Jedno pytanie może kosztować Jewgienija Popowa stanowisko i pozycję w rosyjskiej telewizji. Propagandysta Kremla wyśmiał teorie deputowanego Dumy, Aleksieja Żurawliowa dotyczące ataku atomowego na Ukrainę. Rosyjska telewizja bardzo dba o dobry wizerunek wojny wśród widzów - działania na froncie tłumaczone są wciąż podobnie jak na początku, ochroną rosyjskich obywateli mieszkających w Ukrainie przed ukraińskimi władzami, które miałyby prześladować rosyjską mniejszość.
Aleksandr Łukaszenka poderwał wojska na ćwiczenia, co wzbudziło niepokój Ukrainy. Jednak Kamil Kłysiński, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich, uważa, że białoruski dyktator tylko buduje napięcie, ale nie przystąpi do wojny. Jego zdaniem przywódca robi wszystko, aby wyrwać się z wojennej sytuacji.- Nie wierzę, że Alaksander Łukaszenka w swoich interesach byłby gotów rozwinąć manewry w coś bardziej groźnego, w jakąś ofensywę czy choćby prowokację - przyznał analityk.
Wojskowa administracja obwodu zaporoskiego twierdzi, że armia rosyjska zmienia taktykę. Zdaniem Ukraińców Rosjanie "działają dużo ostrożniej" niż w pierwszych dniach inwazji. Wskazali też, w jakie miejsca celują najeźdźcy.O nowych posunięciach armii Putina wojskowa administracja obwodu zaporoskiego poinformowała za pośrednictwem komunikatora Telegram.
Prezydent Wołodymyr Zełenski po raz kolejny skrytykował działania Niemiec w obliczu wojny w Ukrainie. - Nie można być trochę złym i trochę dobrym: prawą ręką nakładamy sankcje, a lewą ręką podpisujemy kontrakty z Rosjanami. To jest hipokryzja – ocenił i zaapelował o dalsze nakładanie sankcji na agresora.Wołodymyr Zełenski wziął w piątek udział w spotkaniu brytyjskiego think-thanku, podczas którego mówił o potencjalnych dalszych krokach Kremla. Polityk ostrzegł przed dalszą ekspansją Rosji i w tym kontekście wezwał do bardziej stanowczych kroków wobec reżimu Władimira Putina.
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn poinformował w piątek o niebezpieczeństwie na granicy polsko-białoruskiej. Nawiązał również do kolejnych propagandowych działań Rosji uderzających bezpośrednio w Polskę.Z komunikatu Stanisława Żaryna wynika, że na granicy polsko-białoruskiej nieustannie dochodzi do prób jej forsowania i wtargnięcia na terytorium naszego kraju. Rzekoma agresja migrantów ma być wspierana przez białoruskich pograniczników.
Premier Ukrainy podziękował Mateuszowi Morawieckiemu za kampanię billboardową zatytułowaną "Stop Russia Now!". - Prócz bezpośredniego wsparcia wolnego świata, niemniej ważne jest przemówić do sumień polityków i obywateli, i zaapelować o powstrzymanie rosyjskiej agresji przeciwko mojemu krajowi - napisał Denys Szmyhal.Od wybuchu wojny w Ukrainie Polska stała się jednym z najbliższych sojuszników Kijowa. Pomimo sprawnych zabiegów rosyjskiej propagandy, która za wszelką cenę chce poróżnić Polaków i Ukraińców, nasze relacje są dobre jak nigdy przedtem.W kierunku naszego narodu niejednokrotnie skierowane zostały liczne podziękowania, m.in. ze strony samego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Najnowsze wyrazy wdzięczności przekazał za pośrednictwem Twittera premier Ukrainy Denys Szmyhal.
Szefowa "Wspólnoty Kazachskiej" w Polsce, Bali Marzec podkreśliła w rozmowie z Interią, że nie wierzy w to, że Rosja może wywołać wojnę z Kazachstanem. - Nasza neutralność jest bezdyskusyjna - zaznaczyła. Dała również do zrozumienia, że jej kraj nie chce "zadzierać" z silnymi sąsiadami takimi jak Chiny czy Rosją, ponieważ w odróżnieniu od nich nie posiada aż tak okazałej liczby ludności.- Nie wierzymy, że Moskwa może wywołać wojnę z Kazachstanem. Nasza neutralność jest bezdyskusyjna - przekazała w rozmowie z Interią Balii Marzec, szefowa "Wspólnoty Kazachskiej" w Polsce.W ten sposób zareagowała na słowa Ołeksija Daniłowa, sekretarza ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, który w środę przestrzegł inne państwa przed działaniami strony rosyjskiej. - Wojna nie skończy się na terytorium naszego kraju - podkreślił. Zwrócił się zarówno do Mołdawian, jak i Kazachów informując o tym, by się "szykowali". Domyślnie do ciężkiej walki z Federacją Rosyjską.Na słowa ukraińskiego polityka w bardzo stanowczy sposób zareagowała liderka stowarzyszenia "Wspólnota Kazachska" w Warszawie. W rozmowie z Interią podkreśliła, że była niezwykle zdziwiona słowami Daniłowa, ponieważ jej kraj dosłownie "dmucha na zimne", byle nie wejść w stan wojny z większymi sąsiadami.- Kazachstan ma specyficzne położenie między Chinami, liczącymi około 1,5 miliarda obywateli, a Rosją. Jest 8,5 razy większy od Polski, a jednocześnie mieszka w nim 18 milionów osób (Polska ma około 38 mln mieszkańców - red.) - wskazała, podkreślając różnice w potencjale demograficznym.
Ukraiński wywiad przekazał niewiarygodne informacje dotyczące działań Rosjan na okupowanych terytoriach. Z udostępnionych danych wynika, że mieszkańcy w separatystycznych "republikach" ługańskiej i donieckiej są zmuszani do wyrabiania paszportów tych pseudorepublik pod groźbą represji. Rosyjska agresja na terytorium Ukrainy trwa już od niemal dwóch miesięcy. Wojska Władimira nie odnoszą przewidywanych sukcesów, przez co sytuacja na okupowanych terenach nie jest aż tak klarowna, jak mogłoby się wydawać. Rosjanie zdecydowali się na niewiarygodne rozwiązanie mające na celu podkreślenie swoich wpływów. Niebywałe informacje na temat działań sił Putina przekazał ukraiński wywiad. W oficjalnym komunikacie poinformowano o niezwykle ciężkiej sytuacji mieszkańców separatystycznych "republik" ługańskiej i donieckiej.Przytoczono również sytuacje z okupowanego miasta Sorokyne znajdującego się w obwodzie ługańskim, gdzie rozpoczęto procedurę wyrabiania paszportów Ługańskiej Republiki Ludowej ukraińskim obywatelom przemieszczonym z niedawno zajętych terenów.- Ludzie nie mają domów, majątku ani pieniędzy. Są więc zmuszeni się na to godzić, bo tylko tak mogą otrzymać wypłaty w rublach, artykuły spożywcze i pomoc lekarską - można przeczytać w komunikacie ukraińskich służb.Podkreślono również, że Rosjanie prowadzą z tamtejszą ludnością "rozmowy profilaktyczne". Mieszkańcy tamtych terenów są informowani, że gdy odmówią przyjęcia obywatelstwa "pseudorepubliki", stracą jakiekolwiek środki do życia, a w konsekwencji zostaną poddani represjom.
Ukraińskie służby po raz kolejny przechwyciły rozmowę rosyjskiego żołnierza. Wojskowy w trakcie rozmowy z żoną ocenił, że na wojnie z Ukrainą są jedynie dwa wyjścia - umrzeć lub zostać rannym. Zapis rozmowy został udostępniony przez ukraiński wywiad na swoim kanale w serwisie YouTube. Niebywałe słowa padły w trakcie rozmowy rosyjskiego wojskowego z małżonką. Relacjonował, co tak naprawdę dzieje się na terytorium okupowanej Ukrainy. - Gdy wrócę, wszystko ci opowiem. Nie będziesz mogła w to uwierzyć. Nasi dowódcy nigdy nigdzie nie walczyli, ilu ludzi oni posłali tutaj na śmierć - przekazał żołnierz. - Każą nam realizować takie zadania, że to się nie mieści w głowie. Oni są nienormalni - dodał.W rozmowie z żoną zaznaczył również, że straty wojsk Federacji Rosyjskiej są niezwykle wysokie. Ocenił, że z 800-osobowego oddziału pozostało zaledwie około 50 osób zdolnych do dalszej walki.
Ceniony dziennikarz śledczy zajmujący się Rosją, Christo Grozev jest przekonany, że tamtejsi generałowie mogą zignorować polecenia Władimira Putina dotyczące ataku nuklearnego na inne państwo. Wszystko ze względu na rzekome problemy zdrowotne rosyjskiego przywódcy. W jego opinii dyktator może się srodze zawieść na lojalności swoich najbliższych ludzi.Rosyjska agresja na terytorium Ukrainy trwa już od niemal dwóch miesięcy. Wojska Władimira nie odnoszą przewidywanych sukcesów, przez co sytuacja w najbliższym otoczeniu przywódcy nie jest aż tak klarowna, jak mogłoby się wydawać. W opinii znanego specjalisty zajmującego się Federacją Rosyjską, Christo Grozeva, Władimir Putin stracił swój autorytet, co może wpłynąć na końcowe rozstrzygnięcia konfliktu w Ukrainie. Według przekazanych danych, najwyżsi rangą wojskowi są przekonani, że Władimir Putin jest śmiertelnie chory. To właśnie z tego względu nie będą ryzykować własnego dobra, jak również dobra kraju, dla barbarzyńskich fanaberii swojego przywódcy.Grozev podkreślił również, że wiele wskazuje na to, że Putin znajduje się u schyłku swojej władzy, a jego służby mogą nie zabijać dla niego najbardziej zaciekłych opozycjonistów.- Rosyjscy generałowie nie wykonaliby rozkazu Władimira Putina, by dokonać ataku nuklearnego - uważa Christo Grozev.
Dmitrij Miedwiediew zamieścił w serwisie Telegram kolejny absurdalny wpis. Były prezydent Rosji przedstawił własną interpretację słów Andrzeja Dudy wypowiedzianych podczas uroczystości 3 maja i oznajmił, że polski przywódca "oficjalnie zgłosił pretensje terytorialne wobec Ukrainy".Dmitrij Miedwiediew po raz kolejny uderzył w Polskę i jej władze. Były rosyjski premier i prezydent nie omieszkał skorzystać z okazji do kolejnej manipulacji oraz dzielenia Polaków i Ukraińców, głosząc propagandowe hasła, które przeczą jakiejkolwiek racjonalności.Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie, polityk bardziej niż ze swojej działalności, stał się znany z antypolskich wypowiedzi. Pod koniec marca porównał on, na przykład, wizytę polskiej delegacji w Kijowie do przyjazdu Lenina do Moskwy za niemieckie pieniądze, a nasz kraj nazwał ''wspólnotą politycznych imbecyli''.Później z kolei stwierdził, że "największe kraje UE, ani Stany Zjednoczone nie uważają Polski za solidnego partnera strategicznego", a także określił Mateusza Morawieckiego mianem "pseudopremiera", który "oszalał na gruncie rusofobii". Teraz swój atak przypuścił na prezydenta Andrzeja Dudę.
Według nieoficjalnych informacji płonie rosyjski okręt wojskowy Admirał Makrow klasy Admirał Grigorowicz. Miał on zapłonąć w nocy z 5 na 6 maja na Morzu Czarnym w niedalekim sąsiedztwie słynnej Wyspy Węży. Statek jest jedną z najnowocześniejszych jednostek floty Władimira Putina. Ukraińcy informują, że do akcji na morzu wysłano statki ratownicze jak również wsparcie z powietrza.Według licznych informacji przekazanych przez światowe media, jeden z najnowocześniejszych statków należących do Federacji Rosyjskiej zajął się ogniem. Mowa o wojskowej fregacie "Admirał Makarow" należącej do klasy "Admirała Grigorowicza". Warto zaznaczyć, że jednostka oddana do użytku w 2017 roku jest częścią Floty Czarnomorskiej.Dodatkowo jest to trzecia, a zarazem ostatnia jednostka w swojej klasie. Nie jest żadną tajemnicą, że okręt jest jednym z najnowocześniejszych, jak i najbardziej okazałych nabytków rosyjskiej floty. Według wielu mediów okręt miał zapłonąć w okolicach Wyspy Węży. Ukraiński portal informacyjny Dumskaya, podaje, że Rosjanie zadysponowali na miejsce zarówno helikoptery, jak i statki, aby uratować załogę płonącej fregaty.
Choć Białoruś wspiera politycznie Rosję, to nadal nie wysłała swoich wojsk do Ukrainy. Wypowiedź rzecznika Pentagonu w sprawie dalszych kroków, które może podjąć Mińsk cytuje serwis Ukraińska Prawda. John Kirby miał powiedzieć, że "na razie nic nie wskazuje na to, że Białoruś dołączy do wojny w Ukrainie".Tymczasem wojna w Ukrainie trwa już 72 dni, ale zaatakowana strona ostrzega, że Rosja przygotowuje się do "groteskowej maskarady". O tym, co może wydarzyć się już 9 maja pisaliśmy w tym artykule.
Większość Polaków opowiada się za udziałem polskich żołnierzy w misji pokojowej w Ukrainie zorganizowanej przez NATO, ONZ lub Unię Europejską. Z sondażu IBRiS wynika, że 56,8 proc. Polaków popiera uczestnictwo mundurowych w takiej akcji. Opinie rozkładają się podobnie bez względu na polityczne preferencje.Propozycję wysłania do Ukrainy misji pokojowej wysunął Jarosław Kaczyński w trakcie marcowej wizyty w Kijowie. Pomysł był szeroko komentowany, również przez rosyjskich rządzących, ale ostatnio dyskusja w tej sprawie przycichła.
Dane wywiadowcze przekazane przez władze USA pomogły siłom ukraińskim zatopić w kwietniu rosyjski krążownik Moskwa, flagowy okręt Floty Czarnomorskiej – podały stacje NBC i CNN oraz dziennik "New York Times", powołując się na anonimowe amerykańskie źródła rządowe.Źródła nie są zgodne co do konkretnej roli, jaką amerykański wywiad odegrał w ataku na krążownik Moskwa. Część rozmówców twierdzi, że Amerykanie potwierdzili jedynie cel zidentyfikowany wcześniej przez Ukraińców, ale według innych dane wywiadowcze z USA były kluczowe w jego namierzeniu – pisze „NYT”.Nie jest jasne, czy władze USA wiedziały, że Ukraina zamierza zaatakować okręt; nie brały też udziału w podejmowaniu decyzji o uderzeniu - twierdzą źródła.
Premier Izraela Naftali Bennett przekazał, że prezydent Rosji Władimir Putin przeprosił za słowa rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, który kilka dni temu stwierdził, że "Żydzi są największymi antysemitami", a "Adolf Hitler miał żydowskie pochodzenie". Izrael domagał się przeprosin od MSZ, ale w zamian otrzymał oświadczenie powielające tezy szefa resortu.Nie tylko Izrael nie krył oburzenia słowami Siergieja Ławrowa. Jak już informowaliśmy, głos w tej sprawie zabrali także minister spraw zagranicznych Ukrainy i sekretarz stanu USA Anthony Blinken.
Rosja planuje zaatakować Mołdawię - donosi Kanał 24, powołując się na źródło w ukraińskim kontrwywiadzie. Ofensywa może rozpocząć się 9 maja z terytorium Naddniestrza, nieuznawanego regionu na wschodzie kraju. Specjaliści wskazują, że otwarcie drugiego frontu będzie kluczowe w wojnie z Ukrainą.O ewentualnym rosyjskim ataku na Mołdawię media i służby specjalne alarmują od kilkunastu dni. Okazję do inwazji daje Naddniestrze - separatystyczna republika na wschodzie kraju, nieuznawana na arenie międzynarodowej, ale wspierana przez Rosję zarówno politycznie, jak i wojskowo. Na terenie Naddniestrza stacjonuje około 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy.
Swiatosław Pałamar - zastępca dowódcy pułku Azow, który broni zakładów metalurgicznych Azowstal w Mariupolu, przyznał, że "sytuacja jest krytyczna", a "Rosjanie nie przestrzegają żadnych norm". Ponownie wezwał do ewakuacji ludności cywilnej i rannych żołnierzy. - Przeciwnik zabija ludzi na oczach całego świata - alarmował.Całkowite zajęcie Mariupola ma być wykorzystane jako propagandowy chwyt z okazji Dnia Zwycięstwa (9 maja), kiedy ulicami zniszczonego miasta ma przejść defilada. Zastępca mera Mariupola Siergiej Orłow przyznał, że Rosjanie zachęcają Ukraińców do sprzątania miasta. - Płacą im za to jedzeniem - zdradził na antenie TVN24.
Aleksandr Łukaszenka przyznał w wywiadzie dla agencji Associated Press, że jego zdaniem "operacja" w Ukrainie "przeciąga się w czasie". Oskarżył Ukrainę o "prowokowanie Rosji" i wykonywanie poleceń USA. Przekonywał, że Białoruś "robi wszystko, aby tej wojny nie było". Zaapelował do NATO i ostrzegał przed ewentualną "reakcją" armii rosyjskiej.Wywiad z Aleksandrem Łukaszenką ujrzał światło dziennie tego samo dnia, gdy media obiegły informacje o nieplanowanych wcześniej ćwiczeniach wojskowych, które zorganizowano na Białorusi. Więcej o tych niepokojących ruchach pisaliśmy w tym artykule.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy twierdzi, że armia rosyjska zmaga się z coraz większymi brakami kadrowymi. Ma o tym świadczyć przechwycona rozmowa między rosyjskim żołnierzem a pracownicą centrum rekrutacyjnego Rosgwardii. Kobieta wyliczyła, że batalionie, który powinien liczyć 500 wojskowych są zaledwie 33 osoby.To już kolejna przechwycona rozmowa, która ujawnia, w jak trudnej sytuacji znaleźli się żołnierze walczący w Ukrainie. O tym, co wojskowi mówili o stratach poniesionych pod Chersoniem pisaliśmy w tym artykule.
Wołodymyr Zełenski informuje, że Ukrainie grozi katastrofa gospodarcza. Polityk podkreślił jednak, że działania strony rosyjskiej będą odczuwalne dla całego świata. Eksperci nie ma żadnej wątpliwości, że blokowanie Ukrainie dostępu do mórz Azowskiego i Czarnego będzie miało katastrofalne skutki. Rosyjska inwazja na terytorium Ukrainy trwa już od ponad 2 miesięcy. Każdego dnia światowe media informują o kolejnych zbrodniach popełnianych przez siły Władimira Putina.Ukraiński przywódca, Wołodymyr Zełenski przekazał, że blokada przez Rosję Mariupola to kluczowy element militarnej kampanii Władimira Putina. Podkreślił, że dyktator zdaje sobie sprawę z tego, że miasto ma charakter strategiczny. Prezydent podkreślił, że siły rosyjskie od strony morza blokują również port w Odessie. Wskazał, że niezwykle istotnymi punktami są także m.in. porty Czarnomorsk oraz Mikołajów.- Rosja chce całkowicie zablokować naszą gospodarkę, nie pozwala na przepływ statków, kontroluje Morze Czarne - podkreślił w jednym z wywiadów telewizyjnych Zełenski. Zaznaczył, że w wyniku działań okupanta, Ukraina może stracić miliony ton zbóż, co może w bezpośredni sposób wywołać kryzys żywnościowy, który wpłynie zarówno na Europę, jak i na Azję i Afrykę.
Ukraińcy ujawnili, jakie plany mają Rosjanie na 9 maja. Doradca mera Mariupola Petro Andruszczenko, cytowany przez portal Ukraińska Prawda, przyznał, że w najeźdźcy chcą "przebrać 2 tys. mieszkańców w wojskowe mundury ukraińskie i zaprezentują ich jako "jeńców" w trakcie defilady zwycięstwa".9 maja Rosja obchodzi Dzień Zwycięstwa nad nazistowskimi Niemcami w trakcie II wojny światowej. Już wcześniej informowaliśmy, że to święto może zostać wykorzystane przez Kreml do ogłoszenia częściowego zwycięstwa w Ukrainie lub powszechnej mobilizacji.
Ministerstwo obrony Finlandii poinformowało, że w środę 4 maja rosyjski śmigłowiec naruszył przestrzeń powietrzną tego kraju. W komunikacie cytowanym przez agencję AFP poinformowano, że to kolejny tego typu incydent, do którego doszło w ostatnich dniach. Mi-17 miał wlecieć w głąb kraju na około 5 kilometrów. Już od dłuższego czasu trwają rosyjskie prowokacje względem sąsiednich państw, mające na celu destabilizację, jak również pokazanie własnej siły. Jak przekazało fińskie ministerstwo obrony, rosyjski śmigłowiec Mi-17 po raz kolejny naruszył przestrzeń powietrzną Finlandii i wleciał w głąb kraju na około 5 kilometrów. Do incydentu doszło w środę 4 maja tuż po godzinie 10.40 w pobliżu osad Parikka i Kesyalahti, na granicy lądowej z Rosją w pobliżu Przesmyku Karelskiego. Jak się okazuje, nie jest to pierwszy tego typu incydent z udziałem rosyjskiego śmigłowca. Po raz pierwszy przestrzeń powietrzna Finlandii została naruszona w piątek 8 kwietnia. Fiński resort obrony poinformował, że straż graniczna wszczęła dochodzenie w sprawie incydentu. Wiele wskazuje na to, że śmigłowiec Mi-17 wleciał w głąb kraju na odległość 4,5 -5 kilometrów.
Jeden ze zbrodniarzy wojennych stacjonujących w podkijowskich miejscowościach w nieświadomy sposób pomógł zidentyfikować wojskowych, którzy kilka tygodni temu dokonali rzezi na bezbronnych Ukraińcach. Sierżant Petr Zacharow, uczestnik masakry, zgubił komórkę na polu walki w Buczy, co doprowadziło do ustalenia szczegółowych danych zarówno dowódcy, jak również pozostałych uczestników tych makabrycznych wydarzeń.Bestialskie zbrodnie popełnione w Buczy, Hostomelu czy Irpieniu wstrząsnęły opinią publiczną na całym świecie. Media informowały o setkach zabitych cywili, którzy padli ofiarą barbarzyńska rosyjskich żołnierzy. Jak się okazało, ich dane wypłynęły do sieci. Kluczowy okazał się telefon komórkowy jednego ze sprawców, który pomógł zidentyfikować oprawców, którzy nie mieli najmniejszej litości dla mieszkańców podkijowskich miejscowości.Rosyjski sierżant Petr Zacharow zgubił na polu walki swój prywatny telefon, co w bezpośredni sposób przyczyniło się do ustalenia szczegółowych danych o zbrodniarzach z Buczy.Wiadomo, że wojskowymi przewodzi pułkownik Azatbek Omurbekow, dowódca 64. brygady strzelców zmotoryzowanych. To on zdecydował o losie bezbronnych cywili, którzy umierali w nieludzkich okolicznościach.
Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych przekazał, że aktualnie w Rosji trwa niezwykle zaciekła akcja propagandowa wymierzona przeciwko Polsce. Stanisław Żaryn podkreślił za pośrednictwem swojego Twittera, że Rosjanie w bezczelny sposób oczerniają nasz kraj, insynuując, że rząd RP ma roszczenia terytorialne wobec Ukrainy czy też Białorusi. Głównym celem takich działań jest skłócenie Polaków oraz Ukraińców.Nie ulega wątpliwości, że rosyjska propaganda jest niezwykle silnym narzędziem, które oddziałuje na wiele aspektów polityki zagranicznej. W ostatnim czasie na jej celowniku znalazł się nasz kraj, który rzekomo zagraża integralności, a także suwerenności Ukrainy. - Rosyjska propaganda kontynuuje oczernianie Polski, kolportując kłamstwa nt. rzekomych planów agresji na zachodnią Ukrainę. To jeden ze stałych motywów wykorzystywanych przez Rosję w celu skłócenia Polaków i Ukraińców - poinformował na swoim Twitterze Stanisław Żaryn, rzecznik prasowy ministra-koordynatora służb specjalnych.Ekspert zaznaczył, że Federacja Rosyjska wykorzystuje wiele kanałów propagandowych, które w skuteczny sposób umożliwiają oczernianie naszego kraju. Podkreślił również, że na jednym z profili na Telegramie, służącym do kolportowania rosyjskich kłamstw nt. wojny przeciwko Ukrainie, umieszczono bulwersujący wpis. W otwarty sposób sugeruje on, że Polska przygotowuje się do ataku na zachodnią część Ukrainy. W tekście można przeczytać, że polski rząd kończy swoje przygotowania, w tym poszukiwanie odpowiednich żołnierzy, którzy będą w stanie prowadzić działania wojenne tuż za wschodnią granicą Polski.Russian propaganda continues to denigrate Poland, spreading lies about its alleged plans of aggression against western Ukraine. This is one of the permanent motives used by Russia to divide Poles and Ukrainians.1/5 pic.twitter.com/OSZyo0plzn— Stanisław Żaryn (@StZaryn) May 4, 2022 Stanisław Żaryn zaznaczył również, że część rosyjskich mediów ochoczo wykorzystuje tekst, by prowadzić bezczelną wojnę informacyjną przeciwko Polsce.
Według wielu informacji przekazanych przez Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy, Rosjanie pogodzili się z faktem, że do 9 maja nie zdołają ogłosić zwycięstwa na okupowanych terytoriach. Wśród wojskowych Władimira Putina krąży nowa data dotycząca zakończenia "specjalnej operacji wojskowej" na terenie Ukrainy.Przez kilka tygodni światowe media informowały, że Władimir Putin zamierza jak najszybciej zakończyć operację specjalną w Donbasie, by móc ogłosić zwycięstwo Federacji Rosyjskiej nad siłami Ukrainy. Jak się okazuje, jego plany zostały brutalnie zweryfikowane. Od początku inwazji, siły dyktatora nie osiągnęły wyznaczonych celów. Ukraiński sztab generalny poinformował o ostrzale rakietowym celów w ośmiu regionach kraju. Według ich przekazów Rosjanie kontynuują ostrzał artyleryjski w rejonie Charkowa, Doniecka i Mariupola, skupiając swoje siły na wschodzie Ukrainy.Wiele wskazuje na to, że specjalna operacja nie przebiega w odpowiedni sposób, co jest dla Putina niemałym problemem. Ukraińskie służby informują, że Rosjanie pogodzili się z faktem długotrwałych działań wojskowych na okupowanym terytorium.
Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" zapewnił, że Rosja zapłaci za zerwanie kontraktu gazowego, a także wstrzymanie dostaw tego surowca do naszego kraju. Podkreślił również, że dzięki odpowiedniej dywersyfikacji dostaw, polscy odbiorcy nie ucierpią z powodu braku rosyjskiego gazu.Szef polskiego rządu w mocnych słowach odniósł się do działań Federacji Rosyjskiej, zaznaczając, że wstrzymanie dostaw gazu do Polski to element wojny surowcowej prowadzonej przez Władimira Putina.Polski premier podkreślił, że nasz kraj będzie domagał się od Rosji odszkodowań za zerwanie kontraktu gazowego. - Władimir Putin udowodnił, że zamierza posługiwać się surowcami w celu wymuszania określonych zachowań różnych państw. W tym przypadku chodziło o zapłatę rublami za gaz. Nie ugięliśmy się przed tym szantażem - przekazał premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z "Gazetą Polską".Morawiecki zaznaczył również, że dzięki skutecznej i szybkiej dywersyfikacji dostaw polski odbiorca nie odczuje braku dostaw rosyjskiego surowca. Premier w czasie rozmowy z "Gazetą Polską" podkreślił, że gaz płynie do naszego kraju poprzez interkonektory oraz gazoport w Świnoujściu, a wkrótce również popłynie przez gazociąg Baltic Pipe.Morawiecki wyraził nadzieję, że wszystkie europejskie państwa zrezygnują z dostaw rosyjskiego gazu, a także innych surowców energetycznych. Dodał również, że Polska zaproponowała na arenie międzynarodowej plan całkowitego odejścia od importu surowców z Rosji. Co ciekawe, Polska stała się orędownikiem wprowadzenia zakazu kupowania rosyjskiej ropy po obniżonych cenach.
Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak rakietowy na ukraińskie miasta. Eksplozje było słychać m.in. w okolicy Kijowa i Dniepru. Z kolei mer Lwowa poinformował, że w wyniku ostrzału rakietowego część mieszkańców została odcięta od prądu. W całym kraju zawyły syreny alarmowe.Wojna w Ukrainie trwa już 69. dni. Choć Rosjanie koncentrują się na zajęciu wschodnich regionów kraju, to nie zaniechali ataków na duże miasta w innych częściach Ukrainy.