Dramatyczny finał przechadzki w okolicach Krosna Odrzańskiego (woj. lubuskie). Przypadkowy spacerowicz odnalazł na ścieżce rowerowej zwłoki młodego mężczyzny. Ciało pełne było ran kłutych i ciętych, które sugerują, że doszło do brutalnej zbrodni. Okoliczności zdarzenia wyjaśniają policja i prokuratura. Ta wakacyjna przechadzka z pewnością długo będzie śniła się po nocach spacerowiczowi, który chciał spędzić miłe chwile na łonie natury i udał się w okolice ścieżki rowerowej na odcinku Struga - Bytnica koło Krosna Odrzańskiego. Zamiast bowiem cieszyć się dopisującą pogodą i śpiewem ptaków, przechodzień zmuszony był wziąć udział w policyjnej interwencji.
Porażająca zbrodnia w Krakowie. W nocy z wtorku na środę profesor Akademii Górniczo-Hutniczej Jan Targosz został zamordowany we własnym mieszkaniu. Jak donosi RMF FM, policja zatrzymała już podejrzanego w tej sprawie.Do tragedii doszło na jednym z osiedli mieszkaniowych na krakowskiej Nowej Hucie. Sprawą zajmuje się małopolska prokuratura.
W sobotę 11 czerwca na cmentarzu w Tczewie spoczęła urna z prochami Beaty Ratzman. Polka, która zaginęła w Szwecji w ubiegłym roku, została brutalnie zamordowana. Jej rodzina do dziś nie może pogodzić się z tą niewyobrażalną zbrodnią. Podczas skromnej ceremonii pożegnania matka kobiety padła na kolana i długo opłakiwała córkę.Nie tak miał potoczyć się los Beaty Ratzman, która w poszukiwaniu lepszego życia wyemigrowała jakiś czas temu do Szwecji. Kobieta była matką piątki dzieci - synów w wieku 15, 12 i 8 lat oraz 10-letnich bliźniaków.Spokojne życie przerwało jednak nagłe zaginięcie 32-latki, do którego doszło we wrześniu 2021 roku. Pani Beaty szukała szwedzka policja, znajomi i zaniepokojona rodzina. Po dwóch miesiącach wytężonej pracy służb odnaleziono jej ciało.
Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Gdańska. 25 lat temu wyszła z domu i nigdy do niego nie wróciła 7-letnia Kamila Szarmach. Dziewczynka miała tylko zajść do sklepu po kiszoną kapustę. Cała okolica szukała zaginionej, aż rok później z rzeki wyłowiono jej ciało. Zabójca nie został schwytany, ale policjanci z Archiwum X drążą temat i liczą na to, że sprawiedliwości stanie się za dość.Gdańsk, ulica Wspólna 20. To tam 25 lat temu mieszkała 7-letnia Kamila Szarmach wraz z siostrą, mamą i ojczymem. Z biologicznym ojcem dziewczynka nie miała kontaktu, a w okolicy chodziły słuchy, że w domu często gości alkohol. Mimo tego, Kamila uważana była za wesołą, rezolutną i uczynną. Niestety, także bardzo ufną.
Stołeczna policja poinformowała dziś o śmierci młodej kobiety. Do ujawnienia ciała doszło tuż po godzinie 14:00 w bloku mieszkalnym na warszawskich Włochach. Na miejscu wciąż pracuje policja. Media donoszą, że ofiara została zamordowana.Do zdarzenia doszło w nowym bloku przy ulicy Borsuczej. - W jednym z mieszkań ujawniono ciało kobiety - poinformowała Monika Nawrat z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji. Do tej pory nikt nie został zatrzymany.
Policja w Chorzowie prowadzi postępowanie w sprawie tragicznego morderstwa 30-letniego dziennikarza TVN w nocy z soboty na niedzielę. Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", śledczy zabezpieczyli drastyczne nagranie z monitoringu pokazujące moment zbrodni. Niestety, jakość wideo nie pozwala na zidentyfikowanie napastnika.Tragiczna zbrodnia, jaka miała miejsce w weekend w Parku Śląskim w Chorzowie, wstrząsnęła dziennikarskim środowiskiem. Pracujący w regionalnej redakcji TVN 30-letni Paweł K. został brutalnie zamordowany, otrzymując liczne ciosy nożem.Będąca w chwili zbrodni z mężczyzną kobieta probowała ratować towarzysza, odwożąc go na pogotowie. Niestety, okazało się, że na pomoc jest za późno i po długiej reanimacji dziennikarz zmarł.
W weekend w Parku Śląskim w Chorzowie doszło do makabrycznej zbrodni. Nieznany napastnik zamordował 30-letniego mężczyznę, zadając mu ciosy nożem. Sekcja zwłok ofiary zaplanowana została na środę. Trwają poszukiwania sprawcy.Do tragicznego zdarzenia doszło w nocy z soboty na niedzielę. 30-letni mężczyzna, któremu w Parku Śląskim w Chorzowie zadano ciosy nożem, trafił do szpitala, jednak jego życia nie udało się uratować.
Są wstępne wyniki sekcji zwłok kobiet znalezionych w lesie pod Częstochową. To najprawdopodobniej matka i córka, które zaginęły 10 lutego. Przyczyną śmierci jednej z nich było gwałtowne uduszenie.Dziś w Zakładzie Medycy Sądowej w Katowicach przeprowadzono sekcję zwłok dwóch ciał znalezionych w lesie w Romanowie (województwo śląskie). Autopsja wskazała przyczynę śmierci jednej z ofiar. Młodsza z kobiet zmarła na skutek gwałtownego uduszenia.
Oskarżony o zabójstwo 45-letniej Aleksandry i 15-letniej Oliwii usłyszał kolejny zarzut. Krzysztof R. miał bez wiedzy i zgody kobiet zamontować ukrytą kamerę w pokoju nastolatki. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.Wczoraj w Romanowie pod Częstochową odnaleziono dwa ciała. Wszystko wskazuje na to, że zwłoki złożone w płytkich grobach należały do zaginionych kobiet z Częstochowy. Śledczy nie informują na razie o ich stanie ani o motywach zbrodni.
17-letnia córka Eleni została brutalnie zamordowana przez swojego byłego chłopaka, który nie mógł pogodzić się z ich rozstaniem. Piosenkarka wyznała w jednym z wywiadów, że choć od morderstwa Afrodyty minęło już ponad 25 lat, to wciąż nic nie zmieniła w jej pokoju.20 stycznia 1994 roku 21-letni Piotr G. wywiózł 17-letnia Afrodytę do lasu w okolicy Poznania, a następnie oddał w jej kierunku dwa strzały - w serce i skroń. Nastolatka nie miała żadnych szans i prawdopodobnie zmarła na miejscu zdarzenia.
Pochodząca z Ostrowa Wielkopolskiego 29-letnia Paulina D. od kilku lat mieszkała na Malcie. W niedzielę, 2 stycznia 2022 roku w godzinach porannych natrafiono na zwłoki kobiety na promenadzie w miejscowości Sliema. Polka została zgwałcona, a następnie śmiertelnie pobita przez 20-latka. Mężczyzna twierdził, że to diabeł kazał mu popełnić zbrodnię. - Ona często chodziła dokładnie w to miejsce, aby pomagać kotom, których jest tam mnóstwo. To była cicha, ale bardzo serdeczna dziewczyna - wyznała w rozmowie z "Super Expressem" jedna z mieszkających na Malcie Polek, która znała Paulinę D.
Tragiczne zdarzenie w Szczecinie. W wyniku domowej awantury śmiertelnie ranione nożem zostały dwie kobiety. Jak donoszą media, sprawcą był mąż jednej z ofiar, który po dokonaniu zbrodni odebrał sobie życie. Policję najpewniej zawiadomił obecny w domu 11-latek.Makabryczne sceny rozegrały się w nocy z piątku na sobotę po godzinie 1:00 w jednym z mieszkań w Szczecinie. W lokalu odbywała się urodzinowa impreza, podczas której doszło do poważnej awantury między mieszkańcami. Sprzeczka zakończyła się tragicznie.
Do sieci trafiły dramatyczne zdjęcia, zrobione na jednej z ulic w miejscowości Raczki w województwie Podlaskim. Widać na nich, jak za samochodem osobowym ciągnięty jest pies. Jak informują lokalne media, zwierzę nie przeżyło, a sprawa została zgłoszona na policję.Dwa ze zdjęć dokumentujących bestialstwo kierowcy samochodu osobowego pochodzą z kamer zamontowanych na budynku Ochotniczej Straży Pożarnej w Raczkach. Trzecie zdjęcie zostało udostępnione lokalnym mediom przez świadka zdarzenia, który wykonał je ze swojego samochodu.
Włoscy śledczy wiele lat pracowali nad rozwiązaniem sprawy tajemniczego zniknięcia 16-letniej Elisy Claps, która nie wróciła do domu po mszy świętej w kościele Santissima Trinita w miejscowości Potenza. Makabrycznego odkrycia na wieży świątyni dokonali robotnicy naprawiający dach budynku. Elisa Claps zaginęła 12 września 1993 roku. Tego dnia licealistka umówiła się na randkę z poznanym w kościele 21-letnim Danilo Restivo. Dziewczyna nie wróciła ze spotkania, jednak zagadkę jej tajemniczego zniknięcia rozwiązano dopiero kilkanaście lat później.Policja szybko wytypowała głównego podejrzanego w sprawie. Był nim właśnie Daniel Restivo, który tego samego wieczoru wrócił do domu z raną na ręku. Wpływowi rodzice 21-latka uniemożliwili służbom bezpośrednie przesłuchanie mężczyzny, a ksiądz Don Mimi Sabia, który w dniu zaginięcia Elisy prowadził mszę, nie zezwolił funkcjonariuszom na przeszukanie kościoła.
Trwa proces w sprawie zbrodni miłoszyckiej. Ireneusz M. i Norbert Basiura występują w charakterze oskarżonych o gwałt i zabójstwo 15-letniej Małgorzaty. Śledczy uważają, że to dwie z trzech osób, które dopuściły się zbrodni. Badania DNA nie potwierdziły przypuszczeń dotyczących winy jednego z ochroniarzy.Zbrodnia miłoszycka to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych w Polsce. W noc sylwestrową 1996/1997 doszło do zabójstwa nastoletniej Małgorzaty. Na ławie oskarżonych wylądował wówczas Tomasz Komenda. Po latach okazało się jednak, że mężczyzna był niewinny. Dziś próbuje ułożyć sobie życie na wolności.
Zapadła decyzja sądu w sprawie 15-latka zatrzymanego w związku z morderstwem Patrycji z Bytomia. Chłopak, który przyznał się do zabójstwa 13-latki, od 9 września znajduje się pod obserwacją psychiatryczną. Wymiar sprawiedliwości zdecydował, że zostanie ona wydłużona do sześciu tygodni. Dopiero po przedstawieniu wyników badań biegłych lekarzy podjęte zostaną dalsze postanowienia w sprawie podejrzanego.Sąd Rejonowy w Tarnowskich Górach zadecydował o wydłużeniu obserwacji psychiatrycznej 15-latka powiązanego ze śmiercią Patrycji z Bytomia do sześciu tygodni. Warto przypomnieć, że nastolatek został nią objęty 9 września i od tego czasu przebywa w Krajowym Ośrodku Psychiatrii Sądowej dla Nieletnich w Garwolinie.Od stycznia Sąd Rejonowy w Tarnowskich Górach nie zdecydował ostatecznie o losie 15-latka. Chłopak podczas składania zeznań przyznał się do zabicia 13-letniej Patrycji. Początkowo trafił do schroniska dla nieletnich. Dla jego przyszłości kluczowa będzie opinia biegłych lekarzy.
Wskutek decyzji sądu policja aresztowała Paulinę N. Młoda matka podczas składania zeznań przyznała się do uduszenia trójki swoich dzieci. Ich ciała zostały znalezione w jednym z mieszkań w samym centrum miasta. Kobieta spędzi w zamknięciu trzy miesiące, czekając na rozprawę. Za zabójstwa grozi jej dożywocie.Niedawno pisaliśmy o makabrycznym odkryciu policji, która w jednym z mieszkań przy ulicy Nadbystrzyckiej w Lublinie odkryła ciała trojga dzieci. Początkowo jednak rzecznik prokuratury odmawiała udzielania komentarzy w tej sprawie, a w mediach ukazywały się jedynie nieoficjalne doniesienia.W toku śledztwa policjanci zatrzymali matkę dwóch dziewczynek i chłopca. Paulina N. podczas składania zeznań przyznała się do uduszenia trojga dzieci. Przedstawiona przez nią wersja zdarzeń zgadza się ze wstępnymi ustaleniami prokuratury. Sąd podjął decyzję o zastosowaniu w przypadku 26-latki aresztu tymczasowego na okres trzech miesięcy.
Policja poszukuje listem gończym 17-letniego Konrada K. Nastolatek doprowadził do śmiertelnego wypadku, po czym nagrał film i zamieścił go w mediach społecznościowych. Sprawca był pod wpływem alkoholu. Po przedstawieniu zarzutów zdecydowano zastosować w jego przypadku areszt tymczasowy, jednak chłopak zniknął.Poszukiwany przez policję Konrad K. 16 lipca 2021 roku doprowadził do wypadku motocyklowego, w którym zginęła 17-latka. Prowadząc pojazd we wsi Trynosy-Osiedle w województwie mazowieckim, uderzył w dwie nastolatki, które stały na poboczu. Wskutek odniesionych obrażeń Natalia K. straciła życie na miejscu, a druga dziewczyna została poważnie ranna.Sprawca, który sam odniósł obrażenia, odmówił policji badania alkomatem. Po wypadku został przetransportowany do szpitala, gdzie pobrano mu krew. Badania przeprowadzone pod kątem zawartości zakazanych substancji udowodniły, że w momencie zdarzenia drogowego był pijany. Nie miał też uprawnień do prowadzenia motocyklu. Nastolatek w karetce nagrał film, który zamieścił w mediach społecznościowych.
Joanna Wesołek wyszła z domu 30 lipca 2000 roku. Miała wówczas siedemnaście lat. Nastolatka nigdy więcej nie nawiązała kontaktu z bliskimi. Zdaniem policjantów z wielkopolskiego Archiwum X dziewczyna została uprowadzona i zamordowana. W dniu zaginięcia Joanna opuściła dom, by spotkać się ze znajomym policjantem. Miała przekazać mężczyźnie listy z pogróżkami, które otrzymywała od dłuższego czasu. Nadawcą miała być osoba, która trafiła do więzienia dzięki zeznaniom siedemnastolatki.
Podejrzany o morderstwo trzech osób Jacek Jaworek pozostaje nieuchwytny od ponad dwóch miesięcy. Śledczy nadal prowadzą poszukiwania 52-latka. Niedawno policja przekazała nowe informacje w tej sprawie. Służby mundurowe otrzymują coraz mniej zgłoszeń dotyczących poszukiwanego. Funkcjonariusze wciąż sprawdzają, czy nie ukrywa się za granicą.Poszukiwania Jacka Jaworka trwają już od ponad dwóch miesięcy. Mężczyzna podejrzany jest o zamordowanie swojego brata, jego żony oraz ich syna. Zaraz po tym, jak doszło do zbrodni, 52-latek uciekł i do teraz nie został odnaleziony. Pojawiło się wiele hipotez dotyczących tego, gdzie się ukrywa.Początkowo policja otrzymywała mnóstwo zgłoszeń w sprawie Jacka Jaworka. Śledczy odbierali zawiadomienia od świadków, którzy mieli widzieć poszukiwanego. Jak dotąd jednak wszelkie tropy okazały się niepotwierdzone. Funkcjonariusze uważnie sprawdzają każdy sygnał, ale w ostatnim czasie pojawia się ich coraz mniej.– Kiedy o sprawie było głośno, odbieraliśmy więcej zgłoszeń od zaniepokojonych świadków. W sumie zweryfikowaliśmy kilkadziesiąt takich zgłoszeń, teraz jest już ich mniej – powiedziała na łamach „Dziennika Zachodniego” podinspektor Aleksandra Nowara, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Gdańska policja prowadzi śledztwo w sprawie śmierci młodej kobiety. Ze wstępnych ustaleń służb mundurowych wynika, że do tragedii doszło w niedzielę 12 września podczas awantury domowej. W trakcie kłótni 25-latka najprawdopodobniej została zamordowana przez starszego partnera. Świadkami zbrodni miały być ich dzieci.Policja otrzymała zawiadomienie o zgonie w jednym z mieszkań przy ulicy Zielony Trójkąt w Gdańsku. Służby mundurowe zjawiły się pod wskazanym adresem w niedzielę po południu. Na miejscu potwierdzono śmierć 25-letniej kobiety. Z relacji RMF FM wynika, że w jej głowie wbite były dwa noże.Gdańscy policjanci zatrzymali partnera zmarłej 25-latki, gdy mężczyzna próbował uciec z mieszkania. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, świadkami domowej kłótni miało być dwoje dzieci w wieku roku oraz trzech lat. Zatrzymany 29-latek najprawdopodobniej zabił kobietę podczas kłótni.
W piątek 10 września minęły równo dwa miesiące od głośnej zbrodni w Borowcach, po której Jacek Jaworek zniknął bez śladu. Do dzisiaj policja nie wpadła na trop podejrzanego o potrójne morderstwo i nie ma pojęcia, gdzie znajduje się 52-latek. Dziennikarze dotarli do nowych ustaleń. Informatorzy uważają, że mężczyzny nie ma już w Polsce.W dniu, w którym zniknął Jacek Jaworek, życie mieszkańców Borowców zmieniło się w koszmar. Widmo potrójnego morderstwa, które miał 10 lipca br. popełnić 52-latek, prawdopodobnie na długie lata zawiśnie nad miejscowością znajdującą się pod Częstochową. Osoby, które tam żyją, nadal nie mogą spać spokojnie, ponieważ do dzisiaj mężczyzna nie został zatrzymany.Pojawiło się już wiele teorii odnośnie tego, gdzie może przebywać Jacek Jaworek. Niektórzy podejrzewali, że mógł popełnić samobójstwo, a jego ciało znajduje się gdzieś w pobliskich lasach, jednak teoria ta staje się coraz mniej wiarygodna. Inni eksperci sugerowali, że miał wystarczająco dużo czasu, by dostać się do większego miasta, na przykład Warszawy.Pojawiły się też głosy mówiące o tym, że Jacek Jaworski mógł spróbować wyjechać z Polski. Niedawno dziennikarzu portalu Onet.pl postanowili dotrzeć do nowych ustaleń. Jak się okazało, informator związany ze sprawą uważa, że podejrzany mógł wybrać tę opcję, ale to nie w Niemczech, gdzie kiedyś podejmował się pracy, może szukać schronienia.– Wszyscy spoglądają w stronę Niemiec, ale myślę, że rozsądniej jest przyglądać się naszej wschodniej granicy – oświadczył informator na łamach portalu Onet.pl.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Śmierć nastoletniej Marigony Osmani wywołała ogromne oburzenie wśród mieszkańców Kosowa. Dziewczyna została porzucona pod szpitalem miejskim. Stan ofiary był na tyle poważny, że lekarzom nie udało się jej uratować. Okazało się, że przez dwa dni była bita i gwałcona. Aresztowano już dwóch mężczyzn podejrzanych w tej sprawie. Jeden z nich był mężem zmarłej. Z powodów medycznych jednak nadal nie doszło do rozprawy sądowej. Podejrzani mieli zostać pobici przez współwięźniów.Nastolatka zginęła w miejscowości Ferizaj (Uroševac). Po śmierci 18-letniej Marigony Osmani policja rozpoczęła poszukiwania sprawców. Wśród podejrzanych znalazło się dwóch mężczyzn. Podczas śledztwa aresztowano 29- i 32-latka. Młodszy z zatrzymanych był mężem ofiary.Podczas przesłuchania 29-latek, który dwa miesiące wcześniej poślubił nastolatkę, przyznał się do popełnienia aż 135 przestępstw. Ma na koncie gwałty, napaście, rabunki, a także zranienie policjanta nożem. 32-latek natomiast miał przyznać, że być obecny podczas tortur 18-letniej Marigony Osmani, ale nie brał w nich czynnego udziału.Pozostała część artykułu pod materiałem wideoWedług doniesień mediów mąż ofiary nadal nie został osądzony. Termin rozprawy miał zostać przełożony ze względu na jego stan zdrowia. 29-letni Dardan Krivaqa miał zostać pobity przez współwięźniów, którzy postanowili wymierzyć mu własną sprawiedliwość. Służby nie potwierdziły jednak oficjalnie tych doniesień.
Policja odpowiedziała na wezwanie dotyczące Jacka Jaworka. Mężczyzna poszukiwany w sprawie potrójnego morderstwa miał być widziany w Tarnowie. Funkcjonariusze sprawdzili trop, który ostatecznie okazał się jednak fałszywy. Do służb mundurowych regularnie docierają informacje o miejscach, w których może chować się podejrzany.Choć początkowo mogło się wydawać, że do zatrzymania Jacka Jaworka, który jest podejrzany o brutalne morderstwo trzech osób, mija już 46. dzień poszukiwań mężczyzny. Po tym, jak we wsi Borowce koło Częstochowy doszło do makabrycznej zbrodni, 52-latek zniknął.Niedawno Komenda Miejska Policji w Tarnowie otrzymała zgłoszenie, które wskazywało na to, że Jacek Jaworek mógł przebywać na jednym z miejskich peronów. Na miejscu natychmiast pojawiły się radiowozy. Po sprawdzeniu funkcjonariusze stwierdzili jednak, że to fałszywy trop.
W miniony piątek w jednym z domów w angielskim Huddersfield znaleziono nieprzytomnego 15-latka z Polski. Pomimo natychmiastowej akcji ratunkowej chłopcu nie udało się przywrócić funkcji życiowych. Zarzut morderstwa usłyszały dwie osoby.15-letni Sebastian miał przyjechać do Anglii na krótko przed śmiercią. Lokalne służby rozpoczęły dochodzenie w sprawie śmierci chłopca, a policjanci zatrzymali dwie osoby, w tym matkę nastolatka.
Były policjant z Wydziału ds. Terroru Kryminalnego i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji Dariusz Loranty zabrał głos na temat Jacka Jaworka. Ekspert przedstawił kilka hipotez na temat tego, co mogło stać się z podejrzanym o zbrodnię w Borowcach. Nie krył, że najbardziej prawdopodobna wydaje się śmierć samobójcza.Od zbrodni w Borowcach minął już ponad miesiąc. W jednym z miejscowych domów doszło do rodzinnej awantury, która zakończyła się śmiercią trzech osób. Podejrzany o zamordowanie bliskich Jacek Jaworek zdołał oddalić się z miejsca zdarzenia.
W ubiegłym tygodniu mazurska policja otrzymała zawiadomienie o ciele kobiety, które miało znajdować się w jednym z mieszkań w Giżycku. Już podczas odkrycia zwłok nieoficjalnie podejrzewano, że doszło do morderstwa. Dziś potwierdzono, że 60-latka została zamordowana przez 32-letniego syna.Okoliczności śmierci kobiety długo pozostawały tajemnicą. Policja przez miniony tydzień poszukiwała potencjalnych świadków i badała miejsce zdarzenia. W końcu policyjni eksperci doprowadzili do zatrzymania sprawcy, którym okazał się syn ofiary.
Do brutalnego morderstwa doszło w Kamieniu Krajeńskim w województwie kujawsko-pomorskim. 23-latek miał zgłosić się na komisariat policji i poinformować służby o zabójstwie swoich dziadków.Mężczyzna został zatrzymany, a zaalarmowani policjanci niezwłocznie udali się pod wskazany przez niego adres. Po przybyciu na miejsce ich oczom ukazał się makabryczny widok.