Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Czteromiesięczna Nadia miała przeżyć w domu piekło. Babcia dziewczynki przerwała milczenie
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 24.10.2023 09:32

Czteromiesięczna Nadia miała przeżyć w domu piekło. Babcia dziewczynki przerwała milczenie

policja
Policja Podkarpacka

Prokuratura w Jaśle wyjaśnia sprawę maltretowania czteromiesięcznej Nadii, która trafiła do szpitala z licznymi złamaniami i siniakami. Pierwsze podejrzenia od razu padły na rodziców dziecka, których tymczasowo aresztowano na trzy miesiące. W obliczu tych wydarzeń głos zdecydowała się zabrać babcia skatowanej dziewczynki. Jej słowa rzucają nowe światło na to, co działo się w domu ukochanej wnuczki.

Jasło. Czteromiesięczne niemowlę ofiarą przemocy

Jak informowaliśmy w portalu Goniec.pl, czteromiesięczna Nadia trafiła do szpitala w Jaśle (woj. podkarpackie) w czwartek 19 października wieczorem. Wtedy to, za namową rodziny, na oddział zgłosiła się z dzieckiem jego 20-letnia matka. Lekarze z jasielskiej placówki szybko odkryli na ciele dziecka liczne ślady przemocy. Zaniepokojeni zawiadomili policję.

Jak się później okazało, niemowlę miało nie tylko ogromną ilość siniaków i obić, ale też złamaną nogę i rączkę oraz krwiaka przymózgowego. Medycy natychmiast podjęli decyzję o operacji ortopedycznej w Rzeszowie, mimo to Nadia cały czas walczy o życie. Jej rodzice najbliższe trzy miesiące spędzą w policyjnym areszcie.

Zabójstwo 6-latka w Gdyni, Grzegorz Borys poszukiwany. Policjanci znaleźli list

Babcia dziecka przerwała milczenie

Z dnia na dzień coraz więcej wiemy o tym, co mogło dziać się w czterech ścianach domu Nadii, Magdaleny K. i jej partnera Artura K. Jak podają media, para znała się od sześciu lat, a gdy na świat przyszło jej dziecko, zamieszkała w domu rodzinnym mężczyzny w Łubnie Opace.

Babcia dziecka i jednocześnie matka Artura K. twierdzi tymczasem, że związek syna i 20-letniej Magdaleny od początku był bardzo burzliwy. W końcu, 12 dni temu mama Nadii zabrała dziecko i wyprowadziła się.

ZOBACZ: Międzyrzecz. Nie żyje uczeń renomowanego liceum. Miał 15 lat

- Mój syn pragnął, żeby zostawiła dziecko. Dlatego wyprowadzka odbyła się w asyście policji - powiedziała “Faktowi” pani Agnieszka, dodając, że nie wierzy, by jej syn zrobił córce krzywdę. Jak mówi, w ostatnim czasie 25-latek nie miał kontaktu z partnerką i maleńką Nadią. Wcześniej także nie było mowy o krzywdzie dziecka.

Gorzkie słowa kobiety o 20-letniej Magdalenie

Babcia Nadii zdradziła mediom także, że jej wnuczka od dziecka miała problemy ze zdrowiem i urodziła się w bardzo poważnym stanie, dlatego uczęszczała na rehabilitację.

- Jestem przekonana, że gdyby coś się działo, to rehabilitant, by zareagował. Kiedy syn, Magda i wnuczka byli pod moim dachem, nic się złego nie działo. Przynajmniej ja nic takiego nie zauważyłam - zapewnia pani Agnieszka.

Jednocześnie kobieta nie wystawia dobrej opinii synowej, twierdząc, że zdarzało jej się krzyczeć na dziecko i nie okazywać matczynych uczuć. - Może wynikało to z problemów po trudnym porodzie? Może z braku dojrzałości? Sama była dzieckiem adoptowanym... - zastanawia się babcia.

Rodzina miała "Niebieską kartę"

Dla pani Agnieszki koszmar Nadii jest też jej osobistym koszmarem. - Moje serce boleje. Bardzo cierpię z tego powodu. Nie mogę tego zrozumieć - zapewnia kobieta.

ZOBACZ: Kolega Grzegorza Borysa z wojska przerwał milczenie. Tak zachowywał się poszukiwany 44-latek

Znamienne również, że dopiero po wyprowadzce Magdalena K. zawiadomiła policję i zaczęła skarżyć się na partnera, zarzucając mu przemoc wobec siebie. Wówczas policja uruchomiła procedurę “Niebieskiej karty”.

- Kobieta była wtedy pytana, czy dochodzi do przemocy partnera wobec dziecka, ale zaprzeczyła. Na tamtym etapie nie było żadnych informacji, aby dziecku działa się krzywda - przekazała prokurator Katarzyna Skrudlik-Rączka.

Źródło: Fakt