Maski ostatecznie opadły. Tak można by podsumować najnowsze oświadczenie Aleksandra Łukaszenki, który w końcu przyznał, że jego kraj bierze udział w wojnie w Ukrainie. Dyktator, podobnie jak Władimir Putin, nazwał jednak brutalną inwazję "specjalną operacją wojskową" i próbował przekonywać, że białoruscy żołnierze nikogo nie zabijają. Po raz kolejny skłamał także na temat intencji sąsiadujących państw, w tym Polski.Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w trzech niezależnych źródłach.Aleksandr Łukaszenko od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej nie krył swojego poparcia dla Moskwy. Dyktator powielał skandaliczną narrację Kremla, który twierdzi, że konflikt sprowokowało nieustannie podburzające Rosję NATO, ale zaznaczał jednocześnie, że sam nie zamierza angażować Białorusi w walki, mimo swoich bliskich więzi z Władimirem Putinem.Bez względu na te deklaracje, faktem jest, że to właśnie z białoruskiego terytorium Rosjanie zaatakowali m.in. Kijów, a także prowadzili inne ataki rakietowe na pozycje ukraińskie. Mińsk zapewniał też wojskom Putina osłonę powietrzną, zakwaterowanie i wyżywienie. Przez długi czas wszystkiemu temu próbowano zaprzeczać, jednak w końcu samozwańczy lider Białorusinów sam przyznał się do kłamstwa.
Władimir Putin rzekomo skierował "nuklearny pociąg" na granicę z Ukrainą. Jak donosi "The Times", przywódca rosyjski w ten sposób chce okazać gotowość do znacznej eskalacji niesprawiedliwego konfliktu na ziemi Ukraińskiej. Uważa się, że NATO ostrzegło swoich członków o niepokojących ruchach na terenie Rosji. Media społecznościowe obiegło nagranie dużego pociągu transportowego w ruchu. Dziennik "The Times, powołując się na opinię polskiego eksperta, Konrada Muzykę, podaje, że skład podlega 12. Dyrektoriatowi Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, odpowiedzialnemu za pociski nuklearne - ich przechowywanie, konserwację, transport i wydawanie jednostkom.
Władimir Putin powoli traci poparcie nawet wśród własnych propagandzistów? - Fala krytyki pod adresem rosyjskiego dowództwa po ogłoszeniu "częściowej mobilizacji" i wycofaniu wojsk z Łymanu w Donbasie podważa narrację Kremla na temat wojny w Ukrainie i pośrednio uderza w prezydenta - ocenia Instytut Studiów nad Wojną (ISW).- Porażka w Łymanie i obwodzie charkowskim, w połączeniu z błędami w ogłoszonej wcześniej przymusowej mobilizacji, wywołały "dramatyczne zmiany" w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej - napisano w specjalnym wydaniu raportu waszyngtońskiego think tanku.
Wojna w Ukrainie. 25 cywilów zginęło, a 62 zostało rannych w ostrzale kolumny samochodów czekającej na wyjazd z Zaporoża. Chcieli oni zabrać swoich bliskich z terenów okupowanych i dostarczyć pomoc humanitarną. Rosja ostrzelali ich z wysoka. Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w dwóch niezależnych źródłach.
- Ambasador Polski w Rosji Krzysztof Krajewski rekomenduje Polakom przebywającym na terytorium Federacji Rosyjskiej powrót do kraju - podaje IAR. Dyplomata od kilku dni przebywa na rosyjskim Dalekim Wschodzie, gdzie spotyka się z Polonią.Przed kilkoma dniami Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oficjalny komunikat, w którym odradzało Polakom wszelkich podróży do Federacji Rosyjskiej. Apel ten ma związek z trwającym konfliktem w Ukrainie i uznaniem Rosji przez Polskę za państwo nieprzyjazne.
Władimir Putin dopiął swego i podpisał dekrety ws. aneksji Chersonia i Zaporoża, uznając ich niepodległość. W piątek na Kremlu ma się odbyć natomiast oficjalna ceremonia, podczas której dyktator włączy w granice swojego państwa cztery okupowane ukraińskie obwody, w których przeprowadzono pseudoreferenda. Uwieńczeniem barbarzyńskiego spektaklu będzie zatwierdzenie decyzji przez rosyjski parlament.Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w trzech niezależnych źródłach.Władimir Putin po raz kolejny według własnego widzimisię przestawia granice państw i tworzy własną mapę świata. Rosyjski przywódca nic nie robi sobie z międzynarodowych umów i bezprawnie bierze to, co akurat znajduje się w sferze jego pożądania.Tak było już w 2014 roku, kiedy to bezczelnie zaanektował ukraiński Krym, gwałcąc Memorandum budapesztańskie i tak jest też teraz. Mroczna historia powtarza się na naszych oczach, a świat bezsilnie patrzy na kolejne posunięcia dyktatora, dyplomatycznie traktując tego, który rozumie jedynie język siły.
Pseudoreferenda w Ukrainie. Komisje wyborcze ustanowione na okupowanych terytoriach Ukrainy opublikowały wstępne dane o zakończonych pseudoreferendach. Mieszkańcy mieli głosować za przyłączeniem się do Rosji. Wcześniej w sieci pojawiły się nagrania ujawniające, że w miejscach, gdzie odbywają się nielegalne "głosowania", urzędują "komisje" w asyście uzbrojonych osób.Władze okupacyjne w zajętych częściowo przez wojska rosyjskie obwodach donieckim, ługańskim, chersońskim i zaporoskim utrzymują, że od piątku prowadzą pseudoreferenda w sprawie przyłączenia tych terenów do Rosji. Mają one potrwać do wtorku 27 września.
Szykuje się niezwykle interesujący koniec tygodnia w Rosji. Jak twierdzi brytyjskie ministerstwo obrony, w piątek 30 września Władimir Putin wystąpi przed obiema izbami rosyjskiego parlamentu, aby ogłosić włączenie w granice Federacji Rosyjskiej ukraińskich obszarów, na których odbywają się pseudoreferenda. Po tym, jak aneksja stanie się faktem, przymusowemu poborowi do wojska podlegać mają także obywatele Ukrainy.Władimir Putin zwiększa swoją aktywność i coraz częściej występuje publicznie, a to nie zwiastuje niczego dobrego. W ubiegłą środę rosyjski dyktator wygłosił pierwsze od wybuchu wojny w Ukrainie orędzie do narodu, w którym zapowiedział "częściową" mobilizację wojskową i groził Zachodowi użyciem broni jądrowej, wczoraj zaś spotkał się w Soczi z Alaksandrem Łukaszenką.Nie jest tajemnicą, że satrapa przeżywa obecnie trudne chwile związane z serią porażek, jakie ponosi w walkach na froncie, a także coraz większym buntem dotychczasowych sojuszników i zwykłych obywateli, zniechęconych przeciągającą się wojną i nie pałających radością na myśl o ponoszeniu dalej jej dotkliwych konsekwencji.On jednak zdaje się być nieprzejednany i nie zamierza składać broni, mimo iż wskazywałyby na to rozsądne przesłanki. Kolejny radykalny krok ma zostać podjęty jeszcze w tym tygodniu, o czym poinformowali właśnie Brytyjczycy.
Straż graniczna odmówiła wjazdu do Polski kilkudziesięciu Rosjanom, którzy próbowali dostać się do kraju po tym, jak ogłoszona została mobilizacja do rosyjskiego wojska. Polska zakazała im przekraczania granicy od 19 września. Wiadomo już, że część pojazdów została zawrócona.W ten sposób Polska stała się kolejnym krajem, który całkowicie zakazał wjazdu obywatelom Rosji - po krajach bałtyckich, a jeszcze przed Finlandią, która również postanowiła zamknąć drogę lądową dla wschodnich sąsiadów.
Nie maleje napięcie związane z potencjalnym zagrożeniem radioaktywnym jodem. Rosjanie stale ostrzeliwują Zaporoską Elektrownię Jądrową, podycając niepokoje i stawiając na baczność służby w graniczących z Ukrainą państwach. Przygotowania na ewentualne skażenie rozpoczęła także Polska, która zapowiedziała dystrybucję jodku potasu. Jak informuje "Rzeczpospolita", środek ma być wkrótce rozdawany w szkołach.Od miesięcy dotkliwie przekonujemy się, że wojna w Ukrainie to nie tylko problem naszego wschodniego sąsiada. W lutym Kreml wyzwał na pojedynek cały demokratyczny świat, a teraz szantażuje go widmem kryzysu żywnościowego i energetycznego.W miarę pogarszającej się sytuacji Rosjan na froncie, rośnie też frustracja Władimira Putina, który posuwa się do coraz bardziej drastycznych kroków. Zakręcanie kurków z gazem czy blokowanie transportu zbóż były zaledwie preludium, bo do gry weszły właśnie realne groźby użycia broni atomowej, niosącej śmierć i zagładę.
Władimir Putin zbiera żniwo swoich brutalnych działań związanych z wojną w Ukrainie. Rosyjski prezydent najpierw skazał się na światową izolację, a teraz mierzy się również z utratą poparcia wśród swoich własnych obywateli. Zbuntowani Rosjanie nie tylko wychodzą na ulice, ale także decydują się na bardziej radykalne kroki. W geście sprzeciwu płoną kolejne komendy uzupełnień.Napadając na Ukrainę w lutym br. Władimir Putin wywołał światowy pożar i zamiast próbować go ugasić, regularnie dolewa do niego benzyny. Szczyt wszelkich możliwości pokonał wczoraj, oświadczając, że jest gotów użyć broni nuklearnej przeciwko Zachodowi, a także ogłaszając wojskową mobilizację, czym naraził się wielu Rosjanom.Co prawda dyktator zapewnił, że działania dotyczyć będą jedynie obywateli pozostających w rezerwie, jednak eksperci nie mieli złudzeń co do tego, że to kolejny blef. Na potwierdzenie tych przewidywań nie trzeba było zresztą długo czekać, bo z niezależnych ośrodków zaczęły lawinowo spływać kolejne informacje o wręczaniu wezwań do wojska wszystkim mężczyznom w wieku poborowym.W odpowiedzi na kolejne kłamstwa i manipulacje, wczoraj w wielu miastach w Rosji odbyły się demonstracje. Ich uczestnicy zostali brutalnie potraktowani przez OMON, ale opór nie słabnie i przybiera coraz bardziej wymowne postaci. Jak informuje "Kyiv Post", tylko ostatniej nocy doszło do podpaleń dwóch komend uzupełnień.
Prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu dla telewizji TVN24, w którym odniósł się do wygłoszonego wczoraj orędzia Władimira Putina i planowanych pseudoreferendów w samozwańczych republikach na terenie Ukrainy. W rozmowie poruszono również temat sejmowej podkomisji Antoniego Macierewicza, co sporowokowała głowę naszego państwa do wysunięcia poważnych oskarżeń o zaniechanie śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej wobec gabinetu Donalda Tuska.Prezydent Andrzej Duda przebywa obecnie w Nowym Jorku, gdzie udał się, by uczestniczyć w 77. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wczoraj głowa naszego państwa przemawiała na forum do zgromadzonych na obradach polityków i urzędników, wieczorem zaś udzieliła specjalnego wywiadu korespondentowi TVN w Stanach Zjednoczonych Marcinowi Wronie.
Ogłoszona w środę przez Władimira Putina mobilizacja ruszyła z kopyta. Wbrew zapewnieniom dyktatora i jego popleczników, ma ona jednak nie być tylko częściowa, ale pełnowymiarowa. W kamasze rosyjskie władze chcą wziąć nawet uczestników antywojennych protestów, którym po zatrzymaniu i przewiezieniu na komisariat wręczane są powołania do jednostek wojskowych.Środowe orędzie Władimira Putina i ogłoszenie przez niego częściowej mobilizacji wywołały poruszenie i obawy nie tylko wśród światowych przywódców lojalnych wobec Kijowa, ale także wśród samych Rosjan.Żyjący w zniewolonym przez putinowskie działania kraju obywatele nie ufają zapewnieniom swojego prezydenta, który oficjalnie oświadczył, że mobilizacja dotyczyć będzie 300 tys. rezerwistów z doświadczeniem wojskowym i martwią się, że wkrótce im także przyjdzie dołączyć do krwawej wojny w Ukrainie.Panika wcale nie jest przy tym nieuzasadniona, bo, jak zauważają niezależne rosyjskie media, w dekrecie podpisanym przez Putina utajony został jeden z punktów, mający zezwalać na powoływanie do służby wszystkich mężczyzn w wieku poborowym.Ci gorączkowo zaczęli więc szukać sposobów na ucieczkę z kraju i wsiadać na pokłady samolotów, podczas gdy w rosyjskich miastach wybuchły największe od lutego antywojenne protesty. Z ich uczestnikami brutalnie próbowały rozprawić się rosyjskie służby porządkowe.
W 210. dniu inwazji Rosji na Ukrainę Władimir Putin wygłosił orędzie, w którym zapowiedział częściową mobilizację wojskową. Dyktator oskarżył także Zachód o próbę zniszczenia Rosji i poinformował, że celem Moskwy pozostaje niezmiennie wyzwolenie Donbasu od "neonazistów". Jak podkreślił, aby tak się stało, jest gotów użyć "wszelkich dostępnych środków".Na te przemówienie świat czekał z zapartym tchem. Prezydent Rosji miał wygłosić pierwsze od lutego orędzie do narodu już we wtorkowy wieczór, na co przygotowały się największe stacje telewizyjne na świecie zmieniając swoje ramówki.Eksperci spodziewali się, że Władimir Putin zapowiedzieć może mobilizację wojskową oraz pseudoreferenda w okupowanych republikach, ale żadna z deklaracji nie padła. Kolejny spektakl propagandy przełożono bowiem na środowy poranek, który rozpoczął się od gróźb i machania szabelką.
Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow zabrał głos na temat stosunków pomiędzy Warszawą a Moskwą. Oberwało się także politykom Prawa i Sprawiedliwości, którzy nieustannie nawołują do "nacisku na Niemcy" w sprawie reparacji, co według wielu Polaków jest tematem zastępczym, mającym odwrócić naszą uwagę od bieżących problemów. - Może znajdziemy też coś, o co prosić Polaków - drwią Rosjanie.Rzecznik Kremla odniósł się w poniedziałek do polskich żądań reparacji od Niemiec i Rosji. Zdaniem Dmitrija Pieskowa wielu polskich polityków "wchodzi w jakiś niezdrowy ekstremizm polityczny", przez co "szkodzą prestiżowi swojego kraju i znacznie komplikują kontakty". Wypowiedź rzecznika Kremla jest odpowiedzią na słowa Andrzeja Dudy, jakoby Polska powinna domagać się reparacji również od Federacji Rosyjskiej.
- Wycofanie się rosyjskich sił i powrót Ukrainy do jej międzynarodowo uznanych granic. To jest warunek, żebyśmy my w Europie czuli się spokojnie, biorąc pod uwagę również doświadczenie z II wojny światowej - mówił prezydent Andrzej Duda po otwarciu 77. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.W dniach 20-22 września Andrzej Duda wraz z pierwszą damą gości w Stanach Zjednoczonych. Prezydent rozpoczął wizytę w Nowym Jorku od spotkania z sekretarzem generalnym ONZ. Następnie rozmawiał z królem Jordanii.
Spotkanie Władimira Putina i Wołodymyra Zełenskiego wydaje się dobrym wstępem do zakończenia konfliktu zbrojnego w Ukrainie. Mychajło Podolak, doradca ukraińskiego prezydenta, uważa jednak, że na ten moment nie miałoby ono sensu. - Wojna musi dojść do jedynego możliwego etapu - ocenia polityk cytowany przez portal Ukrainska Prawda.Wojna w Ukrainie trwa nieprzerwanie od prawie siedmiu miesięcy. Mimo kilku momentów zwrotnych, wciąż nie doszło do spotkania Władimira Putina i Wołodymyra Zełenskiego. Początkowo do negocjacji nie byli skłonni Rosjanie. Po odkryciu masowych grobów i ciał torturowanych ofiar cywilnych, rozmów odmówiła strona ukraińska.
Wypadek z udziałem samochodu wiozącego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Jak poinformował w nocy ze środy na czwartek sekretarz prasowy w administracji ukraińskiej głowy państwa, do incydentu doszło w Kijowie. Polityk nie odniósł poważniejszych obrażeń. W sieci krąży nagranie z miejsca zdarzenia.Prezydent Ukrainy kontynuuje podróż po kraju, podczas której odwiedza kolejne wyzwolone przez jego armię miejscowości. To, co widzi mocno nim wstrząsa, ale równie wielkie emocje musiały mu towarzyszyć w spokojnej od jakiegoś czasu stolicy. W nocy z 14 na 15 września, jadąc ulicami miasta, nieznana osoba wjechała w wiozącą go kolumnę.
Wraz z idącą po myśli Ukraińców kontrofensywą w obwodzie charkowskim rośnie panika na Kremlu. Portal hromadske ponosi, że Rosjanie mają być coraz bardziej skłonni do wznowienia negocjacji z władzami zaatakowanego kraju, jednak Kijów obawia się, że to kolejny wybieg ze strony Putina. Tymczasem prezydent Zełenski informuje o kolejnych sukcesach swoich wojsk.Temat negocjacji między Moskwą i Kijowem przewijał się od samego początku trwania konfliktu. Prób przeprowadzenia rozmów było wiele, ale wszystkie kończyły się fiaskiem, bo Rosjanie z uporem powtarzali, że chcą, by Ukraina ogłosiła kapitulację, uznała Krym za rosyjski i wpisała do konstytucji neutralność.Te wygórowane oczekiwania za każdym razem spotykały się ze stanowczą, negatywną odpowiedzią zdeterminowanych walczyć o swoją niepodległość i decyzyjność Ukraińców, co doprowadziło do tego, że po sześciu miesiącach od kiedy rozpoczęto inwazję wciąż trwają zacięte walki.Dopiero w ostatnich dniach z ukraińskich frontów powiało optymizmem, dającym nadzieję, że pat może zostać przerwany. Rosjanie musieli opuścić wiele okupowanych tygodniami miejscowości i w uciekać w popłochu, by nie trafić do niewoli.Jak twierdzi ukraiński portal hromadske, niekorzystny dla agresora obrót zdarzeń spowodować miał, że na Kremlu poważnie zaczęto obawiać się o rozwój "operacji specjalnej", a na stole znów położono opcję szukania kompromisu.
Wojna w Ukrainie trwa od prawie 200 dni. Ukraińcy dzielnie bronią się przed wojskiem okupanta, a w ostatnich dniach przeprowadzają także skuteczne kontrofensywy. O tym, że Rosjanie znajdują się w poważnych opałach świadczą już nie tylko doniesienia ukraińskiego sztabu, ale także pojawiające się w sieci nagrania. Jedno z nich, okraszone zabawną oprawą muzyczną i bezbłędnym komentarzem, stało się hitem sieci.Po ponad pół roku trwania wojny w Ukrainie nadal nie wiadomo, kiedy dojdzie do zakończenia konfliktu wywołanego przez Władimira Putina. Pewne są jednak dwie rzeczy, a mianowicie to, że rosyjskie wojsko wcale nie jest niezwyciężone i bohaterskie, zaś to ukraińskie posiada bezcenny kapitał w postaci hartu ducha i determinacji mogących działać cuda.W ostatnich dniach ze wschodniej części kraju napływać zaczęły bardzo optymistyczne informacje, mówiące o tym, że ukraińskiej armii udało się odbić część obwodu charkowskiego, w tym m.in. strategiczne miasto Kupiańsk. To właśnie tam znajdują się linie komunikacyjne, którymi Rosjanie transportowali sprzęt i broń.Tym samym, armia Putina wpadła w jeszcze większe tarapaty, co z pewnością nie wpływa pozytywnie na i tak kruche morale. W mediach społecznościowych co chwilę pojawiają się nagrania dokumentujące kompromitujące dla Rosjan wydarzenia, takie jak kompletne zniszczenie ich kolumn czy ucieczki z pola walki. Jedno z nich stało się prawdziwym hitem.
Premier Mateusz Morawiecki udał się w piątek z wizytą do Kijowa, gdzie spotka się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim i premierem Denysem Szmyhalem. Wśród tematów rozmów znajdą się m.in. bezpieczeństwo energetyczne i wojskowe oraz dalsze wsparcie Ukrainy ze strony Unii Europejskiej. Jak zaznaczył rzecznik rządu Piotr Muller, Warszawa liczy na to, że dzisiejsze wydarzenia będą wyraźnym "sygnałem politycznym wobec Kremla".Gdyby nie okoliczności, w jakich doszło do zacieśnienia się relacji polsko-ukraińskich, z doskonałej współpracy na linii Warszawa-Kijów można by się tylko cieszyć. Od momentu wybuchu w Ukrainie nasze władze prężnie wspierają bowiem Wołodymyra Zełenskiego i gabinet premiera Szmyhala w ich wolnościowych dążeniach.Poza pomocą udzielaną Ukraińcom, którzy opuścili swoją ojczyznę w obawie o własne życie, za wschodnią granicę wciąż płynie sprzęt wojskowy, a polski rząd głośno optuje na arenie międzynarodowej za kolejnymi sankcjami na Rosję i udzielaniem Ukrainie pożyczek.Dodatkowo, co jakiś czas dochodzi do spotkań z ukraińskim przedstawicielami "w cztery oczy", podczas których jest okazja, by szczerze porozmawiać o tym, co jeszcze można zrobić, by ostatecznie rozliczyć się z putinowskim reżimem. O jednym z nich w piątkowy poranek poinformował rzecznik rządu Piotr Muller.
Alarmujące doniesienia z zajętego przez Rosjan ukraińskiego Berdiańska nad Morzem Azowskim. W centrum miasta doszło do eksplozji samochodu, w wyniku której ciężko ranny został szef władz okupacyjnych Artem Bardin. Przyczyna wybuchu nie jest znana.Położone w obwodzie zaporoskim miasto-port Berdiańsk jeszcze przed wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej liczyło ok. 115 tys. mieszkańców i stanowiło ważny ośrodek przemysłowy z rafinerią ropy naftowej.Metropolia już w pierwszych dniach inwazji stała się celem Rosjan, którzy brutalnie wkroczyli na jej terytorium, terroryzując ludność, rozwiązując tamtejszą policję i rozpoczynając okupację, która trwa do dziś.Mimo tego, Ukraińcy nie tracą wiary w odzyskanie zajętych terenów i w ostatnich dniach mocno intensyfikują swoje ofensywne działania. I choć nie wszystko idzie po ich myśli, wiele wskazuje na to, że los zaczyna im powoli sprzyjać.
Władimir Putin wydał swoim żołnierzom nowy rozkaz. Prezydent Rosji ma zamiar kontynuować sukcesywne rozczłonkowywanie Ukrainy i skoncentrować swoje wysiłki na opanowaniu kolejnego obwodu, nad którym chce przejąć pełną kontrolę. Aby spełnić te oczekiwania, jego armia musi odbić z ukraińskich rąk obwód doniecki. Ostateczny termin zakończenia operacji wyznaczono na 15 września.Kolejne porażki i upokorzenia na ukraińskim froncie ani trochę nie zrażają Władimira Putina. Rosyjski dyktator zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, które za wszelką cenę chce dostać to, o czym przez długi czas marzył i jest gotów posunąć się do wszystkiego, byle tylko zaspokoić swoje rosnące pragnienia.W drodze do celu porusza się już wyłącznie po trupach, nie licząc się ani ze swoimi dotychczasowymi doradcami, ani tym bardziej nie biorąc pod uwagę olbrzymich strat w armii i śmierci niewinnych cywilów. W związku z tym, mimo ryzyka, jakie niosą za sobą kolejne ofensywy, wydaje kolejne rozkazy, mające doprowadzić do wzmocnienia jego panowania nad odbudowującym się imperium.
Wojna na terenie Ukrainy trwa już od wielu miesięcy i wiele wskazuje na to, że będzie ona spędzać sen z powiek tamtejszych mieszkańców jeszcze przez długi czas. Nawet pomimo faktu przedłużających się działań wojennych, nasi wschodni sąsiedzi nie zapomnieli o tym, kto w pierwszych dniach bestialskiego najazdu Rosjan, podał im pomocną dłoń. Swoją wdzięczność wyrazili w niestandardowy, aczkolwiek niezwykle wzruszający sposób. Ciężka sytuacja za naszą wschodnią granicą już od kilku miesięcy niepokoi cały demokratyczny świat. Putin nie odpuszcza i by osiągnąć zamierzony cel, postanowił szantażować Zachód za pomocą swoich eksportowych surowców. Data nieuzasadnionej agresji Federacji Rosyjskiej już na zawsze zapisała się czarnymi zgłoskami w całej nowoczesnej historii. Wojna w niedalekiej odległości od naszego kraju poruszyła Polakami, którzy ochoczo zaoferowali pomoc potrzebującym Ukraińcom.
Wołodymyr Zełenski podzielił się światem poważnym ostrzeżeniem i pozostaje mieć nadzieję, że słowa prezydenta Ukrainy nie zostaną zbagatelizowane. Rosja nadal ma "autorytarne pragnienia" do zrealizowania. Żaden kraj nie jest bezpieczny? Rosja opłakuje śmierć Michaiła Gorbaczowa i jednocześnie nieustannie okupuje teren Ukrainy. Wołodymyr Zełenski przypomniał o sobie światu, który po pół roku od rozpoczęcia wojny przykrył kurzem codzienność za wschodnią granicą Polski.Prezydent Ukrainy w jasnych słowach ostrzegł przed zapędami Kremla. Ponownie wskazał, że czas działa na korzyść Rosji, która prowadzi cyniczną politykę nastawioną nie tylko na działania militarne, ale i dezinformacyjne.
Władimir Putin chce przekroczyć niebezpieczną granicę? Teren Zaporoskiej Elektrowni Atomowej został w piątek kilkukrotnie ostrzelany przez rosyjskie wojska. Ołeksandr Starukh, szef Zaporoskiej Obwodowej Administracji Państwowej poinformował o alarmie lotniczym, to efekt szeregu wybuchów.Niepokojące doniesienia zza wschodniej granicy. Rosjanie znudzili się atakowaniem niewinnych cywili i ponownie zwrócili się w stronę punktów infrastruktury krytycznej.Na celownik dział rosyjskich wojsk trafiła Zaporoska Elektrownia Atomowa. W otoczeniu kompleksu budynków rozległy się wybuchy. Sytuacja stała się napięta i obecnie pracownicy elektrowni nie wykonują swoich zadań w bezpiecznym otoczeniu.
Co się dzieje z Władimirem Putinem? Stan zdrowia prezydenta Rosji od początku wojny w Ukrainie znacznie się zmienił. Takich wiadomości dostarcza nie tylko ukraiński wywiad. Nieubłagany upływ czasu widać gołym okiem na kolejnych zdjęciach, w tym tych udostępnianych przez Kreml. W sobotę Wadym Skibicki przekazał nowe wiadomości na temat zdrowia Władimira Putina. To zmieni sytuację na froncie?Władimir Putin 24 lutego 2022 r. oficjalnie stał się najbardziej znienawidzonym człowiekiem na świecie. Najważniejsi politycy świata przestali się hamować i otwarcie zaliczają prezydenta Rosji do grona zbrodniarzy wojennych.Władimir Putin boleśnie odczuwa skutki wojny w Ukrainie. Dosłownie. Stan zdrowia prezydenta Rosji miał gwałtownie się pogorszyć. Dowodem na to są m.in. nagrania, gdzie obserwatorzy zwracają uwagę na drżące nogi i ręce polityka.W sobotę świat usłyszał kolejne informacje na temat tego, jak czuje się Władimir Putin. Wadym Skibicki, przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego, postanowił ujawnić ustalenia swoich ludzi. Koniec Putina jest coraz bliżej?
Władimir Putin podejmuje kolejne kroki wskazujące na to, że nie zamierza rezygnować z barbarzyńskich walk w Ukrainie. W czwartek dyktator podpisał dekret zwiększający liczebność rosyjskiej armii do imponujących rozmiarów. Ruch ten skomentował w programie "Newsroom" WP gen. Waldemar Skrzypczak, którego słowa bynajmniej nie wybrzmiały optymistycznie.Władimir Putin robi co może, by ratować nieudaną "operację wojskową" w Ukrainie. Podczas gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi, a przede wszystkim rozsądek i logika wskazują, że z walk należałoby się wycofać, bo generują tylko kolejne straty i nie przynoszą pożądanych rezultatów, satrapa brnie dalej w szaleńcze plany, nie licząc się z niczyim zdaniem.Desperacja rosyjskiego prezydenta coraz bardziej zaczyna przerażać nie tylko jego zagorzałych krytyków, ale i lojalne do tej pory najbliższe otoczenie. Coraz częściej mówi się bowiem o tym, że dyktator może posunąć się do ostateczności i zaatakować elektrownię atomową w Zaporożu.Zdający sobie sprawę ze słabnącego z dnia na dzień morale swojej armii przywódca, toczy jednocześnie nierówną walkę z czasem. Jego wojska są dziesiątkowane, a ci, którym udaje się przeżyć, wykorzystują do powrotu do kraju liczne fortele.W tej sytuacji, aby pozyskać kolejne "mięso armatnie" musiał podjąć decyzję o zwiększeniu liczebności żołnierzy w rosyjskich siłach zbrojnych, która wkrótce zwiększy się o 137 tys. i osiągnie imponujące 1,15 mln.