Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Chciała zrzucić tylko 3 kilogramy, a otarła się o śmierć. 16-latka codziennie walczy z podstępnym wrogiem
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 26.05.2023 15:03

Chciała zrzucić tylko 3 kilogramy, a otarła się o śmierć. 16-latka codziennie walczy z podstępnym wrogiem

pusty talerz anoreksja
rawpixel.com

Morze wylanych nad talerzem łez, odwieczne wyrzuty sumienia połączone z ssaniem w żołądku, mroczki przed oczami, nieustanny lęk i poczucie bezsilności. Wszystko to jednocześnie czuła bohaterka naszej kampanii „Anoreksja to śmierć na raty”, 16-letnia Jadzia. Nastolatka ma za sobą trudne doświadczenia i zapewne jeszcze wiele ciężkich chwil przed sobą. Chwil, w których będzie walczyć o własne „ja”. Poznajcie jej poruszającą historię.

Niewinne początki śmiertelnej pułapki

Październik 2021 roku. To właśnie wtedy, zdaniem bohaterki naszego cyklu, 16-letniej Jadzi, anoreksja zaczęła mocno wkraczać w jej życie, choć, jak nasza rozmówczyni sama wspomina, pewne niezdrowe zachowania towarzyszyły jej już dużo wcześniej. Jadzia miewała okresy, gdy przybierała delikatnie na wadze, przez co później głodziła się po kilka dni, by wrócić do pożądanego stanu, nigdy wcześniej nie traciła jednak nad tym procesem kontroli.

Wielki wpływ na obudzenie czyhającej w niej anoreksji miało z pewnością przejście ze szkoły podstawowej do liceum, gdzie Jadzia nie do końca mogła odnaleźć się w towarzystwie. Prawdziwym zapalnikiem stały się właśnie osoby, które, choć brzmi to naprawdę przerażająco, pozorowały problemy z odżywianiem tylko po to, by zyskać atencję. Podczas gdy dla nich była to jedynie czysta gra, dla Jadzi okazało się, że jest to śmiertelna pułapka, w której sidła wpadła natychmiast.

Nowe fakty ws. małżeństwa z Warszawy. Zaskakujące doniesienia od właściciela pensjonatu

Anoreksja złapała nastolatkę w swoje bezlitosne sidła

Początkowy cel zgubienia 3 kg osiągnęła bardzo szybko, odkrywając, że pragnie więcej i więcej aż w maju 2022 roku puściła jakiekolwiek hamulce. Co oczywiste, waga zaczęła spadać już naprawdę drastycznie, a zapętlona w pogoni za nieistniejącym ideałem 16-latka doświadczała coraz częściej wewnętrznego konfliktu. Wówczas wydawało jej się, że nie chce już dalej chudnąć, ale równie mocno nie chciała też utrzymywać wagi, zaś wizja powrotu do dawnego stanu rosła w jej postrzeganiu do rozmiarów potężnego koszmaru. Tym, co ponadto na dobre zagościło u boku Jadzi był odwieczny lęk, przy czym najbardziej ujawniał się on za każdym razem, gdy miała zasiąść do stołu.

Przełom nastąpił dopiero w wakacje, gdy Jadzia wyjechała na letnią oazę. Podczas niej poznała animatorkę, która otwarcie opowiadała o tym, że dawniej cierpiała na anoreksję. Nasza bohaterka uznała, że nie jest to czysty przypadek i wracając wspomnieniami kilka miesięcy wstecz doszła do wniosku, że ona także ma wielki problem. Ten być może najważniejszy w procesie dążenia do zdrowia moment miał być początkiem powrotu nastolatki do normalnego życia, ale anoreksja nie zamierzała tak łatwo się poddać. Jadzia co prawda podjęła decyzję o przejściu na tzw. recovery, czyli ostatecznym pożegnaniu anoreksji, lecz jej oczekiwania brutalnie zderzyły się z rzeczywistością.

Samo postanowienie nie wystarczyło, a choroba zajadle broniła się przed pacyfikacją, doprowadzając do odwrotnych niż zamierzone efektów. 16-latka, mimo złożonego sobie przyrzeczenia, jadła jeszcze mniej i przerażona swoim własnym zachowaniem oraz narastającym lękiem powiedziała o wszystkim mamie. Tylko rodzic, który ma dziecko chorujące na anoreksję, doskonale rozumie, że w tamtej chwili wiadomość ta była jak grom z jasnego nieba, ciężar, z którym trudno sobie poradzić i którego udźwignięcie nie jest z niczym porównywalne.

Tym bardziej na uznanie zasługuje fakt, że mama Jadzi praktycznie od razu wykazała się ogromną trzeźwością umysłu i nie zwlekając ani chwili umówiła córkę na wizyty u specjalistów. Paradoksalnie, najtrudniejsze do osiągnięcia na początkowym etapie choroby rzeczy, takie jak prawidłowa reakcja najbliższego otoczenia oraz motywacja samego pacjenta, pojawiły się w przypadku Jadzi praktycznie od razu. Przeszkodą do odzyskania dawnej "ja" okazał się natomiast być bezlitosny system, grający póki co, niestety, raczej w drużynie anoreksji.

Choroba wystawiła 16-latkę na najcięższą próbę

Wracając jednak do twardych faktów, zaznaczmy, że gdy mama naszej bohaterki zadzwoniła pod koniec sierpnia do gabinetu psychiatry, usłyszała, że ten może przyjąć jej córkę dopiero w październiku. Naturalnym więc, że ostatnią deską ratunku dla znikającej każdego dnia po sporym kawałku dziewczyny była już tylko wizyta prywatna, na którą udała się pełna obaw.

W myślach Jadzi coraz częściej zaczęły pojawiać się anorektyczne wyrzuty, mówiące, że nie jest ona "wystarczająco chora", by prosić o pomoc, czy też te, w których anoreksja przekonywała ją usilnie, że po prostu nie zasługuje na jedzenie. Trudno dziwić się zatem, że gdy 16-latka usłyszała od lekarza jedynie, że ma zjadać w szkole pół kanapki, owoc i jogurt, a po przyjściu do domu obiad, obudziły się w niej najgorsze instynkty. Patrząc na te wydarzenia z perspektywy czasu, zarówno Jadzia, jak i jej mama mają do przyjmującej je wówczas psychiatry wielki żal, zastanawiając się, czy gdyby jej reakcja była bardziej stanowcza, całe leczenie nie byłoby teraz o wiele łatwiejsze. "Specjalistka" tymczasem ledwo zahaczyła o anoreksję, a stawiając dziewczynce, która już wówczas miała zagrażające życiu BMI, ultimatum, wykazała się ogromną nieznajomością specyfiki choroby. Tylko laik nie domyśliłby się, że żadne z poczynionych przez lekarkę ustaleń z Jadzią nie zostanie spełnione i to wcale nie dlatego, że jest ona złośliwa lub niesłowna, ale dlatego, że jest chora.

Po miesiącu na wadze było więc jeszcze mniej, a każdy kolejny dzień był coraz większą męczarnią psychiczną. Nasza rozmówczyni płakała już przy każdym posiłku, połówce banana, łyżeczce naturalnego skyru. Niepowodzeniem okazały się być też wizyty u psychologa, którego metody opierały się na niepytaniu pacjenta o to, jak się czuje i co go trapi. Po trzech sesjach i dalej pogarszającym się stanie Jadzi "terapię" przerwano, a 31 października dziewczyna trafiła w końcu na izbę przyjęć w szpitalu psychiatrycznym, po czym skierowano ją na oddział gastroenterologii. Pobyt w szpitalu trwał pięć długich tygodni i nie jest wspominany przez Jadzię zbyt dobrze. Oczywiście, ktoś słusznie mógłby zauważyć, że trudno o zadowolenie osoby, która jest chora i która to nagle musi zacząć jeść wbrew swoim wewnętrznym oporom. Proces leczenia anoreksji nigdy nie jest przyjemny i o to nie można mieć pretensji, jednak otoczenie w żaden sposób nie powinno go dodatkowo utrudniać.

O ile z traumą jedzeniową Jadzia może poradziłaby sobie po pewnym czasie, ta psychiczna mocno wdrukowała się w jej pamięć. Już same początki pobytu na oddziale były trudne, bo rzucona na głęboką wodę dziewczyna nie była w stanie zacząć tak po prostu jeść. Szybko poskutkowało to założeniem dożołądkowej sondy, do której doszły jeszcze wysokoenergetyczne koktajle. Jednego dnia, idąc do gabinetu zabiegowego, Jadzia podpatrzyła kaloryczność podawanej jej mikstury i wpadła w prawdziwą histerię. Od tej pory nie było minuty, by nie przeliczała w głowie na okrągło, ile kalorii już pochłonęła, ile jeszcze przed nią i czym to wszystko będzie skutkowało. Wyrzuty sumienia i strach okazały się być totalnie obezwładniające i to do tego stopnia, że konieczne było włączenie leków przeciwlękowych. W międzyczasie Jadzia non stop była strofowana przez jedną z kobiet z personelu, która poza mocnym deficytem wiedzy wykazała się także całkowitym brakiem empatii. Tym samym dziewczyna miała już dwóch wrogów, anoreksję i nieprzyjemną pielęgniarkę, która wychodziła chyba z założenia, że gdy mocno da w kość dziewczynce, tej odechce się fanaberii, za jaką uważała anoreksję.

Krzywdzące i mocno poniżające komentarze były codziennością. Zadawane podczas odłączania sondy pytania o to, czy Jadzia "się już najadła" lub te o to, "czy jej smakowało" raniły równie mocno, jak anorektyczne wyrzuty. Perfidia i wyrachowanie posunęły się nawet do tego stopnia, że owa pielęgniarka ostentacyjnie stawiała przed dziewczyną butelki z energetycznymi odżywkami wraz z etykietą, na której widniała informacja o kaloryczności, podczas gdy cały personel doskonale wiedział, by wspomniane etykiety zrywać w celu uniknięcia ataku paniki.

Oczywiście, dla zwykłego człowieka to nic nieznaczący szczegół, ale dla osoby chorej to wiele mówiący wyraz troski i zauważenia jego samego, a nie tylko choroby, a przecież to właśnie tego tak bardzo łakną cierpiący na anoreksję. Do tego wszystkiego doszły jeszcze problemy z połykaniem, bo tkwiącą w przełyku 16-latki sonda mocno uwierała i raniła dziewczynę, dlatego ostatecznie podjęto decyzję o jej wyjęciu. To z kolei oznaczało jedno: więcej jedzenia i więcej energetycznych koktajli, które wywoływały wewnętrzny niepokój i wcale nie sprawiały, że Jadzi było łatwiej. Anoreksja to męka, a wychodzenie z niej - prawdziwa katorga. Nastolatka musiała mierzyć się z bólem psychicznym i fizycznym, bo dolegliwości układu pokarmowego, wzdęcia i mdłości były na porządku dziennym.

Przed wypisem Jadzię umówiono jeszcze na drugą rozmowę ze szpitalnym psychiatrą, który też zmieszał ją dosłownie z błotem, zapominając, iż jest chora na anoreksję, ale w żadnym wypadku anoreksją nie jest. Lekarka potraktowała naszą bohaterkę książkowo, nie biorąc pod uwagę żadnych personalnych uwarunkowań i wysiłku, jaki włożyła przez ostatnie pięć tygodni w proces swojego leczenia. Już na wstępie stwierdziła, że twierdząc, iż chce wyzdrowieć, Jadzia zwyczajnie kłamie, dlatego też zawyrokowała, że musi ona trafić do oddział psychiatryczny. 16-latka wylała morze łez, czując bezsilność i mając wrażenie, że nikt w tym wszystkim nie widzi prawdziwej jej.

Jedyną osobą, która postanowiła dać Jadzi szansę była jej mama, która pełna obaw zgodziła się zabrać ją do domu. Dziś nastolatka jest pod kompleksową opieką internisty, dietetyka, psychiatry i psychoterapeuty, przy pomocy których stara się wrócić do zdrowia. Okazało się, że mylili się ci, którzy stawiali na niej krzyżyk i byli przekonani, że nie poradzi sobie z chorobą w trybie ambulatoryjnym.

Co prawda, wciąż łapie się na tym, że anoreksja próbuje nią manipulować. Ma swoje ograniczenia i chorobowe przyzwyczajenia - je owinięta kocem, bo wtedy czuję się bezpieczniej, sama przygotowuje swoje posiłki, bo nikomu nie ufa, ma ulubiony talerz, walczy z liczeniem stawianych kroków. Z dietetyczką musiała wypracować swój własny system oparty na kompromisach. - Trzeba łapać się każdego możliwego koła ratunkowego - uważa.

Jak sama przyznaje, jej motywacja cały czas jest wątła. Łzy leją się codziennie, bo i codziennie toczy walkę z własną głową. Wyobrażając sobie siebie w dawnym ciele czuje wielki stres, ma ogromne obawy, choć nigdy nie była przy kości. Stara się jednak pamiętać, że większa waga nie przesądza o naszym nieszczęściu, ale może umożliwiać samorealizację. Pytana o to, co jeszcze anoreksja trwałe zmieniła w jej życiu, odpowiada, że w trakcie choroby udało jej się zweryfikować dotychczasowe relacje. Okazało się, kto tak naprawdę jest gotów ją wspierać, a kto nie zasługuje na jej przyjaźń.

System nie stoi po stronie pacjenta

Co do samego systemu, Jadzia bardzo chętnie punktuje jego wady, podpowiadając jednocześnie, co powinno się w nim na pewno zmienić. Jej zdaniem, koniecznym jest zapewnienie edukacji psychologicznej zarówno pielęgniarkom, jak i lekarzom, którzy często wykazują ogromną niewiedzę w kontekście podejścia do osób cierpiących na zaburzenia odżywiania.

Sama pamięta, że podczas jednej z wizyt psychiatra jedynie raz na nią spojrzała, traktując bardziej jak jedna z wielu petentem, niż prawdziwa pacjentkę, a przede wszystkim człowieka. Jeśli chodzi o sam zakres usług, tu także jest wiele do przepracowania. Specjalistów jest jak na lekarstwo i to nie tylko tych na NFZ, do których kolejki ciągną się miesiącami, ale też tych przyjmujących prywatnie.

Pacjenci z mniejszych miejscowości muszą przemierzać dziesiątki, jak nie setki kilometrów, by uzyskać pomoc. Poza tym, w NFZ panuje ogromny chaos. Jadzia trzykrotnie była zapisana do psychiatry, który ostatecznie okazał się być lekarzem tylko dla osób pełnoletnich, o czym nikt przed wizytą jej nie poinformował. Na szczęście Jadzia ma to już za sobą i teraz stara się wierzyć, że będzie tylko lepiej. Przed nią jeszcze długa wojna o własne "ja", za której wygranie trzymamy mocno kciuki.