Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > 21-letnia Magda nie miała siły wchodzić po schodach. Potworny głód zapijała litrami czarnej kawy
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 01.06.2023 19:59

21-letnia Magda nie miała siły wchodzić po schodach. Potworny głód zapijała litrami czarnej kawy

kobieta za szybą
Pxhere

Kiedyś w żartach mówiła, że anoreksja z pewnością jej nie grozi, dziś przestrzega innych przed tą zdradliwą i śmiertelną chorobą. 21-letnia Magda wierzy, że najgorsze momenty ma już za sobą, każdego dnia musi jednak uważać na czyhającego ze wszystkich stron wroga. Jej historia to kolejny dowód, iż zaburzenia odżywiania nie są wymysłem próżnych dziewcząt, ale problemem, który może zrujnować całe życie. Życie, którego odzyskanie to tytaniczna i wyjątkowo żmudna praca.

Klasyczny początek podstępnej choroby

Magda to nasza kolejna bohaterka. 21-letnia dziewczyna, od zawsze bardzo wrażliwa, przejmująca się wszystkim, przeżywająca każdą najmniejszą błahostkę, typ samotnika, a przede wszystkim - co charakterystyczne - pilna uczennica ze średnią sięgającą 5,7 nawet w liceum w klasie o profilu biologiczno-chemicznym.

Gdy pytam ją o początki choroby, mówi, że dopiero dziś, z perspektywy czasu, widzi, kiedy to wszystko mogło zacząć w niej kiełkować i opowiada mi o dniach, gdy miała zacząć wkraczać w dorosłość, rozumianą jako ukończenie obowiązkowej nauki i rozpoczęcie studiów. Magda była wyjątkowo podekscytowana perspektywą wyprowadzki z rodzinnego domu, wzięcia za siebie odpowiedzialności, życia na własny rachunek, choć teraz uważa, iż wcale nie była na to przygotowana.

Prawda jest jednak taka, że w wakacje 2021 roku przez myśl nie przeszło jej nawet, co może ją czekać w mieście oddalonym od 140 km od miejscowości, w której dotychczas mieszkała tylko z rodzicami, bo jest jedynaczką, dlatego spakowała walizki, wynajęła mieszkanie i ruszyła na samodzielny podbój świata.

- Miałam wtedy różne prace dorywcze, a kiedy przyszedł rok akademicki – studia. To właśnie w tamtym czasie choroba całkowicie mnie pochłonęła, ale ja wcale tego nie widziałam. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, jak bardzo chora byłam w tym wszystkim – opowiada z żalem.

Katarzyna Dowbor wyremontuje kolejny dom. Zaskakujące informacje

"Tak naprawdę niczego nie kontrolowałam"

Drążąc temat tego, czy wcześniej dostrzegała już jakieś symptomy zbliżającej się anoreksji, dowiaduję się od tej niezwykle sympatycznej młodej dziewczyny, że w pamięci utkwił jej szczególnie jeden dzień. Dzień, gdy przygotowywała się już do matury, stanęła przed lustrem i pomyślała w duchu „Ale Ty jesteś grubą świnią”. Musicie przy tym wiedzieć, że wcale nie było to prawdą, bo Magda ważyła ok. 70 kg przy wzroście 163 cm. Ani supermało, ani też szokująco dużo, choć ona sama mówi o sobie, że była „przy kości”.

Ostatecznie to właśnie zdając sobie sprawę z tego, że jej życie wkracza w zupełnie nowy etap, postanowiła „zawalczyć o siebie” i zaczęła interesować się tym, jak zrzucić kilka nadmiarowych w jej mniemaniu kilogramów. Nie założyła żadnej docelowej granicy, nie snuła też godzinami wyobrażeń o nowym ciele, jednak anoreksja właśnie wchodziła tylnymi drzwiami i próbowała rozgościć się na czołowej pozycji. Oczywiście, własne zasady łatwiej było Magdzie wdrażać już całkowicie spuszczonej ze smyczy, czyli w wynajmowanych czterech kątach. Lawina ruszyła, a ona coraz częściej śledziła różne motywujące kanały o dietach, czerpiąc z porad influencerów tylko to, co jej pasowało i co skutkowało tym, że z dnia na dzień zeszła do drastycznego deficytu kalorycznego – 600 kcal (samo funkcjonowanie organów pochłania dobowo ok. 1400 kcal – przyp. red.).

Jej głowa zaczęła wpadać w skrajności, ale w wirze pracy, a później nauki trudno było to zauważyć, dopóki organizm sam nie zaczął protestować. Zanim to się jednak stało, 21-latka mocno go wyeksploatowała, bo do głodówek doszła tez ogromna aktywność fizyczna. – W wakacje dużo chodziłam, mimo iż miałam samochód. Inna rzecz, że pracowałam przy zbiórkach pieniędzy na mieście i dziennie spacerowałam w samej pracy ok. 5-6 godzin. Potrafiłam zrobić naprawdę dużo kilometrów. Mój smartwatch pokazywał czasem dziennie nawet 25 tys. kroków – zdradza, dodając, że początkowo nawet nie sądziła, że uda jej się w ogóle schudnąć. Otóż dziś wiadomo już, że się udało, choć o sukcesie nie ma tu mowy.

Mimo iż na liczniku Magdy jest zrzucone 30 kg w pół roku, nad tym wynikiem należy raczej płakać niż go gratulować, bo prowadził naszą rozmówczynię wprost w objęcia kostuchy. Na niekorzyść 21-latki działała także duża ambicja, która wciąż kazała jej śrubować wyniki na uczelni. Dziś śmiało można powiedzieć, że Magda żywiła się nauką, którą tylko przerywała na zaparzenie kolejnej zabijającej głód kawy lub jedno jabłko dziennie.

Znamiennym był też fakt, że dziewczyna nie miała w wynajmowanym lokum lustra, a gdy po dłuższym czasie poszła na zakupy, przeżyła szok. – Nagle mogłam zmieścić się w co tylko chciałam, w najmniejsze rozmiary. Wcześniej zawsze miałam problem, by wybrać sobie spodnie – zaznacza. I choć lustra nie było, była inna odwieczna towarzyszka, a mianowicie waga. To właśnie na tę szklaną wyrocznię Magda stawała w najgorszym okresie codziennie rano, obsesyjnie monitorując lecącą na łeb na szyję masę ciała. - Czułam się silna, że to kontroluję, ale niczego tak naprawdę nie kontrolowałam – wspomina.

Życie z obezwładniającym wrogiem

W międzyczasie pojawiło się to samo, obezwładniające uczucie, które towarzyszyło także innym naszym bohaterom – strach. Paniczny lęk przed tym, że cokolwiek włoży do ust, na pewno natychmiast odbije się na jej wadze.

Chciałam zachować balans, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam normalnie zacząć jeść, bo uczucie temu towarzyszące było paraliżujące – mówi. W konsekwencji, gdy jednego dnia zdarzyło jej się, że zjadła ok. 1000-1200 kcal, natychmiast czuła, że coś nieodwracalnie traci i brnęła w ślepy zaułek.

Pierwszy moment, gdy nasza bohaterka poczuła naprawdę, że „coś jest nie tak” nadszedł w grudniu 2021 r. To wtedy Magda miała praktyki w stajni, dużo czasu spędzała pod gołym niebem i za każdym razem trzęsła się z zimna. Do tego doszły wilcze napady głodu w buntującym się organizmie, które z różnym skutkiem znów próbowała tłumić sprawdzającą się dotychczas kawą i gumą do żucia. Czarę goryczy przelała świąteczna wizyta u dziadków, którzy widząc swoją wnuczkę pierwszy raz od dłuższego czasu, wpadli w rozpacz. Dziadek Magdy płakał i dopytywał ją „co najlepszego zrobiła?”, ale nie to było najgorsze.

Siedząc przy stole pełnym jedzenia Magda dalej kontynuowała swoje praktyki. W zaciszu kuchni przygotowywała mixy sałat, jadła beztłuszczowe jogurty, aż w końcu sama, napawając się widokiem wigilijnych potraw, dostała obłędu. – To był moment, gdy nie miałam już siły i przestałam z tym walczyć, zaczęłam jeść jak szalona, spróbowałam każdego ciasta, ale dzieliłam je na mikroskopijne kawałki, wprawiając moją mamę w poważne zatroskanie – relacjonuje.

Każdy kolejny dzień upływał 21-latce pod znakiem złego samopoczucia, zmęczenia, ale i intensywnych ćwiczeń, których nie potrafiła sobie odmówić, a które to wykonywała nie dla przyjemności, lecz dla zabicia wyrzutów sumienia. Czas płynął nieubłaganie, zbliżała się pierwsza zimowa sesja w życiu Magdy. Sesja, do której chciała być jak najlepiej przygotowana. Niestety, nie była w stanie niczego zapamiętać, nie umiała się na niczym skoncentrować i mocno ją to bolało. Kiedyś wkuwała na pamięć ogromne ilości materiału, teraz - pamiętała jedynie wartości kaloryczne poszczególnych produktów spożywczych i to, ile widziała ostatnio na wadze. Z dnia na dzień 21-latce jakby odcięło prąd. Nie miała siły wstawać z łóżka, nogi były jak z waty, a wejście na 3. piętro bloku stanowiło wyzwanie na miarę zdobycia Everestu.

- Totalnie wtedy nie funkcjonowałam. Zadzwoniłam do mamy, a ona kazała mi przyjeżdżać do domu. Kolejnego dnia sama po mnie już była. Podjęłyśmy wspólnie decyzję, że pójdziemy do dziekana i poproszę o urlop na studiach – wspomina Magda. To właśnie wtedy nasza bohaterka sięgnęła dna, ważąc zaledwie 37 kg. Gdy trafiła z powrotem do rodzinnego domu, był to dla niej duży sygnał, że coś się dzieje i że może umrzeć. Jej mama słyszała od sąsiadek, że Magda źle wygląda i, stereotypowo, choć tym razem trafnie, że może ma anoreksję. Ona sama zaczęła także czytać o objawach, takich jak charakterystyczny meszek na ciele i wielu innych symptomach, połączyła kropki i wkrótce siedziała już w gabinecie psychiatry.

Paradoksalnie, jak dziś pamięta, że jeszcze zanim zachorowała, spotykając się z informacjami o anoreksji zawsze myślała "mi to nie grozi". Była w błędzie, bo lekarka nie musiała nawet słuchać jej historii do końca, bo postawić bolesna diagnozę - anoreksja. Standardowo, podczas wizyty zapytała Magdy o to, ile waży, ale dziewczyna nie powiedziała całej prawdy i dodała sobie kilka ładnych kilogramów, których wówczas za nic nie chciałaby przybrać.

To wszystko jednak na próżno, bo nawet mimo twórczego koloryzowania 21-latki, specjalistka zagroziła, że w każdej chwili może wezwać pogotowie. - Zdenerwowałam się. Tak naprawdę trafiło do mnie wtedy pewnie tylko połowa tego, co mówiła, ale i tak byłam zła. Powiedziałam sobie, że skoro sama w to weszłam, to i sama z tego wyjdę. Zaczęłam walkę, ale nie sądziłam, że będzie tak ciężka - wspomina.

Odzyskać dawną siebie

Początki były bardzo trudne, bo Magda nie stroniła od oszustw, a w międzyczasie rozstała się jeszcze z chłopakiem. Za każdym razem, gdy cokolwiek zjadła miała obsesję wypełnionego żołądka. Obsesję, która skłaniała ja do parzenia kolejnych herbatek przeczyszczających.

Proces wychodzenia z najgorszego stanu był istną sinusoidą. - Przez pierwsze trzy miesiące nie wychodziłam z domu. Miałam ciągle napady jedzenia, jadłam wszystko i nie mogłam się najeść, później były etapy przeplatane, od ogromnego apetytu po okresy głodówek. Dopiero w maju zaczęłam pracę, która dużo mi dała. Nadal miewałam gorsze dni, ale jakoś dałam radę - wyznaje z dumą.

Dziś Magda doraźnie uczęszcza do psychiatry, od prawie roku chodzi na sesję do psychologa. Od października wynajmuje pokój w miejscowości ok. 30 km oddalonej od domu, pracuje biurowo, robi kurs dietetyka, uczy się i spełnia. W ostatnim czasie wiele się zmieniło, na lepsze. - Od myślę dobrych trzech miesięcy nie było dnia, żebym się głodziła, od 5 miesięcy nie było dnia, bym się karała jedzeniem, ciągle zdarzają się etapy napadowe, ale umiem sobie z nimi radzić – zdradza z pełną świadomością.

Co ciekawe, Magda zmieniła się z dziewczyny mającej obsesję na punkcie ważenia się w osobę, która na dobre porzuciła dawna sojuszniczkę - wagę. Wyrzuciła to kompletnie z głowy, w obawie przed tym, że tylko jej zaszkodzi. Pod koniec lutego poczuła się już na tyle silna, że dziś ze spokojem mówi o swojej przyszłości. Wiele nadziei pokłada w podjętym kursie. Chce zwiększyć swoją świadomość żywieniową, by już nigdy nie zejść na drogę autodestrukcji. A mnie coś mówi, że wszystko będzie dobrze.