Rewolucyjny pomysł premiera Wielkiej Brytanii. Włoskie media donoszą, że Boris Johnson pracuje nad planem stworzenia alternatywy dla Unii Europejskiej. Na czele przedsięwzięcia miałby stanąć jego kraj, a partnerami zostałyby m.in. Polska i Ukraina. Kijów ma już znać szczegóły inicjatywy, ale wciąż nie zajął jednoznacznego stanowiska.Boris Johnson planuje włożyć kij w europejskie mrowisko? Po tym, jak Wielka Brytania wystąpiła z Unii Europejskiej, brytyjskie władze nie są tak mocno związane z administracją w Brukseli, jak ma to miejsce w przypadku krajów członkowskich.Polityk nie żywi więc żadnych sentymentów do Wspólnoty i wiele wskazuje na to, że chce stworzyć dla niej konkurencję, w ramach której mógłby okazać się najważniejszym graczem. Tak przynajmniej sugeruje włoski dziennik "Corriere della Sera".
Szef rosyjskiego MSZ nadal stara się przekonać, że to Rosja rozdaje karty na arenie międzynarodowej. Siergiej Ławrow w czasie wydarzenia "Sto" stwierdził, że kiedy Europa zmieni decyzję i będzie chciała rozmawiać, to "Moskwa dwa razy się zastanowi, czy tego potrzebuje".Wymowne słowa Siergieja Ławrowa dotyczące dalszych planów Rosji. Szef MSZ Rosji nie przestaje forsować propagandy zgodną z linią Kremla i nieustannie zapewnia, że to kraj Władimir Putina wychodzi z obecnej sytuacji pełnej sankcji obronną ręką.Jednym z tematów poruszonych przez szefa resortu spraw zagranicznych był incydent związany z zawieszeniem Rosji z Rady Praw Człowieka ONZ. Siergiej Ławrow stwierdził, że to dobrze, bo już wcześniej organizacja ta była niewiarygodna. - Rada Praw Człowieka ONZ zdyskredytowała się na długo przed całą sytuacją wokół Ukrainy - mówił rosyjski minister Władimira Putina. - Chcieli nas z niej usunąć i zawiesić nasze członkostwo. Postanowiliśmy zrobić to sami - dodał Siergiej Ławrow. Interesujących tez padło jednak zdecydowanie więcej.
Projekt nowej ordynacji wyborczej przyjęty przez Parlament Europejski. Większość europosłów opowiedziała się za wprowadzeniem bardziej ujednoliconych zasad przeprowadzania wyborów do PE i stworzeniem ogólnoeuropejskiego okręgu wyborczego. To jednak nie jest w smak znacznej części polskich deputowanych, którzy obawiają się o swoje stanowiska i liczą na to, że przepisy zablokuje Rada Europejska.Według nowej rezolucji, w dodatku do posłów wybieranych w okręgach krajowych lub regionalnych, z ogólnoeuropejskiego okręgu wyborczego wybieranych ma być 28 posłów do PE. Wprowadzona zostałaby także możliwość proponowania przez partie polityczne lub koalicje partii krajowych ponadnarodowych list z preferowanym kandydatem na przewodniczącego Komisji Europejskiej.Oprócz wspólnej listy, w projekcie znalazł się również zapis o tym, by wybory do PE odbywały się zawsze 9 maja, czyli w Dniu Europy. Posłowie chcą także ujednolicenia wieku, od którego obywatele UE mają prawo głosować lub kandydować w wyborach do UE oraz zalecają, by każdy obywatel miał prawo głosowania od 16 roku życia i kandydowania od powyżej 18 roku życia.
Parlament Europejski przegłosował rezolucję w sprawie praworządności w Polsce i na Węgrzech. Dokument wzywa m.in. do wstrzymania się z akceptacją Krajowych Planów Odbudowy, dopóki zalecenia w sprawie praworządności nie zostaną wdrożone. Europosłowie Prawa i Sprawiedliwości już krytykują tę decyzję.Głosowanie zorganizowano w czwartkowe popołudnie. Za przyjęciem rezolucji głosowało 426 deputowanych. Przeciwko było 133 europosłów, a od głosu wstrzymało się 37 osób.
W Parlamencie Europejskim zorganizowano debatę na temat praworządności w Polsce i na Węgrzech. Unijny komisarz ds. sprawiedliwości i konsumentów Didier Reynders przekazał, że kary dla Polski w związku z toczącymi się sporami przekroczyły już 160 mln euro. Była premier Beata Szydło stwierdziła, że zorganizowanie takiego spotkania akurat 3 maja to "kolejny poziom obłudy". Podobnego zdania są inni europosłowie PiS.W przeliczeniu na złotówki kary wynoszą ponad 750 mln zł. Jest to kwota porównywalna m.in. z wartością funduszy europejskich, które Wrocław otrzymał w 2014 r.
Emmanuel Macron zabrał głos po wygraniu wyborów prezydenckich. Wystąpienie miało charakter jednoczący i było skierowane również do wyborców Marine Le Pen. Polityk przekonywał, że jest prezydentem "wszystkich Francuzów i Francuzek". Na Polach Marsowych rozbrzmiała "Oda do radości", hymn Unii Europejskiej.Wstępne wyniki sondażowe wskazują, że Emmanuel Macron zdobył 58,2 proc. głosów. Na jego rywalkę Marine Le Pen zagłosowało 41,8 proc. obywateli. Sondaż Elabe wskazuje, że głosy oddało 72 proc. uprawnionych i była to najniższa frekwencja od 1969 r.
O godz. 20:00 pojawiły się pierwsze sondażowe wyniki wyborów prezydenckich we Francji. Obecnie urzędujący Emmanuel Macron zdobył 58,2 proc. poparcia, a jego skrajnie prawicowa rywalka Marine Le Pen - 41,8 proc. głosów. To mniejsza przewaga niż pięć lat temu. Około 70 tys. lokali wyborczych zamknięto o godz. 19:00. W większych miastach m.in. w Paryżu, Marsylii czy Lyonie głosowanie przedłużono do godz. 20:00. Z kolei mieszkańcy francuskich terytoriów zamorskich głosowali już od soboty.
Austriacki szef dyplomacji Alexander Schallenberg stanowczo sprzeciwił się przyjmowaniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Na oświadczenie polityka błyskawicznie zareagował ukraiński resort spraw zagranicznych, który stwierdził, że zaprezentowane stanowisko jest krótkowzroczne oraz niezgodne z interesami zjednoczonej Europy i oznacza "pobłażanie agresywnym planom Putina".Jednym z powodów rozpoczęcia wojny w Ukrianie, która trwa już dwa miesiące, miały być europejskie aspiracje Ukraińców, by w końcu po wielu latach dyskusji dołączyć do Unii Europejskiej oraz NATO.O ile Pakt Północnoatlantycki wydaje się być na razie nieosiągalny dla naszych wschodnich sąsiadów, o tyle konflikt z Rosją jedynie przyspieszył proces ubiegania się o dołączenie do europejskiej Wspólnoty.To jednak nie spodobało się wszystkim członkom UE, czego wyraz dał podczas Europejskiego Szczytu Mediów w Lech am Arlberg szef austriackiej dyplomacji Alexander Schallenberg, który wysunął własne pomysły na współpracę i sprowokował stronę ukraińską do stanowczej odpowiedzi.
Władimir Putin oskarżył Europę, że poprzez sankcje destabilizuje rynek energetyczny. Jednak jego zdaniem to inicjatorzy tej polityki odczują "bolesne konsekwencje". Prezydent zapowiedział, że Rosja zacznie "dywersyfikować" eksport do Azji.Przywódca ocenił, że "w Europie nie ma obecnie rozsądnego zamiennika" dla rosyjskiego gazu. W jego opinii skutki unikania energii z Rosji wpłyną na globalną energetykę, ale najbardziej dotkliwe skutki odczują inicjatorzy tej koncepcji.
W sobotę do Warszawy przyleciała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Spotkała się z prezydentem Polski, Andrzejem Dudą, po czym wzięła udział w specjalnej konferencji darczyńców na rzecz uchodźców "Stand Up For Ukraine". W czasie wydarzenia głos zabrał Wołodymyr Zełenski, który w wyjątkowy sposób podziękował za pomoc jego narodowi, a także wezwał do dotkliwszych działań wobec Rosji.W sobotnie popołudnie w stolicy naszego kraju doszło do serii spotkań z przewodniczącą Komisji Europejskiej, Ursulą von der Leyen. Na płycie lotniska Chopina przywitał ją prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, później gościł ją prezydent kraju, Andrzej Duda, a o godzinie 15, polityk wzięła udział w specjalnej konferencji "Stand Up For Ukraine".W trakcie wydarzenia głos zabrał prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, który podziękował za pomoc udzielaną jego rodakom. Zaznaczył również, że działania Federacji Rosyjskiej powinny być potępione, a odpowiedź zdecydowana. Ursula von der Leyen nawiązała do swojej wcześniejszej wizyty na terenie Ukrainy. Podkreśliła, że to, co zobaczyła, bardzo ją dotknęło. Zaznaczyła, że od początku rosyjskiej agresji ofiarą zbrodniczych działań padło aż 176 dzieci. - Wczoraj byłam w Kijowie, odwiedzałam Buczę. Nie znajduję słów, żeby wyrazić to, co widziałam. Mam tyle podziwu dla naszych ukraińskich przyjaciół, bo toczą naszą wojnę - powiedziała von der Leyen podczas finału akcji Stand Up For Ukraine. - Oni walczą o naszą wolność, a my walczymy o Ukrainę - podkreśliła szefowa KE. W swojej wypowiedzi podziękowała również Polsce, a przede wszystkim Polakom. - Jesteście krajem, który przyjął dwa mln uchodźców z Ukrainy. Dziękujemy - zwracając się do prezydenta Dudy.Głos zabrał również prezydent Andrzej Duda. Polityk podkreślił, że spotkanie w Warszawie ma symboliczne znaczenie. - To, że spotykamy się w Warszawie, ma znaczenie symboliczne. Polska jest krajem frontowym. Pod wieloma względami moi rodacy byli pierwszymi, którzy pomogli. Dzięki nim wielu Ukraińców znalazło schronienie. Wszyscy popieramy te same wartości, a dzisiaj stajemy w obronie Ukrainy. Dzisiaj wspieramy miliony ukraińskich uchodźców i ludzi w potrzebie - wskazał Duda.
- Posłowie domagają się pełnego embarga na rosyjski import ropy, węgla, paliwa jądrowego i gazu - czytamy w oficjalnym komunikacie Parlamentu Europejskiego. Przegłosowana została rezolucja popierająca pełne embargo na import rosyjskich surowców energetycznych, czyli węgla, ropy i gazu.Unia Europejska w związku z ujawnieniem zbrodni wojennej w Buczy i dalszego prowadzenia przez Władimira Putina wojny w Ukrainie podjęła decyzję o konieczności wdrożenia dalszych sankcji. Najnowsze postanowienia dotyczą surowców energetycznych.- Parlament wyraża oburzenie z powodu doniesień o okrucieństwach rosyjskich sił zbrojnych i domaga się pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców zbrodni wojennych - czytamy w specjalnym komunikacie Parlamentu Europejskiego z czwartku 7 kwietnia. Embargo na rosyjskie surowce energetyczne to tylko kwestia czasu?
Unia Europejska nakłada kolejne sankcje na Rosję. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła wprowadzenie m.in. zakazu importu rosyjskiego węgla o wartości 4 mld euro rocznie. Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell wskazał, że celem nowego pakietu restrykcji jest uderzenie w Kreml, a nie w obywateli Rosji.- Cztery pakiety sankcji bardzo mocno uderzyły w Putina i cały kraj, ale musimy iść o krok dalej. Te sankcje będą mocniejsze i szersze, by jeszcze mocniej uderzyły w rosyjską gospodarkę - tłumaczyła szefowa KE.
Unia Europejska odpowiedziała na decyzję Władimira Putina w sprawie regulowania płatności za rosyjski gaz w rublach. Przywódcy największych państw członkowskich twierdzą, że ruch ten oznacza zerwanie wcześniej zawartych umów i stanowi wybieg prezydenta Rosji, by uniknąć sankcji nałożonych na jego kraj po wybuchu wojny w Ukrainie.Od wybuchu wojny w Ukrainie Unia Europejska i pozostałe kraje demokratycznego Zachodu sukcesywnie nakładają sankcje na Rosję. Z kraju wycofało się już mnóstwo przedsiębiorstw, a rosyjski rubel sięgnął dna.Władimir Putin robi wszystko, co może, by reanimować upadłą walutę. W środę ogłoszono więc uderzającą w odbiorców rosyjskiego gazu decyzję o regulowaniu płatności za surowiec przez tzw. kraje nieprzyjazne właśnie w rublach.Postanowienie to wzbudziło w Europie spory zamęt i uzasadnione obawy o przerwy w dostawach. Najwięksi przywódcy krajów Unii Europejskiej nie pozostawili sprawy bez komentarza i podczas trwającego szczytu w Brukseli stanowczo określili swoje stanowisko.
Wszystko to są oczywiście bardzo ważne sprawy, kluczowe jednak jest to, że opozycja nie przedstawiła żadnej całościowej alternatywy wobec rządowej wersji Krajowego Planu Odbudowy. Uwagi zaprezentowane przez opozycję były mało istotnymi przypisami wobec propozycji rządowych.Wielu komentatorów słusznie zwraca też uwagę, że w przyjętej przez rząd wersji KPO środki przeznaczane na samorządy mają pochodzić głównie z części pożyczkowej, a projekty rządowe, w tym olbrzymie środki na Centralny Port Komunikacyjny, z bezzwrotnej części grantowej. Pytany o tę sprawę minister Waldemar Buda podkreślał, że część pożyczek samorządowych może weźmie na siebie rząd. Oznacza to jednak, że jest jeszcze gorzej niż mogło się wydawać, a mianowicie samorządy kierowane przez PiS mogą mieć pożyczki spłacane przez władzę centralną, a te rządzone przez opozycję będą zmuszone samodzielnie spłacać kredyty! Trudno się dziwić, że część opozycji jest nieufna wobec takiego mechanizmu wydatkowania środków unijnych. Niedawno też wyszło na jaw, że rząd już prawie roku temu konsultował kształt Krajowego Planu Odbudowy z wybranymi prezesami spółek skarbu państwa, zachęcając ich do czerpania garściami z unijnej kasy.Unijny Fundusz Odbudowy został pomyślany jako zastrzyk finansowy dla całej UE, mający na celu odbudowę gospodarek unijnych po kryzysie związanym z epidemią koronawirusa. Kryzys ten potężnie uderzył w miliony pracowników, pogorszył warunki pracy w wielu branżach, uśmieciowił dużą część rynku pracy, pogorszył standardy bezpieczeństwa i higieny pracy, narażając pracowników na nowe, wcześniej niespotykane niebezpieczeństwa, przyczynił się do wzrostu ubóstwa i wykluczenia społecznego. Tymczasem w ostatecznej wersji Krajowego Planu Odbudowy problematyka praw pracowniczych znalazła się na marginesie. W dokumencie nie pojawiły się żadne instrumenty na rzecz ograniczenia umów cywilno-prawnych, żadnych rekomendacji odnośnie do zwiększania stabilności zatrudnienia, żadnych mechanizmów na rzecz rozpowszechniania układów zbiorowych, które w większości krajów zachodnich są standardem. Rządowa wizja KPO nie wniosła też żadnych propozycji odnośnie poprawy bezpieczeństwa pracy, choć w Polsce cały czas liczba wypadków w pracy należy do najwyższych w Unii Europejskiej.Porozumienie Prawa i Sprawiedliwości z Lewicą zawarte w kuluarowych rozmowach może zdumiewać i budzić niesmak, bo niedawno posłowie i posłanki Lewicy protestowali na ulicach całej Polski przeciwko zamordystycznej i niewiarygodnej władzy. Słusznie mówili o autorytaryzmie, deptaniu praw kobiet, nagonkach na LGBT, prześladowaniu sędziów nieposłusznych Ziobrze, niszczeniu niezależnych mediów, zamachu na kulturę. Tymczasem nagle klub Włodzimierza Czarzastego zmienił front i postanowił ustalić ostateczny kształt KPO na nieformalnym spotkaniu z rządem. Liderzy Lewicy nie forsowali dyskusji plenarnej, podczas której społeczeństwo mogłoby ocenić racje różnych stron, lecz zawarli szybkie porozumienie. Co więcej, na obradach Sejmu wspólnie z PiS-em nie zgodzili się, by głosowanie przesunąć o dwa tygodnie, aby Krajowy Plan Odbudowy był jeszcze przedyskutowany przez partnerów społecznych i parlamentarzystów.Długo można wymieniać braki Krajowego Planu Odbudowy, w tym brak jego związku z jakkolwiek pojmowaną lewicowością. Szkoda, że dyskusja nad KPO potoczyła się w ten sposób. Była to szansa dla parlamentarnej opozycji na przedstawienie całościowej alternatywy wobec wizji autorytarnej, prawicowej władzy. Niestety taka alternatywa nie powstała, a Lewica wręcz poparła pomysły rządu.PiS i Lewica w swojej wizji Krajowego Planu Odbudowy nie zawarły też żadnych rozwiązań na rzecz ograniczenia nierówności społecznych, w tym nierówności regionalnych, chociaż epidemia niewątpliwie przyczyniła się do ich zwiększenia. Nie uczyniono też priorytetem opieki żłobkowej ani senioralnej, chociaż w Polsce wydatki na wsparcie instytucjonalne dla seniorów należą do najniższych w Unii Europejskiej. Dyskusja nad Krajowym Planem Odbudowy obnażyła słabość i mizerne przygotowanie merytoryczne największych polskich partii. Poprawki ogłoszone przez Lewicę po spotkaniu z rządem przy zamkniętych drzwiach prawie nic nie wniosły do KPO i większość z nich było obligatoryjną częścią programów unijnych. 30% wydatków na samorządy to słuszny pomysł, ale wszystkie środki unijne są w dużej mierze kierowane do samorządów. Ważniejsze są tu szczegóły i proporcja części grantowej i pożyczkowej. O to Lewica już nie zadbała. 300 mln euro na branże, które zostały poszkodowane przez epidemię koronawirusa, to grosze, tym bardziej, że cały fundusz unijny miał przeciwdziałać skutkom pandemii. 850 mln euro na szpitale powiatowe to w perspektywie 6 lat nic nie znaczący dodatek, a przecież Komisja Europejska wręcz naciskała, by opieka zdrowotna była jednym z filarów funduszy pomocowych. 75 tys. mieszkań to w perspektywie kilku lat bardzo niewiele, tym bardziej, że ponad połowa środków na ten cel ma być przekazana z budżetu państwa, a nie środków unijnych. Komitet monitorujący w kształcie zaproponowanym przez rząd jest podporządkowany władzy, a oczekiwanie, by władza zaprezentowała harmonogram wydatków części pożyczkowej, to obowiązek każdego kraju nałożony przez Komisję Europejską.Pospieszny i nietransparentny tryb prac nad dokumentami kluczowymi dla kraju pogarsza jakość legislacji i podważa podstawy demokracji parlamentarnej. Pod tym względem opozycja poza Lewicą słusznie argumentowała, by w pracach nad dokumentem uczestniczyli przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych, związków zawodowych i związków pracodawców, i by dokument został przedyskutowany w Sejmie. Koalicja Obywatelska, PSL i Polska2050 nie przedstawiły całościowej alternatywy wobec PiS-owskiej wizji Krajowego Planu Odbudowy, ale przynajmniej naciskały, by ostateczny kształt KPO był przyjmowany w wyniku konsultacji z możliwie szerokim gronem partnerów społecznych. Lewica nawet tego nie zrobiła.Trudno w tym kontekście zrozumieć, dlaczego krytycy porozumienia Lewicy z PiS-em są wyzywani od liberałów i sojuszników Konfederacji. Na całym świecie wydaje się dość naturalne, że socjaldemokraci i socjaliści mają inne priorytety w polityce społeczno-gospodarczej niż nacjonalistyczna prawica. Dziwne raczej jest to, że w Polsce Lewica poparła wizję wydatkowania środków unijnych przedstawioną przez narodowo-katolicką prawicę, nie wnosząc do niej nawet żadnych istotnych poprawek. Warto w tym kontekście zauważyć, że zdaniem rządu Krajowy Plan Odbudowy ma wpisać się w całościowe ramy polityki społeczno-gospodarczej Prawa i Sprawiedliwości. Bezkrytyczne poparcie dla tego dokumentu oznacza więc akceptację priorytetów i wizji kraju ekipy Mateusza Morawieckiego. Trudno w tym kontekście uniknąć wrażenia, że Lewica, być może tymczasowo, ale jednak bardzo zbliżyła się do PiS-u.Polska jest także jednym z tych krajów, w których liczba ofiar śmiertelnych związanych z epidemią była najwyższa na świecie. Mimo to ochrona zdrowia nie została uczyniona priorytetem rządowej wersji KPO. W dokumencie przesłanym do Komisji Europejskiej założono, że w ramach tzw. Instrumentu na Rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności Polska chce wykorzystać do 2026 r. 36,0 mld euro z przyznanych 58,1 mld euro, w tym w całości część grantową (23,9 mld euro). Z pięciu wyodrębnionych priorytetów wydatki na opiekę zdrowotną mają być najniższe (tylko 4,5 mld euro)! Zdumiewające, że na ten model KPO zgodziła się Lewica, która jeszcze niedawno mówiła o potrzebie zwiększenia wydatków na opiekę zdrowotną o co najmniej 2 pkt proc. PKB.W propozycji KPO przedstawionej przez PiS i zaakceptowanej przez Lewicę nie wprowadzono też żadnego nadzoru. Może się okazać, że po stronie polskiej wydatkowanie środków będzie nadzorowane przez komisję kierowaną przez Jacka Sasina albo że komitet monitorujący będzie jedynie ciałem doradczym, a nie decyzyjnym. Inne niebezpieczeństwo to wprowadzenie do organu kontrolnego instytucji, które same będą adresatami pomocy, co sprawi, że ciało od kontroli samo będzie sobie przyznawać granty i dotacje. Ponadto warto pamiętać, że rząd PiS zakwestionował prymat prawa unijnego nad krajowym, a bezprawny Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej już w połowie maja będzie decydować, czy Polska ma się stosować się do prawa unijnego. Co to oznacza? Między innymi arbitralność decyzji władzy odnośnie wdrażania Krajowego Planu Odbudowy. Gdy coś się władzy nie spodoba, Mateusz Morawiecki ogłosi, że Unia łamie polską Konstytucję, a Przyłębska wraz z Krystyną Pawłowicz i Stanisławem Piotrowiczem jej przytakną. Dziwne, że Lewica nie poruszyła nawet tej kwestii w rozmowach z PiS-em.
Wojna w Ukrainie. Unia Europejska nałożyła nowe sankcje na Rosję, które objąć mają m.in. państwowe przedsiębiorstwa, sektor energetyczny oraz oligarchów. To już kolejny pakiet restrykcji wobec Kremla i jego sojuszników, mający uderzyć w rosyjską gospodarkę i zmusić Władimira Putina do zaprzestania wojny w Ukrainie.Kraje demokratycznego Zachodu nie zamierzają pobłażać Rosji za brutalną napaść na Ukrainę i zbrodnie dokonywane na jej terytorium. W związku z tym od początku agresji sukcesywnie nakładają bolesne sankcje, które tylko pogrążają będącą w słabej kondycji rosyjską gospodarkę.
W czwartek rozpoczął się dwudniowy szczyt państw Unii Europejskiej w Wersalu. Jego uczestnicy wydali wspólne oświadczenie, w którym potępili rosyjską agresję na Ukrainę i wezwali do poszanowania przez Kreml integralności terytorialnej i suwerenności okupowanego kraju.Spotkanie, którego gospodarzem jest Francja, poświęcone zostało w całości wojnie w Ukrainie i kwestiom bezpieczeństwa w Europie. Udział w nim biorą szefowie rządów i państw Unii Europejskiej oraz najważniejsi brukselscy urzędnicy. Polskę reprezentuje premier Mateusz Morawiecki.
Unijne źródła podają, że przyjęto nowy pakiet sankcji wobec Rosji oraz Białorusi. Mają one związek z barbarzyńską inwazją obu państw na terytorium Ukrainy. Wiele wskazuje na to, że powinny zostać formalnie opublikowane w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej jeszcze w środę.Bezprecedensowa agresja na Ukrainę niesie za sobą wiele nieprzyjemnych konsekwencji dla kraju agresora - Rosji. Jedno z unijnych źródeł poinformowało PAP o tym, że ambasadorowie państw UE przyjęli nowy, rygorystyczny pakiet sankcji wobec Rosji i Białorusi za atak na Ukrainę.Nowe sankcje mają uderzyć szczególnie w sektor bankowy. Potwierdza to wykluczenie trzech białoruskich banków z systemu SWITF. Dodatkowo na listach sankcyjnych mają się znaleźć kolejni rosyjscy oligarchowie. Sankcje mają również zawierać zakaz eksportu technologii morskich do Rosji.
Donald Tusk zaapelował do rządzących o zakończenie "idiotycznej wojny" z Unią Europejską w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jego zdaniem środki unijne powinny trafić do Polski jak najszybciej. Lider Platformy Obywatelskiej zapewnił, że sam będzie zabiegał o to, by pieniądze zostały przyznane.Podczas wystąpienia Donald Tusk zwrócił się bezpośrednio do premiera Mateusza Morawieckiego, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i prezydenta Andrzeja Dudy. Jego zdaniem rządzący powinni zrobić wszystko, aby "odblokować środki, które są w naszym zasięgu".
W piątek w Brukseli dojdzie do spotkań zarówno ministrów spraw zagranicznych krajów NATO, jak i państw Unii Europejskiej. Najpierw do rozmów usiądą przedstawiciele członków NATO (godzina 10.00). Później, bo około 15.30, zaplanowano obrady państw Unii Europejskiej. Będą one w całości poświęcone wojnie w Ukrainie.Już dziś w piątek 4 marca dojdzie do dwóch niezwykle istotnych spotkań na szczeblu międzynarodowym. Głównym tematem obrad ma być niezwykle trudna sytuacja w Ukrainie. Wszyscy sojusznicy w ramach NATO mają rozmawiać na temat utrzymania wsparcia dla zaatakowanych Ukraińców. Mowa o pomocy wojskowej, polegającej na przekazaniu niezbędnego sprzętu. W ostatnich dniach członkowie Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego przekazali rakiety przeciwlotnicze oraz broń przeciwpancerną.- Nie uczestniczymy bezpośrednio w konflikcie, nie wysyłamy sił lądowych ani powietrznych, ale wspieramy Ukrainę finansowo i wojskowo - poinformował w środę sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.Norweg dodał również, że sojusz będzie bronił każdego członka w przypadku zbrojnej napaści. Spotkanie w kwaterze głównej ma potrwać około trzech godzin.
Podpisany przez Wołodomyra Zełenskiego w poniedziałek dokument dotyczący uznania Ukrainy, jako państwa kandydującego do członkostwa w Unii Europejskiej we wtorek po południu został oficjalnie przyjęty. - Musimy wspólnie stawić czoło przyszłości - powiedziała Roberta Metsola, przewodnicząca Parlamentu Europejskiego.Wtorkowa wiadomość wprost z Unii Europejskiej przyniesie dla Ukrainy walczącej od czwartku w wojnie z Rosjanami sporą dozę nadziei. Wniosek podpisany przez Wołodomyra Zełenskiego został zaakceptowany.- Będziemy pracować nad tym celem - powiedziała Roberta Metsola, która przewodniczy Parlamentowi Europejskiemu. Przyjęcie złożonego wniosku to ogromny krok w kierunku wstąpienia Ukrainy do wspólnoty Unii Europejskiej.
Ursula von der Leyen przekazała najnowsze wieści związane z kolejnymi sankcjami nałożonymi na Rosję oraz pomocy Ukrainie. Chodzi m.in. o oficjalne już zamknięcie przestrzeni powietrznej nad zrzeszonymi krajami, ograniczenie dostępu do rosyjskich mediów oraz przekazanie pieniędzy na broń dla Ukrainy. - Wzmacniamy nasze sankcje wobec Kremla - zapewniła von der Leyen, przekazując wcześniej wiadomość o finansowo-militarnej pomocy dla Ukrainy.
Wołodymyr Zełenski uważa, że nadszedł czas, aby podjąć decyzję o członkostwie Ukrainy w Unii Europejskiej. Prezydent poinformował na Twitterze, że rozmawiał już z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem na temat dalszej pomocy dla Ukrainy i "heroicznej walce" o przyszłość jego narodu.Wołodymyr Zełenski jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych od początku inwazji Rosji na Ukrainę. O tym, z jakim apelem zwrócił się do rodaków w najnowszym filmiku, można przeczytać tutaj.
Władimir Putin objęty zostanie sankcjami. Josep Borell, przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, potwierdził, że wspólnota podjęła decyzje na temat dalszych losów majtku prezydenta Rosji. UE analogiczny cios zastosuje w kwestii aktywów Siergieja Ławrowa.Potwierdziły się wcześniejsze dywagacje na temat sankcji wobec Władimira Putina. Obserwatorzy wskazywali, że restrykcje nakładane są na oligarchów i otoczenie prezydenta Rosji, ale nie jego samego.Unia Europejska postanowiła zmienić ten dyskurs. - Przyjęliśmy wniosek - zadeklarował oficjalnie Josep Borell. Przypomnijmy, że w piątek około godziny 16 Władimir Putin zaprzeczył deklaracji swojego rzecznika dotyczących chęci rozmów z Wołodomyrem Zełenskim.
Rzecznik rządu Piotr Müller na specjalnej konferencji prasowej poinformował, że Rosja została zawieszona w członkowskie Rady Europy. Wcześniej Polska i Ukraina złożyła wspólny wniosek w tej sprawie.- Złożony został wspólny wniosek Ukrainy i Polski o zawieszenie Rosji w członkostwie w Radzie Europy - powiedział podczas piątkowej konferencji Piotr Müller. Rzecznik rządu poinformował, że wniosek został już rozpatrzony.
Najważniejsi przedstawiciele Unii Europejskiej odpowiedzieli na nocne działania Rosji. Głos zabrała już szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jej stanowisko wsparł również szef Rady Europejskiej Charles Michel.
To już pewne. Z powodu działań na terenie Ukrainy Rosja będzie musiała zmierzyć się z sankcjami Unii Europejskiej. Josep Borrell podkreślił, że mają być one "dotkliwe". Władze Unii Europejskiej podjęły decyzję o nałożeniu na Rosję pakietu sankcji. Informacje przekazał szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Postanowienie podyktowane jest poniedziałkowym uznaniem przez Władimira Putina niepodległości Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) uznał, że mechanizm "pieniądze za praworządność" jest zgodny z prawem unijnym. Tym samym oddalił skargę Polski i Węgier i zezwolił na blokowanie funduszy dla państw, które naruszają praworządność. Decyzję TSUE skomentował już rzecznik rządu Piotr Müller i minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.W środę 16 lutego nad mechanizmem warunkowości miał pochylić się także polski Trybunał Konstytucyjny. Jednak po kilkunastu minutach przewodnicząca TK Julia Przyłębska odroczyła rozprawę. Nowy termin obrad jest na razie nieznany.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapewniła, że Unia Europejska jest przygotowana na ewentualne odcięcie gazu przez Rosję. W rozmowie z agencjami prasowymi wspomniała, że Wspólnota rozbudowywała sieć gazociągów i zwiększyła możliwości importu LNG. Jej zdaniem państwa członkowskie mają plany awaryjne, a kluczowe jest zmniejszenie uzależnienia od rosyjskiego gazu.Tymczasem napięcie wokół Ukrainy narasta. Choć wczoraj Rosja ogłosiła, że wycofuje część z wojsk stacjonujących przy granicy, to prezydent USA Joe Biden przyznał, że nie może potwierdzić tych ruchów, a "inwazja na Ukrainę wciąż jest możliwa". Więcej na temat pisaliśmy tutaj.