Wiadomosci.Goniec.pl > Polityka > Lex Tusk. Co rozumieją z tego młodzi ludzie i jak partie chcą do nich dotrzeć?
Zuzanna Ptaszyńska
Zuzanna Ptaszyńska 27.06.2023 15:59

Lex Tusk. Co rozumieją z tego młodzi ludzie i jak partie chcą do nich dotrzeć?

Donald Tusk, Jarosław Kaczyński
JANEK SKARZYNSKI/AFP/East News

“Lex Tusk” to jeden z motorów napędowych zarówno Zjednoczonej Prawicy, jak i Koalicji Obywatelskiej. Rządzący mogą zyskać sposób na neutralizację przeciwników politycznych, twierdząc, że skoro PO tak boi się komisji, to ma coś do ukrycia, zaś opozycja ma argument, że PiS po raz kolejny posuwa się do niekonstytucyjnych rozwiązań. Co z tego wyciągają młode osoby i czy najważniejsze ugrupowania w ogóle starają się do nich jakkolwiek dotrzeć w tym temacie?

O co chodzi w lex Tusk?

Mogłabym powiedzieć, że pojęcie “lex Tusk” jest w mediach odmieniane przez wszystkie przypadki, ale, jak na złość, jest to wyrażenie nieodmienne. Zwolennicy opozycji zakodowali sobie dzięki niemu, że jest to prawo skrzętnie skonstruowane, aby uderzyć w Donalda Tuska. Dlaczego obóz Zjednoczonej Prawicy nie używa tej nazwy (w TVP pojawia się np. określenie “lex Anty-Putin”), a wyborcy Koalicji Obywatelskiej skojarzyli zamiar stworzenia komisji do badania rosyjskich wpływów z postacią byłego premiera?

Ustawa dotycząca ustanowienia Państwowej Komisji do badania wpływów rosyjskich została pod koniec maja przyjęta przez większość posłów w Sejmie. Kontrowersyjne przepisy poparło 234 parlamentarzystów, z których 226 należy do Prawa i Sprawiedliwości. Przeciwnych było 219 posłów, natomiast jeden wstrzymał się od głosu. Wsparcia politykom PiS-u udzielili trzej członkowie Kukiz'15, trzech polityków z koła Polskie Sprawy oraz dwaj niezrzeszeni posłowie. Przeciwko ustawie zagłosowało 124 posłów z Koalicji Obywatelskiej, 43 z Lewicy, 24 z Koalicji Polskiej, 7 z Konfederacji, 6 z Polski 2050, 4 z Porozumienia, 3 z Lewicy Demokratycznej oraz 3 posłów z Wolnościowców.

Czym miałoby zajmować się nowe ciało? Państwowa Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 miałaby funkcjonować na zasadach zbliżonych do funkcjonowania komisji weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacji warszawskiej. Jej członkowie mieliby prawo m.in. do wydawania zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz do cofnięcia i zakazu poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat. Niektóre z podstawowych argumentów krytycznych wobec proponowanego kształtu komisji i jej działania to brak możliwości odwołania się do sądu czy możliwość zwolnienia przesłuchiwanych przed komisją z tajemnicy państwowej.

Prezydent Andrzej Duda, tłumacząc decyzję o podpisaniu ustawy (którą potem przemodelował…), przekazał, iż “nie jest dla nikogo tajemnicą, że Rosja przez wiele lat próbowała wpływać na politykę wielu krajów, także Polski”. - Nie mam wątpliwości, że wpływy rosyjskie wymagają wyjaśnienia - mówiła głowa państwa. Opozycja twierdzi, że ustawa jest niekonstytucyjna i wymierzona w lidera Platformy Obywatelskiej. Janusz Kowalski z Suwerennej Polski przyznał zresztą wprost, że ma nadzieję, iż "efektem pracy komisji będzie postawienie Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu".

Rządzący (oraz sympatyzująca z nimi TVP) bardzo lubią przywoływać słowa byłego premiera, które wskazują na nie tyle jego brak zdolności profetycznych (które z kolei chętnie przypisuje się Lechowi Kaczyńskiemu), ale brak bieżącej refleksji. Lub celowość niegospodarnego czy wręcz długoterminowo krzywdzącego dla Polski działania. - My, w Polsce, nie będziemy resetować naszej pamięci. Powtórzę: Polska i Rosja zasługują na przyjazne relacje. Oba te wielkie narody mogą żyć ze sobą w przyjaźni, musi to być ufundowane na prawdzie, na mądrej pamięci, ale też na zdolności do wychodzenia do przodu - mówił w 2011 roku ówczesny szef rządu Donald Tusk. - Ja bym nie chciał, żeby Polska była w jakiejś awangardzie antyrosyjskiej czy krucjacie antyrosyjskiej [...]. Póki ja będę o tym współdecydował, Polska nie będzie krajem agresywnej koncepcji antyrosyjskiej - głosił z kolei w 2014 roku, gdy Rosja nielegalnie anektowała ukraiński Krym.

Nowe informacje ws. zabójstwa Anastazji. Ujawnili treść SMS-a, którego miał wysłać 32-latek

Jak Zjednoczona Prawica chce przekonać Polaków o słuszności tej inicjatywy?

Nie ulega wątpliwości, że, nie tylko z perspektywy czasu, wypowiedź ta była kontrowersyjna. Politycy i sympatycy obozu rządzącego zarzucają też PO i samemu Tuskowi pobłażliwość wobec agresywnych działań Rosji (a wielu także związki z rzekomym zamachem smoleńskim), ale też niejasne i pod wieloma względami niekorzystne powiązania np. z rosyjskim sektorem energetycznym. Rząd Zjednoczonej Prawicy szczyci się chociażby tym, że uniezależnił Polskę od rosyjskiego gazu.

Podkreśla to m.in. Mateusz Morawiecki. - Niem­cy w swo­jej ta­kiej dość śle­pej po­li­ty­ce za­wie­rze­nia Rosji uza­leż­ni­ły się od ro­syj­skie­go gazu ogrom­nie. Rząd Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści pro­wa­dził dzia­ła­nia od­wrot­ne. Naj­pierw roz­po­czę­cie bu­do­wy ter­mi­na­la przez rząd Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści, w la­tach, za­ini­cjo­wa­nie bu­do­wy tego ter­mi­na­la, 2006-2007. Potem nie­ste­ty rząd PO zre­zy­gno­wał z bu­do­wy ga­zo­cią­gu do Nor­we­gii. Jak tylko rząd Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści wró­cił do wła­dzy, roz­po­czę­li­śmy ten pro­jekt w roku 2016. Ukoń­czy­li­śmy go w roku 2022, o cza­sie, mniej wię­cej w bu­dże­cie, i dzię­ki temu je­ste­śmy dzi­siaj zu­peł­nie nie­za­leż­ni od Rosji - mówił premier w marcu br. 

Nie jest to do końca prawdą. W roku 2009 projekt został zawieszony, jednak nie było to decyzją krytykowanego przez PiS rządu PO-PSL. To strony norweska i duńska zerwały umowę, powołując się na zmianę warunków makroekonomicznych oraz brak możliwości zapewnienia surowca. Polskie władze wyraziły zaś deklarację otwartości na kontynuację projektu.

Zdecydowano się jednak wyciągnąć cięższe działo. 12 czerwca odbyła się premiera cyklu TVP pt. “Reset”, którego celem jest ujawnienie nieznanych dotąd dokumentów i informacji na temat polsko-rosyjskiego resetu z lat 2007-2015, czyli okresu rządów PO-PSL. Jak na gołej dłoni widać, że program ma na celu przygotowanie podłoża propagandowego przed rozpoczęciem prac komisji ds. rosyjskich wpływów. Współautor cyklu Sławomir Cenckiewicz, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, tak tłumaczył, czym jest owy “reset”. - Było to zerwanie przez Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i paru jeszcze filozofów z MSZ z dotychczasową polityką polską względem Rosji i przestawienie jej na rewolucyjne tryby. Pojawia się to słynne zdanie w exposé Donalda Tuska, że będziemy budowali nowe stosunki "z Rosją taką, jaką ona jest" - mówił Cenckiewicz.

Wojciech Mucha, były naczelny Dziennika Polskiego, który widział przedpremierowo pierwszy odcinek "Resetu", napisał w zeszłym miesiącu, że "nadchodzi trzęsienie ziemi", a serial to "rzecz światowego formatu", która "mrozi krew w żyłach". - Ponad rok prac archiwalnych, setki rozmów i godziny nagrań. Za nami praca, w wyniku której dowiedzieliśmy się, jak wyglądał reset relacji pomiędzy Polską a Rosją - pisał z kolei Michał Rachoń, jeden z autorów cyklu.

Obóz Tuska odbija pałeczkę

Radosław Sikorski, ówczesny szef MSZ, w wypowiedzi dla Gazety Wyborczej był, mówiąc delikatnie, sceptyczny co do przesłania “Resetu”. - Wiadomo, co tam będzie: fragmenty dokumentów, wypowiedzi wyrwane z kontekstu i manipulacje. Z pominięciem faktu, że cała wspólnota euroatlantycka stawiała wówczas na reset z Rosją, wierząc w pozytywne przemiany w tym kraju. Polska polityka wobec Rosji była wtedy dwutorowa: staraliśmy się wspomagać modernizacyjne symptomy i tendencje demokratyczne, a jednocześnie uczulaliśmy Zachód na zagrożenia ze strony Rosji - mówił polityk.

Niedługo po emisji pierwszego odcinka cyklu głos zabrały osoby, których wypowiedzi zostały przytoczone w serialu – przede wszystkim z zagranicy. Wśród nich jest Bill Browder, amerykański finansista, który przez ponad 10 lat prowadził interesy w Rosji i był jednym z bliskich współpracowników Władimira Putina. Po tym, jak został wydalony z kraju, stał się zagorzałym krytykiem rosyjskiego przywódcy. - Byłem bardzo rozczarowany, gdy dowiedziałem się, że polski film dokumentalny zatytułowany "Reset", w którym się wypowiadałem, jest wykorzystywany do ataku na Radosława Sikorskiego jako prorosyjskiego i stara się wykluczyć go z polskiej polityki. Nie przychodzi mi na myśl wiele osób, które skuteczniej sprzeciwiały się Putinowi niż Radek - napisał Browder.

Sam Donald Tusk niespodziewanie pojawił się w Sejmie podczas głosowania nad ustawą o powołaniu komisji. Tuż po jej przyjęciu na profilu Platformy Obywatelskiej na Twitterze pojawiło się oficjalne oświadczenie w tej sprawie. - Mamy strategię na tę komisję. Zobaczycie, że ci, którzy dzisiaj zagłosowali za złamaniem Konstytucji, będą tego bardzo żałowali - zapowiedziano. Do wpisu dołączony został fragment wywiadu z przewodniczącym PO, który stwierdził, że politycy PiS-u kierowali się strachem.

Głębokie obawy wyrazili m.in. funkcjonariusze unijnych instytucji. - Jesteśmy szczególnie zaniepokojeni polską ustawą o komisji, która może pozbawić obywatela praw, bez możliwości odwołania się do sądu - powiedział komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Na forum Parlamentu Europejskiego odbyła się zaś zażarta dyskusja, podczas której były premier Marek Belka ocenił, że w tej sprawie “najgłośniejsza jest cisza ze strony Kremla”, a Rosjanie mają się cieszyć z obrotu spraw. - Komisja ta łamie Konstytucję w kilkunastu punktach. Rodem z czasów stalinizmu. Sąd kapturowy, który odbiera możliwość obrony i zapewnia bezkarność członkom tej komisji. Tak, jakby oni z góry mieli się czegoś obawiać. Jaki jest cel? Oczywiście zwiększenie marniejących szans wyborczych PiS - ocenił obecny europoseł.

Co z tego rozumieją młodzi ludzie?

Tematem moich rozważań chciałam uczynić też to, co z toczącej się dyskusji, a raczej zażartej walki ws. “lex Tusk”, rozumieją młodzi ludzie. Sama należę do pokolenia urodzonego po 1989 roku i mogę – co najwyżej – wypowiadać się za współczesnych 25-30-latków. Ciekawą grupą są jednak najmłodsi wyborcy, powiedzmy w wieku 18-20 lat, dla których będą to pierwsze wybory z prawem głosu.

Zaryzykuję stwierdzenie, że to, kto i kiedy robił interesy na jakim szczeblu z Rosją, jest dla tych osób abstrakcyjne. Nie ma się co dziwić. Dla młodych czasy rządów PO-PSL (a tym bardziej komisji lustracyjnej, od której warto w ogóle zacząć jakiekolwiek rozważania) to prehistoria, a z kolei ci, którzy chcą być bardziej świadomi politycznie, przelewają swoje zainteresowanie i zaangażowanie na aspekty, które są im współcześnie bliskie. Choć w polityce nic nie ginie, coś wynika z czegoś, a każda decyzja niesie konsekwencje, wiele młodych osób woli świadomie lub nieświadomie odciąć się od tego, co teoretycznie ich nie dotyczy. Osobiście tego nie pochwalam, ale kijem Wisły nie zawrócę.

Sprawy stricte palących tu i teraz, takie jak klimat, prawo do aborcji czy pozycja kobiet lub osób nieheteronormatywnych, to domena większości młodych sympatyków Koalicji Obywatelskiej, Lewicy czy pokrewnych partii. Są to, w pewnym uogólnieniu, skupiska młodych-progresywnych. Nastoletni lub 20-kilkuletni wyborcy prawicy są konserwatystami, czyli z założenia nie czują potrzeby nowoczesnych zmian (mówią zaś ew. o przywróceniu “normalności”, która kiedyś była, ale którą ktoś zabrał), wierząc, że człowiek i jego natura są niezmienne od stuleci. Nic więc dziwnego, że to tych konserwatywnie nastawionych młodych wyborców bardziej będzie interesować kwestia rozliczania przeszłości.

Młodzi są wyjątkowo plastyczną tkanką. Jeżeli nie pamiętają lub nawet nie żyli w czasach, kiedy działy się sporne dzisiaj kwestie, poznają je z dyskursu. Uwierzą w to, co powie im lider tej lub innej partii politycznej, z którą sympatyzują, bo nie mieli okazji śledzić tego samodzielnie w czasie rzeczywistym. A jeśli nie doświadczamy czegoś tu i teraz, to prawie zawsze nasza percepcja jest obarczona jakimś błędem poznawczym. Politycy Koalicji Obywatelskiej mają pełną swobodę przekonania młodych, że tzw. reset Polski z Rosją za czasów rządów PO nie był niczym szkodliwym, a rosyjskimi agentami tak naprawdę są politycy Zjednoczonej Prawicy. Obóz rządzący zaś może zwinnie przebierać w metodach przekonywania, że poprzednia władza targnęła się na polską rację stanu i miała niejasne powiązania z państwem Putina.

Z moich obserwacji wynika, że ani jeden, ani drugi obóz nie ma specjalnie zakrojonej taktyki, aby w tej materii dotrzeć do najmłodszej warstwy swojego elektoratu. Dlaczego? Myślę, że po stronie Koalicji Obywatelskiej, a konkretnie PO, okres tzw. resetu jest jednak problematyczny. Należy zauważyć, że ówczesnych interesów z Rosją żaden polityk związany z dzisiejszą opozycją głośno teraz nie broni. Lepiej więc może nie zagłębiać się w temat, żeby nie trzeba było tłumaczyć się z dość niewygodnych spraw, a zamiast tego znaleźć sposób, aby w tym wszystkim pogrążyć Zjednoczoną Prawicę? Z kolei obecnie rządzący w ogóle mają w mojej opinii problem z dotarciem do młodzieży, jeśli chodzi o formę i charakter przekazu, a nie pojedyncze wypowiedzi pojedynczych polityków. Tu więc z założenia nie ma narracji skierowanej do najmłodszych wyborców. Ci chętniej wezmą na sztandar kilka krzykliwych tweetów zamiast analizy dokumentów. I nie marudzę tutaj. Taka jest naturalna, cywilizacyjna kolej rzeczy – stety lub niestety.

Myślę, że młodzi popierający dowolną grupę polityczną nie będą w tych wyborach zawzięcie dochodzić prawdy lub nieprawdy agenturalnej czy niejasnych powiązań tej lub innej partii. Młodzi z obozu prawicowego będą powielać argumenty starszych, zaś młodzi z obozu lewicowo-liberalnego skupią się po prostu na innych priorytetach. Zresztą owa prawda lub nieprawda tak naprawdę nie jest tu sprawą. Ta, bądź co bądź, bardzo istotna kwestia – samo istnienie komisji lub nie – i tak będzie potraktowane narzędziowo w politycznej walce. Z jakim skutkiem? Tego dowiemy się jesienią.