Policjanci z Piły w środku nocy wezwani zostali do samotnego 5-latka, którego zauważył przypadkowy przechodzień. - Zrozpaczony chłopiec przyznał, że wyszedł z domu szukać swojej mamy, ponieważ miała wyjść do swojej koleżanki tylko na chwilę - poinformował st. sierż. Wojciech Zeszot. Matkę dziecka znaleziono dopiero rano. 26-latka nie zauważyła, że chłopca nie ma w domu.W nocy z soboty na niedzielę na osiedlu Górnym w Pile mężczyzna zwrócił uwagę na samotnego chłopca. Była 2 w nocy, a dziecko płakało.Mężczyzna natychmiast zadzwonił po policję. Zdecydował, że zostanie z dzieckiem do czasu przyjazdu funkcjonariuszy. Szybko ustalono, że 5-letnie dziecko szukało swojej mamy.
W Bielczy w województwie małopolskim doszło do tragicznego wypadku. Dziecko wpadło do oczka wodnego. Krzyk dziewczynki, usłyszeli rodzice oraz sąsiedzi, którzy natychmiast ruszyli jej z pomocą. Niestety 4-latki nie udało się uratować. Prokuratura przeprowadzi śledztwo w tej sprawie. Zdarzenie miało miejsce we wtorek 5 października.Do wtorkowego wypadku doszło w godzinach popołudniowych. Wszystko wskazuje na to, że było to niefortunne zdarzenie, wskutek którego śmierć poniosło małe dziecko. Dziewczynka w wieku czterech lat wpadła do oczka wodnego, które znajduje się w pobliżu jej rodzinnego domu.Wypadek wydarzył się na oczach rodziców 4-latki. Ojciec i matka po godzinie 16:00 usłyszeli krzyk dziewczynki i natychmiast ruszyli mu z pomocą. Na miejscu pojawili się także ich sąsiedzi. Dzięki wspólnym wysiłkom udało się wyciągnąć ofiarę na brzeg. Świadkowie zawiadomili o zdarzeniu straż pożarną.
Od pewnego czasu Rafał Maślak, który w 2014 roku zdobył tytuł Mistera Polski, czuwa przy szpitalnym łóżku po tym, jak do placówki medycznej trafiła jego kilkumiesięczna córeczka. Uczestnik programu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami” pokazał w mediach publicznych, w jakich warunkach przebywa jego dziecko. Był wyraźnie zaskoczony panującymi standardami.Niedawno Rafał Maślak przekonał się na własnej skórze, co to znaczy bać się o własne dziecko. Jego córka trafiła do szpitala niedługo po urodzeniu, co bardzo zaniepokoiło gwiazdę. Rodzice czuwali przy łóżku dziecka, choć nie było lekko. Uczestnik drugiej edycji programu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami” przyznał, że warunki były trudne.W mediach społecznościowych Rafała Maślaka pojawiła się relacja, w której gwiazdor poinformował, że jego kilkumiesięczna córeczka musi zostać w szpitalu trochę dłużej, niż się spodziewał. Opiekowali się nią nie tylko lekarze, ale również mama, która spędzała w placówce medycznej dzień i noc. Celebryta zwrócił uwagę na niskie standardy ośrodka. Jego żona musiała spać w fotelu.
Śmiertelny wypadek w przydomowym ogrodzie w Bielczy (woj. małopolskie). Nie żyje dziecko. - Potwierdzam, że doszło do wypadku. Utonęło czteroletnie dziecko - przekazuje w rozmowie z goniec.pl dyżurny Komendy Powiatowej w Brzesku.Tragiczny wypadek na oczach rodziców i sąsiadów. Mimo pomocy i wezwania pogotowia zmarło czteroletnie dziecko.- Zdarzenie w miejscowości Bielcza - informuje naszą redakcję dyżurny policji z komendy powiatowej.
W Paczkowie w województwie opolskim doszło do tragicznego wypadku z udziałem dziecka. W poniedziałek 4 października półtoraroczny maluch wszedł wprost pod koła ruszającego samochodu. Ofiara została przetransportowana do jednego ze szpitali we Wrocławiu, gdzie lekarze walczą o jej życie. Sprawą ma zająć się prokuratura.Dramatyczny wypadek wydarzył się na terenie prywatnej posesji w Paczkowie. Około godziny 12:00 półtoraroczne dziecko wbiegło pod ruszające auto. Do tragedii doszło na oczach ojca malucha. Podczas zdarzenia ofiara odniosła bardzo poważne obrażenia głowy.Zaraz po wypadku ojciec chłopca wraz z 36-letnim kierowcą samochodu sami przewieźli dziecko do najbliższego szpitala. Rodzic uznał, że nie ma sensu wzywać karetki, ponieważ zdarzenie miało miejsce dwie minuty jazdy od placówki medycznej. Tam stwierdzono u malucha rozległe obrażenia mózgowo-czaszkowe.– Postanowili sami zawieźć je do lokalnego szpitala, który znajduje się bardzo blisko miejsca zdarzenia, ok. 2 minut jazdy samochodem – oświadczył Mateusz Schweiger z Komendy Powiatowej Policji w Nysie.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W powiecie krasnostawskim policja odkryła zwłoki noworodka. Ciało dziecka było ukryte w siatce na zakupy i znajdowało się pod łóżkiem w jednym z domów w Wirkowicach. Wcześniej do szpitala zgłosiła się kobieta w ciężkim stanie, która nie chciała się przyznać, że niedawno urodziła. Lekarze zawiadomili funkcjonariuszy.Policjanci z powiatu krasnostawskiego interweniowali w mieszkaniu 27-letniej mieszkanki Wirkowic. Podczas przeszukania domu służby mundurowe natrafiły na lnianą siatkę na zakupy, która była schowana za lub pod wersalką. W środku funkcjonariusze znaleźli ciało noworodka.– Na miejscu za lub pod wersalką zawinięte w lnianą siatkę na zakupy, znajdowały się zwłoki noworodka – przekazał reporter Polsat News.Jak na razie policja i prokuratura nie podjęła czynności w sprawie 27-latki. Na wtorek 5 października zaplanowano przeprowadzenie sekcji zwłok dziecka, by ustalić okoliczności, w jakich zmarło. Przed interwencją funkcjonariuszy matka noworodka trafiła do placówki medycznej w ciężkim stanie.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po sekcji zwłok kobiety, której ciało wyłowiono z Narwi, policja przekazała nowe informacje. Biegli zbadali także zwłoki jej córki. Obie zginęły wskutek utonięcia. Służby przesłuchały też męża ofiary i zapoznały się z materiałem zarejestrowanym przez monitoring. Wstępne ustalenia potwierdziła też prokuratura.Według Prokuratury Rejonowej w Pułtusku kobieta, której ciało zostało wyłowione przez policję z Narwi, najprawdopodobniej popełniła samobójstwo rozszerzone. Wyniki sekcji zwłok przeprowadzonych w poniedziałek 4 października potwierdziły, że zarówno matka, jak i jej 5-letnia córka zginęły wskutek utonięcia.Tę wersję zdarzeń potwierdzają także zgromadzone przez policję oraz prokuraturę materiały zarejestrowane przez monitoring miejskie. Po ich analizie zastępca Prokuratora Rejonowego w Pułtusku Monika Kosińska-Kaim potwierdziła, że okoliczności tragicznego zdarzenia nie są już tajemnicą.
Choć relacje z teściową bywają trudne, to Beata przyznaje otwarcie, że od wielu miesięcy zupełnie nie utrzymuje kontaktu z matką swojego męża. Kobieta nie może jej wybaczyć słów, które usłyszała od niej po urodzeniu swojego syna.Historię Beaty opublikowano na łamach serwisu kobietaxl.pl. Kobieta poznała swojego męża, gdy ten był już po rozwodzie. Ukochany uprzedzał ją, że jego mama czasami dziwnie się zachowuje i już podczas pierwszej wizyty u przyszłej teściowej Beata zorientowała się, że Tomek jest jej oczkiem w głowie.- Wystawa, no normalnie wystawa, zdjęć Tomka. Ślubne, na wczasach w górach, nad morzem, na świętach, miałam wrażenie, że teściowa specjalnie dla mnie część tych zdjęć wyjęła - relacjonowała Beata.
Rodzice chłopca byli w szoku, gdy po raz pierwszy zobaczyli swojego synka. Arthur urodził się z burzą ciemnych włosów, a jego nietypowy wygląd zupełnie zaskoczył nie tylko bliskich, ale również personel szpitala.Jak wspomniała mama chłopca, już w czasie porodu wiedziała, że jej syn będzie niezwykły. Wszystko przez reakcję lekarza, który aż krzyknął na widok czarnej i bujnej czupryny noworodka.- O! Już widzę jego włosy! - nagle zakomunikował kobiecie zaskoczony lekarz.
Wskutek decyzji sądu policja aresztowała Paulinę N. Młoda matka podczas składania zeznań przyznała się do uduszenia trójki swoich dzieci. Ich ciała zostały znalezione w jednym z mieszkań w samym centrum miasta. Kobieta spędzi w zamknięciu trzy miesiące, czekając na rozprawę. Za zabójstwa grozi jej dożywocie.Niedawno pisaliśmy o makabrycznym odkryciu policji, która w jednym z mieszkań przy ulicy Nadbystrzyckiej w Lublinie odkryła ciała trojga dzieci. Początkowo jednak rzecznik prokuratury odmawiała udzielania komentarzy w tej sprawie, a w mediach ukazywały się jedynie nieoficjalne doniesienia.W toku śledztwa policjanci zatrzymali matkę dwóch dziewczynek i chłopca. Paulina N. podczas składania zeznań przyznała się do uduszenia trojga dzieci. Przedstawiona przez nią wersja zdarzeń zgadza się ze wstępnymi ustaleniami prokuratury. Sąd podjął decyzję o zastosowaniu w przypadku 26-latki aresztu tymczasowego na okres trzech miesięcy.
Pracownica jednego ze żłobków na Florydzie w Stanach Zjednoczonych została aresztowana przez policję w związku z oskarżeniami o znęcanie się nad swoimi małymi podopiecznymi. Funkcjonariusze zabezpieczyli nagrania z monitoringu, na których widać m.in. jak kobieta uderza i rzuca dziećmi. Świadkiem przemocy była jej koleżanka z pracy.Sprawa wyszła na jaw, gdy jedna z matek zauważyła, że jej syn odczuwa silny ból w nodze. Kobieta niezwłocznie zawiozła dziecko do lekarza, gdzie okazało się, że chłopiec ma złamaną kość strzałkową i piszczelową.
W sieci pojawiło się zabawne nagranie z jednego ze ślubów, a film szybko stał się hitem. Pewna para młoda oczekiwała przed ołtarzem na obrączki, które miał przynieść im mały chłopiec. Po drodze wydarzyła się jednak nieoczekiwana rzecz, a wszystko nagrał za pomocą telefonu komórkowego jeden z weselnych gości.Choć nie wszyscy chcą, by w uroczystości zaślubin brały udział małe dzieci, ta para zdecydowała się nawet powierzyć jednemu z nich bardzo ważne zadanie. Około 3-letni chłopiec miał zanieść przed ołtarz obrączki, które następnie młodzi małżonkowie założyli na swoje dłonie.
W czwartek 30 września policja odkryła zwłoki trójki dzieci w jednym z mieszkań w centrum Lublina. Służby mundurowe wraz z prokuratorem prowadzi śledztwo i wyjaśnia okoliczności, w jakich doszło do tragedii. Z doniesień mediów wynika, że ofiary zostały zamordowane przez własną matkę. Lokalna społeczność jest wstrząśnięta tym, co się stało.Policja otrzymała zawiadomienie o znalezieniu zwłok w czwartek rano. Ciała trójki dzieci, które według nieoficjalnych informacji odkryła babcia, znajdowały się w jednym z domów przy ulicy Nadbystrzyckiej w samym centrum Lublina. Informacje potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.– Nie żyje trójka dzieci w wieku czterech, dwóch lat i jedno około ośmiomiesięczne. Trwają czynności z udziałem prokuratora, policjantów i lekarzy – powiedziała prok. Agnieszka Kępka.Z doniesień RMF24 wynika, że policja wcześniej interweniowała we wskazanym mieszkaniu. Polska Agencja Prasowa nieoficjalnie przekazała, że to matka miała udusić trójkę swoich dzieci. Kobieta ma też zmagać się z uzależnieniem od narkotyków, natomiast jej parter podobno przebywa w więzieniu.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
W placówce edukacyjnej w Bytowie doszło do skandalu z udziałem nauczycielki. Podczas lekcji pedagog pracująca w Zespole Szkół Ponadpodstawowych uderzyła jednego ze swoich uczniów. Cała sytuacja została nagrana, a materiał wideo wyciekł w internecie. Ze wstępnych ustaleń dziennikarzy wynika, że nie po raz pierwszy doszło do takiego incydentu.O aferze związanej z nauczycielką powiadomił lokalny portal ibytow.pl. W Zespole Szkół Ponadpodstawowych w Bytowie doszło do przekroczenia kompetencji przez pedagog, która naruszyła nietykalność cielesną jednego ze swoich uczniów. We wtorek 28 września do sieci wyciekło nagranie.W opublikowanym materiale wideo widać, jak nauczycielka bije ucznia ręką po głowie. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że incydent miał miejsce w klasie III technikum drzewnego. Jak się okazało, do takich sytuacji miało dochodzić już wcześniej, jednak po raz pierwszy zdarzenie zarejestrowano.
Do koszmarnego wypadku doszło w województwie lubuskim. Zdarzenie miało miejsce na przejeździe kolejowym w miejscowości Motylewo we wtorek 28 września. Samochód zderzył się z szynobusem. Pojazd osobowy, którym jechała kobieta z dwójką dzieci, stanął w płomieniach. O wydarzeniu poinformowała gorzowska policja.Z komunikatu wydanego przez podkomisarza Grzegorza Jaroszewicza, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim wynika, że do wypadku doszło na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. Kobieta w wieku 27 lat, która prowadziła czerwonego chryslera, wjechała wprost pod nadjeżdżający szynobus.Wskutek wypadku samochód osobowy został odrzucony, natomiast szynobus zatrzymał się kilkaset metrów od przejazdu. Po chwili chrysler stanął w płomieniach. Jak przekazała policja, 27-latka zdążyła wcześniej wyciągnąć dwoje dzieci z pojazdu osobowego i uciekła z wraku. Cała trójka uczestników odniosła obrażenia.
Do szpitala w Wielkiej Brytanii w ciężkim stanie trafiło dziecko. Dziewczynka skarżyła się silny ból brzucha. Okazało się, że przez trend pojawiający się na TikToku niemal straciła życie. Podczas operacji lekarze znaleźli w jej żołądku 23 magnesy. Ich połknięcie mogło zakończyć się tragedią. Medycy wystosowali apel do rodziców.Sprawa dziecka z Lewes w Sussex w Wielkiej Brytanii zszokowała medyków. Dziewczynka początkowo zaczęła odczuwać silny ból w okolicach brzucha, następnie pojawiły się wymioty. Wówczas rodzice postanowili zabrać 6-latkę do lekarza rodzinnego. Doktor uznał, że doszło do zatrucia pokarmowego.Stan dziecka pogarszał się z godziny na godzinę. Rodzice zawieźli córkę na oddział ratunkowy szpitala dziecięcego Royal Alexandra Children's Hospital. W placówce medycznej u 6-latki zdiagnozowano zapalenia wyrostka robaczkowego. Podczas operacji jednak okazało się, że powód jest inny.
Dwumiesięczna dziewczynka z gminy Kotlin w powiecie jarocińskim zmarła w swoim łóżeczku pod nieobecność mamy. Kobieta w piątek rano zostawiła córkę pod opieką innej osoby i wyszła z domu. Gdy wróciła, niemowlę było już sine.Mieszkanka gminy Kotlin w Wielkopolsce natychmiast wezwała na miejsce pogotowie ratunkowe, jednak było już za późno. Teraz sprawę nagłej śmierci niemowlęcia zbadają policjanci i prokuratura.
Do mediów społecznościowych trafiło niepokojące nagranie. Pewna rodzina zamontowała w swoim domu kamery. Oglądając materiał, małżeństwo zaobserwowało sceny, od których można dostać gęsiej skórki. Rodzice zaczęli bać się o bezpieczeństwo swoich dzieci. Zaczęli nawet myśleć o wyprowadzce. Trudno wyjaśnić to, co wydarzyło się w mieszkaniu.Nagranie, które zostało opublikowane na platformie YouTube, pochodzi z jednego z domów w Meksyku. Rodzice zaczęli mieć obawy, że w ich mieszkaniu dzieje się coś niepokojącego. Postanowili zamontować kamery, by zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. To, co zobaczyli, wywołało w nich strach.Na nagraniu widać, jak w różnych pomieszczeniach rzeczy zaczynają się przemieszczać. W dodatku w obu sytuacjach działo się to w pobliżu dzieci. Rodzice zaczęli mieć obawy, że to zjawiska nadprzyrodzone. Dziewczynka, widząc niepokojące wydarzenia, uciekła z pokoju.
Dumny tata opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie swojego dziecka. Postanowił pochwalić się tym, jak poszła pierwsza kąpiel. Jeden z internautów zauważył jednak coś niepokojącego i poradził ojcu skonsultować się z lekarzem. Okazało się, że dziewczynka była chora. Otrzymała pomoc w ostatniej chwili.Świeżo upieczony ojciec zaczął odnajdować się w nowej roli, odkąd na świat przyszło jego dziecko. Na początku przewijanie, kąpiel i usypianie maluchów może sprawiać problemy i nie wszystko idzie zgodnie z planem. Mężczyzna postanowił opublikować zdjęcie córki w mediach społecznościowych.Fotografia została zrobiona po pierwszej kąpieli dziecka. Tata przyznał, że nie poszło zbyt lekko. Widać to też po smutnej minie dziewczynki, która najwyraźniej nie była zachwycona pierwszym myciem. Pod zdjęciem szybko pojawiły się komentarze internautów zachwyconych maluchem. Jedna z wiadomości dała jednak powody do niepokoju.
10 września we wsi Dubiny na Podlasiu doszło do zgonu dwumiesięcznego niemowlęcia. "Gazeta Współczesna" donosi, że poprzedniej nocy matka karmiła dziecko piersią, leżąc w łóżku. Gdy kobieta się obudziła, już nie żyło.Z ustaleń śledczych wynika, że gdy matka się obudziła, niemowlę leżało obok niej, przykryte kołdrą. W ustach trzymało pierś i nie oddychało. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe, ale lekarzom nie udało się uratować życia dziecka.
Podczas udzielania sakramentu chrztu w rosyjskim kościele doszło do skandalicznych scen z udziałem dziecka. Kobieta, która w pewnym momencie zaczęła bać się o bezpieczeństwo pociechy, nie została dopuszczona do noworodka. Do mediów trafiło nagranie, które wstrząsnęło internautami. Zbulwersowana zachowaniem duchownego matka złożyła już zawiadomienie na policję w tej sprawie.Anastazja Aleksjejewa, która postanowiła ochrzcić swoje dziecko, najprawdopodobniej nie spodziewała się, że będzie świadkiem tak strasznych wydarzeń. Podczas ceremonii, która odbyła się w Gatczynie niedaleko Petersburga, matka musiała bronić swojej pociechy.Reakcję 24-latki wywołało zachowanie kapłana, który w pewnym momencie zaczął szarpać dzieckiem. Maluch nie chciał się zanurzyć w zimnej wodzie. Wówczas duchowny użył siły, przyciskając chłopca, oraz kładąc dłonie na jego twarzy. Podczas tych czynności malec uderzył głową o chrzcielnicę.
Policja zatrzymała kierowcę autobusu, który przywiózł do szkoły podstawowej w małopolskich Babicach 30 dzieci. Podczas kontroli okazało się, że mężczyzna był pod wpływem alkoholu. Został doprowadzony na komendę. Po tym, jak wytrzeźwieje, zostaną mu przedstawione zarzuty. Do zdarzenia doszło w czwartek 23 września.O godzinie 7:30 policjanci przeprowadzili rutynową kontrolę kierowcy autobusu, który zatrzymał się na przystanku przy szkole podstawowej w małopolskich Babicach. Mężczyzna przywiózł do placówki 30 dzieci. Gdy okazało się, że jest pijany, mundurowi przystąpili do dalszych czynności.Badania przeprowadzone przez policjantów z oświęcimskiej drogówki wykazały, że w organizmie kierowcy, który został poddany kontroli, jest 1,6 promila alkoholu. Funkcjonariusze doprowadzili go na komendę w Oświęcimiu. Mężczyzna usłyszy zarzuty po tym, jak wytrzeźwieje.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Jeden z nauczycieli pracujących w szkole w Opolu zaraził się koronawirusem. W ramach bezpieczeństwa aż pięć klas objęto kwarantanną. Łącznie ponad stu uczniów zostało skierowanych na nauczanie zdalne. Z komunikatu wydanego przez opolski ratusz wynika, że pedagog był zaszczepiony. Nie jest to jedyny taki przypadek w regionie.Władze miasta przekazały, że pedagog uczący w Zespole Szkół Zawodowych nr 4 przy ul. Hallera otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. W związku z tym pięć klas zostało objętych kwarantanną. Według rzecznika opolskiego ratusza pedagog był zaszczepiony.Łącznie aż 119 uczniów szkoły o profilu gastronomicznym zostało skierowanych na nauczanie zdalne, jak przekazał Adam Leszczyński. Do 27 września w domach pozostaną uczniowie dwóch klas czwartych. Kolejna klasa czwarta będzie uczyła się zdalnie do 26 września. Klasa druga jest objęta kwarantanną do 25 września, a klasa trzecia – do 23 września.
Bydgoska policja potwierdziła zarzuty postawione strażakowi, który w środę 8 września wciągnął do pojazdu dwóch nieletnich chłopców i naruszył ich nietykalność cielesną. Funkcjonariusz publiczny dopuścił się tego czynu, ponieważ dzieci miały pożyczyć i nie oddać hulajnogi, która należała do jego syna.Z ustaleń Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy wynika, że w środę o godzinie 20:00 35-letni strażak zabrał do samochodu dwóch chłopców w wieku 10 i 8 lat i naruszył ich nietykalność cielesną. Do zdarzenia doszło przy ulicy Gajowej w Bydgoszczy. Mężczyzna został zawieszony w czynnościach.Jak przekazała bydgoska policja, po upływie kilku minut chłopcy wysiedli z pojazdu przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła mama jednego z pokrzywdzonych. W przypadku 8-latka mówi się o naruszeniu nietykalności cielesnej, natomiast u 10-latka doszło do uszkodzenia ciała.
We wtorek 14 września pod Lublinem doszło do tragicznego wypadku. W miejscowości Krężnica Jara samochód potrącił dziecko. Na miejscu pojawił się między innymi śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety ofiary nie udało się uratować i chłopiec zmarł na miejscu. Służby mundurowe prowadzą w tej sprawie śledztwo.Policja otrzymała zawiadomienie o wypadku we wtorek około godziny 18:30. Do tragedii doszło w Krężnicy Jarej, na odcinku drogi powiatowej między Lublinem a Strzeszkowicami. Mężczyzna jadący osobowym citroenem potrącił 10-letnie dziecko. Sprawą zajęła się Komenda Wojewódzka Policji w Lublinie.Ze wstępnych ustaleń poczynionych w trakcie oględzin miejsca wypadku wynika, że do zdarzenia doszło, gdy 10-letni chłopiec przechodził przez jezdnię. Dziecko chciało dostać się na drugą stronę, nie korzystając z przejścia dla pieszych. Został potrącony przez 67-letniego kierowcę w terenie zabudowanym– Ze wstępnych ustaleń wynika, że 67-latek kierujący citroenem C4, jadący od strony Lublina w kierunku Strzeszkowic, w terenie zabudowanym potrącił 10-latka. Chłopiec przebiegał przez jezdnię ze strony lewej na prawą, poza przejściem dla pieszych – przekazał mł. asp. Kamil Karbowniczek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Zajęcia religii w szkołach wywołują coraz więcej kontrowersji. Po tym, jak ksiądz postanowił pouczyć jednego z uczniów, jego rodzice interweniowali u dyrektora placówki. Opiekunowie mają dość problemów związanych z dodatkowym przedmiotem. Często narzekają na to, jak układany jest plan zajęć.O niepokojących sygnałach ze szkół opowiedziała Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii, która przyznała, że w tym roku otrzymała więcej wiadomości od rodziców w porównaniu do poprzednich lat. Skargi dotyczą niedostosowania planu zajęć oraz zachowania katechetów.W jednej ze szkół rodzice postanowili zainterweniować u dyrekcji. Powodem okazało się zachowanie księdza, który chciał pouczyć dziecko. Katecheta stwierdził, że jeśli uczeń nie będzie chodził na lekcje religii, nie pójdzie do nieba. Opiekunowie nie kryli oburzenia.– Ostatnio otrzymaliśmy wiadomość, w której rodzic opisywał, że jego dziecko zostało pouczone przez księdza. Usłyszało, że powinno porozmawiać z rodzicami, ponieważ nie chodząc na religię, na pewno nie pójdzie do nieba. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji oburzeni rodzice interweniują u dyrekcji – powiadomiła Dorota Wójcik.
Dziecko zmarło kilkanaście godzin po tym, jak opuściło szpital w Pucku w województwie pomorskim. Maks, który miał zaledwie 17-miesięcy, przestał oddychać. Rodzice sugerują, że ich syn mógł przeżyć. Zdaniem rzecznika praw dziecka nie udzielono pomocy w sposób wystarczająco staranny. Wskazano nieprawidłowości.Tragedia z udziałem dziecka rozpoczęła się 7 sierpnia 2020 roku. Rodzice wraz z 17-miesięcznym synem spędzali wakacje w Jastrzębiej Górze. W pewnym momencie chłopiec zaczął się źle czuć. Po tym, jak dostał gorączki, ojciec z matką zabrali go na izbę przyjęć puckiego szpitala.Dziecko miało wysoką temperaturę i trudności z oddychaniem. Z doniesień mediów wynika, że dyżurujący w placówce medycznej lekarz stwierdził u Maksa katar. Problemy z oddechem miały wynikać ze spływania wydzieliny do gardła. Nie podniesiono jednak alarmu i zaaplikowano maluchowi zastrzyk. Następnego dnia zmarł.
Szkoła Podstawowa nr 6 w Grodzisku Mazowieckim znalazła się w centrum uwagi kuratorium po tym, jak dyrekcja podjęła decyzję o przeniesieniu części zajęć do pomieszczeń przy plebanii pobliskiego kościoła. Ruch ten podzielił rodziców uczniów, co zapoczątkowało spór. Obecnie Kuratorium Oświaty w Warszawie czeka na wyjaśnienia.Andrzej Kulmatycki, który jest rzecznikiem Kuratorium Oświaty w Warszawie, zaznaczył, że Szkoła Podstawowa nr 6 w Grodzisku Mazowieckim powinna „znaleźć rozwiązanie, które będzie akceptowalne przez wszystkich rodziców”. Rodzice, którzy nie są zadowoleni z decyzji dyrekcji, zwrócili się do kuratora z prośbą o interwencję.Dyrektor wskazanej szkoły podstawowej uznała zasadność decyzji przeniesienia części zajęć do pomieszczeń przy plebanii kościoła św. Anny. Agnieszka Rutecka stwierdziła, że dzięki temu uczniowie nie będą kończyli zajęć o późnej porze. Sprawa jednak wywołała kontrowersje i ciągnie się już od kilkunastu dni.