Pijana 37-latka najechała na mężczyznę. Policjanci przecierali oczy, gdy odkryli, kim był
Dramatyczne zdarzenie w Lubockim na Śląsku. Pod koniec grudnia na gminnej drodze doszło do tragicznego w skutkach wypadku, w którym zginął 23-letni mężczyzna. Jak przekazują śledczy, leżał on na jezdni, podczas gdy najechała na niego prowadząca samochód pijana 37-latka. Kobieta doskonale znała ofiarę. Grozi jej nawet 15 lat więzienia.
Pijana 37-latka przejechała 23-letniego mężczyznę
Dramatyczne zdarzenie w śląskiej miejscowości Lubockie miało miejsce w nocy z 23 na 24 grudnia ub.r., ale dopiero teraz wiadomo więcej o okolicznościach. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, która bada sprawę, przekazała mediom, co udało jej się dotychczas ustalić.
Małżeństwo wracało z rodzinnego spotkania wraz z dziećmi. Za kierownicą siedziała 37-letnia kobieta. Na łuku drugi kierująca najechała na leżącego człowieka. Niestety 23-letni mężczyzna tego nie przeżył - podał prokurator Piotr Wróblewski.
Z informacji uzyskanych przez śledczych wynika ponadto, że mąż sprawczyni, który jechał na fotelu pasażera, po wypadku odwiózł dzieci do domu i wrócił na miejsce zdarzenia. On również znajdował się pod wpływem alkoholu. Po policję miał zadzwonić wówczas właśnie jeden z potomków pary.
Biedronka, Lidl i Dino w poważnych tarapatach, Polacy są wściekli. Doszło do oszustwa?Rodzinny dramat na Śląsku
O ofierze wiadomo, że jest nią 23-letni obywatel Niemiec, który przybył do Polski kilka dni przed śmiercią. To jednak nic, bowiem mężczyzna nie był obcy sprawczyni i jej rodzinie - mężczyzna i mąż 37-latki byli kuzynami. Nieoficjalnie wiadomo również, że chwile przed tragedią cała trójka spędziła na zakrapianej imprezie w remizie strażackiej w Ostrowie. Prokuratura potwierdza na razie jedynie, że doszło do wspólnego spotkania.
ZOBACZ: Kierowca ciężarówki tego nie przeżył. Pojazd wbił się w drzewo, niewiele z niego zostało
Tymczasem “Fakt” podaje, iż 23-latek wyszedł z zabawy wcześniej, a następnie wsiadł za kółko. Rajd w stanie nietrzeźwości nie trwał jednak zbyt długo i zakończył się w pobliskim rowie. Prawdopodobne więc, że mężczyzna próbował wyjść z wozu i upadł na drogę. Wtedy to miała wydarzyć się tragedia.
Kobiecie grozi surowa kara bezwzględnego więzienia
Śledczy ustalili, że 37-latka prowadziła samochód mając w organizmie 1 promil alkoholu. Droga, na której leżał 23-latek nie była natomiast oświetlona. Sekcja zwłok mężczyzny wykazała, że zmarł w wyniku rozległych obrażeń spowodowanych najechaniem samochodu.
Kobieta usłyszała dwa zarzuty, spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, będąc w stanie nietrzeźwości oraz prowadzenie samochodu po pijanemu. Jej mąż, który po wypadku odwiózł dzieci do domu i wrócił, również będąc nietrzeźwym, dostał zarzut prowadzenia auta pod wpływem alkoholu - dodał prok. Piotr Wróblewski.
Prokuratura zawnioskowała o areszt dla kobiety, ale sąd podjął decyzje o zastosowaniu dozoru policyjnego i poręczenia majątkowego w kwocie 15 tys. złotych. Eksperci wciąż czekają jeszcze na wyniki toksykologii ofiary, które mogą mieć wpływ na to, w jakim stopniu przyczyniła się ona do dramatu. Sprawczyni wypadku grozi nawet 15 lat więzienia.
Źródło: Fakt, Wyborcza