Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Sąd odebrał jej dziecko, bo napisała komentarz na Facebooku? "Najmłodszy więzień polityczny w Polsce"
Zuzanna Ptaszyńska
Zuzanna Ptaszyńska 12.03.2023 13:16

Sąd odebrał jej dziecko, bo napisała komentarz na Facebooku? "Najmłodszy więzień polityczny w Polsce"

Sąd odebrał jej dziecko, bo napisała komentarz na Facebooku?
Facebook/Angelika Jolanta Domańska

Aktywistka z Warszawy napisała na Facebooku komentarz, za który jej syn trafił do domu dziecka. — Kiedy odebrali mi Bruna, runął cały nasz świat, bo dla dziecka z autyzmem obecność matki oznacza bezpieczeństwo. Zrobię wszystko, by go odzyskać — przekazała portalowi Onet Angelika Domańska. Ma pretensje do funkcjonariuszy policji, że nie poinformowali sądu o opinii psychiatrów, z której wynikało, że może opiekować się dzieckiem. Kobieta uważa, że to zemsta za jej aktywność publiczną i udział w antyrządowych protestach.

Aktywistka w widocznej ciąży została brutalnie wyciągnięta z tłumu przez policjantów

Angelika Domańska z Warszawy samotnie wychowuje 17-letnią córkę oraz 5-letniego Bruna, u którego stwierdzono m.in. wadę serca i hipotrofię atypową, a także głęboki autyzm. Kobieta, by zapewnić mu odpowiednią opiekę, musiała zrezygnować z pracy. Dzięki jej wkładowi w jego rehabilitację mógł pójść do przedszkola. Pani Agnieszka sama zmaga się z różnymi chorobami, tj. cukrzycą i nawracającymi stanami depresyjnymi.

Domańska jest aktywistką społeczną, która działała m.in. w partii Zieloni. W 2019 roku z ramienia tego ugrupowania bez sukcesu kandydowała w wyborach do Sejmu. Uczestniczyła też w wielu antyrządowych protestach. W 2017 roku, podczas jednej z miesięcznic smoleńskich, wraz z inną aktywistką wyciągnęły białe róże tuż obok Jarosława Kaczyńskiego, a rok później, podczas "Czarnego Piątku", kobieta odpaliła racę, za co została brutalnie wyciągnięta z tłumu przez policjantów, mimo że była w widocznej ciąży.

W sierpniu 2020 roku była jedną z zatrzymanych za udział w "tęczowej nocy" — proteście przeciwko aresztowaniu Margot. W październiku tego samego roku to m.in. ją zepchnął ze schodów kościoła w centrum Warszawy lider narodowców Robert Bąkiewicz, a podczas kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej uczestniczyła w akcji cięcia drutu żyletkowego. Jej aktywizm sprawił, że stała się znana wśród funkcjonariuszy służb.

"Chłopaki do wzięcia". Wzięła ślub z uczestnikiem programu, ujawniła smutną prawdę

Za sprawą komentarza na Facebooku kobieta trafiła na badania psychiatryczne

1 marca wdała się w dyskusję pod postem na Facebooku dotyczącym samobójczej śmierci na jednej ze stacji warszawskiego metra. Niektórzy internauci pisali, że ludzie się zabijają “z winy rządu”. Domańska skomentowała, że to raczej kwestia emocji. — Jestem chora, codziennie walczę ze sobą, żeby nie popełnić rozszerzonego samobójstwa, to nie takie proste zmusić się do życia — napisała.

Jak przekonuje, jej słowa wynikały z kontekstu rozmowy. — Nie napisałam, że chcę zabić siebie i dziecko. Chciałam wykazać, że mimo iż choruję na przewlekłą depresję i też miewam myśli samobójcze, podobnie jak dwa miliony innych ludzi w Polsce zmagających się z tą chorobą, dalej żyję, jakoś sobie radząc. Pisząc "samobójstwo rozszerzone", miałam właściwie na myśli to, że jak każdy rodzic dziecka z niepełnosprawnością nie mogłabym skazać go na koszmar DPS-ów i innych ośrodków nieprzystosowanych do potrzeb osób autystycznych. Napisałam to, co czuję i myślę nie tylko ja, ot, tak po prostu zabijając czas w komunikacji miejskiej, wracając po odwiezieniu Tycia [tak kobieta nazywa swojego synka — przyp. red.] do przedszkola — przekazała Onetowi.

Komentarz nie przeszedł bez echa. Jako pierwsze opisały sprawę Gazeta Wyborcza i portal OKO.Press. Kilka godzin po umieszczeniu rzeczonego wpisu, Domańska odebrała telefon od funkcjonariusza warszawskiej policji. Usłyszała, że policjanci przyjadą do niej, by sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.

— Najpierw powiedziałam, żeby przyjechali po 17:00, jak odbiorę dziecko z przedszkola, ale stwierdzili, że to tylko trzy minutki. Nie miałam z tym problemu, bo od wielu lat leczę się psychiatrycznie, więc wiem, że oni muszą sprawdzać wszelkie niepokojące sygnały. Chciałam im pokazać kontekst, w jakim zamieściłam swój komentarz, którego treści już nawet dokładnie nie pamiętałam, żeby wiedzieli, o co chodzi, zobaczyli, że wszystko OK i sobie poszli. Ale okazało się, że ta konwersacja jest już usunięta z Facebooka. A policjanci mieli tylko ten jeden screen z moją wypowiedzią. I zabrali mnie na badania psychiatryczne. Nie wiem, na jakiej podstawie, bo nie byłam nawet w żaden sposób zdołowana czy przybita — przekazała kobieta.

Policjanci przewieźli kobietę do Szpitala Bielańskiego. Zbadało ją tam dwóch psychiatrów, którzy stwierdzili, że w obecnym stanie nie stanowi ona zagrożenia ani dla siebie, ani dla jej dziecka i nie ma zamiarów samobójczych. Uznali też, że nie ma konieczności pozostawienia jej w szpitalu. Informację tę otrzymali również przebywający na korytarzu policjanci.

Pomimo pozytywnych dla kobiety orzeczeń psychiatrów, odebrano jej dziecko

Po wyjściu ze szpitala Angelika Domańska od razu pojechała do przedszkola, by odebrać Bruna. Okazało się jednak, że w czasie, kiedy przechodziła badania, do placówki, w której przebywał jej syn, przyjechało trzech policjantów.Tak zastraszyli dyrektorkę, że ta nie chciała mi wydać dziecka. Kiedy spytałam dlaczego, stwierdziła: "bo była policja". Nie pozwoliła mi nawet zobaczyć się z Tyciem, choć nie było jeszcze żadnej podstawy, nie było decyzji sądu. Nie chciała mi też powiedzieć, gdzie on jest. Miałam się tego dowiedzieć po zawiezieniu wyniku swoich badań ze szpitala na komisariat na Bielanach. Dopiero wieczorem dowiedziałam się, że wtedy mój synek przebywał jeszcze w przedszkolu, zamknięty sam w pokoju, a dopiero po kilku godzinach trafił do domu dziecka — przekazała Onetowi aktywistka.

Pomimo pozytywnej dla kobiety opinii psychiatrów policjanci wysłali mailem do VI Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza informację o "wysokim prawdopodobieństwie zagrożenia dziecka ze strony matki — z uwagi na chorobę lub zaburzenia psychiczne — świadczącego o tym, że może popełnić samobójstwo rozszerzone". Zrobili to już po tym, jak znali wyniki badań kobiety.

W związku z tym zwołano posiedzenie sądu w trybie natychmiastowym. W ciągu niespełna godziny podjęta została decyzja o zabezpieczeniu dziecka. Do przedszkola oprócz policjantów wysłanie zostali pracownicy Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie, którzy w eskorcie mundurowych odwieźli Bruna do jednego z domów dziecka na Ochocie. — Byłam zrozpaczona. Nawet nie mogłam się z nim tego dnia zobaczyć. Kiedy odebrali mi Bruna, runął cały nasz świat, bo dla dziecka z autyzmem obecność matki oznacza bezpieczeństwo. Zanim trafił do nowej placówki, chciałam mu powiedzieć, że pojedzie do cioci, a mama potem mama go odwiedzi, żeby się nie bał i był spokojny. Ale nie dane mi to było. Poza tym Bruno wymaga opieki non stop i poświęcania mu uwagi 24 godziny na dobę, a w tym domu dziecka, do którego trafił, jest za mało opiekunek. Nie rozumiem, dlaczego nie trafił do rodziny zastępczej — relacjonowała kobieta.

Domańskiej pozwolono spotkać się z synem dopiero następnego dnia, a zgodnie z decyzją sądu może widywać się z Brunem codziennie, ale tylko przez godzinę. Jak podkreśla kobieta, dla dziecka w spektrum autyzmu najważniejsza jest stabilność i powtarzalność, którą mu odebrano.  — Dziecko autystyczne musi mieć w życiu stałość — przestrzeni, obecność danej osoby, musi dostawać do jedzenia to, co zna i lubi, musi mieć w zasięgu wzroku swoje zabawki, kocyki. Teraz tego nie ma. Mogę mu najwyżej przynosić jego ulubione zabawki i kocyki do pokoju odwiedzin. Ale nie może zabrać ich ze sobą na oddział. Miesiącami pracowałam nad nim, żeby czuł się dobrze i bezpiecznie, nad komunikowaniem się z nim. W ciągu tych kilku ostatnich dni cała moja praca poszła na marne. I kiedy Tycio wróci do mnie, będziemy musieli wszystko zacząć od nowa — twierdzi aktywistka.

Pomóc próbują m.in. politycy związani z opozycją. Radne Warszawy Dorota Łoboda i Aleksandra Śniegocka-Goździk skierowały interpelację do prezydenta Rafała Trzaskowskiego w sprawie umieszczenia Bruna w domu dziecka, a nie w rodzinie zastępczej. Wiele środowisk aktywistycznych uważa, że sprawa ma podłoże polityczne. 

— Ja rozumiem, że policjanci zawsze reagują na sygnały mogące świadczyć, że ktoś chce popełnić samobójstwo. Nie mam o to pretensji. Tyle że do mnie przyjechali od razu kryminalni, a nie zwykły patrol. Poza tym zaangażowanie sił i środków jest niewspółmierne — czterech policjantów zajmowało się mną, a do mego małego synka potrzeba było aż trzech funkcjonariuszy. Paranoja. Oni, kiedy przyjechali do mnie, już wiedzieli, kim jestem. Świadczą o tym głupie komentarze w karetce. Jeden z policjantów stwierdził m.in. że tacy tęczowi, jak ja, nie powinni mieć pod opieką żadnych dzieci. Wiedzieli, że jestem aktywistką — relacjonowała Domańska. — Większy żal niż do sądu mam właśnie do policjantów. To oni specjalnie, świadomie zataili przed sądem, że są już moje wyniki badań psychiatrycznych świadczące o tym, że nie stanowię zagrożenia i można mi oddać dziecko. Napisali informację do sądu, znając już wyniki tych badań. Sąd zachował się prawidłowo, bo zabezpieczył dziecko w związku z zagrożeniem sugerowanym przez policję. To po prostu zemsta za mój udział w protestach, strajkach, manifestacjach i za te wszystkie zatrzymania, które potem okazywały się bezprawne. To po prostu złośliwe działanie policji, złośliwa nadgorliwość. Nie widzę innego wytłumaczenia. Zamknęli dziecko za grzechy matki — oceniła kobieta.

Sąd i policja zabrały głos. "Opinia lekarzy jest niewystarczająca"

Dziennikarze Onetu zapytali pracowników sądu, co w głównej mierze zdecydowało o tym, że Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza odebrał Bruna matce, tj. czy podejmując decyzję, miał wiedzę o opinii psychiatrów ze Szpitala Bielańskiego, iż jego matka nie stanowi zagrożenia, czy poczekał z wydaniem decyzji do momentu otrzymania tej opinii, a także czy miał świadomość, że policja zna już wynik tego badania, a matka opuściła szpital. 

Sędzia referent po zapoznaniu się z informacją, dotyczącą "wysokiego prawdopodobieństwa zagrożenia dziecka ze strony matki — z uwagi na chorobę lub zaburzenia psychiczne — świadczącego o tym, że może popełnić samobójstwo rozszerzone", która wpłynęła drogą elektroniczną do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza w Warszawie VI Wydział Rodzinny i Nieletnich w dniu 1 marca 2023 r., o godz. 14.53, opierając się na wieloletnim doświadczeniu i wiedzy, a przede wszystkim dbając o dobro małoletniego dziecka, skierował sprawę na posiedzenie niejawne, na którym Sąd wydał postanowienie w trybie natychmiastowym [...]. Sąd wydaje je w sytuacjach nagłych, gdy dobro dziecka jest zagrożone — tłumaczyła sędzia Wioletta Iwańczuk, rzeczniczka ds. rodzinnych i nieletnich Sądu Okręgowego w Warszawie. —Zarówno w momencie wszczęcia sprawy, jak i następnie wydania postanowienia w trybie natychmiastowym, Sąd nie dysponował w aktach sprawy żadnymi informacjami, tj. dokumentacją dotyczącą stanu zdrowia psychicznego matki dziecka — dodała.

Jak podkreśliła Iwańczuk, z informacji od policji wynikało, że sprawa wymagała podjęcia natychmiastowej decyzji, więc 5-latek został umieszczony w instytucjonalnej pieczy zastępczej. Poza tym kuratorowi sądowemu zlecony został wywiad środowiskowy w miejscu zamieszkania matki.

Reporterzy udali się także na Komendę Stołeczną Policji, gdzie zadali pytanie, dlaczego sąd nie został przez funkcjonariuszy powiadomiony o wyniku badania psychiatrycznego Angeliki Domańskiej, razem z wysłaną o godz. 14.53 informacją o “wysokim prawdopodobieństwie zagrożenia dziecka ze strony matki — z uwagi na chorobę lub zaburzenia psychiczne — świadczącego o tym, że może popełnić samobójstwo rozszerzone”, skoro wynik konsultacji temu przeczył.  — Codziennie słyszymy o ludzkich tragediach. Gdy otrzymujemy niepokojące zgłoszenie, działamy. Dzięki takim zgłoszeniom wiele żyć uratowaliśmy. Gdy pojawia się dziecko, zgromadzony materiał przekazujemy do sądu i to on podejmuje decyzje związane z opieką. Wykorzystuje on posiadaną wiedzę i wieloletnie doświadczenie — ocenił nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik KSP. — Proszę zwrócić uwagę na fakt, że pomimo upływu wielu dni w dalszym ciągu występują wątpliwości, które powodują, że sąd nie zmienił swojej decyzji. A przecież o opinii lekarza wszyscy wiedzą. Po prostu jest ona niewystarczająca — ocenił.

Dziennikarze Onetu poruszyli wątek nadgorliwości policjantów w związku z aktywizmem kobiety. — Do Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości wpłynęło zgłoszenie od zaniepokojonej internautki o szokującym wpisie. Policjanci szybko poinformowali policjantów z KRP 5, a ci wzorowo zareagowali. Nie ma polityki w naszym działaniu. Jeżeli chodzi o osobę, która nam zgłosiła problem, jest to wzorowa postawa, godna naśladowania. Widząc zagrożenie, zgłaszajmy je. Życie warte jest rozmowy — odpowiedział Marczak.

Reporterzy chcieli się oczywiście dowiedzieć, co dalej z chłopcem. — W toku wszczętego z urzędu przez Sąd postępowania będzie zbierany materiał dowodowy [...] Sąd może także zobowiązać matkę dziecka do złożenia, jeżeli będą potrzebne, odpowiednich dokumentów czy zaświadczeń. Również Pani A. D. może składać stosowne dokumenty czy wnioski dowodowe, które jej zdaniem Sąd powinien wziąć pod uwagę przy rozpoznaniu przedmiotowej sprawy. Sędzia referent podejmuje czynności niezwłocznie, jednakże brak jest możliwości wskazania okresu, w którym sprawa zostanie zakończona. Na chwilę obecną nie został wyznaczony przez s. referenta termin rozprawy ani termin posiedzenia niejawnego. Sędzia oczekuje na wpływ dokumentów, o nadesłanie których zwrócono się do odpowiednich jednostek — tłumaczyła sędzia Wioletta Iwańczuk.

Angelika Domańska mówi, że nie traci nadziei, że jej synek wkrótce wróci do domu. — Będą walczyć ze wszystkich sił o odzyskanie Tycia. Tęsknię za nim. Mojego małego synka wrzucono do państwowego molocha, gdzie nie ma terapii i odpowiedniej opieki, gdzie jak mu smutno, nie może się przytulić do mamy czy do siostry. Rozbito rodzinę w imię widzimisię i nadinterpretacji wyrwanego z kontekstu kawałka tekstu, bo funkcjonariusz policji tak postanowił, że on jest ponad opinie lekarskie. Zabrać dziecko mogą w kwadrans, ale jego odzyskanie to batalia ciągnąca się tygodniami, a czasem miesiącami — rozkładała ręce aktywistka.

Śledź najnowsze newsy na Twitterze Gońca .

Źródło: Onet