Nauczycielka nagrana na korytarzu. Niebywałe, czego miała żądać od ucznia, rodzice zdębieli
Poznań żyje aferą w szkole podstawowej. Rodzice sprawę zachowania nauczycielki zgłosili nawet do MEiN, gdyż uważają, że dyrekcja “chciała zatuszować sprawę”. Pedagog miała ściskać ucznia za nadgarstki i pytać, czy “ma mu ściągnąć gacie”. Nauczycielka tłumaczy, że podniosła głos najpewniej wtedy, gdy wyjaśniała z nim sprawę dokuczania innym dzieciom. - Pytałam, czy ja mam tak zachowywać się i robić, jak on zachowuje się wobec innych dzieci - wyjaśniała kobieta.
Afera w poznańskiej szkole, nagrali nauczycielkę i ucznia na korytarzu
Głos Wielkopolski nagłośnił sprawę ze szkoły podstawowej nr 84 im. Tadeusza Kościuszki w Poznaniu. Rodzice jednego z uczniów chcieli znaleźć u dziennikarzy pomoc w związku z incydentem, jaki miał miejsce w szkole.
Zdaniem rodziców dyrekcja placówki nie stanęła na wysokości zadania i nie chroniła uczniów. Poszło o zachowanie jednej z nauczycielek, a dowodem ma być nagranie słów kobiety.
Rodzice poinformowali, że jedna z nauczycielek chwyciła ich dziecko za nadgarstek i wyprowadziła na korytarz. Wtedy padały zdania, które nie stawiają pedagog w dobrym świetle. “Szlag mnie trafi!”, “Jak ty do mnie mówisz? Kim ja dla ciebie jestem?”, “Chcę zobaczyć twój tyłek, pokażesz mi?”, "Mam ci ściągać gacie?”, "Umiesz mówić?”. Nagranie tej wypowiedzi to nie wszystko. Świadkami sytuacji z poznańskiej podstawówki miały być również dwie inne nauczycielki.
W poniedziałek do Biedronki ustawią się kolejki. Kultowy produkt znowu w sprzedażyNauczycielka miała szarpać ich dziecko, rodzice uważają, że dyrekcja chciała "zatuszować sprawę"
Rodzice dodawali, że nauczycielka szarpała ich dziecko. - Świadkami zdarzenia na korytarzu były dwie nauczycielki ze świetlicy, które nie zostały wezwane na przesłuchanie przed rzecznikiem dyscyplinarnym, monitoring z korytarza nie został również zabezpieczony pomimo naszej prośby. Rzeczniczka na informację o chwyceniu za rękę i szarpaniu przez nauczycielkę zapytała, czy posiadamy obdukcję - czytamy w Głosie Wielkopolskim. Dziennikarze podkreślili jednak, że to wersja przedstawiona przez opiekunów ucznia.
Sprawa trafiła do dyrekcji szkoły, ale ta, zdaniem rodziców, chciała tylko i wyłącznie zatuszować sprawę. Zgłoszony incydent nie trafił bowiem do Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli. Kiedy na taki krok zdecydowali się rodzice, to rzecznik początkowo przyznał im rację.
Najpierw wskazał, że faktycznie doszło do naruszenia praw dzieci, ale stosunkowo szybko zmienił zdanie. Sprawa została umorzona, a zarzuty wycofane. Nagranie zostało uznane za niewiarygodne. Rodzice nie chcieli dać za wygraną i sprawę zgłosili do Ministerstwa Edukacji i Nauki. Główna antybohaterka zabrała głos, a jej stanowisko rzuca na całą sytuację nowe światło. Chociaż nic nie tłumaczy stosowania przemocy wobec dziecka, to oburzeni rodzice mogą pomijać ważny fakt w całej historii.
Nauczycielka zabrała głos
Nauczycielka wyjaśniła, że chciała tylko wyjaśnić sprawę niestosownego zachowania jednego z uczniów wobec innych dzieci uczących się w poznańskiej szkole. Wcześniej ani żaden uczeń, ani nauczyciel na to nie zareagowali.
- Zaprzeczał, że wyrządzał dzieciom krzywdę również we wtorek podczas pobytu w świetlicy. Wyrzucał dzieciom śniadanie przez okno, dokuczał, przezywał, psocił - mówiła cytowana przez Głos Wielkopolski nauczycielka. - Wydaje mi się, że to właśnie wtedy podniosłam głos i pytałam, czy ja mam tak zachowywać się i robić, jak on zachowuje się wobec innych dzieci - dodała kobieta.
Źródło: Głos Wielkopolski