Jak poinformowało dziś RMF FM, policja interweniowała wobec posła Koalicji Obywatelskiej Franciszka Sterczewskiego. Funkcjonariusze twierdzą, że parlamentarzysta pijany jechał rowerem. Polityk odmówił jednak badania alkomatem, zasłaniając się immunitetem.
Ostatnie dni nie są zbyt udane dla znanego i cenionego dziennikarza Tomasza Lisa. Publicysta stanął w obliczu poważnych oskarżeń ze strony swoich byłych współpracowników, którzy na łamach Wirtualnej Polski zarzucają mu poniżanie, wulgarne, seksistowskie odzywki, a także tragiczną atmosferę w pracy. Relacje poszkodowanych dosłownie odbierają mowę, aczkolwiek sam zainteresowany „kategorycznie zaprzecza” wszystkim zarzutom i twierdzi, że publikacja WP to „zestaw półprawd”.Nie minął miesiąc, odkąd Tomasz Lis stracił pracę w redakcji "Newsweeka", a na jaw wyszły nowe, niepokojące fakty dotyczące kulis jego odejścia z tego niezwykle popularnego medium.24 maja, Tomasz Lis, po 10 latach bycia redaktorem naczelnym "Newsweeka", rozstał się z Ringier Axel Springer Polska. Zarząd spółki zdecydował o natychmiastowym zakończeniu współpracy z dziennikarzem, nie upubliczniając powodów tej zaskakującej decyzji. Nie ulega wątpliwości, że ceniony publicysta był jednym z ojców założycieli, jak i motorem napędowym całej redakcji. W mediach huczało od plotek, że głównym powodem decyzji zarządu może być mobbing, a także kuriozalne zachowanie względem swoich współpracowników. Sprawą zainteresowała się redakcja Wirtualnej Polski, która nagłośniła kulisy odejścia znanego publicysty z "Newsweeka". Dziennikarze portalu dotarli do pracowników medium, którzy byli niezadowoleni ze współpracy ze słynnym dziennikarzem. W jawny sposób skarżyli się na niewłaściwe zachowania Lisa, który miał dopuszczać się mobbingu względem swoich pracowników. Co ciekawe, na temat Tomasza Lisa wypowiedziało się kilkadziesiąt osób, które na co dzień pracują w redakcji "Newsweeka". Wszystkie z nich podkreślały, że dziennikarz zachowywał się poniżej wszelkiej krytyki, tworząc toksyczne warunki pracy.
Na jaw wychodzą kolejne szokujące fakty dotyczące ośrodka dzierżawionego przez rosyjską ambasadę w Skubiance. Zdaniem byłego oficera Agencji Wywiadu Roberta Chedy, posiadłość mogła pełnić rolę siedziby moskiewskich szpiegów. Przez lata, w niedalekim położeniu odbywały się bowiem spotkania najważniejszych polityków w Polsce. W okolicy znajdują się także kluczowe obiekty wojskowe.O ośrodku w Skubiance nad Zalewem Zegrzyńskim zrobiło się głośno po tym, jak ambasada Rosji przestała opłacać czynsz za jego dzierżawę. Chodzi o duże sumy, szacowane na około 12 tysięcy złotych miesięcznie.W tej sytuacji w połowie kwietnia szefostwo Lasów Państwowych, do których należy teren, rozpoczęło działania, aby odzyskać nieruchomość. Do ambasady wysłano wtedy pismo z żądaniem natychmiastowego wydania nieruchomości, jednak dyplomaci postanowili je bezczelnie zignorować. Ambasador Rosji w Polsce, Siergiej Andriejew odmówił wydania nieruchomości, dlatego sprawa ma się otrzeć o sąd. Ten aspekt konfliktu nie jest jednak najbardziej bulwersujący. O wiele poważniejszym zagadnieniem wydaje się być to, co naprawdę działo się w ścianach ośrodka.
Jak donosi Wyborcza, w niedzielę 15 maja zmarł Tadeusz Kowalczyk. Poseł na Sejm w latach 1989-93 miał 89 lat. Polityk był działaczem i przewodniczącym „Solidarności” Rolników Indywidualnych w województwie kieleckim.Tadeusz Kowalczyk urodził się 5 stycznia 1933 r. w Bielinach (powiat kielecki) i mieszkał w tej miejscowości przez większość życia. Mężczyzna był nauczycielem, prowadził niewielkie gospodarstwo rolne i zajmował się pszczelarstwem.
- Składam doniesienie do prokuratury w trybie art. 226 kk przeciwko Pani Krystynie Pawłowicz. Dość tego chamstwa, bufonady i arogancji w pani wykonaniu. I proszę opublikować swoje oświadczenie majątkowe, natychmiast. Nie odpuszczę, obiecuję! - napisał na swoim Twitterze poseł Lewicy Tomasz Trela. Doniesienie ma związek z czwartkowym wpisem Pawłowicz w mediach społecznościowych w reakcji na apel o publikację jej oświadczenia majątkowego, którego ujawnienia domagał się na Twitterze Tomasz Trela. Sędzia nie szczędziła słów w swojej odpowiedzi na Twitterze. - Lewacki poseł Tomasz Trela chce ujawnienia mego stanu majątkowego... Ty chamie! Łobuzie! Dziadu kalwaryjski! Udowodnij najpierw, że brałam łapówki! Piąta ruska kolumno! Łachu jeden! Albo na kolana, pod stół i odszczekać! Was ucieszy tylko seria w nasze plecy... - napisała na swoim profilu Pawłowicz.
Paweł Borys, poseł Platformy Obywatelskiej (PO), otrzymał anonimowy list i opublikował jego zdjęcie na Twitterze. W wiadomości nadawca informuje, że na polityka został "wydany wyrok śmierci". Powodem gróźb miała być "zdrada ojczyzny".To nie jedyny polityk opozycji, który znalazł się na celowniku niezidentyfikowanych nadawców. Listy z pogróżkami otrzymali m.in. Dariusz Joński, Katarzyna Lubnauer czy Radosław Sikorski.
Były poseł Platformy Obywatelskiej miał być szantażowany przez wiceministra sportu Łukasza Mejzę. W zamian za poparcie Prawa i Sprawiedliwości obiecywano mu udział w eksperymentalnej terapii leczniczej. Polityk od lat cierpi na Parkinsona.Kolejny dzień przynosi kolejną już odsłonę afery z udziałem niedawno mianowanego wiceministra sportu, Łukasza Mejzy. Politykowi zarzuca się, że miał obiecywać niepotwierdzone medycznie terapie ciężko chorym ludziom i inkasować w zamian spore sumy pieniędzy.Od czasu, gdy WP opublikowała pierwszy artykuł o niejasnych ineteresach Mejzy, politycy opozycji jasno wskazują, że powinien od zostać odwołany z zajmowanego stanowiska przynajmniej do wyjaśnienia sprawy.
Andrzej Stankiewicz, jak co niedzielę, rozmawiał na antenie Radia ZET z politykami o sprawach ważnych dla Polaków. W studiu doszło oczywiście do kilku poważnych sprzeczek między przedstawicielami opozycji i partii rządzącej. Liczne kontrowersje wzbudziła sprawa posła Łukasza Mejzy, a także ostatni wyrok Trybunału Konstytucyjnego oraz "rejestr ciąż".W dzisiejszym programie Radia ZET "7. Dzień Tygodnia" gośćmi Andrzeja Stankiewicza byli Jacek Ozdoba, Tomasz Rzymkowski, Joanna Scheuring-Wielgus, Marcin Kierwiński oraz Piotr Zgorzelski.Prowadzący poruszył z przybyłymi parlamentarzystami najważniejsze tematy mijającego tygodnia, wśród których znalazły się doniesienia o niejasnych biznesach wiceministra Mejzy, kontrowersje związane z Kamilem Bortniczukiem, wyrok TK w sprawie jawności majątków rodzin polityków oraz "rejestr ciąż".
Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, podejrzana przesyłka dotarła do Senatu wczoraj około godziny 15:00. Podczas rutynowej kontroli okazało się, że znajduje się w niej list z pogróżkami oraz "bliżej niezidentyfikowana substancja".- Oto, do czego prowadzi przemysł pogardy i szczucie na przeciwników politycznych. Na moje nazwisko przyszła do Senatu paczka - list z groźbami śmierci i materiał wybuchowy. Przesyłkę przejęły odpowiednie służby. Mam nadzieję, że poradzą sobie z szybkim złapaniem sprawcy - czytamy w oświadczeniu Tomasza Grodzkiego.- Na obecnym etapie czynności nie będę jej jednak komentował. Zaznaczam, że sprawa jest nadzorowania przez jeden z wydziałów Komendy Stołecznej Policji - poinformował rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak.Oto do czego prowadzi przemysł pogardy i szczucie na przeciwników politycznych. Na moje nazwisko przyszła do Senatu paczka - list z groźbami śmierci i materiał wybuchowy. Przesyłkę przejęły odpowiednie służby. Mam nadzieję, że poradzą sobie z szybkim złapaniem sprawcy!— Tomasz Grodzki (@profGrodzki) November 20, 2021 Rzecznik Służby Ochrony Państwa, ppłk Bogusław Piórkowski, potwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską, że doszło do takiego zdarzenia. Odpowiednie zawiadomienie trafiło również od Komendy Stołecznej Policji.Tomasz Grodzki przekazał za pośrednictwem Twittera bardzo niepokojącą wiadomość. Do Senatu miała dotrzeć paczka zawierająca bezpośrednie groźby śmierci oraz materiały wybuchowe. Przesyłka była zaadresowana właśnie na Marszałka Senatu.Od razu zostały uruchomione odpowiednie procedury, na których mocy Straż Marszałkowska przekazała pakunek Służbie Ochrony Państwa. SOP potwierdził, że wspomniana wcześniej substancja została zakwalifikowana jako materiały wybuchowe.
Wtorkowa konferencja prasowa, na której wystąpił Jarosław Kaczyński w towarzystwie Mariusza Błaszczaka była nie lada wydarzeniem. Nie zawsze bowiem dziennikarze mają możliwość zadania pytań prezesowi Prawa i Sprawiedliwości. Chwilę po zakończeniu konferencji jeden z dziennikarzy przekonał się, że nie warto zasypywać nimi prezesa PiS.Prezes PiS wystąpił we wtorek na konferencji prasowej obok szefa Ministerstwa Obrony Narodowej, Mariusza Błaszczaka. Fakt, że tego typu szansę dziennikarze mają nieczęsto, doprowadził do sytuacji, w której prezesa PiS zasypało gradobicie pytań.Szczególnie dał się we znaki prezesowi Prawa i Sprawiedliwości jeden z dziennikarzy, który w kółko pytał się go o zadłużenie Polski. Pytaniom o polskie długi nie było końca nawet w momencie, gdy prowadząca spotkanie ogłosiła, że konferencja została zakończona.
Prawo i Sprawiedliwość ciągle na czele sondaży partyjnych. Gdyby wybory odbyły się w minioną niedzielę, partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby liczyć na poparcie ponad 37 procent głosujących. Mimo tego, Zjednoczona Prawica nie ma powodów do zadowolenia, bo inne badanie wskazuje, że jej słupki topnieją. Umacnia się też Szymon Hołownia.Najnowszy sondaż United Surveys opublikowała Wirtualna Polska. Badanie wykonano w piątek, 22 października. Wynika z niego jednoznacznie, że wraz z zaostrzaniem się walki politycznej, rośnie także mobilizacja wyborców poszczególnych partii.
Krzysztof Śmiszek postanowił przypomnieć Beacie Kempie jej słowa sprzed roku, w których to europosłanka wyśmiewała się z jego orientacji seksualnej. Wszystko to w związku z ostatnimi wydarzeniami pomiędzy polityczką a Radosławem Sikorskim, po których urażona członkini partii Zbigniewa Ziobry stawiała się w roli ofiary słownego ataku.Język debaty publicznej dawno uległ radykalizacji i mało co potrafi jeszcze zdziwić Polaków. Słyszeliśmy już o "zdradzieckich mordach" z ust samego prezesa PiS czy "kanaliach" i "chamskiej hołocie". Ostatnio na ten temat zrobiło się głośno za sprawą Radosława Sikorskiego, który w niewybredny sposób skrytykował Beatę Kempę. Jak się jednak okazuje, sytuująca się na pozycji ofiary europosłanka, sama nieraz przekroczyła standardy kulturalnej wypowiedzi, o czym przypomniał poseł Krzysztof Śmiszek.
Opublikowano oficjalne wyniki wyborów w Platformie Obywatelskiej. Bez niespodzianek odbyło się głosowanie na przewodniczącego partii, którym został Donald Tusk z poparciem 97,4 procent. Zaskoczenia przyniosły natomiast rezultaty w poszczególnych regionach.W sobotę 23 października członkowie Platformy Obywatelskiej w całej Polsce wybierali nowe władze ugrupowania. Stery w partii przejął dotychczasowy p.o. przewodniczącego Donald Tusk, na którego zagłosowało ponad 97,4 proc. wyborców. Frekwencja wyniosła 73,3 proc.Mimo iż wybór ten nikogo nie zdziwił, bo nikt z partii nie ośmielił się stanąć w szranki z byłym premierem, nie oznacza to, że Platformy nie czekają w najbliższych miesiącach duże zmiany. Wybory pokazały, że ugrupowaniu potrzebna jest nowa energia, nawet jeśli nie do końca było to pomyśli samego Tuska.
Skandal w lokalu wyborczym w Oleśnicy. Podczas wyborów tamtejszego szefa struktur PO doszło do szarpaniny między kandydatami. Ostra wymiana zdań zakończyła się interwencją policji. Ostatecznie przewodniczącym został Wojciech Paszkowski.Wczoraj w całej Polsce odbyły się wybory do struktur Platformy Obywatelskiej. Przewodniczącym partii został Donald Tusk, który był jedynym kandydatem na to stanowisko. Do ciekawych rozstrzygnięć doszło jednak w poszczególnych regionach, gdzie nie zawsze zwyciężali popierani przez byłego premiera członkowie partii.Okazało się także, że również i w Platformie Obywatelskiej dochodzi do wielu tarć. Emocje towarzyszyły zwłaszcza pretendentom do władz oleśnickich struktur, gdzie doszło do szarpaniny w lokalu wyborczym.
W poniedziałek rusza proces urzędniczki premiera Mateusza Morawieckiego, Małgorzaty Zwiercan. Była posłanka Prawa i Sprawiedliwości będzie musiała odpowiedzieć przed sądem na zarzuty skorzystania z karty do głosowania innego posła i oddanie za niego głosu w sejmowym głosowaniu w 2016 roku.Prokuratura postawiła Zwiercan zarzut przekroczenia uprawnień służbowych, za co grozi do trzech lat więzienia. Pierwsza rozprawa w sprawie byłej parlamentarzystki PiS odbędzie się w poniedziałek 25 października przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście. Chodzi o wydarzenia z kwietnia 2016 roku.
Nie bez zaskoczeń zakończyły się wybory do regionalnych struktur Platformy Obywatelskiej. Walkę o palmę pierwszeństwa przegrali popierani przez Donalda Tuska Agnieszka Pomaska i Roman Szełemej. Nowym przewodniczącym partii został, zgodnie z przewidywaniami, były premier.Sobota 23 października była dniem wewnętrznych wyborów w największej partii opozycyjnej, Platformie Obywatelskiej. Członkowie partii wybierali szefów struktur powiatowych, regionalnych i przewodniczącego partii. Wstępne wyniki głosowania znane były już w sobotę wieczorem i jak się okazało, w kilku przypadkach przyniosły nieoczekiwane rezultaty.
Niedawno Witold Waszczykowski udzielił wywiadu, w którym opowiedział o swoich problemach zdrowotnych, które – jak się okazało – są bardzo poważne. Polityk Prawa i Sprawiedliwości nie ma złudzeń co do sytuacji, w której się znalazł oraz rokowań. Choroba, na którą cierpi, jest nieuleczalna i postępuje. Eurodeputowany stara się wywiązywać ze swoich obowiązków, choć ma coraz większe trudności.W rozmowie z tygodnikiem „Wprost” Witold Waszczykowski przyznał, że nieuleczalna choroba zmieniła jego życie. Polity Prawa i Sprawiedliwości zmaga się ze schorzeniem neuronu ruchowego, który odpowiada między innymi za podtrzymywanie kończyn. Były minister spraw zagranicznych coraz bardziej odczuwa skutki problemów zdrowotnych i ma trudności z poruszaniem się.W przypadku Witolda Waszczykowskiego rokowania nie są zbyt optymistyczne. Jego choroba postępuje i może skutkować niedowładem, a nawet przerodzić się w chorobę Parkinsona. Polityk ma już problemy z chodzeniem i porusza się o kulach lub na wózku elektrycznym. Na łamach „Wprost” eurodeputowany zaznaczył, że wciąż może pracować.– Póki mogę, wykorzystuje własne siły. Na szczęście reszta ciała działa, czasem jakiś nerw mi utrudnia wysłowienie się, ale nadal piszę, pracuję i chyba aż takich głupot jeszcze nie gadam? – powiedział, udzielając wywiadu tygodnikowi.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Projekt związany z rekonstrukcją rządu pojawił się już w Dzienniku Ustaw. Dotyczy on przekształcenia Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu w dwa resorty: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwo Sportu. Dokument opublikowano już w wykazie prac legislacyjnych. Zmiany były zapowiadane przez polityków Prawa i Sprawiedliwości już od tygodni.Ruszyły prace legislacyjne nad rekonstrukcją rządu, co potwierdza pojawienie się projektu utworzenia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Dzienniku Ustaw. Dotyczy on przekształcenia obecnie funkcjonującego ministerstwa w dwa niezależne od siebie resorty. Z doniesień Radia ZET wynika też, że już w tym tygodniu prezydent RP wręczy nowe nominacje.Jak czytamy w projekcie, „w skład Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wejdą komórki organizacyjne dotychczasowego Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu obsługujące sprawy działu administracji rządowej kultura i ochrona dziedzictwa narodowego oraz pracownicy obsługujący sprawy tego działu”.
Pojawiły się kolejne wycieki, które rzekomo pochodzą ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka. W sieci opublikowano konwersację, którą Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów miał prowadzić z Krzysztofem Nowiną-Konopką. Obecny dziennikarz „Wiadomości” TVP1 miał prosić polityka o przesłanie dalej CV. Maile udostępniono w środę 13 października.W wiadomości, która rzekomo wyciekła z prywatnej poczty Michała Dworczyka, obecny dziennikarz „Wiadomości” TVP1 z góry podziękował za przekazanie CV. Korespondencja między Krzysztofem Nowiną-Konopką ma pochodzić z 20 marca 2015 roku. Warto przypomnieć, że w tym czasie Prawo i Sprawiedliwość nie rządziło jeszcze Polską. Jacek Kurski został prezesem Telewizji Polskiej dopiero na początku 2016 roku.W związku z dalszym ciągiem afery rzekomych wiadomości Michała Dworczyka i powiązaniem z TVP, dziennikarze portalu Wirtualnemedia.pl poprosili o komentarz przedstawicieli Telewizji Polskiej. Jak na razie nadawca publiczny jednak nie skomentował tej sprawy.– Michał, przesyłam CV i dziękuję za przekazanie go dalej – czytamy w wiadomości.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejny rozdział afery w sprawie wiadomości, które wyciekły ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka. Europoseł Patryk Jaki zapowiedział pozwy w związku z zarzutem o niewypełnienie obietnicy dotyczącej zwrotu nagrody, potwierdzając tym samym autentyczność maili Szefa Kancelarii Premiera. Członek Solidarnej Polski chce iść do sądu z dużym przedstawicielem mediów.Wśród opublikowanych w sieci wiadomości, które mają pochodzić ze skrzynki Michała Dworczyka, znajdowała się rozmowa z Patrykiem Jakim. Politycy prowadzili elektroniczną korespondencję, której tematem była kwota nagród polityków Prawa i Sprawiedliwości. Środki te miały zostać zwrócone, a europoseł został – jak uważa – niesłusznie oskarżony o niewypełnienie tej zapowiedzi.Członek Solidarnej Polski potwierdził, że opublikowana wiadomość ze skrzynki Michała Dworczyka jest autentyczna. Zapewnił, że dokonał obiecanego zwrotu i w związku z tym zamierza pozwać media, które zarzuciły, że tego nie zrobił. Patryk Jaki chce iść sądzić się w tej sprawie z redakcją portalu Onet.pl.
Koszmar PiS spełnia się na naszych oczach. W kolejnych sondażach poparcia partia Jarosława Kaczyńskiego wyraźnie traci. Formację rządzącą dzieli też sukcesywnie coraz mniej od opozycyjnych ugrupowań. Szczególne w najnowszym sondażu jest też to, że opozycja ma szansę na przejęcie władzy.Sondaż, o którym mowa, został przeprowadzony na zlecenie TVN przez pracownię Kantar. Wynika z niego, że opozycja jak najbardziej ma szanse w starcie z Prawem i Sprawiedliwością. Jeśli zaś spojrzeć na badania poparcia w szerszej perspektywie, to można nawet dojść do wniosku, że szanse rosną coraz bardziej.Badanie, o którym mowa, przeprowadzono w dniach 12-13 października. Odbyło się ono metodą telefoniczną na reprezentatywnej grupie 1000 osób powyżej 18. roku życia.
Michał Krawczyk zwrócił uwagę na kuriozalną sytuację w spółce Centralny Port Komunikacyjny. Jak ujął to poseł Platformy Obywatelskiej, do „zarządzania łąką w Baranowie” zatrudniono już 300 osób. Wpis polityka wywołał gorącą dyskusję w mediach społecznościowych. Szacuje się, że średnie zarobki w firmie wynoszą 11 tys. zł brutto. Prezesi CPK cieszą się natomiast czterokrotnie wyższą pensją.We wtorek 12 października odbyło się posiedzenie, na którym wiceminister infrastruktury i jednocześnie pełnomocnik rządu do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego dla Rzeczypospolitej Polskiej Marcin Horała zdał raport z tego, jak przebiegają prace związane z nowym lotniskiem. Punkt ma powstać niedaleko Warszawy, w gminie Baranów.Warto przypomnieć, że Centralny Port Komunikacyjny ma obsługiwać 180 mln pasażerów rocznie. W punkcie, który ma pojawić się 37 km od stolicy, poprowadzone mają zostać również linie kolejowe oraz drogi. Sprawa zatrudnienia oraz wynagrodzeń pracowników wypłynęła po obradach sejmowej podkomisji stałej polityki regionalnej. Poseł Michał Krawczyk w trakcie odbywających się obrad napisał na Twitterze o zarobkach osób „zarządzających łąką w Baranowie”.
Trwa proces byłej posłanki. Halina Sz-R. została oskarżona o namawianie pracownic do symulowania ciąży i przechodzenia na zwolnienia lekarskie. Do tych incydentów miało dojść na początku pandemii koronawirusa. Podczas ostatniej rozprawy doszło do zaskakującego zdarzenia. Jeden ze świadków przyznał się, że złożył fałszywe zeznania przed sądem. Miał to zrobić na prośby oskarżonej, której grozi osiem lat pozbawienia wolności.Była posłanka Halina Sz-R., która w latach 2011-2015 zasiadała w sejmie Rzeczypospolitej Polskiej, najpierw należała do Ruchu Palikota, następnie dołączyła do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Oprócz tego polityk jest lekarzem ginekologiem oraz właścicielką hotelu. Pod koniec 2020 roku kobieta popadła w tarapaty związane z oszustwem.Z relacji mediów wynika, że była posłanka miała namawiać swoje pracownice do symulowania ciąży. Właścicielka obiektu wypoczynkowego w Dzierżonowie miała stosować takie praktyki w kwietniu ubiegłego roku, czyli na samym początku pandemii SARS-CoV-2. Halina Sz-R. miała wówczas zapewnić zatrudnionym kobietom, że wystawi im zwolnienia lekarskie w związku z ciążą. Dzięki temu miałyby utrzymać miejsca pracy w hotelu.
Do dramatycznych scen doszło w Wielkiej Brytanii, a dokładniej w hrabstwie Essex, które reprezentował poseł David Amess. Ten odwiedzając kościół, gdzie miejsce miało spotkanie z wyborcami, został zasztyletowany przez uzbrojonego w nóż napastnika.Przerażający finał spotkania z wyborcami. Podczas rozmowy z elektoratem w kościele metodystów Belfairs w miejscowości Leigh-on-Sea zamordowany został polityk Partii Konserwatywnej David Amess. Napastnik zaatakował go nożem.
Za trzy miesiące Jarosław Kaczyński ma zrezygnować ze stanowiska wicepremiera. Prezes Prawa i Sprawiedliwości planuje skupić się przede wszystkim na działaniach w ramach partii rządzącej, która w 2023 roku będzie walczyła o głosy w wyborach parlamentarnych. Jak donieśli dziennikarze, za 15 miesięcy pracy w rządzie zarobi blisko 260 tysięcy złotych.Jeszcze kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński w rozmowach z mediami zapewniał, że w najbliższym czasie nie rozważa emerytury. Wszystko wskazuje jednak na to, że prezes Prawa i Sprawiedliwości za trzy miesiące zrezygnuje ze stanowiska wicepremiera. Później ma skupić się przede wszystkim na swojej partii, której podobno chce poświęcać więcej czasu. Dziennikarze portalu Fakt podsumowali jego finanse po 15 miesiącach w rządzie.Jarosław Kaczyński jest nie tylko prezesem Prawa i Sprawiedliwości, ale także wicepremierem odpowiedzialnym za sprawy bezpieczeństwa. Z jego rozmów z posłami PiS wynika, że łączenie obu tych funkcji jest zbyt czasochłonny, a partię trzeba przygotować do zbliżających się wyborów parlamentarnych. W związku z tym wicepremier postanowił zrezygnować ze stanowiska po tym roku. Jeśli rzeczywiście odejdzie z rządu dopiero w grudniu, to do tego czasu zarobi prawie 260 tys. zł.
Decyzja Trybunały Konstytucyjnego z 7 października wywołała duży niepokój wśród Polaków. Trzy dni później na ulice wyszli mieszkańcy, którzy zamanifestowali poparcie dla członkostwa naszego kraju w Unii Europejskiej. Z sondażu przeprowadzonego dla polskich mediów wynika, że niemal 40 proc. respondentów uważa, że UE ograniczy dopływ pieniędzy.Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył wniosek premiera Mateusza Morawieckiego i wydał przychylną decyzję, uznając, niektóre przepisy unijne za niezgodne z polskim prawem. Między innymi orzeczono, że działania organów UE poza zakresem kompetencji są niezgodne z polską konstytucją. Wśród opozycji pojawiły się głosy sprzeciwu oraz zarzuty pod adresem PiS, według których partia rządząca powoli wyprowadza Polskę z UE.Wskutek decyzji w niedzielę 10 października na placu Zamkowym w Warszawie doszło do dużych demonstracji, które zainicjował lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Choć zdaniem polityków PiS Polska otrzyma pieniądze z UE, obywatele nie są tego tak pewni, co potwierdzają wyniki sondażu przeprowadzonego dla „Dziennika Gazety Prawnej” oraz RMF FM.
Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej została zapytana o decyzję polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Vera Jourova przyznała, że wszystkie państwa członkowskie muszą przestrzegać tych samych zasad, ponieważ w innym przypadku może dojść do rozpadu Unii Europejskiej. Dodała, że dlatego reakcja KE jest w tej kwestii konieczna.W rozmowie z agencją Reuters wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej skomentowała decyzję Trybunału Konstytucyjnego z 7 października. Warto przypomnieć, że TK przychylił się do wniosku premiera Mateusza Morawieckiego i stwierdził, że przepisy Traktatu o Unii Europejskiej są niezgodne z polską konstytucją. Zwróciła uwagę na problem jedności w Europie.Zdaniem Very Jourovej podważanie reguł stanowionych przez prawo unijne może grozić destabilizacją całej Europy. Wiceprzewodnicząca KE stwierdziła, że „jeżeli nie będziemy trzymać się w UE reguły, że równe zasady są respektowane tak samo w całej Europie, cała Europa zacznie się rozpadać”.– Dlatego będziemy musieli zareagować na ten nowy rozdział, który polski Trybunał Konstytucyjny zaczął otwierać – przyznała.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
W sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski Prawo i Sprawiedliwość zaliczyło kolejny spadek poparcia. Tendencję wzrostową wyraźnie utrzymuje za to Koalicja Obywatelska. Różnica między formacjami stała się jednocyfrowa.Według badania United Surveys, zrealizowanego na zlecenie WP, partia zarządzana przez Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny odnotowała spadek notowań. Choć zniżka nie jest wielka, zdaje się obrazować pewien trend.W sondażu chęć zagłosowania na Prawo i Sprawiedliwość zadeklarowało 35,6 proc. pytanych. To o 0,2 pkt proc. mniej niż przed dwoma tygodniami i o 1 pkt proc. mniej niż przed miesiącem.