Afera na konferencji PiS. Joachim Brudziński zaatakował TVN24
Ostra scysja pomiędzy wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości Joachimem Brudzińskim a dziennikarką TVN24 Mają Wójcikowską. Politykowi mocno nie spodobała się dociekliwość reporterki, drążącej temat finansowania jego kampanii do Parlamentu Europejskiego przez osoby zatrudnione w państwowych spółkach i instytucjach. - Nawet w pani pytaniu, jest taka brzydka sugestia - burzył się Brudziński, aby ostatecznie oświadczyć, że "jaka stacja, taka afera".
Awantura na konferencji polityków PiS
W poniedziałek w siedzibie PiS przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie zrobiło się naprawdę gorąco. Wspólna konferencja prasowa premiera Mateusza Morawieckiego, minister rodziny i polityki społecznej Marleny Maląg oraz europosła Joachima Brudzińskiego zamieniła się w językową jatkę pomiędzy tym ostatnim, a dziennikarką TVN24 Mają Wójcikowską, która nie bała się zapytać polityka o źródła finansowania jego kampanii do Parlamentu Europejskiego.
Jak bowiem ujawnili dziennikarze amerykańskiej stacji, Grzegorz Łakomski i Dariusz Kubik, ponad 80 proc. pieniędzy przeznaczonych na promocję Brudzińskiego pochodziło od niezwykle hojnych osób zatrudnionych w państwowych spółkach i instytucjach, które, co oczywiste, są zależne od rządu.
Gdy tylko wybuchła afera, politycy opozycji grzmieli, zgodnie mówiąc o "płatnej protekcji", noszącej znamiona istnej patologii, na którą w normalnym państwie prawa nie ma miejsca. W obronie Brudzińskiego stanęli wówczas jego partyjni koledzy, którzy wątpliwości dotyczące finansowania kampanii zbywali, twierdząc, że w obliczu strasburskich dokonań europosła kwestie pieniędzy są "wtórne". On sam nie czuł się zobowiązany, by wszystko wyjaśnić.
Korupcja na szczytach władzy? Tysiące na kampanię Brudzińskiego od protegowanych PiS
Co się odwlecze, to nie uciecze, mówi stare przysłowie i jest w tym choć trochę prawdy. Milczący do tej pory Brudziński nie uniknął odpowiedzi na niewygodne pytania, które postawiła mu podczas dzisiejszego spotkania z mediami właśnie Wójcikowska.
- Czy pan nie widzi nic niestosownego w tym mechanizmie? - spytała dziennikarka, czym wywołała niespotykany dotąd u polityka potok słów.
Oczywiście, nie obyło się od nawiązania do poprzedników, w którym wiceprezes PiS przekonywał, że założony m.in. przez Donalda Tuska na początku lat dziewięćdziesiątych Kongres Liberalno-Demokratyczny, powstał za pieniądze pochodzące z Niemiec.
Po tej krótkiej "wrzutce" polityk przeszedł do ofensywy wobec samej stacji TV24, żaląc się publicznie, że autorzy materiału "Do spółki z PiS" pokazali go w "kabotyński sposób".
- Zadają pytania, ja na nie odpowiadam, po czym dziękuję pani kolegom, odchodzę, a oni lecą, nagrywają moje plecy po to, żeby później w materiale pokazać, jak polityk ucieka, jak boi się odpowiadać na pytania. To jest taki sposób rodem z podręcznika chodnikowego akwizytora - stwierdził.
"Jaka stacja, taka afera"
Co więcej, lista zarzutów Brudzińskiego, który sam miał się tłumaczyć, wydłużała się z sekundy na sekundę, a ostrzał dotknął nawet samej reporterki, którą oskarżono o zadawanie pytań, zawierających "brzydkie" sugestie.
Europoseł przekonywał też, że ponoć rozwiał już wszelkie wątpliwości dziennikarzy "Czarno na białym", ale te nie ukazały się w ich materiale. Dziennikarka drążyła jednak temat, zwracając uwagę, że środki przekazano nie tyle na kampanię PiS, czym zasłaniał się Brudziński, ale konkretnie na jego przedwyborczą działalność. To mocno uaktywniło polityka.
- Pozwoli pani, że skończę! - przerwał, podnosząc głos wyraźnie poirytowany. - To są środki prywatne, a nie środki Spółek Skarbu Państwa - oświadczył.
Jak ocenił, jego zdaniem, jedynym celem emisji reportażu było sprawienie, by przed kolejnymi wyborami "Jan Kowalski nie ośmielił się wpłacić na fundusz wyborczy PiS". Wprawiony w bojowy nastrój polityk zagroził jednak, że "żaden kabotyński dźwięk czy atmosfera grozy" w materiałach TVN24 nie zmuszą go do wycofania się z tego, jest dla niego "zaszczytem", a mianowicie "budowy silnej partii politycznej, partii Prawo i Sprawiedliwość".
- I nie boję się ani TVN-u, ani waszych materiałów, boję się tylko i wyłącznie obywateli i Polaków. Jeżeli Polacy uznają, że jest to niestosowne, to wtedy przekonam się o tym przy urnie wyborczej. A co do pani pytania i tez stawianych w waszym materiale, powtórzę jeszcze raz - jaka stacja, taka afera - zakończył.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
"Ekspert" TVP wspiął się na wyżyny hipokryzji. Poszło o tęczowe opaski w Zakopanem
Lubelskie: Trwają poszukiwania zaginionej 36-latki. Jej 10-letni syn nie żyje
Mazowsze: Niezidentyfikowane zwłoki w rowie, policja prowadzi śledztwo
Źródło: Facebook