Kiedy Polacy liczą każdy grosz, niektórzy o pieniądze martwić się nie muszą. Jak przypomina "Fakt", przed rokiem, jeszcze zanim ceny wystrzeliły na dobre, najważniejsze osoby w państwie, czyli prezydent, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, parlamentarzyści, dostali podwyżki. Teraz z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, jaka naprawdę była ich skala. Kwoty zaskakują, pensje wyższe nawet o jedną czwartą!
W piątek 17 czerwca do Sejmu trafił rządowy projekt ustawy o dopłatach do węgla. Jeśli zostanie przyjęty, do sprzedawców tego surowca po regulowanej cenie trafi prawie 3 mld rekompensaty. Dzięki temu Polacy ogrzeją domy taniej niż narzuca rynek.Rządowy projekt przewiduje rekompensaty dla sprzedawców za sprzedaż po cenie nie wyższej niż 966,60 zł za tonę brutto paliw stałych. Na liście znalazły się węgiel kamienny, brykiet lub pellet, które zwierają co najmniej 85 proc. węgla kamiennego.
Rosnące z dnia na dzień ceny w sklepach i na targach martwią Polaków. Ci starsi z sentymentem wspominają czasy, gdy nie trzeba było obawiać się o to, jak przeżyć do następnej wypłaty. Drogo jest już nawet w uważanych dotąd za tanie dyskontach. Archiwalną gazetkę z jednego z nich udostępnił w sieci anonimowy internauta. Wertując kolejne strony, aż trudno uwierzyć, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość.Drożyzna, która opanowała sklepy pozostanie z nami na dłużej i da w kość wszystkim bez wyjątku. Na to, że w sklepowej kasie trzeba zostawiać coraz więcej, wkładając do koszyka coraz mniej, narzekają już nawet żyjący na wyższym poziomie niż przeciętny Polak politycy.Do tej pory jakimkolwiek ratunkiem były dla nas święcące triumfy w ostatnich latach dyskonty. Sieci typu Lidl czy Biedronka na dobre wyparły wielkie markety, oferując tańsze i wcale nie gorsze produkty.Nadszedł jednak i taki czas, gdy odwiedzając ulubione miejsca ze strachem odbieramy od kasjera paragon. Frustracja narasta jeszcze bardziej, gdy sięgniemy pamięcią choćby pół roku wstecz i przypomnimy sobie, ile wówczas kosztowało nas miesięcznie utrzymanie. Prawdziwy szok można z kolei przeżyć, gdy tak jak jeden z internautów, odkryjemy w swoim archiwum starą gazetkę promocyjną.
W Polsce inflacja szaleje. 13,9 proc. - w takim tempie rosły ceny w maju. To najwięcej od 1998 roku - czyli rekord ćwierćwiecza. Dramatyczną sytuację w Polsce skomentował ostatnio sam Jarosław Kaczyński. Zdaniem eksperta jego słowa nie pozostawiają żadnych wątpliwości. "Musimy się przygotować do gorzej pigułki".Niestety potwierdziły się wstępne wyliczenia GUS sprzed dwóch tygodni, które pokazały kolejny skokowy wzrost cen w Polsce. Dwa tygodnie temu urzędnicy na podstawie nieco okrojonych statystyk szacowali majową inflację na 13,9 proc. Środowy raport wskazał tę samą liczbę, więc niestety już oficjalnie możemy mówić o najwyższym wzroście cen od 24 lat.
- Nie jestem w stanie tego zrozumieć - powiedział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk w rozmowie z portalem natemat.pl, komentując rosnące ceny paliw w Polsce. Na pytanie "Krótka piłka: dziś zostaje pan premierem, po ile jutro będzie paliwo?", były premier udzielił zaskakującej odpowiedzi.Były premier i szef Platformy Obywatelskiej udzielił wywiadu portalowi natemat.pl. Donald Tusk w rozmowie mówił m.in. o swojej emeryturze, wyjeździe do Brukseli, Jarosławie Kaczyńskim czy rosnących cenach paliw, które coraz bardziej uderzają Polaków po kieszeniach.
Tegoroczne wakacje zamiast ulgi i poprawy nastrojów przyniosą jedynie żal i zmartwienia. Uwielbiany przez Polaków Bałtyk kojarzyć się będzie w tym sezonie z wszechobecną drożyzną, która opanowała punkty gastronomiczne. Wysokie ceny, widoczne na każdym kroku, są utrapieniem nie tylko turystów, ale i restauratorów, narzekających na rosnące koszty utrzymania biznesów.Szum morza, śpiew ptaków, kąpiel w Bałtyku i opalanie, a później czas na obiad. Dla wielu Polaków tak właśnie wyglądały do tej pory wyśnione wakacje na Wybrzeżu. Wszystko zmieniło się diametralnie w tym roku, gdy rzeczywistość brutalnie zdominował temat szalejącej inflacji.W sytuacji, gdy na potęgę drożeje wszystko - od żywności, po energię i paliwa, przed niektórymi stanęła niełatwa decyzja, czy wakacyjnych planów nie odłożyć na lepsze czasy. Ci, którzy postanowią jednak choć kilka dni spędzić nad polskim morzem, muszą liczyć się z tym, że mocno odczują to po kieszeni.
Wszechobecna drożyzna dotyka wszystkich Polaków bez wyjątku. Rosnące na potęgę ceny są dziś utrapieniem nie tylko zwykłych obywateli, ale i polityków, zwłaszcza tych, którzy nie czerpią już ogromnych profitów z pełnienia państwowych funkcji. Smutna rzeczywistość dopadła m.in. byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który zdradził w Radiu ZET, jakie nastroje panują na zamieszkiwanym przez niego Podlasiu.Ostatnie dni przyniosły wysyp komentarzy polityków pochodzących spoza obozu władzy na temat szalejącej inflacji. Najpierw Szymon Hołownia wybrał się za Odrę, by porównać polskie i niemieckie ceny, później z kolei posłanka KO Jagna Marczułajtis-Walczak poskarżyła się na to, że zostawiła krocie w zaprzyjaźnionym warzywniaku.Katalog niepocieszonych stale się jednak powiększa, a dziś dołączył do niego były prezydent Bronisław Komorowski. Polityk gościł w Radiu ZET, na antenie którego zdecydował się podzielić ze słuchaczami szczerym wyznaniem.
Inflacja w Polsce wciąż rośnie. Jak informował GUS, w maju wyniosła 13,9 proc. i tym samym jest najwyższa od 24 lat. O sytuacji związanej z rosnącymi cenami rozmawiano niedawno także w studiu TV Trwam. Ekonomista dr Grzegorz Piątkowski na antenie stacji stwierdził, że "problemem są działania rządu". Jarosław Kaczyński może się wściec, gdy usłyszy słowa krytyki w telewizji zaprzyjaźnionego z partią PiS o. Tadeusza Rydzyka.
Wysokie ceny w sklepach i na targach to woda na młyn opozycji, punktującej władzę za zaniedbania i doprowadzenie do rekordowej od ponad 20 lat inflacji. Politycy spoza kręgów władzy z chęcią pokazują więc swoje paragony i narzekają na drożyznę. Na taki krok zdecydowała się także posłanka Koalicji Obywatelskiej Jagna Marczułajtis-Walczak, która skusiła się na bób.Dopiero co Szymon Hołownia pochwalił się w sieci swoim eksperymentem, który polegał na zrobieniu takich samych zakupów w Polsce i w Niemczech, a w mediach społecznościowych pojawił się kolejny wpis, w którym polityk opozycji zdecydował się pochwalić zawartością swojego koszyka.Bynajmniej, nie chodziło tu jednak o to, by szczycić się tym, co udało się upolować, ale o to, by po raz kolejny przypomnieć Polakom o wszechobecnej drożyźnie.Choć wydaje się, że nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że jest drogo, bo zwykli obywatele sami tego codziennie doświadczają, niejako popularne stało się ostatnio udostępnianie w mediach społecznościowych swoich paragonów grozy.
Fala oburzenia związana ze stale rosnącymi kosztami utrzymania nie ma końca. O tym, że jest drogo, mówią nie tylko próbujący wbić szpilę rządowi politycy opozycji, ale przede wszystkim zwykli Polacy. Ratunkiem nie jest już nawet robienie zakupów w dyskontach, bo i tam ceny galopują. Swoją historią podzieliła się w mediach społecznościowych mama czwórki dzieci, którą z nóg zwalił ostatni rachunek z Biedronki.Inflacja na poziomie 13,9 proc. w maju załamała wielu Polaków, którzy z trudem dopinają domowe budżety. Strach pomyśleć, jaka będzie ich reakcja, gdy pod koniec czerwca GUS opublikuje nowe, wyższe dane i znów usłyszymy od ekonomistów, że to nie koniec.Jedynymi czerpiącymi jakąkolwiek korzyść z całej sytuacji są obecnie politycy opozycji, którzy mogą swobodnie uderzać w Zjednoczoną Prawicę, choć tak naprawdę oni także odczuwają bolesne skutki nieudolnych działań rządu i NBP.Co w takiej sytuacji ma zatem powiedzieć zwykły Kowalski, który przy każdej wizycie w sklepie czy na bazarku zostawia w kasie coraz więcej pieniędzy? Problem jest olbrzymi, bo jak pokazała jedna z prowadzących konto na Twitterze matek, wybawienia szukać nie można już nawet w uważanych za najtańsze dyskontach.
Wysokie ceny żywności stały się utrapieniem Polaków. Galopująca długo przed wybuchem wojny w Ukrainie inflacja jeszcze bardziej przyspieszyła po 24 lutego. Choć jak Polska długa i szeroka słychać narzekania konsumentów na wszechobecną drożyznę, okazuje się, że ma ona różne oblicza w zależności od regionu kraju, który zamieszkujemy. Rozbieżności w cenach niektórych towarów między województwami przekraczają niekiedy aż 40 proc.Drogo, drożej i stały brak perspektyw na to, by ta sytuacja miała się wkrótce poprawić. Tak wygląda rzeczywistość nie tylko Polaka, ale każdego Europejczyka. W Niemczech inflacja jest największa od kilkudziesięciu lat, choć daleko jej do tej, jaką obserwujemy nad Wisłą. Tymczasem na horyzoncie na próżno upatrywać końca jej głównego powodu, czyli wojny w Ukrainie.Dopiero dziś widać, jak wielkim producentem żywności jest nasz wschodni sąsiad. Kłopot stanowi zwłaszcza blokada ukraińskiego zboża w portach okupowanych przez Rosjan. To przekłada się chociażby na horrendalne ceny pieczywa, ale rekordy biją też koszty zakupu nabiału, warzyw, owoców czy mięsa.Jednym ze skutków jest to, że zdesperowani klienci albo rezygnują z dotychczas kupowanych towarów, albo też coraz częściej uprawiają tzw. "turystykę zakupową". Ta strategia wcale nie jest bez sensu, gdyż patrząc na mapę Polski, można zauważyć ogromne różnice w cenach produktów spożywczych w poszczególnych województwach.
Kierowcy przecierają oczy ze zdumienia, gdy płacą za paliwo, bo cena benzyny na stacjach przekroczyła już 8 zł. Niestety eksperci nie mają dobrych wiadomości. – Może ziści się czarny scenariusz: nie będzie większego wydobycia, a Putin zakręci kurek z ropą dla Europy – przestrzegają w swoich prognozach.
Donald Tusk opublikował na swoim Twitterze nagranie ze stacji benzynowej. Pokazuje w nim ceny paliw, podsumowując słowami: "Kaczyński nie najeździ się już po Polsce". Jego wideo jest odpowiedzią na zdjęcia polityków PiS-u, którzy pozowali przed tablicami na stacjach paliw, tak by nie pokazać obowiązujących cen benzyny.
Inflacja dopadła nawet kameralne bazarki i miejskie targowiska - miejsca, które do tej pory dawały Polakom odetchnąć od zabójczych cen w dyskontach i osiedlowych sklepach. "Fakt" odwiedził targi w Gdańsku, Kołobrzegu, Krakowie, Warszawie i Łodzi. Wnioski są przykre.Kilka tygodni temu media obiegły informacje o absurdalnych cenach czereśni. W niektórych miejscach owoce kosztowały nawet 260 zł za kilogram. Niestety, żarty na temat kupowania produktów na sztuki, nie śmieszą już Polaków. Wielu klientów musi robić takie zakupy.Dziennikarze "Faktu" odwiedzili bazarki w Gdańsku, Kołobrzegu, Krakowie, Warszawie i Łodzi. Wnioski, które wysnuli po rozmowach z klientami i sprzedawcami, są zatrważające. Handlarze otwarcie zapowiadają, że spadki cen nie będą tak duże, jak w ubiegłym roku.
Inflacja w Polsce pobiła w maju kolejny rekord. Polacy ledwo dopinają domowe budżety, a rządzący przekonują, że to ogólnoświatowy trend spowodowany działaniami Putina. Dziś mało kto pamięta, co na początku roku o wzroście cen mówiła Telewizja Jacka Kurskiego. Zaproszony do studia TVP ekspert zmiażdżył Polski Ład i wysnuł pesymistyczną prognozę dotyczącą stanu gospodarki. To jednak spotkało się ze niedowierzaniem jednego z dziennikarzy.Główny Urząd Statystyczny zaprezentował najnowsze dane dotyczące inflacji. W maju wyniosła ona aż 13,9 proc. i była najwyższa od ponad 20 lat. Co gorsze, analitycy szacują, że to nie koniec wzrostu cen towarów i usług, na które muszą przygotować się Polacy.Dotychczasowy ekspresowy wzrost cen paliw, energii, czy żywności wymusił na rządzących przedłużenie tzw. tarczy antyinflacyjnej. Mimo tych działań, Polakom i tak z trudem przychodzi przeżycie od pierwszego do pierwszego.Zjednoczona Prawica oczywiście odrzuca wszelkie zarzuty o odpowiedzialność za negatywny rozwój wydarzeń, mówiąc o skutkach walki z pandemią koronawirusa i wojny w Ukrainie. Eksperci zaznaczają jednak, że te drugie dopiero nas dosięgną, a to, co dzieje się obecnie, to wina nieracjonalnej polityki rządu i Narodowego Banku Polskiego.Podczas gdy prezes NBP Adam Glapiński zupełnie przeoczył moment na interwencję, byli tacy, którzy przed czarnym scenariuszem przestrzegali już na początku roku. Wtedy jednak publiczna telewizja kontynuowała partyjną propagandę i zaprzeczała faktom.
Były marszałek senatu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Karczewski odniósł się do sugestii dotyczących potrzeby waloryzacji świadczenia 500 plus. Jak sam przyznał, coraz częściej dochodzą do niego głosy popierające takie rozwiązanie. Kwestia zwiększenia świdczenia ma być rozpatrywana, jednak wicerzecznik ugrupowania twierdzi, że na tę chwilę nie podjęto żadnych decyzji.Stało się to, co od dawna przewidywali analitycy rynkowi. Inflacja w maju znów pobiła rekord i wyniosła 13,9 proc. Przed Polakami ciężkie czasy, bo drożeje wszystko: paliwo, żywność, koszty utrzymania mieszkania, a nawet abonament RTV.Dziś trudno żyje się już nie tylko seniorom, ale także młodym, którzy często w obawie przed nieporadzeniem sobie z zapewnieniem odpowiedniego poziomu życia rodzinie po prostu jej nie zakładają. Ci, którzy zdecydują się na tak ryzykowny krok, mogą co prawda liczyć na wsparcie rządu w postaci różnych transferów socjalnych, ale wprowadzone w 2016 roku świadczenie 500 plus dawno już przestało odgrywać istotną rolę w domowych budżetach. Coraz częściej mówi się więc o potrzebie jego waloryzacji.
Inflacja konsumencka w Polsce w maju 2022 r. wyniosła 13,9 proc. w ujęciu rocznym według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). To najwyższy wzrost cen od marca 1998 roku.Inflacja pobiła kolejny rekord. - Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w maju 2022 r. wzrosły rdr o 13,9 proc., a w porównaniu z poprzednim miesiącem ceny wzrosły o 1,7 proc. - podał Główny Urząd Statystyczny.Ankietowani przez PAP Biznes analitycy oczekiwali wzrostu cen w maju o 13,8 proc. rdr i wzrostu o 1,6 proc. mdm.
Wzrost cen odczuwalny jest właściwie w każdym segmencie towarów i usług. Drożeje wszystko: paliwa, prąd, gaz, woda, nie mówiąc już o żywności. Jednak taki gwałtowny wzrost cen podstawowych produktów uderza przede wszystkim w seniorów. - Jedyne, co mogę zrobić, to pozostać uśmiechniętą - tak życie w Polsce skomentowała jedna z warszawskich emerytek. Rosnące ceny to problem dla każdej osoby mieszkającej w Polsce. Szczególnie mogą je jednak odczuć seniorzy. Co prawda, rząd od 1 marca podwyższył świadczenia emerytów i rencistów o 7 proc., jednak zdaniem ekspertów przy obecnym wzroście cen z podwyżki i tak nic nie zostanie.
Tak długo, jak będzie trwał konflikt zbrojny, na półkach sklepowych nie będzie spokojnie. Olej słonecznikowy może wkrótce przebić ceny oliwy, bo Ukraina odpowiadała za połowę globalnego eksportu. Minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk nie ma dobrych prognoz. Olej i masło będą tylko drożeć.
Ekonomista Rafał Mundry jednym zdjęciem obnażył prawdę o skuteczności rządowej tarczy antyinflacyjnej. Ekspert od spraw polityki budżetowej pokazał, jak w krótkim czasie zmieniła się cena oleju w popularnym dyskoncie. Wnioski płynące z jego analizy nie napawają optymizmem.Tarcza antyinflacyjna, uchwalona przez Sejm w styczniu br., miała być pomocą dla polskich rodzin trapionych drastycznymi wzrostami cen żywności, energii i paliw. Zakładała ona bowiem czasową obniżkę stawek podatku VAT na niektóre towary, w tym te spożywcze.W efekcie od lutego o kilkadziesiąt groszy potaniały m.in. mięso, ryby, nabiał, zboża, wyroby piekarnicze czy warzywa i owoce. Szybko jednak okazało się, że bijąca rekordy inflacja i tak drenuje kieszenie Polaków, a rządowa pomoc na niewiele się zdaje.Sytuację pogorszył fakt wybuchu wojny w Ukrainie, która była dotąd spichlerzem Europy. Niemożność eksportowania przez okupowany kraj zbóż sprawiła, że pszenica czy popularny rzepak ogromnie podrożały.W Polsce co prawda nie ma ryzyka, że żywności zabraknie, ale nieuchronnym jest obserwowany dalszy wzrost zakupu podstawowych produktów spożywczych, z których trudno zrezygnować. Jednym z nich jest olej rzepakowy, który w ostatnim czasie osiąga rekordowe ceny.
Kilka dni temu w sieci pojawiła się wypowiedź senatora Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Karczewskiego, w której przekonywał dziennikarzy, że masło nie jest „aż takie drogie” i kosztuje tylko 6 złotych. Dzisiaj oburzona internautka pokazała zdjęcie paragonu. - Może się panu marszałkowi 6 z 9 pomyliła – zakpiła kobieta.
Senator PiS Stanisław Karczewski skomentował wzrost cen na antenie Polskiego Radia. Jego zdaniem Polacy "sprawdzają ceny i kupują te produkty, które są tańsze". Dopytywany o własne spostrzeżenia, przyznał, że "masło nie jest aż tak drogie", a w jednym ze sklepów widział je "za sześć złotych".Mimo wzrostu cen Stanisław Karczewski jest optymistą. - Myślę, że damy sobie radę - ocenił były marszałek Senatu.
W kwietniu inflacja w Polsce osiągnęła swój historyczny poziom - 12,4%. Takich cen nie było od 24 lat. GUS podaje, że wobec marca ceny towarów i usług wzrosły o 2%. Te wyniki zaskoczyły analityków - "to więcej niż przewidywano". Przypomnijmy, że w lutym 2022 inflacja w Polsce co prawda przyhamowała, ale zaledwie do 8,5%. Teraz jednak mamy wojnę w Ukrainie, a w związku z tym jej gospodarcze skutki. W marcu inflacja wyniosła 11%.
Jeśli wojna w Ukrainie nie skończy się w najbliższym czasie, to wybuchnie "kryzys zbożowy" - przewiduje wicepremier i minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk. Jednak zapewnił, że Polacy nie muszą obawiać się braków żywności. Jego zdaniem ceny artykułów spożywczych mogą być wyższe nawet o kilkadziesiąt procent niż w zeszłym roku, a szczyt inflacji przypadnie na jesieni.O lawinowo rosnących cenach w obliczu trwającej wojny w Ukrainie minister Kowalczyk mówił na antenie Radia ZET. - Można mieć tylko pretensje do Putina, że rozpętał taką wojnę, wprowadził zamieszanie na rynkach żywnościowych - przekonywał.
Zaskakujące słowa na antenie TVP Info po podniesieniu stopy procentowej przez Radę Polityki Pieniężnej. Prowadząca "O tym się mówi" Anna Grabowska zapytała eksperta, czy inflacja nie jest winą pracowników, którzy.... proszą o podwyżki. - Przychodzi do domu, wydaje wyższe pieniądze i inflacja się nakręca - powiedziała dziennikarka.Decyzja dotycząca podniesienia stóp procentowych to główny temat ostatnich godzin i nie zabrakło go również w TVP Info. Widzowie mogli być jednak zdziwieni jednym ze zdań, jakie padły w czasie rozmowy z ekspertem.Wieczorem, tuż przed emisją głównego wydania "Wiadomości" TVP, na antenie TVP Info trwał program "O tym się mówi". Dyskusja Anny Grabowskiej z Mariuszem Adamiakiem, dyrektorem strategii rynkowych PKO BP, zapadła w pamięć z racji niecodziennego zdania, jakie padło z ust prowadzącej dyskusję.Poza podkreślaniem przez dziennikarzy TVP Info, iż NBP kierowane przez Adama Glapińskiego podejmuje słuszne decyzje, które są odpowiednią reakcją na rosnącą inflacje, pojawiło się pytanie odnośnie spirali inflacyjno-płacowej. Czy to możliwe, że za wzrost cen i usług odpowiadają Polacy, którzy z racji znacznie wyższych cen chcą zarabiać więcej by móc utrzymać swój standard życia?
Choć majówka to tradycyjny czas wyjazdów, w tym roku wielu Polaków postanowiło zrezygnować z podróży i nie obciążać domowego budżetu kolejnymi wydatkami. Redakcja serwisu onet.pl sprawdziła, czy ceny w restauracjach i pensjonatach w Zakopanem zmieniły się względem poprzedniego roku. Wyniki tego porównania mogą zaskoczyć.W piątek GUS podał, że w tzw. szybkim szacunku inflacja roczna w kwietniu wyniosła 12,3 proc. To najwyższy wynik w naszym kraju od 1998 roku. Stale wzrastająca inflacja ma wpływ na ceny, co dotkliwie odczuli polscy turyści w czasie długiego majowego weekendu.
Inflacja w tym roku wyniosła w Polsce około 11 proc. To oznacza, że wiele produktów bardzo przybrało na wartości - ucierpią na tym przede wszystkim budżety Polaków, którzy czasem nie mają czego do garnka włożyć. Youtuber Mietczyński postanowił sprawdzić, czy za 20 zł jest w stanie ugotować pełnoprawny, trzydaniowy obiad dla całej rodziny.Wcześniej dokonał podobnego wyzwania i ugotował podobny obiad za 30 zł. Zastanawia się, czy będzie możliwość ugotowania podobnego za 10 zł, mając jedynie składniki kupowane od zera.
W ostatnich tygodniach kieszenie Polaków atakowane są coraz częstszymi podwyżkami. Sporym wyzwaniem jest wysoki poziom inflacji, który w marcu bieżącego roku wyniósł rekordowe 10,9%, co jest najwyższym poziomem od 22 lat. Ekspert polskiej organizacji biznesowej Lewiatan, Mariusz Zielonka, przekonuje w rozmowie z naszym portalem, że powinniśmy się przygotować na dalsze podwyżki.Ekspert polskiej organizacji biznesowej Lewiatan, Mariusz Zielonka, w rozmowie z naszym portalem przewiduje, że w najbliższym czasie podstawowe produkty spożywcze mogą paść ofiarą widocznych podwyżek cen. Przekazał również, kiedy należy spodziewać się szczytu cen żywności.- Według tego co obserwujemy w tej chwili na rynku żywności, a przede wszystkim na rynku rolnym oraz produktów wykorzystywanych przez rolników to będziemy obserwować co miesiąc wzrost cen żywności na poziomie 2-3%. Nasze analizy wskazują jednak, że nie powinno dojść do skokowego wzrostu - zaznaczył Mariusz Zielonka.Ekspert ds. ekonomii, gospodarki oraz finansów odpowiedział również, kiedy należy spodziewać się realnych obniżek cen, a także odwrócenia niekorzystnej tendencji wzrostowej. - To kiedy spadną ceny jest zależne od kilku, zewnętrznych czynników, a przede wszystkim od czasu trwania wojny w Ukrainie oraz efektów sankcji. Wystarczy wspomnieć, że do produkcji nawozów wykorzystuje się na dużą skalę gaz ziemny, którego ceny przez ostatnie kilka miesięcy wzrosły w Polsce na niespotykaną dotąd skalę - zaznaczył. Mariusz Zielonka wskazał również, jakie aspekty stoją za widocznymi podwyżkami. Wzrostu cen upatruje w licznych programach socjalnych, które zostały wprowadzone przez obecny rząd. - Wzrosty cen wynikają z kilku czynników. Przede wszystkim wpływ mają czynniki zewnętrzne - ceny surowców energetycznych, ceny frachtu morskiego. Te pierwsze wpływają na każdy aspekt kształtowania cen. Cześć wzrostu cen wynika z pandemii i tzw. odłożonego popytu. Skoro wzrasta popyt, a nie nadąża produkcja lub sama podaż usług to ceny rosną. Dodatkowym czynnikiem, który przyczynił się do wzrostu cen w Polsce jest nieuzasadniony ekonomicznie transfer socjalny (500+, 13-14 emerytura, kapitał opiekuńczy itd) - stwierdza ekspert w rozmowie z naszym portalem.Ekonomista przekazał, że w krótkotrwałej perspektywie nie ma działań, które byłyby skuteczne w walce z wysokimi cenami. Podkreślił, że nasz rząd podejmuje działania, by przeciwdziałać aktualnej sytuacji, aczkolwiek na dłuższą metę, nie rozwiążą one występującego problemu.- W krótkim terminie nie ma takich działań, które można byłoby podjąć żeby obniżyć ceny w Polsce. Wzrosty cen dotyczą wszystkich państw europejskich i wszystkie będą się zmagać z tym problemem, różnica jednak polega na różnym punkcie startowym. Przede wszystkim narzędziem do obniżania cen w gospodarce są stopy procentowe, za pomocą których po prostu ma zostać obniżona skłonność Polek i Polaków do konsumpcji. Widzimy jednak, że mechanizm stóp procentowych jest dużo słabszy niż czynniki kształtujące ceny. Sam NBP prognozuje, że dopiero w 2025 r. inflacja może obniżyć się do poziomu celu inflacyjnego, tj. 2,5%, +/- 1 pkt proc - podkreślił. - W tej chwili rząd podejmuje doraźne działania, które są jedynie plastrem na ranę, a nie lekarstwem na chorobę. Po tarczach antyinflacyjnych nie ma już śladu w cenach usług i towarów. Dopłaty, dla rolników, do nawozów, mają w głównej mierze wspomóc polskie rolnictwo, w naszej ocenie nie przełożą się na zauważalną obniżkę cen produktów rolnych - dodaje Mariusz Zielonka i wskazuje, że ciężkie czasy nastały również przed producentami. Muszą się oni mierzyć m. in. z wyłączeniem rosyjskiego rynku.- Przedsiębiorcy będą doświadczali problemów związanych z koniecznością zaprzestania jakiejkolwiek współpracy z firmami powiązanymi z Rosją, co w sposób znaczny może utrudnić prowadzenie normalnej działalności. Kolejną rzeczą jest potencjalne zatrzymanie łańcuchów dostaw biegnących przez Ukrainę i Białoruś, co w znaczny sposób może zahamować zdolności produkcyjne polskiego przemysłu - zakończył Mariusz Zielonka, ekspert organizacji Lewiatan.