Chcielibyśmy rzec, że bardzo nam przykro... ale jednak nie. To, że inflacja dotarła na sejmową stołówkę i pozwoli politykom na własnej skórze odczuć to, do czego prowadzą ich działania, traktujemy jako zwykłą sprawiedliwość. Mniej wesoło się robi, gdy spojrzymy na ceny zestawów obiadowych, które są... wyjątkowo atrakcyjne nawet dla przeciętnego Kowalskiego. I to pomimo kolosalnego wzrostu cen.
Co robić, by w rok i to bez żadnego wysiłku zarobić ponad 70 tysięcy złoty zysku? Trzeba mieć 4,6 mln zł i kupić za nie obligacje skarbowe. Na ten sprytny krok zdecydował się premier Mateusz Morawiecki, który niemal całą swoją gotówkę ulokował właśnie w obligacjach. Dziennik "Fakt" z pomocą ekspertów wyliczył, ile mogą wynieść dokładne zyski szefa rządu.
Temat inflacji nie schodzi z ust Polaków, a przede wszystkim polityków i ekonomistów. Szalejąca drożyzna to potężny oręż opozycji w walce z rządem i nie lada kłopot dla Zjednoczonej Prawicy. Winą za pustoszenie naszych portfeli obarczany jest również prezes Adam Glapiński, słynący z nietrafionych prognoz i zaklinania rzeczywistości. Finansista Michał Przybylak postanowił raz na zawsze rozwiać wątpliwości i wskazał, kto odpowiada za gospodarczą katastrofę.Dla jednej strony sporu politycznego to "putinflacja", dla drugiej zaś "glapinflacja". Bez względu na to, jak nazwiemy niekorzystny trend dotyczący wzrostu cen w Polsce, jedno jest pewne - drożyzna spędza sen z powiek Polakom i jest źródłem ich największego niepokoju.Choć, jak fatalnie jest, widzi każdy, kto robi zakupy spożywcze i korzysta z usług, jeszcze bardziej o dramatyzmie sytuacji świadczą twarde dane przedstawione przez Główny Urząd Statystyczny. W czerwcu inflacja wyniosła 15,6 proc. i była najwyższa od 25 lat, a to nie koniec wzrostów wskaźnika.
Ceny w Polsce z miesiąca na miesiąc są coraz wyższe. Drożyzna dotyczy wielu produktów oraz usług, a ceny energii coraz dotkliwiej uderzają w portfele Polaków. Niestety, Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl, nie pozostawił cienia wątpliwości. - Było drogo, jest drożej i będzie jeszcze drożej - powiedział we "Wstajesz i weekend" w TVN24. Jak stwierdził, "Ukraińcy odczuwają atak Rosji w postaci czołgów rozjeżdżających ich ziemie, a nas rozjeżdżają wysokie rachunki".
Minister Rodziny i Polityki Społecznej potwierdziła, że w 2023 roku czeka nas waloryzacja płacy minimalnej. Będzie jednak "niezwykła", bo podwójna. Pierwsza podwyżka "minimalnej krajowej" czeka nas wraz z początkiem przyszłego roku, a kolejna już w lipcu. Co ważne, to pierwsza taka operacja w historii przepisów o minimalnym wynagrodzeniu.
Polski Instytut Ekonomiczny właśnie opublikował raport, który z pewnością dla wielu Polaków stanie powodem do jeszcze większego niepokoju. Choć patrząc na obecną drożycnę wydaje się, że o wiele gorzej być już nie może, wraz z nadejściem jesieni ceny żywności w całej Unii Europejskiej wzrosną o ok. 20 proc. Najgorzej będzie zwłaszcza w państwach naszego regionu. Na horyzoncie tymczasem nie widać nadziei na wyjście z tego impasu.Koniec czerwca przyniósł kolejne druzgocące wieści z Głównego Urzędu Statystycznego, który ogłosił, że inflacja osiągnęła poziom 15,6 proc. Rekordowe od ponad 25 lat wskaźniki nie były zresztą wielkim szokiem, bo o takim scenariuszu mówili już dawno ekonomiści, a i każdy przeciętny klient na własnej skórze doświadcza tego, jak bardzo galopują ceny.Drenująca nasze portfele drożyzna sprawia, że z każdym kolejnym dniem zastanawiamy się, jak przeżyć do następnej wypłaty. Na problem z finansami skarżą się już nawet dobrze sytuowani politycy, tacy jak Lech Wałęsa czy Bronisław Komorowski, co dopiero więc mówić o przeciętnym zjadaczu chleba.Najgorsze, że w czasach, gdy jak kania dżdżu potrzebujemy w końcu dobrych wieści, eksperci rysują przed nami czarne wizje i zapowiadają, że będzie jeszcze gorzej. Za kilka miesięcy, idąc do sklepu czy na bazarek może okazać się, że na zapełnienie koszyka po brzegi nie będzie nas zwyczajnie stać.
W Miejskich Zakładach Autobusowych trwa spór pięciu związków zawodowych z zarządem spółki. Głównym postulatem związkowców są podwyżki dla pracowników. Dzisiaj przedstawiciele związków ponownie spotkali się z sekretarzem m.st. Warszawy Włodzimierzem Karpińskim. Niestety, do porozumienia nie doszło. Czy to oznacza, że już niedługo Warszawę czeka paraliż komunikacyjny?Przed możliwością paraliżu warszawskiej komunikacji miejskiej przestrzega kilka związków zawodowych, które weszły w spór z zarządem Miejskich Zakładów Autobusowych. Pracownicy domagają się podwyżek, jednak ich ostatnie spotkanie z sekretarzem m.st. Warszawy nie przyniosło oczekiwanych efektów, co oznacza, że do "konfrontacji" coraz bliżej.
Związek Nauczycielstwa Polskiego jest już na skraju wytrzymałości. Ostatni raz pedagodzy masowo protestowali w kwietniu 2019 roku, a na czele akcji stanął Sławomir Broniarz, szef ZNP. Teraz sytuacja może się powtórzyć, bo Związkowi po raz kolejny kończy się cierpliwość.Związek Nauczycielstwa Polskiego ma dość i postawił ultimatum premierowi. Jak można się spodziewać, problem nadal pozostaje ten sam, a nauczyciele domagają się zmian w jednej kwestii - wynagrodzeń. Tym razem w szczególności zwracają uwagę na inflację, bo podczas gdy ona wynosi już około 15,6 proc. rok do roku, wypłaty na stanowiskach w budżetówce ani drgnęły. Dlatego też nauczyciele zażądali 20-procentowych wzrostów płac.
Władysław Kosiniak-Kamysz wypowiedział się na temat inflacji i wzrostu cen, stanowczo krytykując przy tym działania PiS. Postanowił wyśmiać rząd, twierdząc, że realizuje on program "5-10-15", nawiązując tym samym do znanego programu dla dzieci. Co miał przez to na myśli?Rosnące ceny widać jak na dłoni, ale nie tylko w Polsce - cała Europa w tej chwili ma duże problemy z rosnącą inflacją, ale trzeba przyznać, że niektóre rządowe zagrywki, jak podwyższanie marży paliwowej, są widoczne głównie na naszym podwórku.
W piątek Główny Urząd Statystyczny opublikował szybki odczyt inflacji konsumenckiej w czerwcu. Dane wskazują, że inflacja w czerwcu wyniosła 15,6 proc. i osiągnęła kolejny rekord - to najwyższy poziom od marca 1997. Trzeba jednak pamiętać o tym, że tegoroczny szczyt inflacji najprawdopodobniej dopiero przed nami.Ostatnie miesiące w Polsce upływają pod znakiem dynamicznie rosnącej inflacji. Szczególnie szybko odczyty zmieniały się jesienią 2021 r. i w pierwszych miesiącach 2022 r. To prawdziwy dramat dla budżetów Polaków, którzy muszą zmagać się z ogromnymi podwyżkami cen energii i gazu, lawinowym wzrostem cen paliw i rosnącymi cenami żywności.
Chleb czy uwielbiane przez dzieci bułki to element tradycyjnego polskiego śniadania i kolacji, od dziesięcioleci stanowiący podstawę naszego wyżywienia. Zmienić tego nie zdołała nawet wszechobecna moda na dietę bez glutenu, lecz i branżę piekarską dopadł w końcu kryzys. Z powodu wzrastających kosztów produkcji ceny pieczywa galopują jak szalone i nie mają zamiaru się zatrzymać. Wkrótce może się okazać, że w oczy Polaków zajrzy prawdziwy głód. Zapach świeżego pieczywa, jego chrupiąca skórka i wilgotny, mięciutki środek to coś, czemu nikt nie potrafi się oprzeć. Z serem, wędliną, dżemem, popularnym teraz hummusem albo z czym tylko dusza zapragnie. Polacy kochają kanapki za to, że są tanie, szybkie i przede wszystkim pyszne.Widmo inflacji, która nawiedziła nasz kraj w 2022 roku, sprawiło, że nawyki żywieniowe przeciętnego konsumenta drastycznie się zmieniły, a do koszyków coraz częściej zaczęły trafiać produkty gorszej jakości. Gdy wydawało się, że zrezygnowano już ze wszystkiego, z czego można było zrezygnować, w chlebaku był jeszcze dobry, poczciwy chleb. Niestety, wkrótce i on może być tylko towarem odświętnym.
Daniel Obajtek, prezes Orlenu, chce "ulżyć" polskim kierowcom na wakacje i zapowiada obniżkę cen paliw. Jednak wygląda na to, że kierowcy nie mają się co spodziewać cudów. Dzisiaj szef koncernu zdradził szczegóły "kilkugroszowej obniżki".
Kiedy Polacy liczą każdy grosz, niektórzy o pieniądze martwić się nie muszą. Jak przypomina "Fakt", przed rokiem, jeszcze zanim ceny wystrzeliły na dobre, najważniejsze osoby w państwie, czyli prezydent, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, parlamentarzyści, dostali podwyżki. Teraz z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, jaka naprawdę była ich skala. Kwoty zaskakują, pensje wyższe nawet o jedną czwartą!
W piątek 17 czerwca do Sejmu trafił rządowy projekt ustawy o dopłatach do węgla. Jeśli zostanie przyjęty, do sprzedawców tego surowca po regulowanej cenie trafi prawie 3 mld rekompensaty. Dzięki temu Polacy ogrzeją domy taniej niż narzuca rynek.Rządowy projekt przewiduje rekompensaty dla sprzedawców za sprzedaż po cenie nie wyższej niż 966,60 zł za tonę brutto paliw stałych. Na liście znalazły się węgiel kamienny, brykiet lub pellet, które zwierają co najmniej 85 proc. węgla kamiennego.
Rosnące z dnia na dzień ceny w sklepach i na targach martwią Polaków. Ci starsi z sentymentem wspominają czasy, gdy nie trzeba było obawiać się o to, jak przeżyć do następnej wypłaty. Drogo jest już nawet w uważanych dotąd za tanie dyskontach. Archiwalną gazetkę z jednego z nich udostępnił w sieci anonimowy internauta. Wertując kolejne strony, aż trudno uwierzyć, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość.Drożyzna, która opanowała sklepy pozostanie z nami na dłużej i da w kość wszystkim bez wyjątku. Na to, że w sklepowej kasie trzeba zostawiać coraz więcej, wkładając do koszyka coraz mniej, narzekają już nawet żyjący na wyższym poziomie niż przeciętny Polak politycy.Do tej pory jakimkolwiek ratunkiem były dla nas święcące triumfy w ostatnich latach dyskonty. Sieci typu Lidl czy Biedronka na dobre wyparły wielkie markety, oferując tańsze i wcale nie gorsze produkty.Nadszedł jednak i taki czas, gdy odwiedzając ulubione miejsca ze strachem odbieramy od kasjera paragon. Frustracja narasta jeszcze bardziej, gdy sięgniemy pamięcią choćby pół roku wstecz i przypomnimy sobie, ile wówczas kosztowało nas miesięcznie utrzymanie. Prawdziwy szok można z kolei przeżyć, gdy tak jak jeden z internautów, odkryjemy w swoim archiwum starą gazetkę promocyjną.
W Polsce inflacja szaleje. 13,9 proc. - w takim tempie rosły ceny w maju. To najwięcej od 1998 roku - czyli rekord ćwierćwiecza. Dramatyczną sytuację w Polsce skomentował ostatnio sam Jarosław Kaczyński. Zdaniem eksperta jego słowa nie pozostawiają żadnych wątpliwości. "Musimy się przygotować do gorzej pigułki".Niestety potwierdziły się wstępne wyliczenia GUS sprzed dwóch tygodni, które pokazały kolejny skokowy wzrost cen w Polsce. Dwa tygodnie temu urzędnicy na podstawie nieco okrojonych statystyk szacowali majową inflację na 13,9 proc. Środowy raport wskazał tę samą liczbę, więc niestety już oficjalnie możemy mówić o najwyższym wzroście cen od 24 lat.
- Nie jestem w stanie tego zrozumieć - powiedział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk w rozmowie z portalem natemat.pl, komentując rosnące ceny paliw w Polsce. Na pytanie "Krótka piłka: dziś zostaje pan premierem, po ile jutro będzie paliwo?", były premier udzielił zaskakującej odpowiedzi.Były premier i szef Platformy Obywatelskiej udzielił wywiadu portalowi natemat.pl. Donald Tusk w rozmowie mówił m.in. o swojej emeryturze, wyjeździe do Brukseli, Jarosławie Kaczyńskim czy rosnących cenach paliw, które coraz bardziej uderzają Polaków po kieszeniach.
Tegoroczne wakacje zamiast ulgi i poprawy nastrojów przyniosą jedynie żal i zmartwienia. Uwielbiany przez Polaków Bałtyk kojarzyć się będzie w tym sezonie z wszechobecną drożyzną, która opanowała punkty gastronomiczne. Wysokie ceny, widoczne na każdym kroku, są utrapieniem nie tylko turystów, ale i restauratorów, narzekających na rosnące koszty utrzymania biznesów.Szum morza, śpiew ptaków, kąpiel w Bałtyku i opalanie, a później czas na obiad. Dla wielu Polaków tak właśnie wyglądały do tej pory wyśnione wakacje na Wybrzeżu. Wszystko zmieniło się diametralnie w tym roku, gdy rzeczywistość brutalnie zdominował temat szalejącej inflacji.W sytuacji, gdy na potęgę drożeje wszystko - od żywności, po energię i paliwa, przed niektórymi stanęła niełatwa decyzja, czy wakacyjnych planów nie odłożyć na lepsze czasy. Ci, którzy postanowią jednak choć kilka dni spędzić nad polskim morzem, muszą liczyć się z tym, że mocno odczują to po kieszeni.
Wszechobecna drożyzna dotyka wszystkich Polaków bez wyjątku. Rosnące na potęgę ceny są dziś utrapieniem nie tylko zwykłych obywateli, ale i polityków, zwłaszcza tych, którzy nie czerpią już ogromnych profitów z pełnienia państwowych funkcji. Smutna rzeczywistość dopadła m.in. byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który zdradził w Radiu ZET, jakie nastroje panują na zamieszkiwanym przez niego Podlasiu.Ostatnie dni przyniosły wysyp komentarzy polityków pochodzących spoza obozu władzy na temat szalejącej inflacji. Najpierw Szymon Hołownia wybrał się za Odrę, by porównać polskie i niemieckie ceny, później z kolei posłanka KO Jagna Marczułajtis-Walczak poskarżyła się na to, że zostawiła krocie w zaprzyjaźnionym warzywniaku.Katalog niepocieszonych stale się jednak powiększa, a dziś dołączył do niego były prezydent Bronisław Komorowski. Polityk gościł w Radiu ZET, na antenie którego zdecydował się podzielić ze słuchaczami szczerym wyznaniem.
Inflacja w Polsce wciąż rośnie. Jak informował GUS, w maju wyniosła 13,9 proc. i tym samym jest najwyższa od 24 lat. O sytuacji związanej z rosnącymi cenami rozmawiano niedawno także w studiu TV Trwam. Ekonomista dr Grzegorz Piątkowski na antenie stacji stwierdził, że "problemem są działania rządu". Jarosław Kaczyński może się wściec, gdy usłyszy słowa krytyki w telewizji zaprzyjaźnionego z partią PiS o. Tadeusza Rydzyka.
Wysokie ceny w sklepach i na targach to woda na młyn opozycji, punktującej władzę za zaniedbania i doprowadzenie do rekordowej od ponad 20 lat inflacji. Politycy spoza kręgów władzy z chęcią pokazują więc swoje paragony i narzekają na drożyznę. Na taki krok zdecydowała się także posłanka Koalicji Obywatelskiej Jagna Marczułajtis-Walczak, która skusiła się na bób.Dopiero co Szymon Hołownia pochwalił się w sieci swoim eksperymentem, który polegał na zrobieniu takich samych zakupów w Polsce i w Niemczech, a w mediach społecznościowych pojawił się kolejny wpis, w którym polityk opozycji zdecydował się pochwalić zawartością swojego koszyka.Bynajmniej, nie chodziło tu jednak o to, by szczycić się tym, co udało się upolować, ale o to, by po raz kolejny przypomnieć Polakom o wszechobecnej drożyźnie.Choć wydaje się, że nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że jest drogo, bo zwykli obywatele sami tego codziennie doświadczają, niejako popularne stało się ostatnio udostępnianie w mediach społecznościowych swoich paragonów grozy.
Fala oburzenia związana ze stale rosnącymi kosztami utrzymania nie ma końca. O tym, że jest drogo, mówią nie tylko próbujący wbić szpilę rządowi politycy opozycji, ale przede wszystkim zwykli Polacy. Ratunkiem nie jest już nawet robienie zakupów w dyskontach, bo i tam ceny galopują. Swoją historią podzieliła się w mediach społecznościowych mama czwórki dzieci, którą z nóg zwalił ostatni rachunek z Biedronki.Inflacja na poziomie 13,9 proc. w maju załamała wielu Polaków, którzy z trudem dopinają domowe budżety. Strach pomyśleć, jaka będzie ich reakcja, gdy pod koniec czerwca GUS opublikuje nowe, wyższe dane i znów usłyszymy od ekonomistów, że to nie koniec.Jedynymi czerpiącymi jakąkolwiek korzyść z całej sytuacji są obecnie politycy opozycji, którzy mogą swobodnie uderzać w Zjednoczoną Prawicę, choć tak naprawdę oni także odczuwają bolesne skutki nieudolnych działań rządu i NBP.Co w takiej sytuacji ma zatem powiedzieć zwykły Kowalski, który przy każdej wizycie w sklepie czy na bazarku zostawia w kasie coraz więcej pieniędzy? Problem jest olbrzymi, bo jak pokazała jedna z prowadzących konto na Twitterze matek, wybawienia szukać nie można już nawet w uważanych za najtańsze dyskontach.
Wysokie ceny żywności stały się utrapieniem Polaków. Galopująca długo przed wybuchem wojny w Ukrainie inflacja jeszcze bardziej przyspieszyła po 24 lutego. Choć jak Polska długa i szeroka słychać narzekania konsumentów na wszechobecną drożyznę, okazuje się, że ma ona różne oblicza w zależności od regionu kraju, który zamieszkujemy. Rozbieżności w cenach niektórych towarów między województwami przekraczają niekiedy aż 40 proc.Drogo, drożej i stały brak perspektyw na to, by ta sytuacja miała się wkrótce poprawić. Tak wygląda rzeczywistość nie tylko Polaka, ale każdego Europejczyka. W Niemczech inflacja jest największa od kilkudziesięciu lat, choć daleko jej do tej, jaką obserwujemy nad Wisłą. Tymczasem na horyzoncie na próżno upatrywać końca jej głównego powodu, czyli wojny w Ukrainie.Dopiero dziś widać, jak wielkim producentem żywności jest nasz wschodni sąsiad. Kłopot stanowi zwłaszcza blokada ukraińskiego zboża w portach okupowanych przez Rosjan. To przekłada się chociażby na horrendalne ceny pieczywa, ale rekordy biją też koszty zakupu nabiału, warzyw, owoców czy mięsa.Jednym ze skutków jest to, że zdesperowani klienci albo rezygnują z dotychczas kupowanych towarów, albo też coraz częściej uprawiają tzw. "turystykę zakupową". Ta strategia wcale nie jest bez sensu, gdyż patrząc na mapę Polski, można zauważyć ogromne różnice w cenach produktów spożywczych w poszczególnych województwach.
Kierowcy przecierają oczy ze zdumienia, gdy płacą za paliwo, bo cena benzyny na stacjach przekroczyła już 8 zł. Niestety eksperci nie mają dobrych wiadomości. – Może ziści się czarny scenariusz: nie będzie większego wydobycia, a Putin zakręci kurek z ropą dla Europy – przestrzegają w swoich prognozach.
Donald Tusk opublikował na swoim Twitterze nagranie ze stacji benzynowej. Pokazuje w nim ceny paliw, podsumowując słowami: "Kaczyński nie najeździ się już po Polsce". Jego wideo jest odpowiedzią na zdjęcia polityków PiS-u, którzy pozowali przed tablicami na stacjach paliw, tak by nie pokazać obowiązujących cen benzyny.
Inflacja dopadła nawet kameralne bazarki i miejskie targowiska - miejsca, które do tej pory dawały Polakom odetchnąć od zabójczych cen w dyskontach i osiedlowych sklepach. "Fakt" odwiedził targi w Gdańsku, Kołobrzegu, Krakowie, Warszawie i Łodzi. Wnioski są przykre.Kilka tygodni temu media obiegły informacje o absurdalnych cenach czereśni. W niektórych miejscach owoce kosztowały nawet 260 zł za kilogram. Niestety, żarty na temat kupowania produktów na sztuki, nie śmieszą już Polaków. Wielu klientów musi robić takie zakupy.Dziennikarze "Faktu" odwiedzili bazarki w Gdańsku, Kołobrzegu, Krakowie, Warszawie i Łodzi. Wnioski, które wysnuli po rozmowach z klientami i sprzedawcami, są zatrważające. Handlarze otwarcie zapowiadają, że spadki cen nie będą tak duże, jak w ubiegłym roku.
Inflacja w Polsce pobiła w maju kolejny rekord. Polacy ledwo dopinają domowe budżety, a rządzący przekonują, że to ogólnoświatowy trend spowodowany działaniami Putina. Dziś mało kto pamięta, co na początku roku o wzroście cen mówiła Telewizja Jacka Kurskiego. Zaproszony do studia TVP ekspert zmiażdżył Polski Ład i wysnuł pesymistyczną prognozę dotyczącą stanu gospodarki. To jednak spotkało się ze niedowierzaniem jednego z dziennikarzy.Główny Urząd Statystyczny zaprezentował najnowsze dane dotyczące inflacji. W maju wyniosła ona aż 13,9 proc. i była najwyższa od ponad 20 lat. Co gorsze, analitycy szacują, że to nie koniec wzrostu cen towarów i usług, na które muszą przygotować się Polacy.Dotychczasowy ekspresowy wzrost cen paliw, energii, czy żywności wymusił na rządzących przedłużenie tzw. tarczy antyinflacyjnej. Mimo tych działań, Polakom i tak z trudem przychodzi przeżycie od pierwszego do pierwszego.Zjednoczona Prawica oczywiście odrzuca wszelkie zarzuty o odpowiedzialność za negatywny rozwój wydarzeń, mówiąc o skutkach walki z pandemią koronawirusa i wojny w Ukrainie. Eksperci zaznaczają jednak, że te drugie dopiero nas dosięgną, a to, co dzieje się obecnie, to wina nieracjonalnej polityki rządu i Narodowego Banku Polskiego.Podczas gdy prezes NBP Adam Glapiński zupełnie przeoczył moment na interwencję, byli tacy, którzy przed czarnym scenariuszem przestrzegali już na początku roku. Wtedy jednak publiczna telewizja kontynuowała partyjną propagandę i zaprzeczała faktom.
Były marszałek senatu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Karczewski odniósł się do sugestii dotyczących potrzeby waloryzacji świadczenia 500 plus. Jak sam przyznał, coraz częściej dochodzą do niego głosy popierające takie rozwiązanie. Kwestia zwiększenia świdczenia ma być rozpatrywana, jednak wicerzecznik ugrupowania twierdzi, że na tę chwilę nie podjęto żadnych decyzji.Stało się to, co od dawna przewidywali analitycy rynkowi. Inflacja w maju znów pobiła rekord i wyniosła 13,9 proc. Przed Polakami ciężkie czasy, bo drożeje wszystko: paliwo, żywność, koszty utrzymania mieszkania, a nawet abonament RTV.Dziś trudno żyje się już nie tylko seniorom, ale także młodym, którzy często w obawie przed nieporadzeniem sobie z zapewnieniem odpowiedniego poziomu życia rodzinie po prostu jej nie zakładają. Ci, którzy zdecydują się na tak ryzykowny krok, mogą co prawda liczyć na wsparcie rządu w postaci różnych transferów socjalnych, ale wprowadzone w 2016 roku świadczenie 500 plus dawno już przestało odgrywać istotną rolę w domowych budżetach. Coraz częściej mówi się więc o potrzebie jego waloryzacji.