Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Organizator pielgrzymki: "To nie był wyjazd dla każdego"
Organizator tragicznej pielgrzymki do Medjugorie, w której zginęło 13 osób, przerywa milczenie. Jarosław Miłkowski, w rozmowie z "Wirtualną Polską" tłumaczy, że wyjazd miał charakter prywatny i koordynowała go siostra zakonna. - Nie było żadnych umów - zastrzega.
Jutro minie dokładnie tydzień od niewyobrażalnego dramatu na Chorwackiej autostradzie A4, którą do znanego ośrodka kultu religijnego w Medjugorie jechał autokar z grupą polskich pielgrzymów. Po tym, jak autobus z nieznanych przyczyn zjechał do rowu, śmierć poniosło 12 osób, a ponad 30 zostało rannych, w tym wiele ciężko.
Pogrążone w smutku rodziny ofiar każdego dnia przeżywają przeszywające na wskroś serca cierpienie. Niektórzy z nich nie byli w stanie unieść ciężaru tragedii, inni z niecierpliwością oczekują na wyjaśnienie szczegółowych okoliczności wypadku.
W tym samym czasie chorwackie i polskie służby robią wszystko, co w ich mocy, by dociec, co wydarzyło się w sobotni poranek. Śledztwo bezzwłocznie wszczęła warszawska Prokuratura, a także mazowiecki urząd wojewódzki, z którego napłynęły szokujące doniesienia.
W czwartek poinformowano, że odpowiedzialna za wyjazd firma "U Brata Józefa" nie była w rejestrze organizatorów turystyki. W związku z tym sprawę zgłoszono do organów ścigania. Nieoczekiwany zwrot akcji spotkał się z reakcją organizatora pielgrzymki, pana Jarosława.
Organizator pielgrzymki przerywa milczenie
- Nikt z urzędu się ze mną nie kontaktował, wczoraj byłem tylko na przesłuchaniu na policji. Od 2017 roku miałem podpisaną umowę o współpracy z biurem podróży z Lublina. To oni oficjalnie byli organizatorami wycieczek i widnieli w dokumentach - powiedział zaskoczony pan Jarosław Miłkowski w rozmowie z WP.
Mężczyzna utrzymuje, że wyjazd "nie był dla każdego" i miał charakter prywatny, a o jego organizację poprosiła jedna z sióstr zakonnych.
- Siostra zakonna poprosiła mnie o pomoc. Ona wszystkim się zajmowała. Ja pomogłem tylko zorganizować ubezpieczenie, które załatwiła wspomniana firma z Lublina. Z kolei autokar wzięliśmy na fakturę na podstawie odrębnych wcześniejszych umów o współpracy - twierdzi.
Radca prawny: "Odszkodowania mogą iść w dziesiątki milionów złotych"
Badający sprawę dziennikarze WP nie zdołali potwierdzić słów pana Jarosława we wskazanym biurze podróży, gdyż telefon w siedzibie firmy milczy. O ocenę poprosili jednak radcę prawnego, który wskazuje na liczne znaki zapytania.
- Na podstawie ogólnodostępnych informacji nie wiemy, kto z kim zawierał umowy i jaką one miały treść. To z punktu widzenia, kto ponosi odpowiedzialność, powinno zostać wyjaśnione - uważa dr Piotr Cybula.
Jak zaznacza, sam fakt niewpisania do rejestru organizatora wycieczki nie jest jeszcze podstawą do wyciągania wniosków o bezpośrednim związku niedopełnienia formalności z wypadkiem.
- Wymóg ma charakter administracyjny, ale organizowanie imprez bez wpisu do rejestru jest przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat trzech, karą ograniczenia wolności lub karą grzywny - dodaje.
Radca wskazuje również na bardzo skomplikowaną kwestię samej "gwarancji", obowiązującej wyłącznie w przypadku niewypłacalności biura.
- W tym przypadku nie mamy takiej sytuacji. Gwarancja nie obejmuje odszkodowania za "normalne" wypadki. Wiemy, że 12 osób zmarło. Nie jest wykluczone, że odszkodowania mogą iść w dziesiątki milionów złotych. Ale to zapewne będzie wypłacane przede wszystkim z OC przewoźnika - podsumowuje.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Prezydent Andrzej Duda podjął decyzję ws. dodatku węglowego. Polacy mogą szykować wnioski
"Wiadomości" bezczelnie zignorowały temat skażenia Odry. Informacja o katastrofie trwała 55 sekund
Źródło: WP