Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Wydało się, co Łukasz Ż. zrobił po dokonaniu zbrodni na Trasie Łazienkowskiej. Plugawe zachowanie
Krzysztof Górski
Krzysztof Górski 21.09.2024 08:05

Wydało się, co Łukasz Ż. zrobił po dokonaniu zbrodni na Trasie Łazienkowskiej. Plugawe zachowanie

wypadek
Fot. Miejski Reporter/facebook, policja, pixabay

Sprawą tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie żyje cała Polska. Łukasz Ż., podejrzany o kierowanie feralnego wieczoru pędzącym volkswagenem, jest już w rękach policji. Teraz na światło dzienne wychodzą kolejne szczegóły dotyczące tragedii.

Łukasz Ż. zatrzymany w Niemczech

W czwartek polska policja wraz z funkcjonariuszami z Niemiec zatrzymała Łukasza Ż., podejrzanego o spowodowanie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Teraz mężczyzna czeka na procedurę wydania Polsce w ramach europejskiego nakazu aresztowania.

Łukasz Ż. ujęty i aresztowany w RFN. Wdrożono procedurę ENA. Dwaj kolejni podejrzani o poplecznictwo tymczasowo aresztowani – przekazała warszawska prokuratura na piątkowym briefingu prasowym.

Obecnie toczy się postępowanie, w ramach którego badana jest kwestia dopuszczalności przekazania podejrzanego polskim władzom - podała prokuratura generalna Szlezwika-Holsztynu cytowana przez TVN24. Dodano, że wobec podejrzanego zastosowano areszt tymczasowy.

Była dziewczyna Łukasza Ż. przerwała milczenie. Ujawniła straszne rzeczy

Zatrzymano 6 osób. To nie koniec

W związku z tragicznymi wydarzeniami na Trasie Łazienkowskiej prokuratura zatrzymała łącznie sześć osób. 

Mamy sześciu podejrzanych, pięć osób jest tymczasowo aresztowanych, jedna przebywa poza granicami Polski. W stosunku do szóstej osoby trwa procedowanie w zakresie zastosowania środków zapobiegawczych - powiedział dla TVN24 Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Wśród zatrzymanych są m.in. dwaj mężczyźni, którzy bezpośrednio przed wypadkiem bawili się z Łukaszem Ż. Jednym z nich jest Kamil K., który usłyszał zarzuty nieudzielania pomocy, jak również pomocnictwa w ukrywaniu się podejrzanego, ułatwienia mu ucieczki. Był wcześniej karany.

"To nie ja, to jakiś Ukrainiec"

Zobacz: 25-letni strażak stracił życie w remizie. Wstyd, co dzieje się z tymi, którzy go wykończyli 

Jak udało się ustalić serwisowi TVN24 Łukasz Ż. tuż po ucieczce wykonał kilka telefonów do najbliższych. "Podawał różne wersje zdarzeń, a każdemu, z kim rozmawiał, wskazał inny kraj, do którego zamierza uciec" - czytamy. Stacja przytacza też sytuację, kiedy do mieszkania ciotki 26-latka zawitała policja. W momencie, kiedy ta zadzwoniła do niego i zapytała: "Jest tu policja, co narobiłeś?", odpowiedział, że "to nie ja, to jakiś Ukrainiec".

Łukasz Ż. tuż po spowodowaniu wypadku miał schować się w mieszkaniu jednego z kolegów, przy ul. Romaszewskiego na Bielanach.

Podawał różne wersje zdarzeń, a każdemu, z kim rozmawiał, wskazał inny kraj, do którego zamierza uciec - informuje TVN24.

26-latek najprawdopodobniej usłyszy zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i spowodowania ciężkich obrażeń u innych uczestników zdarzenia, a także ucieczki z miejsca. Grozi mu 12 lat pozbawienia wolności.