dyrektorzy szpitali poważnie głowią się nad tym, skąd wziąć pieniądze na podwyżki.W ostatnich miesiącach słowo "podwyżki" odmieniane jest przez wszystkie możliwe przypadki. Podniesienia pensji domagają się reprezentanci przeróżnych branż, bo każdego, bez wyjątku, dopada rekordowa inflacja, a do oczu niepokojąco zagląda widmo głodu.Niepewność, co do zapewnienia sobie godnej przyszłości, zagościła nawet na Wiejskiej, gdzie rozpoczęto przygotowania do podwyższenia w przyszłym roku uposażenia polityków o niemalże 8 proc. Inna rzecz, że radość nie trwała długo, a całą zabawę postanowił popsuć prezes Jarosław Kaczyński.
Pożar w szpitalu w Białej Podlaskiej (woj. lubelskim). Pod placówkę podjechało 10 zastępów straży pożarnej. Konieczna była ewakuacja pacjentów. - Wszyscy pacjenci są bezpieczni - zapewnił Adam Chodziński, dyrektor szpitala.Pożar w szpitalu na Lubelszczyźnie. 30 osób musiało ewakuować się z budynku szpitala w Białej Podlaskiej. Dym zaczął wdzierać się na oddział i liczyła się każda minuta. Ogień pojawił się w jednym z pomieszczeń technicznych.
Dolnośląski wojewoda zamierza przeciwdziałać sytuacjom, w których z powodu braku miejsc lub odpowiedniego oddziału specjalistycznego, karetki nie są przyjmowane przez placówki medyczne. Wojewoda uznał, że tłumaczenie się brakiem wolnych miejsc w szpitalu jest nieuzasadnione. Planuje kary dla miejsc, w których będzie dochodzić do przetrzymywania pacjentów w karetkach. Pacjent czeka w karetce - co robić? Według informacji, do których dotarło Radio Zet, w dolnośląskich szpitalach dochodzi do licznych przypadków długiego przetrzymywania pacjentów w karetkach, zanim udzielona zostanie im pomoc w szpitalu. Medium przekazało, że w 28 proc. przypadków, gdy karetka podjeżdża pod placówkę medyczną, zanim pacjent trafi pod opiekę lekarza, jest w niej przetrzymywany więcej niż 30 minut. To niedopuszczalne, ponieważ maksymalny czas oczekiwania powinien trwać nie więcej, niż 10 minut. Anonimowi ratownicy medyczni, do których dotarło Radio Zet, twierdzą, że przyczyną jest próba ograniczania kosztów przez szpitale. Dolnośląski wojewoda miał już zareagować i podjąć odpowiednie kroki w celu zaradzenia tego rodzaju incydentom. Kliniki, które odmówią przyjęcia, mogą liczyć się z karami. Wojewoda dolnośląski reaguje Wojewoda dolnośląski nie godzi się na tłumaczenie, że w szpitalach brakuje miejsc lub nie ma w nich odpowiednich oddziałów specjalistycznych. Każdy pacjent musi zostać przyjęty do placówki. Żeby tak było, samorządowiec postuluje o kary dla klinik, które nie będą w należyty sposób wywiązywać się z obowiązków. Proponuje, by zamiast przetrzymywać pacjenta w karetce, udzielić mu wstępnej pomocy i podjąć działania w celu odnalezienia wolnego miejsca w innej placówce. Co więcej, zdaniem wojewody, do przewiezienia potrzebującego do innego szpitala nie powinny być wykorzystywane systemowe karetki, a służący bezpośrednio do takich zadań transport międzyszpitalny. Choć idea wojewody wydaje się szlachetna, ciężko dziś stwierdzić, czy w praktyce okaże się wykonalna. Mimo dobrych intencji, problemy finansowe, z jakimi zmagają się szpitale, mogą szybko sprowadzić go na ziemię. Artykuły polecane przez Goniec.pl:Paweł Kukiz ponownie postawił PiS ultimatum. Tym razem Jarosław Kaczyński się przejmie i dotrzyma słowa?Alert RCB trafił do Polaków. Sytuacja jest poważna, IMGW ostrzega o "ekstremalnym" zagrożeniuMatka zostawiła dwumiesięczne dziecko w aucie i poszła na zakupy. Nie rozumiała pilnej akcji służb Źródło: radiozet.pl
Tragedia przed szpitalem miejskim w Słupcy (woj. wielkopolskie). W sobotę przed placówką zasłabł mężczyzna. Mimo błyskawicznej reakcji służb medycznych, życia 30-latka nie udało się uratować.Dramatyczne sceny rozegrały się w sobotę, 9 lipca, około godziny 10:00 przed szpitalem miejskim w Słupcy. Służby ratunkowe otrzymały zgłoszenie, że na parkingu przy ulicy Kilińskiego znajduje się 30-latek potrzebujący pomocy.
Tragedia w Tarnowskich Górach na Śląsku. Kobieta wypadła z okna drugiego piętra miejscowego szpitala. Ratownicy na miejscu stwierdzili natychmiastowy zgon pacjentki. To nie pierwsza taka sytuacja w ostatnim czasie.Sprawę opisał portal tarnogorski.info. Zajmuje się nią policja, która ustala okoliczności zdarzenia. Według w wypadku nie miały udziału osoby trzecie.
Zdrowe żywienie to niezbędny element prawidłowej rekonwalescencji i jeden z gwarantów dłuższego życia. Prawda ta, choć stara jak świat, wciąż często obca jest tym, którzy powinni dbać o nasze zdrowie. Trafiając na szpitalny oddział, nie warto liczyć na wikt i opierunek, bo można doznać wielkiego zawodu. Poza leczeniem niechcianych przypadłości przyjdzie nam także zmierzyć się z głodowymi porcjami mało apetycznego jedzenia.Pobyt w szpitalu nie jest czymś przyjemnym, ale w niektórych przypadkach bywa niezbędny. Wizyta na szpitalnym oddziale nie jawi się jako zbytnio atrakcyjna zwłaszcza w polskich realiach, które znacznie odbiegają od tych, w jakich żyją nasi zachodni sąsiedzi.Przestarzała infrastruktura i chrapiący na sąsiednim łóżku współtowarzysze to koszmar każdego pacjenta. W ostatnich latach opowieści grozy zdominowane zostały jednak przez jeden temat, a mianowicie jedzenie, będące zakałą publicznych placówek medycznych.
W piątek 88-letni mężczyzna dostał telefon ze szpitala z wiadomością, że jego żona nie żyje. Pogrążona w smutku rodzina zmarłej kobiety chwilę później zaczęła przygotowania do pogrzebu. Jednak gdy bliscy przyjechali po akt zgonu do szpitala, okazało się, że kobieta... żyje. Rodzina nie kryje swojego oburzenia, dyrekcja szpitala przeprasza.
Prokuratura Okręgowa w Koninie prowadzi śledztwo mające wyjaśnić przyczyny tragicznej śmierci 6-letniej dziewczynki, która zmarła w ciągu dwóch godzin od przyjęcia do szpitala w Kole. Dziewczynka nagle przestała oddychać, od rana tego samego dnia skarżyła się na bóle głowy i nóg.Koło. Nagła śmierć 6-latki po przyjęciu do szpitalaDo tragicznego zdarzenia doszło w poniedziałek, 6 czerwca, w szpitalu w Kole (woj. wielkopolskie). O sprawie poinformowali dziennikarze PAP. 6-letnia dziewczynka skarżyła się na bóle głowy i nóg. - W związku z tym matka umówiła wizytę u pediatry na godz. 15. Ponieważ stan dziecka się pogarszał i dziewczynka zaczęła mieć problemy z podniesieniem się z łóżka, a także miała znacznie obniżoną temperaturę, matka wezwała pogotowie - mówiła w rozmowie z PAP prok. Ewa Woźniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie. Jak dodała, zanim przyjechała karetka, stan dziecka pogorszył się jeszcze bardziej.Po godz. 11 dziewczynka została przewieziona do szpitala, gdzie poddano ją podstawowym badaniom. Jak wskazała prokurator, po godz. 12 sześciolatka nagle przestała oddychać. Pomimo ponad godzinnej reanimacji nie udało się uratować życia dziewczynki.
Wraca ogromne niebezpieczeństwo związane z poparzeniem barszczem Sosnowskiego. Roślina rośnie nie tylko w Polsce, czego dowodem jest historia dwuletniej Elli. Płacz, ból i ogromne pęcherze od poparzenia na rękach. Rodzice natychmiast ruszyli do lekarza. Gdzie rośnie barszcz Sosnowskiego? Publikujemy mapę.W przeszłości sprowadzono go do Polski, by służył jako pasza dla zwierząt, ale barszcz Sosnowskiego bardzo szybko stał się corocznym zagrożeniem. Wywołuje poparzenia II i I stopnia. Barszcz Sosnowskiego bardzo łatwo się rozsiewa i spotkać go można nie tylko na łąkach i w lasach, ale również w parkach miejskich i nad popularnymi jeziorami. Mała Ella padła jedną z ofiar niebezpiecznej rośliny. Rodzice alarmują o uwagę i jako przykład podają historię swojej dwuletniej córki.
- Pojechał do szpitala po zdrowie, a przywiozą go w trumnie - powiedziała matka Arkadiusza M., który spłonął w częstochowskim szpitalu. - Nie wiem, czy był przywiązany pasem bo nogi miał przykryte - dodała siostra, która widziała się z bratem na pół godziny przed tragedią.- To do mnie nie dociera, mój syn musiał umierać w męczarniach. Co robiły pielęgniarki?- pyta w rozmowie z "Faktem" pani Irena. Oddała syna pod opiekę lekarzy w szpitalu, by ci mu pomogli, ale on z placówki już nigdy nie wyszedł.W zeszłą niedzielę 35-letni Arkadiusz przewieziony został przez pogotowie do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. PCK w Częstochowie na oddział neurologiczny. W środę wybuchł tragiczny pożar, w którym zginął.Jeszcze na około pół godziny przed pojawieniem się płomieni u Arkadiusza była siostra. - Brat spał, był po dużej dawce tabletek, nie dało się z nim porozmawiać. Ręce mu zwisały swobodnie z łóżka - relacjonowała dla "Faktu" pani Żaneta.
Tomasz Ciachorowski trafił na szpitalny oddział ratunkowy po wypadku na planie "M jak miłość". Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w trakcie nagrywania sceny bójki z Mikołajem Roznerskim.O wypadku na planie "M jak miłość" Tomasz Ciachorowski wspomniał w czasie rozmowy z Mateuszem Szymkowiakiem w programie "Taki jak ty" na kanale TVP Kobieta. Po niefortunnej wpadce aktor został przewieziony na SOR.
Dramatyczne nagranie z oddziału, gdzie leczone są dzieci, trafiło do sieci. Materace leżą na ziemi, nawet na drodze do drzwi ewakuacyjnych, mającymi służyć ratunkiem na wypadek pożaru. - W takich warunkach leczone są również nastolatki pod kardiomonitorami - mówi autor nagrania. Lekarze mają dość, odchodzą z pracy, bo nie są w stanie pomóc najmłodszym pacjentom.Zaledwie dzień po Dniu Dziecka media społecznościowe obiegło nagranie z oddziału psychiatrii dla dzieci i młodzieży w szpitalu przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie. Na oddziale jest 20 łóżek, pacjentów... 47 i nie ma ich więcej tylko dlatego, że materace nie mieszczą się już na podłodze.Nagranie zamieściła Katarzyna Szczerbowska z fundacji eFkropka pomagającej osobom w kryzysie psychicznym. Sam film nakręcony został w warszawskim szpitalu w kwietniu 2022 r. - Materace się już nie mieszczą. Tutaj jest wyjście ewakuacyjne na wypadek pożaru - słyszymy na wstrząsającym nagraniu. W takich warunkach leczone są dzieci. Będzie jeszcze gorzej. Tylko w Wielkopolsce zamknięcie grozi dwóm kolejnym oddziałom psychiatrii.
Niepokojące informacje o Jarosławie Jakimowiczu obiegły krajowie media. Wzbudzający kontrowersje prezenter Telewizji Polskiej trafił niedawno do jednego z warszawskich szpitali, gdzie miał przejść operację. Jarosław Jakimowicz regularnie jest bohaterem kolejny skandali. W trakcie minionej majówki sieć obiegło nagranie, pokazujące jak gwiazdor TVP walczy z tęczową flagą, powieszoną przy ulicy Belwederskiej w Warszawie obok flagi biało-czerwonej.
Fani niepokoją się o Katarzynę Chrzanowską, która przekazała najnowsze informacje o swoim stanie zdrowia. Aktorka, znana m.in. z roli w uwielbianym przez Polaków serialu stacji Polsat pt. "Adam i Ewa", już od kilku miesięcy jest przykuta do łóżka.Katarzyna Chrzanowska ma na swoim koncie wiele ról w polskich serialach. Największą popularność przyniosła jej jednak tytułowa rola Ewy w produkcji "Adam i Ewa", gdzie zagrała u boku Waldemara Goszcza, który w 2003 roku zginął tragicznie w wypadku samochodowym.
Homel, Mozyrz i Narowla to miasta na terenie Białorusi, gdzie trafiać mają ranni Rosjanie. Dodatkowo białoruskie kostnice mają być pełne ciał rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli na wojnie w Ukrainie. - Ludzie byli zaszokowani liczbą zwłok - powiedział mieszkaniec jednego z białoruskich miast w rozmowie z Radiem Swobodą.Informacje na temat umieszczania rannych żołnierzy z Rosji i ciał lokowanych w białoruskich kostnicach przekazała ukraińska agencja informacyjna Ukrinform. Powołano się na Radio Swaboda, którego dziennikarze rozmawiali z mieszkańcami miast wybranych przez Aleksandra Łukaszenkę.Cała akcja ma być objęta tajemnicą. Radio Swaboda wskazało, że personel pracujący w lokalnych szpitalach, gdzie trafiają ranni rosyjscy żołnierze, zostali zmuszeni do podpisania specjalnego dokumentu. Gwarantuje on, że dochowają poufności i nie ujawnią, co dzieje się w białoruskich placówkach. Prawda jest przerażająca.Ukraińskie ministerstwa i sam Wołodymyr Zełenski podkreślają, że rosyjska armia ponosi spore straty podczas wojny w Ukrainie. Regularne raporty na temat kolejnych zniszczonych czołgów i wyposażenia armii Władimira Putina pokazuje, że Rosjanie napotykają opór, jakiego się nie spodziewali.
W sobotę doszło do dramatycznego wypadku w namiocie cyrkowym, rozstawionym na terenie podwarszawskiego Pruszkowa. Dwóch akrobatów spadło z dużej wysokości, obaj mężczyźni zostali przetransportowani do szpitala. Policja wyjaśnia teraz okoliczności zdarzenia.Informację o wypadku zamieścił na swoich łamach serwis lukamaro.pl. W rozmowie z nami oficer prasowa Komendanta Powiatowego Policji w Pruszkowie kom. Karolina Kańka potwierdziła, że w sobotę, pomiędzy godziną 12:00 a 13:00, doszło do wypadku w namiocie Cyrku Zalewski.
Rosjanie ostrzelali dziecięcy szpital w Mariupolu. Wołodymyr Zełenski oraz jego doradca Mychajło Podolak pokazali doszczętnie zniszczony budynek. - Ludzie, dzieci leżą pod gruzami. Okrucieństwo! - napisał prezydent Ukrainy.Kolejne dramatyczne doniesienia z Mariupola. Po tym, jak Lekarze Bez Granic donieśli, że w oblężonym mieście brakuje wody pitnej, a ludzie piją deszczówkę, w środę doszło do kolejnych militarnych działań Rosjan.Tym razem na celowniku Rosjan - deklarujących, że atakują tylko cele wojskowe - znalazł się szpital dziecięcy. - Budynek szpitala, gdzie jeszcze niedawno leczono dzieci, jest całkowicie zniszczony. Informacja na temat poszkodowanych dzieci i matek jest ustalana - podała w oficjalnym komunikacie Miejska Rada Mariupola. Głos zabrał również Wołodymyr Zełenski.Mariupol. Direct strike of Russian troops at the maternity hospital. People, children are under the wreckage. Atrocity! How much longer will the world be an accomplice ignoring terror? Close the sky right now! Stop the killings! You have power but you seem to be losing humanity. pic.twitter.com/FoaNdbKH5k— Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) March 9, 2022
Szpital w Pucku ograniczył funkcjonowanie Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej w ten weekend. Wszystko z powodu braku personelu medycznego. Do dyspozycji pacjentów będą jedynie pielęgniarki.Mimo problemów kadrowych pacjenci w stanie zagrożenia zdrowia i życia otrzymają stosowną pomoc w Izbie Przyjęć Szpitala Puckiego. O tym, z jak trudną sytuacją zmaga się placówka, opowiadała jej prezes Oksana Rabij-Zabłotna.
Od poniedziałku, 7 lutego, w Szpitalu Południowym na Ursynowie działa całodobowy punkt pobrań wymazów. Test na obecność koronawirusa będzie można wykonać o każdej porze dnia i nocy. To drugie miejsce w Warszawie - po szpitalu na Solcu - które testuje całą dobę.Test na obecność SARSV-CoV-2 można od poniedziałku wykonać przez całą dobę w Szpitalu Południowym na Ursynowie oraz w szpitalu Solec. W tym drugim od poniedziałku do piątku całodobowo, a w weekendy od 8 do 20. Testy będą wykonywane metodą PCR na podstawie wystawionych przez NFZ skierowań. Wyniki będą dostępne do 24 godzin od momentu pobrania materiału do badań. Można będzie je sprawdzić na dedykowanych stronach szpitala lub na Indywidualnym Koncie Pacjenta (IKP).Według danych Ministerstwa Zdrowia, w ciągu ostatniej doby wykonano 138,5 tys. testów na koronawirusa. Obecnie zakażonych osób w Polsce jest 5 mln 224 tys. - Mamy 35 960 (w tym 3 974 ponownych zakażeń) potwierdzonych przypadków zakażenia #koronawirus z województw: mazowieckiego (4925), wielkopolskiego (3986), śląskiego (3465), dolnośląskiego (3045), kujawsko-pomorskiego (2737), łódzkiego (2595), pomorskiego (2471) - czytamy w komunikacie Ministerstwa Zdrowia.📊 W ciągu doby wykonano ponad 138,5 tys. testów na #koronawirus. pic.twitter.com/tzedOYTsPo— Ministerstwo Zdrowia (@MZ_GOV_PL) February 8, 2022 Artykuły polecane przez redakcję Goniec.plWarszawa. Zderzenie trzech aut na Radzymińskiej. Uszkodzone zostały barierki, dwie osoby ranneWarszawa. Wypadek na Wisłostradzie z udziałem samochodu SOP-uSeria samobójstw w Złotych Tarasach. W galerii pojawiły się nowe zabezpieczeniaJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Warszawy lub Mazowsza, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Goniec.pl
Jagna Marczułajtis-Walczak, posłanka Koalicji Obywatelskiej i była snowboardzistka, poinformowała na Twitterze, że przebywa w szpitalu. Przeszła już operację, ale "potrzebuje więcej czasu, aby wrócić do formy". Współpracownicy i internauci życzą działaczce dużo zdrowia.Do wpisu na Twitterze Jagna Marczułajtis-Walczak dołączyła także fotografię. Na razie nie zdradziła, jak się czuje i kiedy będzie w stanie opuścić szpital.
We wtorek, dyrekcja Szpitala Św. Trójcy w Płocku przekazała informację o wstrzymaniu odwiedzin. Decyzja jest spowodowana obecną sytuacją pandemiczną. "Odwiedziny zostały wstrzymane do odwołania "w trosce o bezpieczeństwo podopiecznych i personelu" - informuje szpital.- W związku z SYTUACJĄ EPIDEMICZNĄ Zarząd Płockiego Zakładu Opieki Zdrowotnej Sp. z o.o. w trosce o bezpieczeństwo podopiecznych i personelu na podstawie art. 5 ustawy z dnia6 listopada 2008 roku o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (t.j. Dz. U. z 2020 r. poz. 849.) wstrzymuje odwiedziny do odwołania - czytamy w komunikacie szpitala.Odwiedziny są możliwe tylko po uprzednim uzgodnieniu z Ordynatorem Oddziału lub lekarzem dyżurnym w zastępstwie Ordynatora w godzinach: 15:00-18:00
74-latek popełnił samobójstwo w łazience na szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR) w Koninie (województwo wielkopolskie). Mężczyzna już wcześniej próbował targnąć się na swoje życie. Poruszona rodzina domaga się wyjaśnienia tej tragedii. W sprawę zaangażowała się już prokuratura. Rodzina zmarłego jest przekonana, że personel SOR-u nie upilnował pacjenta i nienależycie wywiązał się ze swoich obowiązków.
W piątek 28 stycznia wieczorem doszło do czołowego zderzenia dwóch samochodów osobowych w Zielonej Górze. Za kierownicą jednego z nich siedział Waldemar Sługocki poseł Koalicji Obywatelskiej i szef lubuskiej Platformy Obywatelskiej. Polityk trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację.O wypadku jako pierwszy napisał portal newslubuski.pl. Na zdjęciu z tego zdarzenia widać, że obydwa samochody zostały doszczętnie zniszczone. Na szczęście, życiu polityka, który uczestniczył w zdarzeniu, nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Z ustaleń Radia Zet wynika, że w szpitalach w całym kraju zaczyna brakować preparatów immunoglobulin. Te leki są kluczowe w pierwszym etapie zwalczania PIMS, czyli zespołu pocovidowego u dzieci. Lekarze uważają, że problem ma zasięg europejski. W związku z tym pomorska konsultant w dziedzinie pediatrii wystosowała pismo, w którym domaga się interwencji.PIMS to reakcja układu odpornościowego na infekcję koronawirusem. Pierwsze symptomy pojawiają się po upływie od 2 do 4 tygodni od zakażenia. Z amerykańskich statystyk wynika, że na zespół pocovidowy choruje 1 na 1000 dzieci zainfekowanych SARS-CoV-2.