Rosjanie znaczyli domy białym materiałem, by następnie gwałcić mieszkające tam kobiety - wynika z doniesień brytyjskiego dziennika "The Times". Swoją tragiczną historię opowiedziała zgwałcona przez Rosjan 42-letnia Ukrainka.
Były prezydent Rosji sugeruje, iż nałożone na jego kraj sankcje zaowocują szeregiem niekorzystnych skutków, a wśród nich mają znaleźć się... nowe epidemie. Dmitrij Miedwiediew opublikował wpis o tytule: "Piątek 13. Co dalej, czyli świat po antyrosyjskich sankcjach (wcale nie prognoza)". Na Telegramie pojawił się długi wpis autorstwa Dmitrija Miedwiediewa. Były prezydent Rosji opublikował listę, gdzie przewiduje negatywne dla świata skutki nałożonych przez Zachód sankcji. Wśród słów, jakie padają ze strony jednego z najbliższych współpracowników Władimira Putina, pojawia się stwierdzenie, że kraje zachodu "strzeliły sobie w stopę". Uwaga ta dotyczy kwestii związanej z kryzysem energetycznym. To niejedyny kryzys, jaki prognozuje Dmitrij Miedwiediew.
Kontakt na linii USA-Rosja wznowiony po raz pierwszy od początku wojny w Ukrainie. Pentagon poinformował, iż sekretarz obrony USA Lloyd Austin odbył rozmowę ze Siergiejem Szojgu. Amerykanie poinformowali, iż padły jednoznaczne warunki. - Wezwano do natychmiastowego wstrzymania ognia na Ukrainie - podał Pentagon.Ostatnia taka rozmowa odbyła się 18 lutego i po raz pierwszy od blisko trzech miesięcy amerykański sekretarz obrony skontaktował się ze Siergiejem Szojgu. Jeden z najbliższych współpracowników Władimira Putina nie mógł liczyć jednak na łagodne słowa.O rozmowie na linii USA-Rosja poinformował Pentagon. Wiadomo, co Lloyd Austin powiedział Siergiejowi Szojgu. Przekaz ze strony Waszyngtonu jest jasny, a sam Kreml raczej nie będzie zadowolony z otrzymanego żądania.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) poinformowała, że w celu stłumienia buntów w wojsku, rosyjskie dowództwo wysyła "doświadczonych oprawców", którzy upokarzają żołnierzy odmawiających walki z siłami ukraińskimi. Przechwycona rozmowa została udostępniona w sieci.
W piątek 13 czerwca Wielka Brytania ogłosiła nowy pakiet sankcji wymierzonych w zbrodniczy reżim Władimira Putina. Opublikowano 12 nowych nazwisk, które zostały wciągnięte na szeroką listę sankcyjną. Wśród nich znalazła się była żona rosyjskiego dyktatora, Ludmiła Oczeretnaja, a także kilku jego krewnych, piastujących kierownicze stanowiska w największych rosyjskich firmach.W związku z bestialską agresją Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy, wiele państw postanowiło działać szybko i zdecydowanie. Wśród największych orędowników sankcji względem Rosji znajduje się Wielka Brytania, która rozszerzyła okazała listę osób, które zostały objęte licznymi ograniczeniami.- Eksponujemy i uderzamy w podejrzaną sieć relacji stanowiącą wsparcie dla luksusowego stylu życia Putina - skomentowała szefowa brytyjskiej dyplomacji Liz Truss, cytowana w oświadczeniu, ministerstwa spraw zagranicznych. Brytyjczycy podkreślają, że Władimir Putin jawnie kłamie na temat swojego rozległego majątku. Jak poinformowało MSZ, oficjalnie w jego posiadaniu znajduje się małe mieszkanie w Petersburgu, dwa samochody produkcji radzieckiej z lat 50., przyczepa, a także mały garaż. Władze na Wyspach chcą w skuteczny sposób uderzyć w rosyjskiego dyktatora. To właśnie dlatego zasądzili oni nowy pakiet sankcji.
Władimir Putin rozmawiał telefonicznie z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Administracja Kremla poinformowała, że przywódcy żywo dyskutowali o aktualnej sytuacji w Ukrainie. W trakcie dyskusji prezydent Rosji po raz kolejny powielił bezczelne kłamstwa, jakoby rosyjscy żołnierze walczyli z "bojownikami propagującymi ideologię nazistowską".Służby prasowe Kremla cytowane przez propagandową agencję RIA Novosti poinformowały, że prezydent Władimir Putin odbył rozmowę telefoniczną z kanclerzem Niemiec, Olafem Scholzem. W komunikacie zaznaczono, że głównym tematem dyskusji obu przywódców była aktualna sytuacja na terenie Ukrainy.- Z inicjatywy strony niemieckiej prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin przeprowadził rozmowę telefoniczną z kanclerzem federalnym RFN Olafem Scholzem. Kontynuowano dyskusję o sytuacji w Ukrainie z naciskiem na aspekty humanitarne - brzmi treść oświadczenia.Podkreślono również, że w czasie rozmowy przeprowadzono "fundamentalnej oceny stanu rzeczy w negocjacjach rosyjsko-ukraińskich". Rosjanie jasno wskazują, że były one zablokowane przez władzę w Kijowie.
Jeśli wojna w Ukrainie nie skończy się w najbliższym czasie, to wybuchnie "kryzys zbożowy" - przewiduje wicepremier i minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk. Jednak zapewnił, że Polacy nie muszą obawiać się braków żywności. Jego zdaniem ceny artykułów spożywczych mogą być wyższe nawet o kilkadziesiąt procent niż w zeszłym roku, a szczyt inflacji przypadnie na jesieni.O lawinowo rosnących cenach w obliczu trwającej wojny w Ukrainie minister Kowalczyk mówił na antenie Radia ZET. - Można mieć tylko pretensje do Putina, że rozpętał taką wojnę, wprowadził zamieszanie na rynkach żywnościowych - przekonywał.
W lutym Polska zablokowała konta bankowe ambasady Rosji w Warszawie. Jak podała "Rzeczpospolita", chodzi o niebagatelną kwotę około pięciu milionów złotych. Zażalenie na tę decyzję już złożył rosyjski ambasador Siergiej Andriejew.Niedługo po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Polska zdecydowała się na blokadę kont ambasady Rosji w Warszawie.
55-latka wpłaciła łapówkę, aby jej syn dostał się do rosyjskiego wojska. Jednak marzenia o dostatnim życiu zamieniły się w koszmar, gdy Rosjanin został jednak wysłany na wojnę w Ukrainie. Kobieta zdradziła w rozmowie z portalem Kawkaz.Realii, że codziennie modli się, aby jej syn wrócił do domu żywy.Matka Rosjanina zapłaciła 200 tys. rubli łapówki, aby jej syn Marat trafił do wojska. W przeliczeniu na złotówki to około 13,8 tys. zł.
Straty Rosjan rosną z każdym kolejnym dniem agresji na Ukrainę. Poza sprzętem wojskowym, Ukraińcy celują także w ważnych mundurowych. Tydzień temu na polu bitwy zginął kapitan specnazu Dmitrij Pak.Informacje o śmierci oficera przekazały władze miasta Bierdsk. To właśnie stamtąd pochodził 36-latek. Jest już piątym wojskowym z tego miasta, który zginął w trakcie wojny w Ukrainie.
Obecna sytuacja sprawia, że władza musi myśleć o tym, kto w momencie zagrożenia byłby w stanie służyć pomocą i pracować nad zapewnieniem krajowi bezpieczeństwa. W tym celu może powstać specjalna lista, która obejmie mundurowych emerytów oraz cywili.- Cywile oraz emeryci mogą okazać się przydatni w chwili zagrożenia kraju i właśnie z ich umiejętności skorzystać będą chciały służby - powiedział Generał Roman Polko w rozmowie z "Faktem".
Pobrali się w oblężonym Azowstalu. Ich małżeństwo trwało zaledwie trzy dni, gdyż Andriej zginął od wybuchu bomby. Waleria obiecała ukochanemu wydostać się z oblężenia i żyć za nich oboje.Para pobrała się 5 maja w okupowanych i ostrzeliwanych przez Rosjan zakładach metalurgicznych Azowstal w Mariupolu. Ich tragiczną historię opisuje ukraińska gwardia narodowa na swoim profilu na Facebooku. Jak już wiecie, nie jest to historia ze szczęśliwym zakończeniem.„Obrończyni Mariupola została w Azowstalu panną młodą, żoną i wdową” - czytamy we wpisie.We wpisie opublikowanym przez ukraińską gwardię narodową na Facebooku Waleria zwraca się wprost do nieżyjącego męża:Przez trzy dni byłeś moim prawowitym małżonkiem. Przez wieczność będziesz moim ukochanym. [...] Jedyne co mi pozostało, to nazwisko, twoja rodzina i wspomnienie szczęśliwego czasu, który razem spędziliśmy.Choć w ostatnich dniach udało się uratować kilkuset cywilów, którzy przez około dwa miesiące ukrywali się w rozległych podziemnych korytarzach i schronach na terenie Azowstalu, to jednak wielu osobom nie udało się przetrwać. Jedną z nich był właśnie Andriej. Azowstal był jednym z ostatnich punktów ukraińskiego oporu w Mariupolu, bronionego przez pułk Gwardii Narodowej Azow i 36. Samodzielną Brygadę Piechoty Morskiej. Zorganizowanie korytarzy humanitarnych było możliwe dzięki współpracy strony ukraińskiej z ONZ.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Rosyjska propaganda zmienia narrację. Głównym "wrogiem" nie jest już UkrainaPentagon: Rosja użyła specjalnej broni w UkrainieMatura WOS 2022. Arkusze maturalne z lat ubiegłych, przekonaj się czy zdaszŹródło: rmf24.pl
Rosyjska propaganda nie ustaje w próbach wypromowania fałszywych informacji na temat wojny w Ukrainie. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ujawnia najnowsze fronty dezinformacyjne Kremla. Moskwa ponownie chce zdyskredytować Polskę i zarzuca plany przejęcia zachodnich terenów Ukrainy.- Weryfikujcie informacje i nie daj sobą manipulować - apeluje Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. W najnowszym ostrzeżeniu ostrzeżono przed trzema nowymi narracjami stosowanymi przez trolle Władimira Putina. W sieci - szczególnie w mediach społecznościowych, gdzie trudno zweryfikować źródło wiadomości - pojawiać się będą informacje rozprzestrzeniane przez rosyjską propagandę. Chociaż od początku wojny w Ukrainie Polska jest silnie atakowana przez dezinformacyjne doniesienia, to w ostatnim czasie nasiliły się te dotyczące rzekomych niecnych planów Warszawy.
Rosyjscy żołnierze nie mieli litości dla 11-letniego chłopca. Mały Ukrainiec był na oczach matki gwałcony przez wojskowych. Dziecko po tym traumatycznym doświadczeniu przestało mówić i komunikuje się tylko przy pomocy rysunków. Jego dramatyczną historię na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie przedstawiła wiceszefowa MSZ Ukrainy.11-letni chłopiec padł ofiarą rosyjskich żołnierzy. Mężczyźni gwałcili dziecko, a matka chłopca musiała na to patrzeć. - Lista zbrodni Rosji jest nieskończona - powiedziała Emine Dżaparowa.Wiceszefowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy opowiedziała o dramacie 11-latka na forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie. W pewnym momencie Emine Dżaparowa wyciągnęła kartkę z czarnymi liniami.Polityczka wyjaśniła, że w ten sposób 11-letni chłopiec zgwałcony przez Rosjan w czasie wojny komunikuje się obecnie ze światem. Dziecko po brutalnym akcie przemocy seksualnej przestał mówić.
Wiceszef Ministerstwa Sprawiedliwości wyznał, że polskie więzienie czeka na prezydenta Rosji. - Mamy przygotowaną celę dla Putina - powiedział podczas swojej wizyty w Radiu Zet Michał Woś.Słuchacze Radia Zet mogli być zdziwieni słysząc, że polski wymiar sprawiedliwości gotowy jest na przyjęcie Władimira Putina. Michał Woś, zastępca Zbigniewa Ziobry, podzielił się osobliwym wyznaniem w czasie swojego najnowszego wywiadu.
W poniedziałek 9 maja podczas obchodów Dnia Zwycięstwa oczy całego świata były skierowane na osobę Władimira Putina. W czasie przemówienia rosyjskiego przywódcy nie padły żadne kluczowe deklaracje, które mogłyby zaskoczyć obserwatorów. Ich uwagę przykuły jednak drobne gesty dyktatora, a także pewien młody towarzysz, z którym prezydent rozmawiał przez dłuższy czas. Nie milkną echa poniedziałkowych obchodów Dnia Zwycięstwa, które tradycyjnie miały miejsce na Placu Czerwonym w Moskwie. Wielu zachodnich ekspertów obserwowało Władimira Putina i czekało na otwarte deklaracje w sprawie Ukrainy. Z ust rosyjskiego przywódcy nie padły jednak żadne zaskakujące słowa, a przemówienie nie wzbudziło większych kontrowersji. Obserwatorzy skupili swoją uwagę na zachowaniu, a także gestach dyktatora. Wielu z nich wskazuje, że Putin jako jedyny był przykryty grubym zielonym kocem. W ich opinii mogła to być próba ukrycia postępującej choroby Parkinsona, która ma trapić prezydenta Rosji.Eksperci nie przegapili również momentu rozmowy Putina z pewnym młodym mężczyzną, który został przepuszczony przez ochronę. Wiele osób spekuluje, że to przyszły następca rzekomo schorowanego przywódcy.
Szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen zakomunikowała, że Rosja jest najbardziej bezpośrednim zagrożeniem dla światowego ładu. W swojej wypowiedzi wyraziła swoje zaniepokojenie współpracą Rosji oraz Chin, odnosząc się do "paktu" pomiędzy tymi państwami.W chwili obecnej, Ursula von der Leyen znajduje się w Japonii, gdzie spotkała się z szefem tamtejszego rządu, Fumio Kishidą. W Tokio znajduje się również przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, który także bierze udział w spotkaniach na najwyższym szczeblu.Przewodnicząca Komisji Europejskiej w rozmowie z dziennikarzami skupiła się na aktualnej sytuacji międzynarodowej. Wspomniała o niepokojącym "pakcie" pomiędzy Chinami a Rosją.- Rosja jest dziś najbardziej bezpośrednim zagrożeniem dla ładu światowego w związku z jej barbarzyńską wojną przeciwko Ukrainie i niepokojącym paktem z Chinami - powiedziała von der Leyen w Tokio.Na negatywne i niebezpieczne działania Kremla zwrócił uwagę również premier Japonii, który podkreślił, że inwazja na terenie Ukrainy nie jest sprawą tylko i wyłącznie Europy, ale wpływa ona na porządek międzynarodowy. Zaznaczył, że takie działania nie mogą być tolerowane. Nie ulega wątpliwości, że od początku rozpoczęcia działań wojennych oficjalnego stanowiska nie zajął chiński przywódca Xi Jinping, który stara się zachować względną neutralność. Podejmuje przy tym widoczne kroki, które podkreślają jego wsparcie dla kremlowskiego reżimu.- Pekin skrytykował Stany Zjednoczone za rzekome wywołanie wojny na Ukrainie poprzez rozszerzanie sojuszu NATO i pomógł Rosji szerzyć teorie spiskowe o udziale Waszyngtonu w nieistniejącym ukraińskim programie broni biologicznej - zaznaczył prestiżowy magazyn "Foreign Affairs".Zupełnie inną retorykę przedstawił chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi, który zaznaczył, że jego kraj w pełni szanuje suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy.
Federacja Rosyjska opublikowała fałszywy dokument, który rzekomo został skierowany do ukraińskiej Służby Granicznej. Nadawcą miała być armia ukraińska, która informowała o wprowadzeniu do Ukrainy polsko-litewskiego kontyngentu. Przekaz został niezwłocznie zdementowany przez tamtejsze władze, a treść listu uznana za fałszywą. Rosyjskie akcje dezinformacyjne trwają w najlepsze. Kilka dni temu rozpowszechniono fałszywy list skierowany do Służby Granicznej Ukrainy, którego nadawcą miała być tamtejsza armia. Okazało się, że treść listu w bezpośredni sposób uderzała zarówno w Polskę, jak i Litwę. Wynikało z niego, że oba kraje planują wspólną "misję pokojową" na terenie okupowanej Ukrainy.❌Пропагандисти кремля вигадали історію про введення в Україну польсько-литовського контингенту▪️Росія продовжує максимально спекулювати темою захоплення території України Польщею. Це перш за все, певно робиться, аби відволікти увагу населення своєї країни від незручних запитань pic.twitter.com/PO9QnPkl0h— Держприкордонслужба (@DPSU_ua) May 11, 2022 Fałszywy dokument odnosił się do wkroczenia kontyngentów wojskowych Litwy oraz Polski na teren zachodniej Ukrainy. Rosyjscy propagandyści przekazali, że polsko-litewski kontyngent miałby "bronić zachodniej części Ukrainy". Co niezwykle ciekawe, w dokumencie udostępniono nawet ilość sprzętu wojskowego, z jakim przekroczą ukraińską granicę. Reakcja ukraińskiej Służby Granicznej była niezwykle szybka i zdecydowana. Jej przedstawiciele poinformowali, że nie wpłynął żaden ostrzegawczy list.- Poza tym w Ukrainie taka korespondencja prowadzona jest wyłącznie poprzez elektroniczne zarządzanie dokumentami - podkreślono w oficjalnym komunikacie.Swoje stanowisko w tej niezwykle nietypowej sprawie zajęła również ukraińska armia, która zaprzeczyła, by kiedykolwiek powstał list o takiej treści.
Ukraińska aktywistka Iryna Zemliana przyznała się do oblania farbą rosyjskiego ambasadora, Siergieja Andriejewa. W swojej wypowiedzi podkreśliła, że był to "przypadek", a także przekazała, że tuż po zdarzeniu otrzymuje mnóstwo gróźb od rosyjskich użytkowników Telegrama.Nie milkną echa głośnego incydentu, do którego doszło w poniedziałek 9 maja na Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Sowieckich w Warszawie. Rosyjski ambasador został oblany czerwoną farbą, w chwili gdy chciał złożyć kwiaty pod pomnikiem.Nim do tego doszło, Siergiej Andriejew, a także towarzyszący mu dyplomaci zostali zablokowani przez protestujących, którzy krzyczeli do Rosjan "faszyści!". W pewnym momencie ambasador został oblany czerwoną farbą. Jak się okazało, za zdarzenie odpowiadała ukraińska aktywistka, Iryna Zemliana, która publiczne przyznała się do popełnionego czynu. Podkreśliła, że demonstrujący nie mogli pozwolić na to, by Rosjanie, którzy prowadzą wojnę w Ukrainie, świętowali czy składali kwiaty.- To sprawa honoru dla każdego Ukraińca i każdej Ukrainki. Bo dziś nie ma żadnego święta. Nie ma żadnej pabiedy (zwycięstwa), jak to nazywają Rosjanie. Dlatego nie mogliśmy pozwolić na to, by Rosjanie, którzy prowadzą wojnę w Ukrainie, cokolwiek świętowali czy składali kwiaty. Właśnie dlatego oblaliśmy się czerwoną farbą, bo Rosjanie mordują Ukraińców. Oczywiście przez zupełny przypadek farba trafiła też na ambasadora - przekazała w rozmowie z Polsat News, Iryna Zemliana. Kobieta ujawniła również, że tuż po zdarzeniu otrzymała wiele pogróżek, które zostały wysłane przez obywateli Federacji Rosyjskiej za pośrednictwem Telegramu. Dziennikarka podkreśliła, że łącznie wysłano jej aż 700 kuriozalnych wiadomości. Rosjanie korzystali również z innych platform społecznościowych.Warto podkreślić, że Iryna Zemliana jest cenioną dziennikarką i aktywistką pochodzącą z obwodu połtawskiego. Do wybuchu wojny była związana z Instytutem Masowej Informacji w Kijowie, obecnie przebywa w Polsce. Zemliana nadal współpracuje z ukraińskimi dziennikarzami, który stacjonują na terenie okupowanej Ukrainy.
Ukraińska agencja informacyjna UNIAN przeprowadziła badanie rosyjskiej opinii publicznej. Młodzi Rosjanie zostali zapytani o swój stosunek do powszechnej mobilizacji, o której coraz częściej mówi się w kontekście planów Władimira Putina. Większość z nich zdecydowanie sceptycznie odniosła się do pomysłu, twierdząc, że nie jest gotowa umierać "w imię czyichś interesów".Wielu komentatorów spodziewało się, że to właśnie 9 maja, w Dniu Zwycięstwa, podczas corocznej przemowy na Placu Czerwonym Władimir Putin ogłosi powszechną mobilizację. Zmusić do tego kroku miały go liczne klęski w Ukrainie i znaczne straty wśród żołnierzy, jednak takie posunięcie wiązałoby się z przyznaniem, że "operacja specjalna" jest niczym innym jak otwartą wojną.
Rosyjska medialna machina propagandowa zmienia przekaz. Teraz wrogiem numer jeden nie jest już Ukraina, którą trzeba "zdemilitaryzować" i "zdenazyfikować", a cały Zachód, który rzekomo wykorzystuje Ukraińców do swoich rozgrywek. Czyżby Kreml przygotowywał się do eskalacji konfliktu z demokratycznym światem?Rosyjskie media to jedno z potężniejszych narzędzi w rękach Władimira Putina, za pomocą którego manipuluje swoimi obywatelami. Od wybuchu wojny w Ukrainie prasa, telewizja i radio podległe Kremlowi skutecznie nastawiają Rosjan przeciwko Ukrainie i wmawiają im kłamstwa o "operacji specjalnej", która była konieczna ze względu na zagrożenie ze strony południowego sąsiada.W efekcie rzeczywistość uległa tak wielkiemu zniekształceniu, że rosyjskim odbiorcom zaczęto wmawiać choćby to, że "nie ma takiego języka jak ukraiński", a cały naród to tylko podległa Moskwie część wielkiego imperium, jakie tworzyło kiedyś ZSRR.Od jakiegoś czasu jednak retoryka zmieniła się i na pierwszy plan wysunął się konflikt z Zachodem. Oznaczać to może pójście na zdecydowaną konfrontację z demokratycznym światem lub też przygotowania do ogłoszenia klęski.W tym drugim przypadku Putin nie musiałby przyznawać, że przegrał z uważaną za słabszą Ukrainą i zrzuciłby winę za niepowodzenia na fakt, że przeciwko Rosji wystąpiły "wrogie" kraje, dążące do jej unicestwienia.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa opublikowało na Twitterze najnowsze ostrzeżenie dotyczące akcji dezinformacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską przeciwko naszemu krajowi. W sieci pojawić się miały bowiem kłamstwa odnośnie rzekomego planu przejęcia przez Polskę Naddniestrza czy uderzenia na Rumunię.Rosyjscy trolle nie ustają w szerzeniu dezinformacji. Ich ruchy uważnie śledzą polskie służby, które wykryły ostatnio niebezpieczną kampanię przeciwko Polsce rozpowszechnianą w mediach społecznościowych.
Generał Mieczysław Bieniek dobitnie podsumował stan zdrowia Władimira Putina. Zdaniem byłego zastępcy dowódcy strategicznego NATO, prezydent Rosji cierpi na "depresję maniakalną, którą widać na jego twarzy". Zła kondycja psychiczna dyktatora ma być wynikiem problemów rosyjskiej armii w Ukrainie i świadomości, że polityk utkwił w niełatwym położeniu, mogącym zmusić go do zawarcia rozejmu. Plotki o złym stanie mentalnym Władimira Putina pojawiają się od dawna, a wraz z wybuchem wojny w Ukrainie tylko się nasiliły. Już na początku marca słaba kondycja psychiczna prezydenta Rosji była jednym z tematów obrad amerykańskich senatorów.Do tego doszły jeszcze doniesienia medialne o nasileniu się niebezpiecznych objawów, a także opinie licznych ekspertów, którzy bez cienia wątpliwości stwierdzili, że rosyjski przywódca musi cierpieć na poważną przypadłość związaną z jego psychiką, a nawet, że wpisuje się w portret psychopaty.Widząc okrucieństwa, które dzieją się za zgodą Putina w Ukrainie, trudno odrzucić taki punkt widzenia i tłumaczyć je jedynie wyrachowaniem dyktatora. Atmosferę podgrzało dodatkowo ostatnie, absurdalne wystąpienie z okazji Dnia Zwycięstwa, w którym nie brakowało konfabulacji i zwyczajnych bredni.Poniedziałkowa przemowa Władimira Putina szybko stała się punktem wyjścia kolejnych, pogłębionych analiz i rozważań ekspertów. We wtorek na antenie TVN24 skomentował ją były prezydent Aleksander Kwaśniewski, natomiast w środę gościem Kamili Biedrzyckiej z "SE" był gen. Mieczysław Bieniek, który nie oszczędzał rosyjskiego polityka.
Pentagon oficjalnie potwierdził doniesienia, od których mówiło się już od marca. Rosja podczas wojny w Ukrainie przynajmniej 10 razy użyła broni hipersonicznej. Jednocześnie Amerykanie zaprzeczyli, jakoby w poniedziałkowym ataku na Odessę użyto właśnie tej broni.Ukraińskie Dowództwo Operacyjne Południe przekazało w poniedziałek, że Rosjanie wystrzelili trzy rakiety Kindżał na cele w Odessie. W wyniku ataku dwie osoby miały zostać ranne, a zniszczeniu miały ulec obiekty turystycznej infrastruktury.
Jak się okazuje, nie tylko wojskowi służący w rosyjskiej armii cechują się bestialstwem i brakiem ludzkich odruchów. W dobitny sposób obrazuje to zachowanie pewnej Rosjanki, która w otwarty, a zarazem wstrząsający sposób nawoływała do torturowania bezbronnych ukraińskich dzieci. W rozmowie z jednym z żołnierzy Putina przekazała, że "wstrzykiwałaby im narkotyki, patrzyła w oczy i mówiłaby: zdychajcie". Już od ponad 2 miesięcy trwa niezwykle krwawa, a zarazem wstrząsająca wojna na terenie Ukrainy. Niestety, ale każdego dnia w światowych mediach można dowiedzieć się o przerażającym działaniu rosyjskich sił, które dopuszczają się wstrząsających zbrodni wojennych.
Według informacji przekazanych przez szefa polskiej dyplomacji Zbigniewa Raua w środę ambasador Polski w Moskwie został wezwany do rosyjskiego MSZ. Jest to pokłosie poniedziałkowego incydentu, do którego doszło na terenie Warszawy. Ambasador Rosji Siegiej Andriejew został oblany czerwoną substancją przez ukraińską aktywistkę.Do tego niestandardowego zdarzenia doszło w chwili, gdy ambasador chciał złożyć kwiaty przy Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie. Jego wizyta na cmentarzu była powiązana z datą 9 maja, kiedy to Federacja Rosyjska obchodzi Dzień Zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami.Jak się okazało, na miejscu znajdowali się demonstranci z ukraińskimi flagami, którzy chcieli uniemożliwić złożenie kwiatów. Wznosili antyrosyjskie hasła i oblali ambasadora czerwoną substancją.W związku z tym zdarzeniem, do rosyjskiego MSZ wezwany został ambasador Polski w Moskwie. Do sytuacji odniósł się szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, który podkreślił, że w stosunkach międzynarodowych zawsze obowiązuje zasada wzajemności.- W kwestii naszych relacji z Federacją Rosyjską, wiemy, że ambasador Polski w Moskwie został wezwany do rosyjskiego MSZ i nie będę uprzedzał tutaj faktów. W stosunkach międzynarodowych zawsze obowiązuje zasada wzajemności - przekazał podczas konferencji prasowej zwołanej podczas odbywającej się w Łodzi 33. sesji Konferencji Regionalnej FAO 2022 dla Europy i Azji Środkowej.Rau zaznaczył, że polskie MSZ ostrzegało rosyjskiego ambasadora przez możliwymi incydentami. Dodał również, że strona polska starała się za wszelką cenę przekonać Rosjan do odwołania manifestu, który ambasada Rosji chciała przeprowadzić na terenie Warszawy. - Takie stanowisko też powtórzyliśmy w korespondencji z władzami Warszawy w obawie możliwości incydentu, który w naturalny sposób był konsekwencją wrażliwości społecznej zarówno Polaków, jak i uchodźców z Ukrainy - poinformował Rau.Minister podkreślił, że "w reakcji na zbrodnie wojenne Federacji Rosyjskiej na Ukrainie" strona polska ostrzegała "przed możliwością zaistnienia takich incydentów". - To jednak, co się stało, w żaden sposób nie zmienia naszego stanowiska, zgodnie z którym przedstawicielom dyplomacji obcego państwa należy się ochrona - podsumował Zbigniew Rau.
Na instagramowym profilu jednego z rosyjskich konsulatów pojawił się nietypowy post, który raczej nie w smak władzom Kremla. Internauci zobaczyli zdjęcie kobiet trzymających kartkę z napisem: I SUPPORT UKRAINE (z ang. „Wspieram Ukrainę”) oraz opis potępiający wojnę. Wpis szybko jednak został usunięty, a administratorzy konta na Instagramie gęsto się tłumaczą.Kontrowersyjny (z punktu widzenia Rosji) wpis opublikował Konsulat Generalny Rosji w Edynburgu. Jak informuje amerykański portal Business Insider, autor posta, którym rzekomo miał być sam konsul generalny, zamieścił w jego opisie ostrą krytykę pod adresem wojny w Ukrainie.Ja, AI Jakowlew, Konsul Generalny Rosji w Edynburgu, kategorycznie potępiam operację militarną Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej przeciwko suwerennemu, niepodległemu państwu Ukrainy. W pełni popieram wszelką pomoc dla Sił Zbrojnych Ukrainy z krajów UE - napisano w opisie zdjęcia opublikowanego na oficjalnym koncie konsulatu na Instagramie.Mimo że wpis ostatecznie szybko zniknął z sieci, to internauci zdążyli wykonać zrzuty ekranu. Te z kolei błyskawicznie rozniosły się po sieci. Sam konsul wypiera się, aby to był autorem posta.
Aleksander Kwaśniewski skomentował przemówienie Władimira Putina z okazji Dnia Zwycięstwa. Ocenił je jako "defensywne" i "minorowe" i jest dowodem na to, że wszelkie plany "blitzkriegu" nie powiodły się. Jego zdaniem kluczowe były wątki dotyczące ochotników i rodzin żołnierzy, którzy zginęli w Ukrainie.- Mówi jedno, robi drugie - ocenił Aleksander Kwaśniewski we wtorkowym programie "Fakty po Faktach" na antenie TVN24, nawiązując do poniedziałkowych wydarzeń w Moskwie.