Wiadomosci.Goniec.pl > Świat > Tragedia na promie Stena Spirit. Co tak naprawdę wydarzyło się podczas rejsu z Gdyni do Karlskrony?
Bartłomiej  Binaś
Bartłomiej Binaś 13.07.2023 15:43

Tragedia na promie Stena Spirit. Co tak naprawdę wydarzyło się podczas rejsu z Gdyni do Karlskrony?

stena spirit
Marek BAZAK/East News

Wciąż nie milkną echa po tragicznej śmierci 36-letniej Pauliny Sz. i jej 7-letniego syna Leszka na Morzu Bałtyckim. W sprawie na jaw wychodzą nowe szczegóły i zaskakujące fakty. Przypomnijmy, że 29 czerwca w czwartek, po godzinie 16:00. z promu Stena Spirit za burtę wypadło 7-letnie dziecko. Pierwsze medialne doniesienia informowały o tym, że na ratunek skoczyła za nim 36-letnia matka. Do akcji ratunkowej od razu przystąpiły również poinformowane służby, w tym także stacjonujące w pobliżu okręty NATO. Kobietę oraz jej syna udało się odnaleźć i przetransportować do szpitala. Niestety w piątek 30 czerwca poinformowano o ich śmierci. W toku śledztwa na jaw wychodzą cały czas nowe okoliczności. Według duńskich służb wypadnięcie Polaków za burtę promu nie było nieszczęśliwym wypadkiem. - Wręcz przeciwnie, było to celowe działanie. W weekend komisja przejrzała zeznania i nagrania z monitoringu z pokładu i jest jasne, że nie był to wypadek - poinformował Oessur Jarleivson Hilduberg, szef duńskiej komisji wypadkowej. Co tak naprawdę wydarzyło się na promie Stena Spirit  płynącym z Gdyni do Karlskrony? 

Relacje świadków i stanowisko firmy Stena Line

Jeden ze świadków całego zdarzenia, do którego dotarły szwedzkie media, twierdzi, że załoga promu Stena Spirit natychmiast zaalarmowała, że za burtę wypadły dwie osoby. Pozostali pasażerowie zostali poproszeni o pomoc w wypatrywaniu zaginionych. 

- Byliśmy na pokładzie i wtedy zobaczyliśmy wielu ludzi biegnących w kierunku barierki i wskazujących w dół w kierunku wody. Był potworny tumult i chaos. Wyrzucili koło ratunkowe, więc zdaliśmy sobie sprawę, że ktoś wypadł za burtę. Ale nie wiedzieliśmy, że było tam dziecko i mama. Nie wiedzieliśmy tego. Prom się zatrzymał i zawrócił. Spuścili łódź ratunkową. Okrążyli miejsce zdarzenia i cały czas sprawdzali je. Trzy helikoptery, samoloty i inne statki również prowadziły poszukiwania. Znaleźli najpierw matkę, a potem jej dziecko. Na pokładzie rozległy się wtedy brawa - relacjonował Tim Karlsson, jeden ze świadków całego zdarzenia i pasażer płynącego promu Stena Spirit w rozmowie ze szwedzką telewizją svt.se.

Skontaktowaliśmy się z przedstawicielami firmy Stena Line, którzy potwierdzają wersję zdarzeń pasażerów promu i świadków dramatycznej akcji ratunkowej. 

- Dziecko zostało odnalezione i podjęte z wody przez łódź ratowniczą promu Stena Spirit, a wkrótce potem przeniesione do niemieckiego helikoptera. Kobieta została odnaleziona przez szwedzki helikopter. Oboje zostali przetransportowani do szpitala w Karlskronie. W piątek 30.06.2023 otrzymaliśmy informacje, że obie osoby zmarły - potwierdzają przedstawiciele firmy.

- Po zakończeniu akcji poszukiwawczo-ratowniczej prom Stena Spirit otrzymał pozwolenie na kontynuowanie rejsu w kierunku Karlskrony, gdzie dotarł z 1,5 godzinnym opóźnieniem w stosunku do rozkładu. Współpracujemy z policją i odpowiednimi służbami w dochodzeniu przyczyn i okoliczności zdarzenia - dodają.

W tych sklepach zrobisz zakupy najtaniej. Lider nie oddaje palmy pierwszeństwa

Prokuratura prowadzi postępowanie

O całą sprawę i toczące się wciąż śledztwo zapytaliśmy również Prokuraturę Okręgową w Gdańsku:

- W wyniku czynności podjętych po powrocie promu do Gdyni, w tym analizy zapisu monitoringu, postępowanie dotyczące śmierci dwojga obywateli polskich prowadzone jest w sprawie pozbawienia dziecka życia i targnięcia się na życie przez matkę - poinformowała nas Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

- W sprawie podejmowane są czynności mające na celu ustalenie okoliczności zdarzenia, jak i jego przyczyny. Niezależnie od czynności realizowanych na terenie kraju, prokuratura wstąpiła do prokuratury w Szwecji prowadzącej własne, odrębne postępowanie, o udostępnienie materiałów z tego postępowania - dodaje prokurator.

Stenaline.png
Stena Line

Kim była 36-letnia Paulina Sz., 7-letnie dziecko oraz jego ojciec?

Wyjaśnienie okoliczności tragedii przypadło śledczym ze Szwecji. Ci przeprowadzili już pierwsze przesłuchania załogi statku i podróżujących pasażerów. - Przestępstwo zostało zakwalifikowane jako morderstwo. Pojawiły się pewne okoliczności, które pozwoliły nam na przyjęcie takiej klasyfikacji - powiedział Thomas Johansson ze szwedzkiej policji w rozmowie z „Faktem”. Wątpliwości śledczych w tej sprawie miało wzbudzić to, co 36-latka robiła w miesiącach bezpośrednio przed tragedię na promie. Zabezpieczono również monitoring ze statku, a także ustalono tożsamość kobiety i jej dziecka. 36-letnia Paulina pochodziła z Grudziądza. Jej syn, Leszek, był zameldowany w Trójmieście. Ojciec 7-latka przebywa za granicą i nie utrzymywał kontaktu z rodziną.

- Pamiętam, że myślałam, że to nietypowe mieć w wózku takie duże dziecko, ale chłopiec może był w jakiś sposób niepełnosprawny. Ona wyglądała na zmęczoną, przygnębioną. Jej język ciała był taki – relacjonuje pasażerka, która 29 czerwca również płynęła promem linii Stena Spirit z Gdyni do Karlskrony.

Już przed tragedią na promie stan psychiczny 36-letniej Pauliny Sz. miał budzić wątpliwości polskich urzędów i placówek pomocowych. Z ustaleń mediów wynika, że na kilka tygodni przed dramatycznymi wydarzeniami przedstawiciele instytucji „desperacko próbowali zlokalizować” kobietę oraz jej syna. Było to jednak dosyć trudne z uwagi na fakt, że 36-latka bardzo często zmieniała miejsce zamieszkania. Najpierw przebywała w Gdańsku, potem w Gdyni i Sopocie, a w kwietniu przeniosła się do Grudziądza. W żadnym z tych miejsc zarówno ona jak i jej 7-letni syn nie byli zameldowani na stałe. Pracownicy socjalni w ostatnim czasie wiele razy próbowali kontaktować się z kobietą, ale nigdy nie było jej pod wskazanym adresem.

Paulina Sz. miała ograniczone prawa rodzicielskie

Według najnowszych ustaleń w sprawie Paulina Sz. i jej partner mieli ograniczone prawa rodzicielskie niedługo po narodzinach syna. Dziecko miało być zaniedbywane, a sytuacja była na tyle poważna, że rodzinie przydzielono nawet kuratora. Ojciec po pewnym czasie wyjechał za granicę i nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Pod opieką kuratora sytuacja 7-letniego Leszka oraz matki miała ulec poprawie. W ostatnim czasie stan kobiety jednak niepokoił pracowników przedszkola, do którego chodził jej syn. 

- Niepokoił nas jednak stan mamy. Sprawiała wrażenie osoby nieśmiałej i wycofanej, jakby przed czymś uciekała, ale jednocześnie bardzo stanowczej i konkretnej, jeśli chodzi o potrzeby syna. Dociekaliśmy, czy potrzebuje pomocy, ale zapewniła, że jest zaopiekowana terapeutycznie - powiedziała "Faktowi" Izabela Heidrich, rzeczniczka Urzędu Miasta w Sopocie.

 

 

Źródło: Goniec/svt.se/Fakt