Wydało się, co Łukasz Ż. zrobił po dokonaniu zbrodni na Trasie Łazienkowskiej. Plugawe zachowanie
Sprawą tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie żyje cała Polska. Łukasz Ż., podejrzany o kierowanie feralnego wieczoru pędzącym volkswagenem, jest już w rękach policji. Teraz na światło dzienne wychodzą kolejne szczegóły dotyczące tragedii.
Łukasz Ż. zatrzymany w Niemczech
W czwartek polska policja wraz z funkcjonariuszami z Niemiec zatrzymała Łukasza Ż., podejrzanego o spowodowanie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Teraz mężczyzna czeka na procedurę wydania Polsce w ramach europejskiego nakazu aresztowania.
Łukasz Ż. ujęty i aresztowany w RFN. Wdrożono procedurę ENA. Dwaj kolejni podejrzani o poplecznictwo tymczasowo aresztowani – przekazała warszawska prokuratura na piątkowym briefingu prasowym.
Obecnie toczy się postępowanie, w ramach którego badana jest kwestia dopuszczalności przekazania podejrzanego polskim władzom - podała prokuratura generalna Szlezwika-Holsztynu cytowana przez TVN24. Dodano, że wobec podejrzanego zastosowano areszt tymczasowy.
Była dziewczyna Łukasza Ż. przerwała milczenie. Ujawniła straszne rzeczyZatrzymano 6 osób. To nie koniec
W związku z tragicznymi wydarzeniami na Trasie Łazienkowskiej prokuratura zatrzymała łącznie sześć osób.
Mamy sześciu podejrzanych, pięć osób jest tymczasowo aresztowanych, jedna przebywa poza granicami Polski. W stosunku do szóstej osoby trwa procedowanie w zakresie zastosowania środków zapobiegawczych - powiedział dla TVN24 Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Wśród zatrzymanych są m.in. dwaj mężczyźni, którzy bezpośrednio przed wypadkiem bawili się z Łukaszem Ż. Jednym z nich jest Kamil K., który usłyszał zarzuty nieudzielania pomocy, jak również pomocnictwa w ukrywaniu się podejrzanego, ułatwienia mu ucieczki. Był wcześniej karany.
"To nie ja, to jakiś Ukrainiec"
Zobacz: 25-letni strażak stracił życie w remizie. Wstyd, co dzieje się z tymi, którzy go wykończyli
Jak udało się ustalić serwisowi TVN24 Łukasz Ż. tuż po ucieczce wykonał kilka telefonów do najbliższych. "Podawał różne wersje zdarzeń, a każdemu, z kim rozmawiał, wskazał inny kraj, do którego zamierza uciec" - czytamy. Stacja przytacza też sytuację, kiedy do mieszkania ciotki 26-latka zawitała policja. W momencie, kiedy ta zadzwoniła do niego i zapytała: "Jest tu policja, co narobiłeś?", odpowiedział, że "to nie ja, to jakiś Ukrainiec".
Łukasz Ż. tuż po spowodowaniu wypadku miał schować się w mieszkaniu jednego z kolegów, przy ul. Romaszewskiego na Bielanach.
Podawał różne wersje zdarzeń, a każdemu, z kim rozmawiał, wskazał inny kraj, do którego zamierza uciec - informuje TVN24.
26-latek najprawdopodobniej usłyszy zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i spowodowania ciężkich obrażeń u innych uczestników zdarzenia, a także ucieczki z miejsca. Grozi mu 12 lat pozbawienia wolności.