Jedna z mieszkanek Grudziądza postanowiła wybrać się na przedświąteczne zakupy. Gdy zobaczyła otrzymany paragon dosłownie zaniemówiła. Wywołał on u niej niemałe zmieszanie, tym bardziej, że nie były to hurtowe ilości. Wszystko wskazuje na to, że tegoroczne święta mają być jednymi z najdroższych w tym wieku.
Uczestnik naszej sondy podzielił się swoimi refleksjami na temat oszczędzania, inwestowania oraz tego, czym młode osoby powinny kierować się przy wyborze studiów.
Piotr Patkowski jest wiceministrem finansów, jednak jego nazwisko nie będzie zbyt dobrze kojarzyć się Polakom. W jednym z ostatnich wywiadów rozpostarł przed nami złowróżbne wizje kolejnego ataku inflacji, który czeka nas na początku przyszłego roku. Polityk oprócz tych ponurych przypuszczeń znalazł skromne światełko w tunelu. Co czeka nas w przyszłym roku?
W pierwszy weekend grudnia Jarosława Kaczyński nie próżnował i kontynuował swój przedwyborczy objazd po Polsce. W sobotę prezes Prawa i Sprawiedliwości odwiedził m.in. Zieloną Górę, gdzie znów pomstował na opozycję i tajemniczo brzmiące elity. Oprócz tego odniósł się do gigantycznej inflacji w kraju, pyszniąc się, że jego partia walczy z nią, rzekomo nie uderzając jednocześnie w społeczeństwo. Czyżby polityk już całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością?
Zgodnie z zapowiedziami premiera, obecny kształt tarczy antyinflacyjnej będzie musiał ulec zmianie. Oznacza to, iż od nowego roku ceny wielu produktów i usług ponownie wzrosną. Tym razem jednak wzrost ten może być wyraźnie odczuwalny, bowiem sprawa dotyczy w szczególności paliw oraz nawozów sztucznych.
Od wtorku posiadacze samochodów elektrycznych zapłacą znacznie więcej za ładowanie swojego pojazdu na stacjach PKN Orlen. Spółka wprowadza nowe ceny w związku z drożejącą energią elektryczną.
Narodowy Bank Polski opublikował najnowszy raport, który jasno wskazuje, że będzie jeszcze drożej. Lipcowe prognozy się nie sprawdziły, a fala podwyżek sprawiła, że Rada Polityki Pieniężnej musiała dokonać korekty w założeniach. Wyliczenia ekipy Adama Glapińskiego są bliższe rzeczywistości?Narodowy Bank Polski opublikował specjalny raport na temat inflacji. Dokument zawiera wyliczenia oraz liczne wykresy wyjaśniające złożoność procesu kształtowania się cen.Jedno jest pewne. Inflacja zaskoczyła NBP i Adama Glapińskiego. Prognozy dotyczące cen towarów i usług były błędne. Konieczne było wprowadzenie korekty. Niestety przyszły rok nadal upłynie pod znakiem dwucyfrowej inflacji.
Biedronka musiała ugiąć się przez inflacją formującą się na poziomie 17,9 procent, która realnie wpływa na coraz wyższe ceny podstawowych produktów na sklepowych półkach. Końca podwyżek póki co nie widać. Sytuacja plasuje się niekorzystnie nawet w dyskontach, w których Polacy dotychczas zaopatrywali się właśnie ze względu na przystępne cenowo oferty. Rafał Mundry, ekonomista odwiedził Biedronkę. Niestety refleksja eksperta jest gorzka.
Chyba jedynym plusem ogromnej inflacji jest wysoki wskaźnik waloryzacji emerytur i rent, który wynosi już 20,8 proc. Przy takim wskaźniku średnia emerytura może zostać podniesiona o ponad 500 zł miesięcznie. Wyliczenia pojawiają się oczywiście w kontekście najnowszych danych podanych przez GUS, a dotyczących wskaźnika wzrostu cen w naszym kraju. Przypomnijmy, że najnowszy odczyt to 17,9 proc.
Jarosław Kaczyński ma listę talentów, która wykracza poza wszelkie ramy. Okazuje się, że Adam Glapiński jastrząb polskiej ekonomii, mógłby zapisać się do prezesa PiS na zajęcia wyrównawcze. Były wicepremier pochwalił się znajomością złożoności kwestii inflacji. - Kryzys inflacyjny można rozwiązać stosunkowo prosto - oświadczył. Pojawiło się jedno "ale".Jarosław Kaczyński to dla wielu wzór do naśladowania. Zarówno w kwestii skromności, gdy poinformował, że nie ma na świecie wielu mądrzejszych od niego, jak i w kwestii znajomości specjalistycznych dziedzin życia i biznesu.Najnowsze słowa Jarosława Kaczyńskiego ponownie wywołały burzę. Polacy płacą za jedzenie, leki i podstawowe produkty coraz więcej, ale prezes PiS z pełnym spokojem oświadcza, że inflacja nie jest niemożliwa do pokonania.
Rosnąca z miesiąca na miesiąc inflacja, niepewność, mnożące się bankructwa małych i średnich przedsiębiorców i brak perspektyw na lepsze jutro dobijają Polaków. Do problemów ekonomicznych dołączają także te natury psychicznej, związane z depresjami i załamaniami, a obywatele z przerażeniem obserwują negatywne zmiany, jakie dokonują się w państwie w ostatnich latach. Nic więc dziwnego, że znalezienie osoby z optymizmem wypatrującej kolejnych dni graniczy już niemalże z cudem. Przekonał się o tym reporter portalu Goniec.pl, przemierzający stołeczne ulice. Choć mówi się, że zawsze może być jeszcze gorzej i warto widzieć szklankę do połowy pełną, na obecną sytuację Polaków trudno patrzeć nie załamując rąk. Jeszcze do niedawna rząd PiS szczycił się tym, że skutecznie zwalczył biedę i skrajne ubóstwo, wprowadzając socjalne transfery, teraz natomiast z przykrością należy stwierdzić, że wszelkie dodatki natychmiast połyka najwyższa od kilkudziesięciu lat inflacja.Los nie oszczędza nikogo, dotykając zmuszonych do nadludzkiego wysiłku i powrotu na rynek pracy seniorów, dla których kolejne nowe rozwiązania zapowiadane przez władze są jedynie drobnym wsparciem, a także młodych, mierzących się z trudami utrzymania rodziny czy spłaty zaciągniętych kredytów.Co gorsze, eksperci i analitycy mają dla nas jedynie smutne prognozy i nawołują raczej do przywyknięcia do beznadziei, natomiast politycy będący u władzy potrafią praktycznie zaśmiać się nam prosto w oczy, prezentując dumę ze swoich "osiągnięć" i jeszcze wynagradzając się naszym kosztem za bezskuteczność i niekompetencję.Dziś nikt nie ma już wątpliwości, że na placu boju z trudami życia, za których znaczną część trudno winić siebie samych, pozostaliśmy pozostawieni sami sobie. Mając z kolei takie przeświadczenie, nie sposób nie dojść do wyjątkowo gorzkich refleksji.
Inflacja pędzi w najlepsze, ale rząd wcale nie zamierza się tym przejmować. Zamiast ciąć wydatki państwa na rozbudowaną do ogromnych rozmiarów biurokrację i hojniej wspomagać Polaków, politycy wolą zatroszczyć się o samych siebie, przyznając sobie niebotyczne nagrody. Jak donosi "Fakt", premie dla urzędników kosztowały nas w tym roku już grube miliony złotych, a to z pewnością nie koniec podarunków.Portfele Polaków z dnia na dzień są coraz chudsze i nic nie wskazuje na to, by stan ten miał w najbliższym czasie ulec zmianie. Przed nami dzień Wszystkich Świętych, który w tym roku będzie wyjątkowo drogi, a także święta Bożego Narodzenia, również mocno odciskające swoje piętno na naszych budżetach.Dodając do tego ponowny wzrost cen na stacjach paliw, coraz większą drożyznę w sklepach z artykułami spożywczymi oraz zakrawające na granice absurdu horrendalne rachunki za prąd, trudno dziwić się, że nastroje w społeczeństwie nie należą do najlepszych. I gdy już wydaje się, że o wiele gorzej być nie może, to rządzący postanawiają ostatecznie wbić gwóźdź do naszej trumny, szokując swoją rozrzutnością.
Wszystko wskazuje na to, że tegoroczne obchody dnia Wszystkich Świętych będą dla nas wyjątkowo kosztowne. Pędząca inflacja zapukała nie tylko na sklepowe półki ze zniczami i kwiatami, ale także na przycmentarne stragany. Na ceny sprzed roku nie ma nawet co liczyć. Ręce załamują zarówno klienci, jak i właściciele biznesów, którzy głośno skarżą się na odpływ kupujących.Czas płynie nieubłaganie i nim się obejrzymy, trzeba będzie rozpocząć przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Nieco bardziej zapobiegliwi już martwią się o to, czym zastawią wigilijny stół i na poważnie rozważają zakup bardziej trwałych produktów spożywczych już teraz, spodziewając się, że w grudniu inflacja jeszcze bardziej da nam się we znaki.Zanim jednak przyjdzie nam podzielić się opłatkiem z najbliższymi, czeka nas nieco mniej radosne święto, a mianowicie 1 listopada. Ono również będzie w tym roku wyglądać zupełnie inaczej niż dotychczas, bowiem szalejąca drożyzna nie ominęła żadnej z branż.Rosnące ceny energii i transportu odbiły się nie tylko na cenach artykułów spożywczych i domowych rachunkach, ale także odcisnęły swoje piętno na kosztach zakupu kwiatów i zniczy, bez których przecież nie można obejść się w dniu Wszystkich Świętych. Tylko jak godnie uczcić pamięć zmarłych bliskich, kiedy w portfelach panują pustki?
W dobie kryzysu energetycznego, wysokiej inflacji i pogarszającej się sytuacji materialnej wielu domostw w naszym kraju, wszyscy liczymy na to, że nasz rząd ma receptę na piętrzące się problemy. Niestety zaprzecza temu krótka rozmowa Radomira Wita z "TVN24" na sejmowym korytarzu z senatorem PiS Józefem Łyczakiem. Co dokładnie powiedział polityk?Senator Prawa i Sprawiedliwości, Józef Łyczak został zaczepiony przez Radomira Wita z "TVN24" i poproszony o podzielenie się informacjami na temat sposobów walki rządu z inflacją. Przedstawiciel partii rządzącej chyba nie spodziewał się tak "trudnego" pytania, ponieważ nie był w stanie zbyt wiele powiedzieć.
Wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zgasił i tak nikłe już nadzieje Polaków na zatrzymanie inflacyjnej spirali. W wywiadzie udzielonym Radiu ZET polityk oświadczył, że obecnie nie ma wielkich szans na to, by ceny żywności spadły, a tym, co jest teraz ważne to to, by nie rosły równie szybko jak dotychczas. Jak podkreślił, wszystko zależy od opanowania kosztów energii. Przy okazji podzielił się ze słuchaczami kilkoma praktycznymi radami.Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w dwóch niezależnych źródłach.Spływające sukcesywnie niepokojące doniesienia dotyczące wzrostu cen żywności wydają się nie mieć końca. Dopiero co informowaliśmy o wnioskach płynących z "Indeksu cen w sklepach detalicznych", według którego w sierpniu w sklepach było drożej średnio o ponad 23,7 proc. rdr., a przecież we wrześniu inflacja znów pobiła kolejny rekord.Już wtedy eksperci przygotowywali nas na kolejne ciosy, oświadczając, że najbliższe miesiące nie będą dla konsumentów łatwe, a zmiany dóbr konsumpcyjnych mogą pojawiać się nagle i niespodziewanie. Złowieszcze prognozy były jedynie potwierdzeniem tego, co codziennie obserwujemy podczas zakupów, a kolejnych dowodów dostarczył właśnie minister rolnictwa.
Rosnąca z miesiąca na miesiąc inflacja zmusza nie tylko rząd do podejmowania kreatywnych działań pudrujących wysokie ceny w sklepach. Jeden z internautów zwrócił uwagę na podejrzaną jego zdaniem paczkę makaronu, która przy takiej samej cenie okazała się o 100 g mniejsza niż była dostępna jeszcze do niedawna. Przedsiębiorstwa coraz częściej stosują mylącą oczy metodę "downsizingu".
To nie koniec koszmaru Polaków z drożejącymi z dnia na dzień produktami spożywczymi. Niekorzystna tendencja utrzymuje się w naszym kraju od kilku miesięcy i nie zamierza wyhamowywać. Podwyżki cen widoczne są także w popularnych dyskontach i odbijają się na produktach pierwszej potrzeby. Tym razem w zdumienie wprawiła jednego ze znanych ekonomistów zawrotna cena mleka w Biedronce.Inflacja nad Wisłą bije kolejne rekordy, a, jak prognozują eksperci, prawdziwe trzęsienie ziemi dopiero przed nami. Już od jakiegoś czasu każda kolejna wizyta w sklepie jest jedynie smutnym obowiązkiem, oznaczającym pustki w portfelu i konieczność wykazywania się niezwykłą umiejętnością ekonomicznego działania z uwagi na fakt, że tym, co rośnie są jedynie ceny, a nie zarobki czy wysokość świadczeń od państwa.Oczywiście, władza próbuje przekonywać, że wcale nie jest tak źle, jak przedstawia to chociażby opozycja. To jednak próżne wysiłki, bowiem o realnym wymiarze problemu przekonać zdążył się już każdy z nas, bo też i każdy musi kiedyś uzupełnić domowe zapasy.Sytuację mocno pogarsza fakt, że ratunku z opresji nie można upatrywać już nawet w starych, sprawdzonych metodach, takich jak zakupy w słynących z atrakcyjnych cen i ofert dyskontach. Te także zmuszone zostały do podniesienia cen, niekiedy z dnia na dzień, dlatego wiele osób straciło nadzieję na szybkie nadejście optymistycznych wieści i zaczęło snuć mroczne wizje nie tylko na najbliższe tygodnie, lecz również miesiące.
Choć tempo inflacji zmalało, wzrost cen nieustannie zmierza w górę. Według prognoz ekspertów tendencja nie zmieni swojego kierunku. Działania rządu niewiele pomagają w tym zakresie, zaś wypłacanie kolejnych świadczeń i zwiększenie pensji minimalnej wydają się nie poprawiać sytuacji. Czy warto zatem robić już zapasy na święta?
GUS przekazał najnowsze dane dotyczące inflacji. Wiadomo już, że pobiła kolejny rekord i niewiele brakuje jej do sytuacji z 1997 roku, kiedy Polacy z największym przestrachem patrzyli na sklepowe półki. Czy sytuacja niedługo osiągnie najgorszy poziom od lat?Niektórzy obstawiają, że po prostu zmieni się obliczanie danych wskazujących na inflację, czyli zmianie ulegnie tzw. koszyk, w którym znajdują się porównywane produkty. Na razie nic jednak na to nie wskazuje, a wskaźniki pędzą na łeb.
Donald Tusk ponownie znalazł się na fali wznoszącej. Lider Platformy Obywatelskiej odbudowuje pozycję swojej partii w sondażach, a dodatkowo ma kolejne powody, by skutecznie uderzać w rząd. Rosnące ceny produktów w sklepach i niezatrzymująca się inflacja skłoniły byłego premiera do zamieszczenia kąśliwego wpisu na Twitterze, w którym podzielił się ciekawą myślą. Nie da się ukryć, że Donald Tusk, wraz z decyzją o powrocie do polskiej polityki i walce z PiS o władzę, podjął się wyzwania, którego realizacja dla wielu graniczyć może z cudem.Nie zaprzeczajmy zresztą faktom. Minął ponad rok, a KO nie prześcignęła Zjednoczonej Prawicy jeszcze w żadnym z dotychczasowych sondaży. Z każdą kolejną wpadką i aferą rządzących szala przechyla się jednak coraz bardziej w stronę opozycji, a ta, napędzana małymi triumfami, jedynie dociska pedał gazu.
Fatalne prognozy członka Rady Polityki Pieniężnej Ludwika Koteckiego na najbliższe miesiące. Zdaniem ekonomisty, przed nami kolejne wzrosty wskaźnika inflacji, który, wbrew twierdzeniom prezesa NBP Adama Glapińskiego, nie spadnie poniżej 10 proc. do końca 2024 roku. Nieuniknione są także dalsze podwyżki stóp procentowych, których ostatecznie może być nawet dwadzieścia. Wraz z poniedziałkową wizytą członka RPP Ludwika Koteckiego w programie TVN24 "Rozmowa Piaseckiego", na głowy Polaków wylany został kolejny kubeł zimnej wody.Wiele osób już zeszły tydzień zaliczyło do wyjątkowo nieudanych po tym, jak po raz jedenasty z rzędu do góry poszły stopy procentowe, teraz okazuje się, że na horyzoncie nie maluje się nawet cień szans na pozytywne zmiany.O ile nastroje kredytobiorców mogły się nieco uspokoić po tym, jak rząd zaoferował pomoc w postaci bezpłatnych wakacji kredytowych, o tyle nerwy zszargać może ponownie fakt, że osiem miesięcy ulgi może być niewystarczające.Stopa referencyjna na poziomie 6,75 proc. to najprawdopodobniej nie jest jeszcze najgorsze, czego możemy doświadczyć, podobnie jak sięgająca ponad 16 proc. inflacja.
Rząd Mateusza Morawieckiego albo wykazuje się nadzwyczajnym optymizmem, albo też szuka oszczędności gdzie tylko może. W przygotowanym projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok nie ma bowiem zapisu o przedłużeniu tarczy antyinflacyjnej, a przewidywana inflacja szacowana jest na poziomie 9,8 proc. Ekonomiści nie kryją, że są wysoce sceptyczni co do tak śmiałych założeń.Pod koniec sierpnia Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy budżetowej na 2023 rok. Jak wówczas ogłosił premier Mateusz Morawiecki, założono "ambitny budżet na trudne czasy", mający zapewnić bezpieczeństwo Polski i polskich rodzin.Zapewnienia szefa polskiego rządu nie uspokoiły jednak nastrojów rozgoryczonych Polaków, którzy codziennie boleśnie odczuwają skutki gigantycznej inflacji i co rusz dowiadują się, że na dodatkową pomoc ze strony rządu nie mają co liczyć.Rąbka długo skrywanej tajemnicy ujawniła w wywiadzie dla "Faktu" chociażby minister Marlena Maląg, która zapowiedziała, że waloryzacji 500 plus nie będzie, a i 15. emerytura jest jedynie pobożnym życzeniem, bo w zasadzie, biorąc pod uwagę sumę wszystkich udzielonych wypłat seniorom przez ostatnie siedem lat, to już jest wypłacana.Kolejnym ciosem dla obywateli z pewnością będzie też fakt, że w najnowszej nowelizacji ustawy refundacyjnej założono podwyżkę cen około dwóch tysięcy najtańszych dziś leków na tzw. ryczałt. Jeśli więc dołożymy do tego groźbę, iż w przyszłym roku rząd zrezygnuje z tzw. tarczy antyinflacyjnej, niejednemu ciśnienie mocno skoczy do góry.
Inflacja w Polsce wciąż jest wysoka, czego nie ukrywa już nawet sam prezes NBP Adam Glapiński. Jak oświadczył podczas ostatniej konferencji, w najbliższych miesiącach niepokojący wskaźnik powinien się obniżać, ale dla Polaków to małe pocieszenie, bo ceny zdążyły wzrosnąć tak bardzo, że za podstawowe produkty płacimy nawet ponad 92 proc. więcej niż przed rokiem. Na ten stan rzeczy wpływają głównie ogromne koszty prowadzenia biznesu związane z opłatami za prąd i paliwo.Po tym, jak w sierpniu Główny Urząd Statystyczny zaprezentował przytłaczające dane dotyczące inflacji na poziomie 16,1 proc. wszelkie nadzieje na szybką poprawę sytuacji gospodarczej prysnęły jak bańka mydlana.Tak dramatyczny wzrost cen zaskoczył nawet ekonomistów, którzy nie spodziewali się, że tempo będzie aż tak bardzo zawrotne, a, jak się okazuje, to nie koniec złych wiadomości, bo pod ścianą wciąż są kredytobiorcy, którym przyszło zmierzyć się w ostatnich dniach z kolejną podwyżką stop procentowych.Biorąc pod uwagę powyższe, Polaków naprawdę nie trzeba przekonywać, że jakość ich życia z miesiąca na miesiąca dramatycznie się pogarsza. Patrząc jednak na wszystko przez pryzmat cyfr, trudno nie odnieść wrażenia, że znaleźliśmy się w spirali, która tylko bezlitośnie się nakręca.
Według wyliczeń "Faktu" w 2023 roku portfele Polaków ponownie dotkliwie odczują politykę rządu. Jak bowiem podaje gazeta, władza planuje w nadchodzącym roku zwiększyć niektóre podatki, przez co część rachunków może okazać się niezwykle bolesna.
Szaleństwo inflacyjne trwa w najlepsze. Z miesiąca na miesiąc obserwujemy kolejne przyspieszenie wskaźników, ale obecne rekordowe odczyty to nie koniec kłopotów. Jak oświadczył na antenie TVN24 członek Rady Polityki Pieniężnej Przemysław Litwiniuk, w najbliższych miesiącach tempo wzrostu cen z dużym prawdopodobieństwem przekroczy 20 procent. Polacy już powinni szykować się na bolesne cięcie i tak mocno ograniczonych wydatków.Patrząc na dane dotyczące inflacji publikowane przez GUS, na myśl nasuwa się tylko jedno pytanie: czy to szaleństwo kiedyś się zatrzyma? Dobrych wieści Polacy nie słyszeli od lipca 2021 roku, kiedy to ruszyła inflacyjna spirala, jednakże odczytywane wówczas 5 proc. dziś przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki.Niestety, rzeczywistość jest zgoła inna, choć prezes NBP Adam Glapiński na początku sierpnia przekonywał, że po wakacjach inflacja zacznie opadać, a polska gospodarka nie wejdzie w recesję. Sęk w tym, że w swoich twierdzeniach jest on raczej osamotniony, a inne zdanie prezentują nawet członkowie zarządzanej przez niego Rady Polityki Pieniężnej.
Potwierdziło się to, co Polacy odczuwali w swoich portfelach już od dłuższego czasu. Znowu jest drożej. W sierpniu inflacja przekroczy barierę 16 proc. Główny Urząd Statystyczny opublikował wstępne dane. Kiedy wykres przestanie rosnąć? Oto jest pytanie.Węgiel kosztuje krocie, niedługo jajka osiągną kosmiczną cenę, a najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) potwierdziły, że sierpniem będzie kolejnym miesiącem z rekordową inflacją.GUS nie ma dobrych wiadomości dla wszystkich liczących w czasie zakupów każdą złotówkę. - W skali miesiąca ceny wzrosły o 0,8 proc. - przekazał urząd. Eksperci nie mają wątpliwości, że to paliwa oraz ceny energii nieustannie napędzają kołowrotek inflacji.
Rząd przyjął projekt ustawy wydłużającej okres działania tarczy antyinflacyjnej do 31 grudnia 2022 r. W praktyce oznacza to, że obecne niższe stawki VAT, nałożone na niektóre produkty, jak również sektory gospodarki zostaną utrzymane do końca tego roku.
Według wyliczeń Super Expressu, waloryzacja emerytur może w najbliższym czasie wynieść 18,76 procent. Oznaczałoby to, iż niektórzy seniorzy otrzymaliby świadczenie wyższe o nawet kilkaset złotych. Sytuacja ta jednak uzależniona jest w dużej mierze od samej inflacji.