Zabił rodziców, potem siebie. Zaskakujące, co stało się na pogrzebie
Kilka dni temu w jednym z mieszkań w Stęszewie pod Poznaniem odkryto ciała trzech osób: małżeństwa oraz ich syna. W toku śledztwa służby ustaliły, że to syn zamordował swoich rodziców, a następnie popełnił samobójstwo. W sobotę 15 czerwca odbył się pogrzeb zmarłych, podczas którego doszło do niecodziennej sytuacji.
Tragedia w Stęszewie. Odnaleziono trzy ciała
Makabryczne odkrycie w Stęszewie wstrząsnęło lokalną społecznością. 5 czerwca córka zaniepokojona długim brakiem kontaktu ze strony rodziców postanowiła odwiedzić ich osobiście. W rodzinnym mieszkaniu dokonała tragicznego odkrycia. Kobieta odnalazła zwłoki matki i ojca, a chwilę później również 29-letniego brata.
W sprawie wszczęto śledztwo, które bardzo szybko wykazało, że doszło do podwójnego morderstwa, a następnie samobójstwa sprawcy, którym okazał się 29-letni syn małżeństwa.
Nie żyje 4-letnie dziecko, matka walczy o życie. Tragiczne informacjeStęszewo. W sobotę odbył się pogrzeb ofiar
29-letni Bartosz W. miał zamordować swoich rodziców, a następnie się powiesić. Według relacji sąsiadów i mieszkańców Stęszewa w rodzinie od dawna się nie przelewało, panowała bieda i bardzo skromne warunki życia.
ZOBACZ: Zostali wezwani do śmiertelnego wypadku. Gdy zobaczyli kto jest ofiarą, mogli tylko zapłakać
Jeden z sąsiadów przyznał w rozmowie z "Faktem", że w domu dochodziło do awantur i kłótni. Pojawiają się również informacje o problemach z prawem matki, Marzeny W., która według relacji mieszkańców po wyjściu z więzienia była pod opieką kuratora.
W sobotę 15 czerwca w Stęszewie odbył się pogrzeb ofiar. Podczas ceremonii doszło do nietypowych scen.
Niecodzienna sytuacja podczas pogrzebu
Kameralna uroczystość na cmentarzu w Stęszewie zgromadziła wąskie grono najbliższych. Jak donosi "Fakt", Bartosz W. spoczął w małym grobie razem ze swoimi rodzicami Marzeną i Maciejem. To dosyć wyjątkowa sytuacja, która nie zdarza się często.
ZOBACZ: 17-letniego Krzysztofa szukała cała Polska. Akcja służb nad Wisłą
Ta decyzja należy do rodziny i nikt nie powinien jej oceniać. Tym bardziej że po pierwsze i tak sprawcę tej tragedii osądzi Bóg. Poza tym nie wiemy dokładnie, co tam się stało. Motyw sprawca zabrał ze sobą - mówi w rozmowie z "Faktem" jeden z księży.