BRICS rzuca rękawice państwom Zachodu. Czy podważy światowy porządek? [OPINIA]
Podczas szczytu w RPA, przywódcy państw BRICS zdecydowali o rozszerzeniu grupy o kolejne sześć państw: Iran, Arabię Saudyjską, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Etiopię, Egipt oraz Argentynę. Tym samym rywalizacja pomiędzy państwami Zachodu a Globalnego Południa nabiera na sile. Chiny i Rosja potwierdzają z kolei, że głównym celem ich polityki jest zmiana światowego porządku. Czy jednak BRICS, poszerzone o kolejne państwa, jest realną alternatywą dla dominacji Zachodu w światowej polityce?
Spotkanie liderów BRICS w RPA
W południowoafrykańskim mieście Johannesburg odbyła się długo oczekiwana konferencja z udziałem liderów państw BRICS (Brazylii, Rosji, Indii, Chin oraz RPA). W szczycie udział wzięli także przedstawiciele wielu innych państw, które w ostatnim czasie zgłosiły chęć przystąpienia do tego nieformalnego sojuszu. Jedyną głową państwa wchodzącego w skład grupy, której zabrakło w Johannesburgu, był Władimir Putin. Zamiast niego Rosję reprezentował minister spraw zagranicznych tego kraju Siergiej Ławrow. Putin nie zjawił się w RPA w związku z komplikacjami dotyczącymi wydania jego nakazu aresztowania przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Władze RPA nie zajęły bowiem jednoznacznego stanowiska wobec tego, jakby się zachowały, gdyby rosyjski dyktator pojawił się w ich kraju.
Blok państw rozwijających się został założony w 2009 roku przez Brazylię, Rosję, Indie oraz Chiny, zaś w 2010 roku do tego grona dołączyła Republika Południowej Afryki. Głównymi założeniami BRICS jest wzmocnienie głosu państw Globalnego Południa oraz zreformowanie ONZ. Nie jest to jednak w żadnym razie sojusz polityczny na kształt Unii Europejskiej, czy militarny, podobny do NATO. Niemniej jednak znaczenie BRICS rośnie z każdym rokiem. W tym momencie państwa tego bloku reprezentują ok. 40% światowej populacji oraz ok. 25% światowego PKB, a wartości te wzrosną już od przyszłego roku.
Liderzy krajów BRICS po długich rozmowach za zamkniętymi drzwiami zdecydowali się bowiem na wystosowanie oficjalnego zaproszenia do dołączenia do bloku dla sześciu nowych państw. Co warto zaznaczyć, lista chętnych była dosyć długa, ponieważ znalazły się na niej aż 23 państwa. Ostatecznie do bloku od 1 stycznia 2024 roku mają dołączyć Iran, Arabia Saudyjska, ZEA, Egipt, Etiopia oraz Argentyna. Tym samym należy się spodziewać, że rola BRICS w światowej polityce jeszcze wzrośnie i może stać się to poważnym zmartwieniem dla Waszyngtonu czy stolic europejskich.
Świadek relacjonuje katastrofę samolotu Prigożyna: "Popatrzyłem do góry i zobaczyłem biały dym"BRICS chce podważyć dominacje USA na świecie. Chiny odgrywają w tym główną rolę
Rozszerzenie BRICS było spodziewane, choć jego skala, a także kierunek mogły niektórych zaskoczyć. Za oficjalnymi celami grupy stoi tak naprawdę jeden, najważniejszy - doprowadzenie do odrzucenia dominacji USA na świecie i zbudowania światowego porządku na nowo. Pojawia się w tym miejscu jednak pytanie, czy chodzi o utworzenie porządku wielobiegunowego, w którym prawo głosu w równym stopniu będą miały różne państwa, czy raczej o zastąpienie jednego supermocarstwa innym? Na ten moment nie da się jednoznacznie na nie odpowiedzieć, jednak trudno nie zauważyć, iż w tym momencie kluczową rolę w BRICS odgrywają Chiny, a kolejne ruchy bloku, sprzyjają ich interesom.
Podważenie dominacji USA, a szerzej całego Zachodu, dotyczy kilku różnych dziedzin. Najważniejszą jest oczywiście polityka, jednak tuż za nią głównym celem BRICS jest zreformowanie światowego systemu finansowego, w tym odrzucenie dominacji dolara w światowej gospodarce. Tak wielkie wyzwania geopolityczne najłatwiej realizować przy pomocy potencjału militarnego, dzięki któremu łatwiej wywierać presję na resztę świata. W związku z tym można domniemywać, że w dłuższej perspektywie czasowej BRICS taki potencjał chciałoby zbudować, wspólnie. Do tego jednak niesamowicie daleka droga, która wydaje się niemożliwa do przejścia, ale o tym później.
Pierwszy poważny krok w celu zakwestionowania światowego porządku państwa BRICS poczyniły już w 2015 roku, powołując do życia New Development Bank, który w zamierzeniu miałby być główną instytucją finansową państw rozwijających się. Co istotne, siedziba instytucji znajduje się w Szanghaju. Rok później z kolei, z inicjatywy chińskiego rządu, utworzono Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych z siedzibą w Pekinie. Ta instytucja nie jest bezpośrednio związana z BRICS, ale oba banki postrzegane są jako próba podważenia znaczenia Banku Światowego, a także Międzynarodowego Funduszu Walutowego - dwóch instytucji, które są symbolami obecnego porządku światowego systemu finansowego, opartego na dominacji dolara.
Hegemonia sojuszu transatlantyckiego nie podoba się coraz większej liczbie państw Globalnego Południa, które domagają się dopuszczenia ich do stołu w światowej polityce. Odpowiedzią na ich frustracje ma być właśnie BRICS. W wielu stolicach państw, które dotąd nie miały znaczącego głosu na arenie międzynarodowej, narasta niezadowolenie i poczucie niesprawiedliwości w związku np. ze skutkami zmian klimatu, które w największym stopniu dotykają zwykle właśnie państwa Globalnego Południa. Co więcej, niezadowolenie wywołują także różnego rodzaju ograniczenia czy sankcje narzucane przez Zachód, spowodowane na przykład nieprzestrzeganiem praw człowieka w wielu państwach.
Rozszerzenie BRICS z pewnością wzmocni głos BRICS, a także może wywołać pewien niepokój w Waszyngtonie. Dołączenie do bloku takich państw, jak Arabia Saudyjska, ZEA czy Iran wskazuje, że BRICS chce mieć kluczowy głos na świecie w sprawie produkcji i eksportu ropy naftowej, co może niepokoić Zachód.
BRICS więcej łączy niż dzieli
Kwestią, którą należy jednak wziąć pod uwagę, jest to, że BRICS już teraz jest blokiem państw, które nadal jednak więcej dzieli, niż łączy, a po przyszłorocznym rozszerzeniu te wątpliwości się jeszcze bardziej pogłębią. Niechęć do Zachodu i zachodnich wartości to na ten moment jedyne kwestie, które można by wskazać jako te łączące państwa BRICS. Nadal jednak nie byłoby to do końca zgodne z prawdą, ponieważ stosunek do demokracji czy praw człowieka w Indiach i Brazylii jest zupełnie inny niż np. w Chinach, czy Rosji.
Co więcej, warto przypomnieć, że Indie, jedno z państw założycielskich BRICS, jest w nieformalnym sojuszu wojskowym ze Stanami Zjednoczonymi, Japonią oraz Australią (QUAD), którego zadaniem ma być przeciwdziałaniem wpływom chińskim na Pacyfiku. Z kolei jednym z największych partnerów gospodarczych RPA jest Unia Europejska. Jak więc te państwa mają rzucić rękawice Zachodowi, z którym tak ściśle współpracują?
BRICS jako blok nie zajęło także jednego stanowiska w sprawie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ponieważ takie państwa, jak Indie, Brazylia i RPA starają się nadal balansować pomiędzy Zachodem a Chinami i Rosją, by nie narazić się na sankcje i straty gospodarcze. Co więcej, wewnątrz grupy też występują dosyć silne napięcia, jak na przykład te dotyczące Pekinu i Nowego Delhi, w wyniku których dochodzi nawet do starć żołnierzy na terenach przygranicznych. Sama nieobecność Władimira Putina w Johannesburgu pokazuje, że państwa BRICS nie zamierzają za sobą skakać w ogień i wywoływać otwarty konflikt z UE i USA.
Liderzy BRICS na szczyt do RPA także przylecieli ze swoimi własnymi, partykularnymi interesami. Na rozszerzeniu bloku, w szczególności o państwa produkujące ropę naftową, najbardziej zależało Chinom, ponieważ Pekin w ostatnich latach intensyfikuje swoje działania mające na celu zastąpienie USA na Półwyspie Arabskim. Z innym celem do Johannesburga przyleciał z kolei prezydent Brazylii. Lula da Silva naciskał, by liderzy BRICS przedyskutowali temat wprowadzenia wspólnej waluty, dzięki czemu państwa bloku miałyby nie być dłużej zależne od dolara i polityki USA. Oficjalnie ten temat nie znalazł się jednak w agendzie szczytu, a najbardziej sprzeciwić się takiemu pomysłowi miał premier Indii Narendra Modi, który obawia się, iż takie posunięcie mogłoby doprowadzić do wzmocnienia Chin, które od wielu lat są największym rywalem gospodarczym Indii.
Dobór nowych członków też jest co najmniej zastanawiający. Do bloku wejść mają między innymi Iran oraz Arabia Saudyjska, które są największymi wrogami i konkurują ze sobą o miano największego regionalnego mocarstwa. W Jemenie prowadzą nawet tzw. wojnę zastępczą, wspierając przeciwne strony konfliktu. Do niedawna nie utrzymywały ze sobą żadnych stosunków dyplomatycznych i mimo iż w ostatnich miesiącach ich relacje się ociepliły, to trudno wyobrazić sobie, by nagle stały się bliskimi partnerami.
Czy BRICS może zburzyć światowy porządek?
Powstanie takiego bloku jak BRICS, samo w sobie jest już wyraźnym sygnałem dla Zachodu, że sporej części świata nie podoba się ustanowiony kilkadziesiąt lat temu porządek, zgodnie z którym jedna ze stron ma prawo narzucać coś tej drugiej. W państwach Globalnego Południa coraz częściej powtarza się, że Zachód umiera, a przyszłość świata leży w rękach państw rozwijających się. W pewnym sensie, chociażby tym demograficznym, należy się ze wskazanym stwierdzeniem zgodzić. Pytanie tylko, czy to właśnie rozrastające się teraz BRICS jest tym, czego potrzebuje świat?
Podważanie światowego porządku, opartego na dominacji Zachodu, będzie w kolejnych latach postępowało, a państwa Globalnej Północy muszą szybko zastanowić się nad alternatywą dla tego, co proponują, chociażby państwa BRICS. Zapowiedzi sugerujące, że to właśnie blok, w którym główne skrzypce grają teraz Chiny, przejmie dominacje w światowej polityce, są chyba jednak przedwczesne. Sama niechęć do Zachodu nie wystarczy, żeby przekształcić światowy porządek. BRICS zbyt wiele dzieli w kwestiach kulturowych czy gospodarczych, a możliwość utworzenia przez te państwa sojuszu na wzór NATO można włożyć między bajki.
Co jednak ważne, w stolicach państw szeroko pojętego Zachodu, politycy muszą poważnie zastanowić się nad tym, co oznaczają konkluzje szczytu BRICS w RPA i to, jak wiele państw chciało dołączyć do bloku, którym najważniejszym założeniem jest odrzucenie dominacji Globalnej Północy na arenie międzynarodowej.
Źródło: Goniec.pl