Łukasz Mejza miał szantażować znanego polityka PO
Były poseł Platformy Obywatelskiej miał być szantażowany przez wiceministra sportu Łukasza Mejzę. W zamian za poparcie Prawa i Sprawiedliwości obiecywano mu udział w eksperymentalnej terapii leczniczej. Polityk od lat cierpi na Parkinsona.
Kolejny dzień przynosi kolejną już odsłonę afery z udziałem niedawno mianowanego wiceministra sportu, Łukasza Mejzy. Politykowi zarzuca się, że miał obiecywać niepotwierdzone medycznie terapie ciężko chorym ludziom i inkasować w zamian spore sumy pieniędzy.
Od czasu, gdy WP opublikowała pierwszy artykuł o niejasnych ineteresach Mejzy, politycy opozycji jasno wskazują, że powinien od zostać odwołany z zajmowanego stanowiska przynajmniej do wyjaśnienia sprawy.
Mejza szantażował byłego posła PO?
Dziś do doniesień o oszustwach wiceministra sportu odniósł się Cezary Tomczyk z KO, który gościł w programie "Onet Rano". Poseł zdradził nowe, szokujące fakty o działalności Mejzy, o których do tej pory wiedziało niewielu.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Jak utrzymuje Tomczyk, ofiarą oskarżanego polityka miał paść były poseł PO Zbigniew Ajchler, który cierpi na Parkinsona.
- Zbigniew Ajchler był szantażowany, że jeśli nie dołączy do PiS, to nie będzie leczony na Parkinsona. Wprowadzającym Ajchlera w ten świat był poseł Mejza - powiedział Cezary Tomczyk.
Ajchler ubiegał się o reelekcję w wyborach parlamentarnych w 2019 roku, jednak nie udało mu się ponownie zasiąść w poselskich ławach. W czerwcu objął jednak mandat po tym, jak z parlamentu odszedł Kilion Munyama.
Mejza miał obiecywać Ajchlerowi udział w eksperymentalnej terapii, jeśli ten dołączy do PiS lub zostanie posłem niezrzeszonym popierającym Zjednoczoną Prawicę.
- To jest układ, który Ajchlerowi zaproponował osobiście Mejza - przekonywał Tomczyk i dodawał, że chory poseł był jedną z zaledwie 10 osób, które miały szansę na udział w eksperymencie.
Polityka haków znanym sposobem PiS
Przypomnijmy, że Ajchler po objęciu mandatu rzeczywiście został posłem niezrzeszonym, podobnie jak Mejza, który wchodził do parlamentu z list PSL, ale nigdy nie należał do partii, choć się o to ubiegał.
W kuluarach sejmowych mówi się, że władze Ludowców nie dopuściły do swoich szeregów Mejzy, gdyż PiS ostrzegł je o niejasnościach w oświadczeniach majątkowych młodego posła. Oznaczałoby to, że Zjednoczona Prawica od dłuższego czasu wiedziała o tym, że wiceminister sportu prowadzi brudne interesy, mimo tego dopuściła do wprowadzenia go do rządu.
To znany sposób Prawa i Sprawiedliwości na zdobywanie nowych głosów w parlamencie. Partia wybiera sobie osoby, na które może mieć tzw. haki po to, by móc silnie trzymać je w garści.
Z drugiej strony, władze PiS doskonale wiedzą, że i Mejza ma poważnego asa w rękawie. To na nim wisi teraz sejmowa większość. Z tego też powodu, póki co, nie spotkały go żadne konsekwencje w związku z poważnymi oskarżeniami, choć Marek Suski nie wykluczył ostatnio dymisji w przypadku potwierdzenia się doniesień.
Ajchler zaskoczony oskarżeniami wobec Mejzy
Łukasz Mejza i Zbigniew Ajchler w czerwcu powołali stowarzyszenie "Centrum", które miało być wstępem do stworzenia nowego koła poselskiego. Obaj zaczęli jednak bardzo często wspierać w głosowaniach PiS.
We wtorkowej rozmowie dla Interii, Zbigniew Ajchler wypowiedział się na temat medialnych spekulacji dotyczących wiceministra sportu. Poseł był oszczędny w ferowaniu wyroków i zaznaczał, że należy poczekać do wyjaśnienia sprawy.
- Być może w oskarżeniach prasy jest jakieś ziarno prawdy. Ale to służby, z zasady, powinny dyskretnie sprawdzać ludzi, którzy pretendują do stanowisk ministerialnych - mówił Ajchler.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl
Źródło: Onet, Interia