wypadek polskiego autobusu w Chorwacji
Pielgrzym z feralnego autokaru wrócił do kraju, ale koszty leczenia są zbyt wysokie. Pan Marek prosi o pomoc. Do Medjugorje jechał z żoną, ale wrócił sam. - W tym momencie zwracamy się do Was, ludzi o wielkich sercach z prośbą o pomoc - czytamy w opisie zbiórki zorganizowanej przez znajomych ocalałego z tragicznego wypadku polskiego autokaru.Pan Marek jechał do Medjugorje z bardzo konkretną intencją. Z żoną Ewą chciał niedługo adoptować 2-letnią dziewczynkę i chciał pomodlić się o szczęśliwe zakończenie procesu adopcyjnego. Niestety, ale los chciał jednak inaczej i autokar z pielgrzymami rozbił się na chorwackiej autostradzie. Pan Marek przeżył, ale jego żona Ewa zginęła. Mężczyzna wrócił do kraju jako wdowiec, a jego stan zdrowia nie pozwala na kontynuowanie dotychczasowego stylu życia.Przyjaciele poszkodowanego pielgrzyma postanowili działać. W serwisie zrzutka.pl otworzyli specjalną skarbonkę, gdzie można wpłacić pieniądze na dalsze leczenie i rehabilitację pana Marka. Przy okazji ujawniono obrażenia, jakie odniósł pan Marek.
Do Chorwacji poleciał specjalny samolot Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Wróci z trzema polskimi turystami, którzy brali udział w tragicznym wypadku autokaru w Chorwacji. Oficjalną informację na ten temat przekazał Adam Niedzielski.Ciąg dalszy wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami w Chorwacji. W środę 17 lipca do Polski wrócą kolejni poszkodowani. Nie są ostatni. Ranni wciąż przebywają w szpitalach, a ich transporty pozostają na razie w planach.Od 6 sierpnia przebywali oni w chorwackim szpitalu. Lekarze zdecydowali, że ich stan pozwala już powrót do ojczyzny. W porozumieniu z polskimi władzami zorganizowano transport. Pacjenci trafią do kraju dzięki LPR-owi.
Organizator tragicznej pielgrzymki do Medjugorie, w której zginęło 13 osób, przerywa milczenie. Jarosław Miłkowski, w rozmowie z "Wirtualną Polską" tłumaczy, że wyjazd miał charakter prywatny i koordynowała go siostra zakonna. - Nie było żadnych umów - zastrzega.Jutro minie dokładnie tydzień od niewyobrażalnego dramatu na Chorwackiej autostradzie A4, którą do znanego ośrodka kultu religijnego w Medjugorie jechał autokar z grupą polskich pielgrzymów. Po tym, jak autobus z nieznanych przyczyn zjechał do rowu, śmierć poniosło 12 osób, a ponad 30 zostało rannych, w tym wiele ciężko.Pogrążone w smutku rodziny ofiar każdego dnia przeżywają przeszywające na wskroś serca cierpienie. Niektórzy z nich nie byli w stanie unieść ciężaru tragedii, inni z niecierpliwością oczekują na wyjaśnienie szczegółowych okoliczności wypadku.W tym samym czasie chorwackie i polskie służby robią wszystko, co w ich mocy, by dociec, co wydarzyło się w sobotni poranek. Śledztwo bezzwłocznie wszczęła warszawska Prokuratura, a także mazowiecki urząd wojewódzki, z którego napłynęły szokujące doniesienia.W czwartek poinformowano, że odpowiedzialna za wyjazd firma "U Brata Józefa" nie była w rejestrze organizatorów turystyki. W związku z tym sprawę zgłoszono do organów ścigania. Nieoczekiwany zwrot akcji spotkał się z reakcją organizatora pielgrzymki, pana Jarosława.
Organy ścigania otrzymały zawiadomienie w sprawie tragicznego wypadku polskiego autokaru w Chorwacji. Mazowiecki urząd marszałkowski ujawnił, że biuro podróży odpowiedzialne za organizację pielgrzymki do Medjugorie nie jest wpisane do rejestru organizatorów turystyki.– Niestety, jak wynika z ustaleń biuro podróży „U brata Józefa” nie zostało zgłoszone do rejestru. Tymczasem z informacji zamieszczanych na stronie internetowej tej firmy wynika, że oferuje ona i organizuje cykliczne imprezy turystyczne – przekazała rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, Marta Milewska, cytowana przez „Radio dla Ciebie”.
Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Ekspert twierdzi, że przyczyną wypadku leżącą po stronie kierowcy mogła być nieleczona bardzo powszechna choroba, która dotyka miliony osób w Polsce i na świecie. W wywiadzie dla chorwackiej telewizji przekonywał, że to częsty powód. Prof. Rajko Horvat w rozmowie z telewizją HRT mówił o tym, że przyczyną wypadku mógł być mikrosen. To skutek jednej z najczęstszych chorób dotykających ludzkość.
Po tragicznym wypadku polskich pielgrzymów w Chorwacji premier Mateusz Morawiecki podjął ważną decyzję dotyczącą kontroli pojazdów. Inspekcja Transportu Drogowego ma znacznie zintensyfikować swoje działania, tak, aby w przyszłości zapobiec podobnym dramatom na drodze. Pod szczególnym nadzorem znajdą się m.in. autokary wiozące dzieci na kolonie i obozy.W środę, 10 sierpnia br. premier Mateusz Morawiecki wziął udział w konferencji w MOP Brwinów, w której towarzyszył mu Główny Inspektor Transportu Drogowego Alvin Gajadhur. Podczas spotkania z mediami szef polskiego rządu mówił o bezpieczeństwie na drodze, nie mogąc nie wspomnieć w tym kontekście o sobotnim wypadku Polaków jadących do Medjugorie.
Syn kierowcy polskiego autokaru, który uległ tragicznemu wypadkowi w Chorwacji, przerwał milczenie. W dramatycznych słowach wyraził swój smutek i cierpienie. Według wstępnych ustaleń przyczyną katastrofy mogło być zaśnięcie za kierownicą prowadzącego pojazd. Śmierć poniosło 13 osób, w tym dwóch kierowców, zaś 18 pasażerów było w stanie ciężkim.
W rozmowie udzielonej "Faktowi" wiceszef MSZ, Marcin Przydacz, podzielił się dramatycznymi emocjami, z którymi przyszło mu się zmierzyć, będąc na miejscu wypadku polskiego autokaru w Chorwacji. Wiceminister był główną osobą odpowiedzialną za koordynację polskiej misji.
Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Wśród jadących na pielgrzymkę były również 73-letnia pani Wanda i jej córka, która przyjęła święcenia zakonne. Kobieta zginęła, a wkrótce wieść o tym dotarła do jej kochanego syna, 43-letniego pana Mariusza. Na wieść o tym "Słonecznik" powiesił się. - Potwierdzam, że doszło do zdarzenia, w wyniku którego śmierć poniósł 43-letni mężczyzna - twierdziła legionowska policja, która bada okoliczności zdarzenia.
Inspektoria Warszawska Księży Salezjanów przekazała informację o śmierci ich współtowarzysza, ks. Grzegorza Radziszewskiego. Duchowny w stanie ciężkim trafił do jednego z chorwackich szpitali po wypadku polskiego autokaru. Pomimo podjętych przez lekarzy prób uratowania duchownego i modlitwy wiernych w jego intencji, ksiądz zmarł.
Sobotnim wypadkiem pielgrzymów zmierzających do Medjugorje wciąż żyje cała Polska. Niestety, dziś napłynęła wiadomość o śmierci drugiego kierowcy. Jedna z uczestniczek tragicznego zdarzenia, która przetrwała zderzenie z ziemią, opowiedziała o tym, jak wyglądało oczekiwanie na udzielenie pomocy. - To była wieczność - ujaHorror, jaki przeżyli pielgrzymi w Chorwacji oraz ich rodziny, jest nie do opisania. Ci, którym udało się przeżyć, z pewnością zapamiętają go do końca życia. Koszmar na pielgrzymce do Medjugorje To miała być pielgrzymka pełna wzruszających momentów i duchowe przeżycie podążania śladami objawień maryjnych. Niestety, to wszystko dobiegło końca w sobotę 6 sierpnia nad ranem, zanim jeszcze rozpoczęło się na dobre. Około godz. 5.40 autobus, którym podróżowali pielgrzymi, nieoczekiwanie zjechał z toru drogi i uderzył w pobocze, doprowadzając do tragicznego w skutkach wypadku. Śmierć poniosło 12 osób, a 32 odniosły poważne rany, w tym zagrażające życiu. - Niewiele pamiętamy, bo to było nad ranem. Wszyscy spaliśmy, więc usłyszeliśmy tylko trzask pobocza, ten trzask nas obudził. No i potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko - relacjonował kapłan towarzyszący podróżującym w rozmowie z "Super Expressem". W przeciwieństwie do księdza, jedna z uczestniczek pielgrzymki, do której dotarł dziennik twierdzi, że w jej umyśle, zdarzenia następowały w niezwykle wolnym tempie. Kobieta opowiedziała dziennikarzom, jak z jej perspektywy wyglądały okoliczności tuż po zdarzeniu. W oczekiwaniu na pomoc - Nie spałam, ale miałam zamknięte oczy. Wielki huk, później byłam przygnieciona dwoma siedzeniami. Byłam przytomna, nie straciłam przytomności - opowiedziała w rozmowie z "Super Expressem" pani Beata, jedna z uczestniczek pielgrzymki. Kobieta twierdzi, że w związku z zakleszczeniem się wielu z pasażerów, autobus musiał zostać rozcięty. Oczekiwanie na pomoc, choć nie tak długie, było jednak nie do zniesienia, a każda minuta dłużyła się jak godzina. - Dla nas to wieczność, ale podobno krótko - po 13 minutach przyjechali, ale ja miałam wrażenie, że to trwało dłużej - przekonywała. Na szczęście pani Beata miała na tyle szczęścia, że szybko powinna dojść do siebie. Złamała łopatkę, a jej noga uległa stłuczeniu. Niestety, wielu z jej przyjaciół z wyprawy do Medjugorje nie będzie już nigdy miało okazji zobaczyć celu podróży. Artykuły polecane przez Goniec.pl:"Tej chorobie trzeba zaradzić". Jarosław Kaczyński zapowiada kolejną reformę sądownictwa i uderza w prezydentaWypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Uczestnik: "Wbił się przodem, góra się przełamała"Wypadek autokaru w Chorwacji. Organizator pielgrzymki zdruzgotany. "Taka była wola Pana Boga"Źródło: se.pl
Chorwackie media poinformowały o śmierci drugiego kierowcy polskiego autokaru, który uległ wypadkowi w drodze do Medjugorje. Tragiczna wiadomość miała zostać potwierdzona przez prokuraturę w Warażdinie.- Zmarł drugi kierowca polskiego autokaru, który wypadł z autostrady i rozbił się przy drodze w Chorwacji w sobotę nad ranem - donosi Polsat News, powołując się na chorwackie media.
Wypadek polskiego autobusu w Chorwacji. W niedzielę w kościele św. Wojciecha w Koninie, skąd pochodzili pielgrzymi, uczestniczący w tragedii w drodze do Medjugorje, odbyła się msza w intencji ofiar. Nabożeństwo wywołało wiele emocji. Wierni płakali, doszło również do incydentu wymagającego interwencji zespołu karetki pogotowia.Podczas nabożeństwa ksiądz wygłosił wzruszające kazanie. - Pielgrzymi pojechali do Matki Bożej z intencjami. Gdyby spełnili swoje marzenia, modliliby się za nas, ale stało się tak, że teraz to my modlimy się za nich - mówił ksiądz Henryk Witczak, proboszcz parafii.
Po wypadku polskiego autokaru w Chorwacji nadal pozostaje szereg wątpliwości dotyczących okoliczności tragedii, a także tożsamości ofiar i poszkodowanych. Rodziny pielgrzymów jadących do Medjugorie przeżywają istne piekło, bezskutecznie próbując zdobyć jakiekolwiek informacje o swoich bliskich. O niepewności i bezsilności opowiedział w rozmowie z WP syn jednego z kierowców feralnego autobusu.Choć od tragedii na autostradzie A4 w Chorwacji minęła już druga doba, współpracujące ze sobą polskie i chorwackie służby wciąż nie mogą ostatecznie ustalić danych personalnych wszystkich ofiar i poszkodowanych. Taka sytuacja to istny horror dla rodzin pielgrzymów, które od soboty żyją w niepewności co do losu swoich najbliższych.
- Dobrze pamiętam moment wypadku. Gdy autokar zjechał z drogi, powiedziałem sobie: jedziemy w pole, zaraz będziemy fruwać! Okazało się, że trafiliśmy prosto w wybetonowany rów - zdradził w rozmowie z PAP ksiądz Rafał Działak, który był uczestnikiem sobotniego wypadku polskiego autokaru w Chorwacji.Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło 6 sierpnia nad ranem na autostradzie A4. Zginęło 12 osób, a kolejne 32 zostały ranne. Dziś wiadomo, że aż 19 jest w stanie ciężkim. Pasażerowie zmierzali do Medjugorje, miejsca chrześcijańskiego kultu maryjnego.
Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. W wyniku wczorajszej katastrofy zginęło 12 osób, a 32 są ciężko ranne i przebywają obecnie w chorwackich szpitalach. W rozmowie z Super Expressem głos na temat zdarzenia zabrał organizator pielgrzymki. Wstrząśnięty całą sytuacją zaznaczył, że "taka była wola Pana Boga".- Gdy odebrałem telefon i pierwszy raz usłyszałem o wypadku, nic do mnie nie docierało, nie mogłem w to uwierzyć. W poniedziałek, 8 sierpnia, wybieram się do Zagrzebia, by tam zdobyć wszelkie możliwe informacje - informował organizator pielgrzymki, pan Jarosław, właściciel biura "U brata św. Józefa".
Znane są najnowsze doniesienia dotyczące stanu zdrowia poszkodowanych w sobotnim wypadku polskiego autokaru. Jak przekazał rzecznik MSZ Łukasz Jasina, po tym, jak do kraju wróciły cztery ranne osoby, w chorwackich szpitalach wciąż przebywa 28 pacjentów z Polski. - W tej chwili trwa walka, aby wszystko skończyło się dobrze - stwierdził.Trwa dramat pielgrzymów, którzy ulegli wypadkowi na autostradzie A4 w Chorwacji. Na miejscu od sobotniego popołudnia jest minister zdrowia Adam Niedzielski i towarzysząca mu delegacja, której zadaniem jest wsparcie w opiece nad poszkodowanymi. Sytuację na bieżąco monitoruje również Ministerstwo Spraw Zagranicznych, którego rzecznik przekazał najświeższe informacje o stanie zdrowia polskich obywateli.
Kościół reaguje na tragedię z udziałem polskiego autobusu w Chorwacji. Na prośbę przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisława Gądeckiego, w niedzielę 7 sierpnia podczas wszystkich Mszy Świętych odbędzie się modlitwa w intencji poszkodowanych, ofiar oraz ich bliskich. Specjalne nabożeństwo zorganizowane zostanie też na Jasnej Górze.Zasmucające wieści, jakie napłynęły z Chorwacji w sobotę rano, zelektryzowały zarówno chorwackie, jak i polskie społeczeństwo. Wypadek, w którym zginęło 12 osób, a ponad 30 zostało rannych, poruszył serca milionów Polaków, a obojętny na wydarzenia nie mógł pozostać także i polski Kościół, który postanowił wesprzeć duchowo poszkodowanych oraz ich rodziny, a także bliskich ofiar.
Polskie i chorwackie media żyją sobotnim wypadkiem polskiego autokaru z pielgrzymami jadącymi do Medjugorie. Po tym, jak autobus zjechał z pasa ruchu i wpadł do rowu, nie żyje 12 osób, a 34 są poważnie ranne. Tożsamość niektórych ofiar i poszkodowanych wciąż jest ustalana, a relacje rannych Polaków i opiekujących się nimi lekarzy uświadamiają ogromną skalę tragedii.Pielgrzymka do świętego miejsca wielu katolików, popularnego Medjugorie, miała być dla 44 wiernych okazją do szukania ukojenia i modlitwy o darowanie łask. Niestety, do popularnego zakątka nigdy nie dotarli, bo w sobotni poranek, przemierzając Chorwację, stali się uczestnikami jednego z najtragiczniejszych wypadków z udziałem autokaru ostatnich lat.
Zdeklarowany ateista profesor Jan Hartman w swoim wpisie po tragedii w Chorwacji podważył wstawiennictwo Matki Bożej, czym oburzył część środowiska katolickiego. Wiernych bulwersuje niestosowność zamieszczonych komentarzy, które pojawiły się w związku z dramatycznych wypadkiem polskiego autokaru, zmierzającego z pielgrzymami do miejsca kultu maryjnego w Medjugorie.
Podczas konferencji prasowej poświęconej tragedii polskiego autokaru w Chorwacji, minister zdrowia Adam Niedzielski przekazał najważniejsze informacje. W autokarze znajdowały się 44 osoby, w tym dwóch kierowców. 12 osób zmarło, zaś 32 osoby są ranne, w tym 19 w stanie ciężkim. Pacjentów rozlokowano w pięciu szpitalach.
Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać pędzący pojazd na siedem minut przed katastrofą. Film opublikował w sieci chorwacki dziennik „Jutarnji list”. Wstrząsające świadectwo.
32 osoby zostały przewiezione do placówek medycznych w Chorwacji po tragicznym wypadku polskiego autokaru. Wśród nich 19 jest w stanie ciężkim. W wywiadzie udzielonym RMF FM, ekspert ds. ruchu drogowego Łukasz Kucharski, podkreślał jak wyjątkowo niekorzystne przy tego typu zdarzeniach jest tamtejsze ukształtowanie terenu.