Leżała na tym samym oddziale, co ciężarna Dorota. Po jej śmierci zabrała głos: "To mogłam być ja"
Trzy tygodnie temu ciężarna Dorota zmarła w nowotarskim szpitalu, gdzie nie otrzymała żadnej pomocy. W tym samym czasie na tym oddziale przebywała pani Katarzyna, której również odeszły wody płodowe. Kobieta relacjonuje, jak wyglądał jej pobyt w szpitalu i mówi, że nie zdawała sobie sprawy, że ona też może umrzeć.
Nie milkną echa śmierci 33-letniej Doroty
Pod koniec maja br. w szpitalu w Nowym Targu zmarła będąca w ciąży 33-letnia Dorota. Kobieta została przyjęta do placówki w piątym miesiącu ciąży po wystąpieniu odpływu wód płodowych. Niestety, po trzech dniach pobytu zmarła z powodu wstrząsu septycznego. Do sprawy odniósł się już m.in. minister zdrowia Adam Niedzielski. - Każda kobieta w tym kraju ma prawo, w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia, do przerwania ciąży, czyli do aborcji. Te dwa warunki powinny być traktowane rozłącznie - oświadczył.
Jarosław Kaczyński był pytany o sytuację ciężarnych kobiet w kontekście dostępu do aborcji, kiedy zmierzał na posiedzenie klubu PiS-u. - To jest jedno wielkie oszustwo z waszej strony. Ani we wniosku, ani oczywiście w orzeczeniu Trybunału, bo Trybunał jest związany wnioskiem, nie było ani słowa o sprawie zagrożenia życia i zdrowia kobiet. Tu się nic nie zmieniło. Cała akcja jest propagandowym nadużyciem. Takiej sprawy nie ma, ona jest wymyślona przez propagandę, to jest część tej urojonej rzeczywistości - mówił prezes partii rządzącej.
Strzelanina w Szczecinie. Nowe ustalenia, mieszkańcy osiedla przerwali milczeniePacjentka z tego samego oddziału zabrała głos
Na oddziale była wtedy również inna pacjentka w podobnym stanie. Katarzyna, której, podobnie jak Dorocie, w piątym miesiącu ciąży odeszły wody płodowe, została przyjęta do szpitala w Nowym Targu. Lekarze zalecili jej pozostanie w łóżku i oczekiwanie.
- To mogłam być ja. Ten sam szpital, ten sam dzień, ta sama noc. Płakać mi się chce - mówiła w rozmowie z reporterami programu "Uwaga!".
Lekarze albo nie zauważyli, albo zignorowali rozwijającą się sepsę, mimo że zgodnie z wiedzą medyczną, płód na początku 21. tygodnia ciąży nie miał dużych szans na przeżycie. Zgodnie z przepisami prawa, ciążę można było przerwać.
Pani Katarzyna miała "szczęście w nieszczęściu"
Mimo poważnych komplikacji, sytuacja pani Katarzyny okazała się być lepsza. - Była już nieciekawa sytuacja. Rozpoczynał się wczesny poród, dali mi kroplówkę, leki na podtrzymanie ciąży.
Całą noc leżałam sama na sali z nogami do góry. Pan doktor powiedział mi, że wody będą mniej odpływać - opowiadała kobieta. - Cieszę się, że się to u mnie tak nie skończyło. Dziecko nie przeżyło, ale ja mam się dobrze, mam dobre wyniki badań. Mogę powiedzieć, że miałam szczęście. Szczęście w nieszczęściu - przyznała.
Mimo że lekarze byli świadomi, że dziecko Katarzyny nie przeżyje, nakazali jej czekać. Pacjentka przyznała, że nikt nie zdecydował się przyspieszyć akcji porodowej ani nie poinformowano jej, że w przypadku odejścia wód płodowych i oczekiwania może wystąpić sepsa.
Podobnie jak w przypadku 33-letniej Doroty, lekarze nie udzielili jej żadnych informacji. - W sumie nie dochodziło do mnie, że mogłoby mi się coś takiego stać. Czytając, że to nie jest pierwsza sytuacja w Polsce ze śmiercią, dochodziło do mnie stopniowo, że to też mogło mi się przytrafić - mówiła.
Źródło: “Uwaga!" TVN