Odnaleziono ciało Grzegorza Borysa. Mieszkańcy zabrali głos. "Odczuwałem lęk"
W poniedziałek 6 listopada Polskę obiegła informacja o odnalezieniu ciała poszukiwanego od 20 października Grzegorza Borysa. Mężczyzna podejrzewany był o zabójstwo swojego 6-letniego syna. Mieszkańcy dzielnicy Fikakowo w Gdyni przyznają w rozmowie z PAP, że w końcu odetchnęli z ulgą.
Grzegorz Borys nie żyje. Ciało 44-latka wyłowiono ze zbiornika wodnego
W poniedziałek 6 listopada nad ranem media obiegły informacje o tym, że płetwonurkowie pracujący przy poszukiwaniach Grzegorza Borysa wyłowili ciało mężczyzny ze zbiornika wodnego Lepusz, który znajduje się w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, niedaleko miejsca zamieszkania poszukiwanego 44-latka. - Mężczyzna został ujawniony pod jedną z pływających wysp, które funkcjonariusze rozcinali, aby dokładnie przeszukać te miejsca - tłumaczyła rzeczniczka pomorskiej policji kom. Karina Kamińska.
Po godzinie 14.00 prokuratura potwierdziła, że odnalezione zwłoki należą do poszukiwanego Grzegorza Borysa. - Znalezione zwłoki to poszukiwany 44-latek. Tożsamość została ustalona na podstawie oględzin - poinformowała prok. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Grzegorz Borys nie żyje. To ona zidentyfikowała ciało, ujawniono kulisyGrzegorz Borys nie żyje. "Nareszcie będzie spokój"
W rozmowie z PAP mieszkańcy gdyńskiej dzielnicy Fikakowo nie ukrywają, że w końcu odetchnęli z ulgą. - Nareszcie będzie spokój. Ludzie już się nie będą martwili - mówi pan Zdzisław, jeden z mieszkańców. - Emocje były bardzo duże. Zależało nam, żeby jak najszybciej go zatrzymano - mówiła z kolei pani Teresa i dodawała: - Nie chodziliśmy do lasu, bo nie chcieliśmy przeszkadzać policjantom, baliśmy się też, żeby go przypadkiem nie spotkać.
W trakcie trwającej od 18 dni obławy mieszkańcy otrzymywali liczne alerty wysyłane przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa z prośbą, by nie utrudniać pracy służbom i nie wchodzić na teren objęty poszukiwaniami.
"Wiedząc, że on gdzieś tam jest, odczuwałem lęk"
Pani Patrycja, która mieszka niedaleko bloku, w którym doszło do tragicznej zbrodni, przyznaje, że poszukiwania były dla mieszkańców męczące. - Wciąż widzieliśmy policję i żandarmerię wojskową jeżdżące na sygnałach, dostawaliśmy alerty, by nie wchodzić do lasu. Wierzyliśmy, że to wszystko jest robione w dobrym celu - mówiła mieszkanka dzielnicy Fikakowo i dodała, że "była w szoku, że w takim bliskim otoczeniu to się wydarzyło". - Kiedy rano przeczytałam, że znaleziono go martwego, to odczułam ulgę - mówi kobieta, która przyznaje, że znała Grzegorza Borysa.
- Do tej pory to była spokojna okolica, zdarzało mi się, przed tym wydarzeniem, nie zamykać drzwi wejściowych do mieszkania - mówił z kolei pan Karol, mieszkający również w sąsiedztwie. Mężczyzna dodaje, że po tej tragedii "wszystko się zmieniło". - Wiedząc, że on gdzieś tam jest, w tym lesie, odczuwałem lęk - dodał i zdradził także, że z obawy wychodził po swoją dziewczynę na przystanek autobusowy, żeby odprowadzić ją do domu.
- Szkoda, że on nie odpowie za to, co zrobił, przed sądem. Według mnie nie miał odwagi cywilnej, by odpowiedzieć za swój czyn - mówi pani Teresa.
Źródło: PAP