Pacjent spadł podczas operacji ze stołu, chwilę później już nie żył. Decyzja prokuratury zszokowała rodzinę
W jednym z polskich szpitali doszło do koszmarnego incydentu - podczas długiej operacji pacjent nagle spadł ze stołu. Konsekwencje okazały się dla niego dramatyczne, a całą sprawą zajęła się prokuratura. Decyzja śledczych dotycząca lekarza, który przeprowadzał operację, jest szokująca.
Koszmarny wypadek podczas operacji
Wypadki w szpitalach należą do rzadkości. Takie placówki mają obowiązek dbać o komfort pacjentów i zapewnienie im najlepszej możliwej opieki. Niestety zdarzają się przypadki, kiedy coś zawiedzie, a najczęściej jest to błąd ludzki. Właśnie do takiego incydentu doszło podczas operacji w jednym z polskich szpitali, kiedy to pacjent nagle spadł ze stołu. Jak do tego doszło?
ZOBACZ: Koszmar przed pogrzebem w polskim mieście. Otworzyli trumnę, w środku była obca kobieta
Nowy, powszechny obowiązek dla działkowców. Nikogo nie ominie Kłopoty Karola Nawrockiego. Jest zawiadomienie do prokuratury, "sprawa jest bardzo poważna"Mieli zoperować poważne schorzenie. Nagle stało się to
Incydent miał miejsce w w Szpitalu Przemienienia Pańskiego Poznaniu (woj. wielkopolskie). 64-letni mężczyzna trafił do placówki w związku z poważnym schorzeniem - tętniakiem aorty. Sprawa była na tyle poważna, że lekarze natychmiast zdecydowali o tym, że konieczna będzie operacja. Chory po przewiezieniu na salę operacyjną został przypięty pasami. Nagle doszło do czegoś nieoczekiwanego - spadł ze stołu. Konsekwencje tego zdarzenia okazały się dramatyczne.
ZOBACZ: Myślał, że nikt go nie widzi. Miał to zrobić w Biedronce, policja szuka mężczyzny z nagrania
Konsekwencje wypadku okazały się tragiczne. Prokuratura wydała szokującą decyzję
Porażający w skutkach wypadek miał miejsce jesienią 2016 roku. Pacjent był w narkozie, przypięty pasami do stołu operacyjnego, ale i tak spadł na podłogę. Według ustaleń śledczych lekarz próbował go łapać, ale bezskutecznie. Tuż po wypadku lek. med. Jan Talaga, ówczesny dyrektor poznańskiego szpitala, przyznał, że każdy upadek może przyczynić się do pogorszenia stanu zdrowia pacjenta i w konsekwencji do jego zgonu. Tak było również tym razem. Tuż po zdarzeniu 64-latek trafił na oddział intensywnej terapii i zmarł po 40 dniach. Skarżył się na potworny ból, kłopoty z oddawaniem moczu, problemy z poruszaniem się.
Rodzina zmarłego postanowiła opowiedzieć o całej sprawie mediom. “Ojciec miał wskutek upadku niedowład ręki, dziurę w głowie, połamane kręgi szyjne” - wyliczała córka mężczyzny. Bliscy 64-latka mieli największe pretensje do popularnego lekarza Grzegorza O., który prowadził operację.
Upadek tego pacjenta odbił się szerokim echem w szpitalu przy ul. Długiej. To był trudny zabieg, polegał na wszczepieniu stentgraftu fenestrowanego, czyli protezy naczyniowej mającej otwory na naczynia odchodzące od aorty. Na jego wszczepieniu znała się wówczas garstka osób w kraju. Do nas, do kliniki w Poznaniu, przyjeżdżał na takie operacje profesor z Regensburga w Niemczech. W przypadku tego pacjenta operacji podjął się prof. Grzegorz O., który miał niewielkie doświadczenie akurat w tego typu zabiegach, a reszta naszych lekarzy w ogóle w tamtym czasie właściwie ich nie wykonywała. W szpitalu mówiło się po tym nieudanym zabiegu, że ta trudna operacja po prostu mu nie szła, a w sali panowała nerwowa atmosfera. Dochodziło do częstych zmian ułożenia stołu i pacjenta, co przy złym jego umocowaniu mogło ostatecznie doprowadzić do jego zsunięcia się na podłogę. Sam upadek pacjenta spowodował u niego urazy oraz równocześnie wyrwanie się portów naczyniowych, doszło do dużego krwotoku, co także pogorszyło jego późniejszy stan - powiedział Onetowi jeden z lekarzy pracujący w Szpitalu Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.
Sprawą tragicznego incydentu zajęła się prokuratura. Szukano odpowiedzi na pytania, czy pacjent był odpowiednio przymocowany oraz czy upadek wpłynął bezpośrednio na jego zgon. Śledczy zaczęli przesłuchiwać świadków, jednak o dziwo wielu z nich nie pamiętało szczegółów operacji. Jeszcze w lutym 2017 roku Grzegorz O. twierdził, że pacjent był przypięty do stołu w dwóch miejscach. Kilkadziesiąt dni później, na przesłuchaniu w prokuraturze, Grzegorz O. już nie pamiętał, w jaki sposób pan Adam był przymocowany.
ZOBACZ: Nie żyje 7-letnia dziewczynka, poszła spać i już się nie obudziła. Cała wieś wstrząśnięta
W 2021 roku biegli wydali opinię na temat incydentu, jednak ta w oczach prokuratury była niepełna. Jeszcze w tym samym roku powołano drugi zespół ekspertów, jednak zdaniem śledczych, ich ekspertyza również okazała się zbyt powierzchowna. W efekcie Prokuratura Okręgowa w Poznaniu przesłała akta trzeciemu zespołowi biegłych ze Śląskiego Centrum Medycyny Sądowej w Bytomiu. Ich opinia, która powstała w styczniu 2024 roku, była bardzo przychylna na Grzegorza O., a prowadząca śledztwo prokurator Izabela Pilarczyk uznała za "rzetelną i kompleksową" - podaje Onet. W konsekwencji, po aż 8 latach śledztwa, zostało ono umorzone. Zdaniem biegłych za zgon 64-latka odpowiadać miały różne procesy chorobowe, a nie upadek ze stołu operacyjnego i niedokończona operacja.
Dziennikarze Onetu postanowili zapytać o decyzję prokuratury jedną z córek zmarłego. Kobieta przesłała im krótką wiadomość, w której w ironicznym tonie napisała, że nie bardzo jest o czym rozmawiać, bo "jak zwykle wygrała sprawiedliwość".