Nikt nie chciał przyjechać do zmarłej. Rodzina musiała długo przebywać ze zwłokami w mieszkaniu
Rodzina musiała siedzieć ze zwłokami kobiety w domu. Mimo wielu telefonów nikt nie chciał przyjechać do zmarłej. Sąsiadka wszystko opisała. Perypetie związane z doproszeniem się o stwierdzeni zgonu oburzają. Trudno uwierzyć, że ten głuchy telefon zdarzył się naprawdę.
Oburzające, kobieta zmarłą w domu i żaden lekarz nie chciał do niej przyjechać
Pogrzeb i śmierć bliskiej to wyjątkowo trudne przeżycie. Staje się jeszcze trudniejsze, gdy dochodzi do nieprzewidywanych problemów z pochówkiem oraz samym zgonem. Oburzające sceny w tym temacie miały miejsce w Lublinie. Całą sprawę zrelacjonował lokalny Kurier Lubelski.
Kobieta dzielnicy Głusk w Lublinie opisała trudności ze skorzystaniem z podstawowej pomocy, jaką jest stwierdzenie zgonu. Do drzwi lublinianki zapukał sąsiad. Poprosił on, by poinformować służby o śmierci. Kobieta wzięła telefon do ręki i nie spodziewała się tego, jak wiele problemów ją czeka.
Niecodzienne zakończenie "Faktów" TVN. Piotr Kraśko nagle zawiesił głos, potem zapadła ciszaW domu leżał trup, ale nikt nie chciał pomóc sąsiadce i bliskim
Kobieta w pierwszym odruchu zadzwoniła na pogotowie. Tam od dyspozytora usłyszała, iż lekarz nie przyjeżdża stwierdzać zgonu do domu. - Podał numer telefonu do sanitariusza. Sanitariusz za to polecił, żeby poczekać do 8 rano i zadzwonić do najbliższej przychodni lekarza rodzinnego, który przyjedzie i stwierdzi zgon - zrelacjonowała w mediach społecznościowych sąsiadka zmarłej.
ZOBACZ: Strażacy zostali wezwani do pożaru. Zamiast ognia znaleźli zwłoki małżeństwa
Mijał czas, a ciało zmarłej nadal znajdowało się w mieszkaniu bez właściwych warunków, co przyspieszało proces rozkładu, który rozpoczął się po ustaniu funkcji życiowych. Kobieta zgodnie z radą sanitariusza poczekała do godziny 8 i zadzwoniła do przychodni. Tam po raz kolejny napotkała problemy.
- Pani z rejestracji powiedziała, że zmarły nie jest do nich zapisany, dlatego lekarz rodzinny nie przyjedzie i mam zadzwonić na pogotowie - przekazała sąsiadka zmarłej. Ciągłe odmowy i przekierowywania wprowadziły zdezorientowanie. Kobieta zgodnie z poleceniem ponownie wykonała telefon do szpitala. Tam usłyszała konkretny komunikat: “lekarz rodzinny ma obowiązek przyjechać i stwierdzić zgon niezależnie czy zmarły jest zapisany do przychodni, czy nie”. To nie koniec oburzającej historii.
Głuchy telefon trwał w najlepsze, nikt nie chciał przyjechać, by stwierdzić zgonu kobiety
Nie chcąc ponownie słyszeć odmowy, sąsiadka zmarłej poprosiła, by pracownik szpitala, który z nim rozmawia pozostał na linii i sam skonfrontował się z pobliską przychodnią. - Pani z rejestracji (...) poinformowała, że lekarz rodzinny nie przyjedzie, bo nie chce brać odpowiedzialności, jakby coś się stało. Pan z pogotowia na głośnomówiącym zripostował, że lekarz ma obowiązek przyjazdu, bo nie ma rejonizacji - relacjonuje dalej bulwersujące zdarzenie mieszkanka Lublina.
ZOBACZ: Duże zmiany w pogrzebach w Polsce. Biskupi właśnie zadecydowali
Na koniec recepcjonistka przychodni zapewniła, że nikt nie przyjedzie do domu, gdzie leży zmarła i nie stwierdzi zgonu, po czym rzuciła słuchawką. Miało to miejsce po prośbie o imię i nazwisko właściciela placówki. Ostatecznie pogotowie poradziło sąsiadce zmarłej, by zadzwoniła na policję. Niestety pomoc nie nadeszła.
Na policji ponownie usłyszała, że nikt nie zajmuje się tutaj takimi sprawami. Tym razem odesłano ją do prokuratury. W prokuraturze zasugerowano, aby zadzwonić… na komisariat. - Zadzwoniłam, a oni stwierdzili, że to nie ich obowiązek, ale przyjadą - dodała na koniec kobieta. Ostatecznie akt zgonu został wystawiony, ale rodzina przez trzy godziny musiała przebywać ze zwłokami w mieszkaniu.
Źródło: Kurier Lubelski