Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Tomek Jaworski padł ofiarą szokującego morderstwa. Napis na jego grobie łamie serca
Jakub Franek
Jakub Franek 11.02.2023 14:55

Tomek Jaworski padł ofiarą szokującego morderstwa. Napis na jego grobie łamie serca

szymanska
TVN Cela Nr Odcinek 1 "Monika Szymańska" rok emisji 1999 [Screenshot]/Grób Tomka Jaworskiego [Fot. Goniec.pl]

Minęło już 25 od jednej z najbardziej bestialskich zbrodni w naszym kraju. 19-letni Tomek Jaworski został skatowany przez grupę młodych ludzi, której miała przewodzić odsiadująca dziś wyrok dożywotniego pozbawienia wolności Monika Szymańska. Niewinna ofiara tego makabrycznego morderstwa leży na warszawskim Cmentarzu Południowym, tuż obok ukochanego ojca. Na grobie wyryto wyjątkowe epitafium.

Sprawa Tomka Jaworskiego szokuje

13 czerwca 1997 roku grupa znajomych świętowała zakończenie egzaminów marturalnych. Rozpalili ognisko w parku Młocińskim w Warszawie. Niedługo później na ich imprezę wtargnęła dziesiątka młodych ludzi z Łomianek. Większoźć z nich miała w ręku kije bejsbolowe. Spanikowani licealiści rozbiegli się po parku i ukryli w zaroślach.

W międzyczasie napastnicy trafili na pobliski parking. Zaatakowali tam forda, w którym siedzieli młody chłopak wraz ze swoją dziewczyną. Kierowca natychmiast odjechał, uszkadzając auto dresiarzy. Ci postanowili za wszelką cenę dowiedzieć się, kim był człowiek, który zniszczył ich samochód. Gdy agresywna młodzież wróciła na miejsce imprezy, większości licealistów już tam nie było. Jeden z nich jednak nie zdołał uciec. 19-letni Tomasz Jaworski został pobity i uprowadzony przez napastników.

Uprowadzenie Tomka Jaworskiego

Pojmany uczeń został doprowadzony do mieszkania jedynej kobiety w bandyckiej grupie. 24-letnia Monika Szymańska miała być prowodyrką tortur na maturzyście. Jego oprawcy przywiązali go kablem do kaloryfera, po czym m.in. bili go kijem bejsbolowym, przypalali lokówką, obcinali mu włosy, grozili tasakiem. Wszystko tylko po to, aby dowiedzieć się, kto jest kierowcą tamtego forda.

Katorga Tomka Jaworskiego trwała aż 20 godzin. Kiedy część dresiarzy katowała chłopca, inni bawili się jedząc, pijąc alkohol i uprawiając seks. W końcu przyznali, że ich ofiara faktycznie nie wie, kim był kierowca uciekającego pojazdu. Mimo to postanowili go zabić.

Morderstwo Tomka Jaworskiego

Wyrok śmierci na Tomku Jaworskim miała wydać właśnie Monika Szymańska, prywatnie matka trójki dzieci. 19-latek został doprowadzony nad Kanał Żerański, gdzie młoda kobieta kazała swoim towarzyszom wykopać dół. Sama miała go uspokajać rozmową.

- On opowiadał mi o swoich studiach jeszcze, gdy się rozstawaliśmy. [...] Mówił, że za tydzień ma jeszcze jeden egzamin. Ja się go zapytałam, jak on będzie wyglądał na tym egzaminie. On odpowiedział: "Muszę iść". To były nasze ostatnie słowa, jeszcze się z nim umówiłam, że podjadę tam pod uczelnię i zapytam się, jak mu poszło. - opowiada morderczyni w programie "Cela nr", wyemitowanym w 1999 roku na antenie TVN.

Zdaniem prokuratora, pozorna dobroć miała jedynie uśpić czujność ofiary. Chłopak nie uciekł, został wyprowadzony z samochodu, gdzie dostał pierwszy cios w serce. Miał po nim powiedzieć "dobij mnie". Jego mordercy zadali mu jeszcze kilka uderzeń nożem. Później podpali jego zwłoki. To właśnie ta data, 14 czerwca, widnieje na nagrobku zamordowanego studenta.

Śledztwo w sprawie zaginięcia Tomka Jaworskiego

Kiedy chłopak był katowany, policjanci prowadzili już śledztwo. Około drugiej w nocy 14 czerwca kierowca forda, ten sam, którego dresiarze starali się odnaleźć, torturując Tomka, zgłosił napad. W pobliżu funkcjonariusze zatrzymali dwóch mężczyzn w pokrwawionych koszulach. Uczestniczyli oni w napadzie w licealistów.

– Postanowiłam dokładnie ich przesłuchać Weszłam w tym celu do dyżurnego i usłyszałam, jak jakaś zapłakana kobieta opowiada, że jej syn Tomek nie wrócił na noc do domu, że sprawdzili już szpitale i teraz przyszli z mężem zgłosić zaginięcie. Kiedy powiedziała, że jej syn miał się bawić przy ognisku w parku Młocińskim, zapaliło mi się światełko – opowiada Grażyna Biskupska, ówcześnie komisarz w komendzie na Żoliborzu, dziś emerytowana.

Rodzice chłopca zostali zaproszeni na rozmowę. Mama Tomka Jaworskiego, Jadwiga, zeznała, że około 4 miała otrzymać tajemniczy telefon. Kobiecy głos pytał ją, czy jej syn ma na imię Tomek i czy brał udział w ognisku na Młocinach. Po uzyskaniu odpowiedzi dzwoniąca zakończyła rozmowę. To zasugerowało policjantom, że chłopak został najpewniej porwany.

Wtedy też komisarz Biskupia przystąpiła do przesłuchania zatrzymanych dresiarzy pod tym kątem. Jeden z nich zeznał, że faktycznie widział zakrwawionego chłopaka, który był przewożony przez kobietę o blond włosach i dwóch innych mężczyzn. Do jednego z nich kobieta miała się zwracać per "Biały".

Był to Robert W., jeden z katów Tomka Jaworskiego. Zgłosił się na komendę dopiero 16 czerwca, pod naporem jego własnej matki. Początkowo próbował kłamać, jednak w trakcie przesłuchania policjanci wydobyli z niego niezbędne informacje.

Tagi: