Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Wagnerowcy przy polskiej granicy. Ekspertka wskazała "najbardziej czarny scenariusz"
Jan Jałowczyk
Jan Jałowczyk 01.08.2023 12:29

Wagnerowcy przy polskiej granicy. Ekspertka wskazała "najbardziej czarny scenariusz"

Przejście graniczne
Piotr Molecki/East News

Po nieudanej próbie puczu na terenie Rosji Grupa Wagnera z Jewgienijem Prigożynem na czele udała się na Białoruś. W związku z obecnością kilku tysięcy najemników za naszą wschodnią granicą polskie i międzynarodowe służby bacznie monitorują sytuację. Głos w sprawie zabrała Anna Maria Dyner, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. 

Nieudany pucz w Rosji

W sobotę, 24 czerwca, światowe media zelektryzowała informacja o potencjalnym zamachu stanu na terenie Federacji Rosyjskiej. Inicjatorem puczu został Jewgienij Prigożyn, przywódca tzw. Grupy Wagnera, najemników wykorzystywanych w walce z wojskami ukraińskimi na froncie. Powodem buntu miał być rzekomy ostrzał pozycji bojowych Wagnerowców przez rosyjskie siły zbrojne, co z kolei miało zdyscyplinować armię Prigożyna. 

Po kilku godzinach marsz w kierunku stolicy Rosji został wstrzymany. - Wyszliśmy 23 czerwca na Marsz Sprawiedliwości. [...] W tym czasie nie przelaliśmy ani kropli krwi naszych bojowników. Teraz nadeszła chwila, kiedy może się polać krew. Dlatego rozumiejąc odpowiedzialność za rozlew krwi rosyjskiej po jednej ze stron, zawracamy nasze konwoje i zgodnie z planem wracamy do obozów polowych - przekazł przywódca najemników.

Po nieudanym puczu Jewgienij Prigożyn wraz z kilkoma tysiącami najemnych zabójców otrzymał schronienie na Białorusi. To białoruski dyktator, Aleksandr Łukaszenka miał osobiście proponować Wagnerowcom pobyt na terenie naszego wschodniego sąsiada. 

Piotr Kaszewiak został pozwany o milion złotych przez uczestnika "Sprawy dla reportera"

Analityczka ocenia sytuację na Białorusi

Od tamtego czasu docierają do nas informacje na temat aktywności Grupy Wagnera na terenie Białorusi, w pobliżu przesmyku suwalskiego. - Teraz mówi się o około 5 tys., ale trzeba się liczyć, że może ich być więcej. Niezależnie od tego, jaka dokładnie będzie ta liczba, obecność tej formacji najemniczej na terytorium Białorusi będzie wykorzystana do presji na Ukrainę, Polskę, kraje bałtyckie i - szerzej - państwa NATO - poinformowała w rozmowie z PAP Anna Maria Dyner, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

- To, co już teraz widzimy, to "gra informacyjna" ze strony białoruskich władz. W tym sugestie Alaksandra Łukaszenki, że "chcą się oni wybrać na wycieczkę do Rzeszowa". Obecność tych formacji pozwala Mińskowi i Moskwie grozić działaniami hybrydowymi, wywierać presję psychologiczną i wywoływać strach - dodawał analityczka PISM.

Analityczka o "czarnym scenariuszu"

Anna Maria Dyner podkreśla, że w kwestii obecności Wagnerowców za naszą wschodnią granicą kluczowa jest "prawidłowa komunikacja – wobec własnego społeczeństwa, sojuszników w NATO oraz potencjalnych przeciwników”. - Jeśli mielibyśmy wyobrazić sobie, podkreślam, hipotetyczny, ale najbardziej czarny scenariusz, to formacja ta lub jej część mogłaby zostać wykorzystana do prowokacji czy jakichś akcji dywersyjnych na granicy z Ukrainą, ale także z Polską czy Litwą - tłumaczy Dyner.

Analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zabrała głos także w sprawie samego dyktatora Białorusi. - Nie wiemy, jaka była i jest rola Alaksandra Łukaszenki. Nie wierzyłabym jednak w to, że Prigożyn nie ma powiązań z Kremlem. I można sobie wyobrazić, hipotetycznie, że jakieś działania na terytorium lub z terytorium Białorusi, Wagnerowcy mogą przeprowadzić nawet bez zgody czy wiedzy Łukaszenki. W ten sposób Moskwa ma dodatkowe narzędzie kontrolowania go - dowiadujemy się.

Źródło: Goniec.pl/ PAP