Podczas piątkowego posiedzenia Sejmu posłowie odrzucili projekt ustawy o depenalizacji aborcji. Za jego przyjęciem głosowało 215 posłów, przeciw było 218. Jednym z parlamentarzystów, który nie głosował był m.in. Roman Giertych. - Oni wszyscy dzisiaj, ci tchórze, którzy powyciągali karty, zasłaniający się jakimiś swoimi poglądami, nie patrząc na cierpienie innych, oni dzisiaj wszyscy biorą na siebie odpowiedzialność wielu nieszczęść i tragedii rodzinnych - komentuje dla Gońca europoseł Lewicy Krzysztof Śmiszek.
Widziałam, także po stronie posłów rządzącej większości, brak świadomości tego, jak wygląda sytuacja mediów na jednolitym rynku cyfrowym. Myślę, że ta akcja ma także walor edukacyjny, to znaczy przedstawia tę sytuację i jej masowość – komentuje protest mediów w rozmowie z Gońcem Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy.
Prezydium klubu parlamentarnego Lewicy podjęło decyzję o zawieszeniu posłanki Pauliny Matysiak. To konsekwencja współpracy, jaką Matysiak nawiązała z politykiem PiS Marcinem Horałą. Oboje powołali ruch społeczny ”Tak dla rozwoju”.
– Wynik jest niezadowalający i będziemy analizować przyczyny. Niemniej jednak jesteśmy pełni nadziei i pokładamy wiarę w tym, że to my będziemy widoczni, ponieważ to my będziemy nadawać ton Unii Europejskiej – komentuje wynik Lewicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego były wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek.
Poseł Suwerennej Polski Sebastian Kaleta, który już 9 czerwca powalczy o mandat w wyborach do Parlamentu Europejskiego, opublikował w mediach społecznościowych wyborcze nagranie, gdzie zadrwił z unijnych przepisów dotyczących plastikowych nakrętek od butelek. Z całą pewnością nie spodziewał się tak ciętej riposty ze strony posłanki Lewicy Anny Marii Żukowskiej. Jej odpowiedź podbiła serca internautów.
Współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń ogłosił w Łodzi, ze jego partia będzie się starała, by z uciążliwą zmianą czasu skończyć w Europie już w 2025 roku. Zniesienie zmiany czasu popiera 80 proc. Polaków, podobne nastroje panują również w pozostałych państwach Unii.
Podczas obchodów Święta Pracy w Warszawie, Agnieszka Dziemianowicz Bąk, szefowa ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej, przedstawiła wizję wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy. Minister poinformowała, w jaki sposób wpłynie on na wysokość wynagrodzeń, podkreślając zarazem, że każdy z nas zasługuje na odpowiednią ilość czasu na życie prywatne.
W czwartek 11 kwietnia w Sejmie rozpatrywane są cztery projekty zmian w prawach dotyczącym przerywania ciąży. Debata nad nimi rozpoczęła się tuż przed godziną 13, a głos zabrały m.in. przedstawicielki klubu Lewicy. Jedna z nich, Katarzyna Ueberhan, zdobyła się na wyjątkowo osobiste i odważne wyznanie. - Jestem jedną z nich - wykrzyczała, odnosząc się do sytuacji kobiet w Polsce, które dokonały aborcji.
- Stąd głównie ten wynik. Nie można jechać na narciarza. Albo się jest w rządzie, albo się nie jest i takie cwaniactwo połączone z butą tak się skończyło - tymi słowami w rozmowie z Gońcem Andrzej Rozenek ocenił strategię Lewicy po 15 października, która według niego jest niewłaściwa. - Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, to Lewicy ubywa dużo mandatów, prawie dziewięć czy dziesięć - skwitował Rozenek.
Nie milkną echa ostatnich wydarzeń z sali sejmowej. W nocy z czwartku na piątek posłowie mieli głosować nad uchwałą uznającą Rosję za państwo sponsorujące terroryzm, ale Prawo i Sprawiedliwość nieoczekiwanie wniosło poprawkę odnoszącą się do katastrofy w Smoleńsku. Opozycja nie wzięła udziału w głosowaniu, doszło nawet do przepychanki. Całą sytuację skomentował Krzysztof Śmiszek.
Joanna Scheuring-Wielgus usłyszała we wtorek (29 listopada) prokuratorskie zarzuty złośliwego przeszkadzania we mszy świętej i obrazy uczyć religijnych. Posłance Lewicy za te czyny grozi nawet do dwóch lat więzienia. Główna zainteresowana nie przyznała się do winy.
Temperatura na polskiej scenie politycznej ani na chwilę nie spada mimo mrozów za oknem. Jedną z najbardziej budzących skrajne emocje postaci jest zdecydowanie Jarosław Kaczyński, który ma tyle samo sympatyków, co przeciwników. Tych drugich jak na pęczki w szeregach opozycji, nie szczędzącej prezesowi PiS krytycznych ocen. Tym razem szczere słowa padły z ust polityka Lewicy Tomasza Treli w programie "Express Biedrzyckiej".Niebywałe słowa Tomasza Treli o Kaczyńskim: "Mnie bierze trochę obrzydzenie"Takich słów pod swoim adresem Jarosław Kaczyński z pewnością nie mógł się spodziewać nawet biorąc pod uwagę brutalność politycznych realiów. Prezes Prawa i Sprawiedliwości sam lubi wymierzać ciężkie działa w stronę swoich oponentów, a teraz przekonał się na własnej skórze, co oznacza powiedzenie "przyszła kryska na Matyska".Na surową ocenę ze strony posła Tomasza Treli, który gościł w programie "Express Biedrzyckiej" lider Zjednoczonej Prawicy zapracował sobie zapewne licznymi kontrowersyjnymi wypowiedziami, m.in. dotyczącymi środowisk LGBTQ+, a także tymi, w których bez wstydu chełpi się swoją wysoką samooceną.Przez to mocno zaszedł za skórę polityka Lewicy, niemającego żadnych zahamowań przed wbiciem mu potężnej szpili i publicznym ośmieszeniem poprzez wysublimowane porównanie prezesa do nosorożca.- Jak patrzę na Jarosława Kaczyńskiego, jak się wypowiada, on tak sapie, ta „prff, prff”. On jest taki jakby oderwany od rzeczywistości. Mnie bierze trochę obrzydzenie. Patrzę na polityka, co by nie powiedzieć posła, który w bardzo bezceremonialny sposób obraża ludzi, kobiety, mężczyzn – stwierdził poseł.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przemawiał wczoraj na korytarzu sejmowym, podkreślając swój sukces w kontekście przyjętej przez Sejm ustawy "antylichwiarskiej". W pewnym momencie wystąpienie polityka zakłóciła niespodziewana akcja przeprowadzona tuż za plecami ministra, przez posłankę "Lewicy", Joannę Scheuring-Wielgus. O co dokładnie chodziło?
W Krakowie znaleziono ciało polityka Jakuba Bocheńskiego? Od 22 września członek Lewicy jest zaginiony, a nieopodal pustostanu, gdzie ujawniono zwłoki młodego mężczyzny, znalezione zostało porzucone auto polityka. Ciało znajduje się w stanie znacznego rozkładu i konieczne jest przeprowadzenie szczegółowych badań.Kraków. W jednym z pustostanów w stolicy Małopolski znaleziono zwłoki mężczyzny. Nieoficjalne wiadomości Radia Kraków oraz TVP Info wskazują, że może być to poszukiwany Jakub Bocheński.Tajemnicza sprawa zaginięcia polityka Lewicy od trzech tygodni rozbudza lokalną społeczność oraz media. Możliwe, iż w czwartek po południu znaleziono kluczowy powód zakończenia akcji poszukiwawczej.
Krystyna Pawłowicz ma kłopoty prawne. Poseł Tomasz Trela złożył przeciwko byłej posłance PiS i obecnej sędzi Trybunału Konstytucyjnego prywatny akt oskarżenia. - Nie ma świętych krów - ogłosił szumnie polityk w mediach społecznościowych. Powodem pozwania Krystyny Pawłowicz są jej... wpisy na Twitterze.Krystyna Pawłowicz wreszcie się doigrała? Poseł Tomasz Trela miał dość słownych ekscesów sędzi Trybunału Konstytucyjnego w internecie i spełnił groźby.Krystyna Pawłowicz została pozwana. Poseł Lewicy w prywatnym akcie oskarżenia domaga się pozbawienia byłej sędzi PiS immunitetu sędzi. Przedstawił twarde argumenty, a rykoszetem dostał sam wódz Jarosław Kaczyński.
Nowy wątek w sprawie poszukiwanego polityka Lewicy Jakuba Bocheńskiego. Zdaniem niektórych mediów, mężczyzna tuż przed zaginięciem miał wykorzystać seksualnie kobietę, a dowodem w sprawie ma być hotelowy monitoring. Policja nie komentuje tych doniesień, ale kierownictwo Lewicy traktuje podejrzenia poważnie i podjęło decyzję o zawieszeniu Bocheńskiego w prawach członka partii.Poszukiwania Jakuba Bocheńskiego trwają, ale nikt nie podejrzewał, że przybiorą taki obrót. Polityk Lewicy ostatni raz widziany był w ubiegły czwartek pod krakowskim hotelem Hilton, gdzie brał udział w szkoleniu. Po tym, jak udał się na przerwę, na zajęcia jednak nie wrócił, nie odezwał się też do bliskich.Zaniepokojona rodzina szybko zawiadomiła o zniknięciu 30-latka policję, a także rozpoczęła akcję poszukiwawczą na własną rękę. Brat Bocheńskiego rozpuścił wici w mediach społecznościowych, do działań przyłączyli się też postronni ludzie i politycy Lewicy. Wszyscy rzucili ręce na pokład, aby doprowadzić sprawę do szczęśliwego finału.
Trwają intensywne poszukiwania polityka Lewicy Jakuba Bocheńskiego. 30-latek z Nowego Sącza zaginął w czwartek 22 września w Krakowie, gdzie brał udział w firmowym szkoleniu. O pomoc w jego odnalezieniu apelują rodzina, przyjaciele i partyjni koledzy, w tym Joanna Scheuring-Wielgus i Robert Biedroń.Ludzkie dramaty i nieszczęścia nie omijają nikogo, bez względu na status społeczny czy pozycję. Dowody na potwierdzenie tej tezy można mnożyć w nieskończoność, a najnowszym jest zaginięcie pochodzącego z sądecczyzny polityka Lewicy Jakuba Bocheńskiego, którego rozpaczliwie szukają bliscy i znajomi.
Poseł Tomasz Trela z Lewicy najwyraźniej mocno przecenił swoje siły i wziął sobie na głowę zbyt wiele obowiązków. Parlamentarzysta jest tak pochłonięty pracą i obowiązkami, że gubi się w prostych rachunkach. W programie "Tłit" Wirtualnej Polski polityk zaliczył poważna wpadkę, nie potrafiąc podać liczny zespołów parlamentarnych, do których należy. Po blamażu oświadczył, że zrezygnuje z większości posad.Dopiero co pisaliśmy o złej passie Andrzeja Dudy, a okazuje się, że problemy wiszą także nad politykami z zupełnie przeciwnego bieguna. W myśl zasady, że w przyrodzie musi być równowaga, w tarapaty popadł także poseł Lewicy Tomasz Trela, który boleśnie skompromitował się w programie Wirtualnej Polski.
Na piątkowym posiedzeniu Sejmowej Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych doszło to ostrej wymiany zdań na temat galopujących cen energii. W odpowiedzi na krytykę działań rządu, przewodniczący komisji Marek Suski zagroził posłance Lewicy wezwaniem Straży Marszałkowskiej. O drożyznę nie omieszkał też oskarżyć Unii Europejskiej - Głupia Unia dała się omotać Rosji - stwierdził. Podczas piątkowego spotkania członkowie komisji zebrali się, aby dyskutować na temat postępu prac nad ustawą gwarantującą rekompensaty szkód związanych z wprowadzeniem zakazu importu węgla pochodzącego z Rosji i Białorusi. Atmosfera zaczęła robić się gorąca kiedy posłowie rozpoczęli dyskusję na temat drożejącej energii i działań podejmowanych przez Polskę oraz Unię Europejską.
Po długim i bolesnym procesie jednoczenia, Nowa Lewica ruszyła z kampanią programową. Politycy Wiosny i SLD wyjechali w teren, by omówić z członkami obydwu partii tworzących nowe ugrupowanie zarys programu. Niestety przedstawiony program rozczarowuje. Nie tylko dlatego, że jest bardzo krótki, ale przede wszystkim dlatego, że pomija wiele ważnych obszarów życia społecznego, jest w nim niewiele konkretów, a część postulatów może budzić poważne wątpliwości.Z programu wynika też, że kwestie rynku pracy, polityki społecznej i gospodarki póki co nie są dla Nowej Lewicy priorytetem, a wręcz znajdują się na marginesie jej zainteresowań. Cały program dotyczący rynku pracy w dokumencie omawianym obecnie na spotkaniach struktur terytorialnych SLD i Wiosny zmieścił się na czternastu krótkich linijkach. Rozdział ten brzmi następująco: „Praca powinna być dobrze płatna, stabilna i dawać poczucie satysfakcji. Potrzeba w niej więcej współdziałania między pracownikami i między pracownikami i pracodawcami. Musimy też przeciwdziałać patologiom i wspierać nowatorskie rozwiązania zwiększające kreatywność i satysfakcję pracowników. Dlatego: ograniczymy umowy śmieciowe, wprowadzimy dodatkowy tydzień płatnego urlopu, wzmocnimy Państwową Inspekcję Pracy, żeby ograniczyć patologie rynku pracy i chronić pracowników, wzmocnimy dialog między pracownikami i zatrudniającymi, ułatwimy zrzeszanie się przedsiębiorców, wspomagać będziemy zrzeszanie się pracowników, rozwiniemy możliwość pracy zdalnej i wprowadzimy odpowiednią jej ochronę”. I to tyle. Jak ten „program” ocenić? Bardzo trudno, bo właściwie nic w nim nie ma. Żadna partia nie zaprzeczy, że praca powinna być dobrze płatna, stabilna i satysfakcjonująca. Różnice między ugrupowaniami dotyczą natomiast instrumentów realizacji tego celu. Nikt też nie zaprzeczy, że warto, by pracownicy współpracowali między sobą, natomiast aż się prosi w tym kontekście, by coś powiedzieć o związkach zawodowych czy radach pracowników. Niestety nic takiego w dokumencie Nowej Lewicy się nie pojawiło. Pojęcie „przeciwdziałania patologiom” kompletnie nic nie oznacza, gdyż nawet nie wiemy, co autorzy dokumentu uważają za patologię. Dotyczy to też „zwiększania kreatywności i satysfakcji pracowników”. Na czym ma polegać ustawowe zwiększenie kreatywności pracowników? Nie jest jasne, ale w kolejnym zdaniu pojawia się coś, co chyba ma być zbiorem konkretów więc warto się im przyjrzeć. Czytamy o „ograniczeniu umów śmieciowych”. Co to znaczy? Warto przypomnieć, że już sześć lat temu o tym samym mówiła Beata Szydło, w czasie kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski, a niedawno Jarosław Kaczyński. Żadne z nich, podobnie jak Nowa Lewica, nie przedstawiło jakichkolwiek konkretów. Czy chodzi o likwidację umów zleceń? Wyższe kary dla nieuczciwych pracodawców? Wpisanie do Kodeksu pracy branż, w których umowy śmieciowe są zakazane? Zmianę ustawy o zamówieniach publicznych? Nie wiadomo. Ale kolejny postulat nareszcie jest konkretny: „wprowadzimy dodatkowy tydzień płatnego urlopu”. Innymi słowy urlop wypoczynkowy wzrośnie z 26 do 31 dni rocznie. To ciekawy pomysł, choć miliony Polaków pracują w ramach umów zleceń i wymuszonego samozatrudnienia, więc ich ten postulat nie dotyczy. Zresztą akurat długość urlopu w Polsce jest zbliżona do tej, którą przyjęły rozwinięte państwa UE. Lepszym rozwiązaniem wydawałoby się więc skrócenie tygodniowego wymiaru czasu pracy. Dalej czytamy: „wzmocnimy Państwową Inspekcję Pracy, żeby ograniczyć patologie rynku pracy i chronić pracowników”. Tutaj również przydałyby się konkrety, ale warto zwrócić uwagę, że PIP jest coraz bardziej upolityczniona i nie reaguje na olbrzymie patologie w spółkach skarbu państwa. Aż się prosi w tym kontekście, by wzmocnić rolę związków zawodowych – to jest domena lewicy w większości krajów świata. Nowa Lewica jednak nawet nie wspomniała o ruchu związkowym w swoim programie. Następnie mamy postulat, który znowu nic nie znaczy, czyli „wzmocnimy dialog między pracownikami i zatrudniającymi”. A czy lewica nie mogłaby chcieć wyłącznie wzmocnienia pozycji pracowników? Dalej mamy „ułatwienie zrzeszania się przedsiębiorców”, co samo w sobie jest dość egzotycznym hasłem, tym bardziej już w programie partii deklaratywnie lewicowej. Dla odmiany „Wspomaganie zrzeszania się pracowników” mogłoby być czymś istotnym, gdyby przekładało się na jakiekolwiek konkrety. Samo w sobie nic nie znaczy. Na końcu mamy deklarację Nowej Lewicy, że „rozwinie możliwość pracy zdalnej i wprowadzi odpowiednią jej ochronę”. Problem w tym, że taka możliwość już istnieje na masową skalę, przy czym w ramach pracy zdalnej warunki zatrudnienia w wielu przypadkach się pogorszyły, szczególnie odnośnie czasu pracy i rozliczania nadgodzin. I niestety na tym program Nowej Lewicy odnośnie rynku się kończy… Nie ma nic o wzroście płac, o budżetówce, o partycypacji pracowniczej, o ograniczaniu nierówności dochodowych, o większej transparentności konkursów i awansów w instytucjach publicznych, o poprawie bezpieczeństwa pracy. Nie ma nic, co by sprawiało, że program Nowej Lewicy można byłoby uznać za lewicowy.Warto jeszcze tylko dodać, że poza rozdziałem o rynku pracy jest też w zaprezentowanym programie Nowej Lewicy dział o gospodarce. Jest on jeszcze krótszy niż ten o rynku pracy. Składa się z ośmiu linijek. Niestety otwarcie programowe nowej partii okazało się falstartem. Oby konsultacje liderów partii z jej dołami doprowadziły do napisania programu od nowa.
Wszystko to są oczywiście bardzo ważne sprawy, kluczowe jednak jest to, że opozycja nie przedstawiła żadnej całościowej alternatywy wobec rządowej wersji Krajowego Planu Odbudowy. Uwagi zaprezentowane przez opozycję były mało istotnymi przypisami wobec propozycji rządowych.Wielu komentatorów słusznie zwraca też uwagę, że w przyjętej przez rząd wersji KPO środki przeznaczane na samorządy mają pochodzić głównie z części pożyczkowej, a projekty rządowe, w tym olbrzymie środki na Centralny Port Komunikacyjny, z bezzwrotnej części grantowej. Pytany o tę sprawę minister Waldemar Buda podkreślał, że część pożyczek samorządowych może weźmie na siebie rząd. Oznacza to jednak, że jest jeszcze gorzej niż mogło się wydawać, a mianowicie samorządy kierowane przez PiS mogą mieć pożyczki spłacane przez władzę centralną, a te rządzone przez opozycję będą zmuszone samodzielnie spłacać kredyty! Trudno się dziwić, że część opozycji jest nieufna wobec takiego mechanizmu wydatkowania środków unijnych. Niedawno też wyszło na jaw, że rząd już prawie roku temu konsultował kształt Krajowego Planu Odbudowy z wybranymi prezesami spółek skarbu państwa, zachęcając ich do czerpania garściami z unijnej kasy.Unijny Fundusz Odbudowy został pomyślany jako zastrzyk finansowy dla całej UE, mający na celu odbudowę gospodarek unijnych po kryzysie związanym z epidemią koronawirusa. Kryzys ten potężnie uderzył w miliony pracowników, pogorszył warunki pracy w wielu branżach, uśmieciowił dużą część rynku pracy, pogorszył standardy bezpieczeństwa i higieny pracy, narażając pracowników na nowe, wcześniej niespotykane niebezpieczeństwa, przyczynił się do wzrostu ubóstwa i wykluczenia społecznego. Tymczasem w ostatecznej wersji Krajowego Planu Odbudowy problematyka praw pracowniczych znalazła się na marginesie. W dokumencie nie pojawiły się żadne instrumenty na rzecz ograniczenia umów cywilno-prawnych, żadnych rekomendacji odnośnie do zwiększania stabilności zatrudnienia, żadnych mechanizmów na rzecz rozpowszechniania układów zbiorowych, które w większości krajów zachodnich są standardem. Rządowa wizja KPO nie wniosła też żadnych propozycji odnośnie poprawy bezpieczeństwa pracy, choć w Polsce cały czas liczba wypadków w pracy należy do najwyższych w Unii Europejskiej.Porozumienie Prawa i Sprawiedliwości z Lewicą zawarte w kuluarowych rozmowach może zdumiewać i budzić niesmak, bo niedawno posłowie i posłanki Lewicy protestowali na ulicach całej Polski przeciwko zamordystycznej i niewiarygodnej władzy. Słusznie mówili o autorytaryzmie, deptaniu praw kobiet, nagonkach na LGBT, prześladowaniu sędziów nieposłusznych Ziobrze, niszczeniu niezależnych mediów, zamachu na kulturę. Tymczasem nagle klub Włodzimierza Czarzastego zmienił front i postanowił ustalić ostateczny kształt KPO na nieformalnym spotkaniu z rządem. Liderzy Lewicy nie forsowali dyskusji plenarnej, podczas której społeczeństwo mogłoby ocenić racje różnych stron, lecz zawarli szybkie porozumienie. Co więcej, na obradach Sejmu wspólnie z PiS-em nie zgodzili się, by głosowanie przesunąć o dwa tygodnie, aby Krajowy Plan Odbudowy był jeszcze przedyskutowany przez partnerów społecznych i parlamentarzystów.Długo można wymieniać braki Krajowego Planu Odbudowy, w tym brak jego związku z jakkolwiek pojmowaną lewicowością. Szkoda, że dyskusja nad KPO potoczyła się w ten sposób. Była to szansa dla parlamentarnej opozycji na przedstawienie całościowej alternatywy wobec wizji autorytarnej, prawicowej władzy. Niestety taka alternatywa nie powstała, a Lewica wręcz poparła pomysły rządu.PiS i Lewica w swojej wizji Krajowego Planu Odbudowy nie zawarły też żadnych rozwiązań na rzecz ograniczenia nierówności społecznych, w tym nierówności regionalnych, chociaż epidemia niewątpliwie przyczyniła się do ich zwiększenia. Nie uczyniono też priorytetem opieki żłobkowej ani senioralnej, chociaż w Polsce wydatki na wsparcie instytucjonalne dla seniorów należą do najniższych w Unii Europejskiej. Dyskusja nad Krajowym Planem Odbudowy obnażyła słabość i mizerne przygotowanie merytoryczne największych polskich partii. Poprawki ogłoszone przez Lewicę po spotkaniu z rządem przy zamkniętych drzwiach prawie nic nie wniosły do KPO i większość z nich było obligatoryjną częścią programów unijnych. 30% wydatków na samorządy to słuszny pomysł, ale wszystkie środki unijne są w dużej mierze kierowane do samorządów. Ważniejsze są tu szczegóły i proporcja części grantowej i pożyczkowej. O to Lewica już nie zadbała. 300 mln euro na branże, które zostały poszkodowane przez epidemię koronawirusa, to grosze, tym bardziej, że cały fundusz unijny miał przeciwdziałać skutkom pandemii. 850 mln euro na szpitale powiatowe to w perspektywie 6 lat nic nie znaczący dodatek, a przecież Komisja Europejska wręcz naciskała, by opieka zdrowotna była jednym z filarów funduszy pomocowych. 75 tys. mieszkań to w perspektywie kilku lat bardzo niewiele, tym bardziej, że ponad połowa środków na ten cel ma być przekazana z budżetu państwa, a nie środków unijnych. Komitet monitorujący w kształcie zaproponowanym przez rząd jest podporządkowany władzy, a oczekiwanie, by władza zaprezentowała harmonogram wydatków części pożyczkowej, to obowiązek każdego kraju nałożony przez Komisję Europejską.Pospieszny i nietransparentny tryb prac nad dokumentami kluczowymi dla kraju pogarsza jakość legislacji i podważa podstawy demokracji parlamentarnej. Pod tym względem opozycja poza Lewicą słusznie argumentowała, by w pracach nad dokumentem uczestniczyli przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych, związków zawodowych i związków pracodawców, i by dokument został przedyskutowany w Sejmie. Koalicja Obywatelska, PSL i Polska2050 nie przedstawiły całościowej alternatywy wobec PiS-owskiej wizji Krajowego Planu Odbudowy, ale przynajmniej naciskały, by ostateczny kształt KPO był przyjmowany w wyniku konsultacji z możliwie szerokim gronem partnerów społecznych. Lewica nawet tego nie zrobiła.Trudno w tym kontekście zrozumieć, dlaczego krytycy porozumienia Lewicy z PiS-em są wyzywani od liberałów i sojuszników Konfederacji. Na całym świecie wydaje się dość naturalne, że socjaldemokraci i socjaliści mają inne priorytety w polityce społeczno-gospodarczej niż nacjonalistyczna prawica. Dziwne raczej jest to, że w Polsce Lewica poparła wizję wydatkowania środków unijnych przedstawioną przez narodowo-katolicką prawicę, nie wnosząc do niej nawet żadnych istotnych poprawek. Warto w tym kontekście zauważyć, że zdaniem rządu Krajowy Plan Odbudowy ma wpisać się w całościowe ramy polityki społeczno-gospodarczej Prawa i Sprawiedliwości. Bezkrytyczne poparcie dla tego dokumentu oznacza więc akceptację priorytetów i wizji kraju ekipy Mateusza Morawieckiego. Trudno w tym kontekście uniknąć wrażenia, że Lewica, być może tymczasowo, ale jednak bardzo zbliżyła się do PiS-u.Polska jest także jednym z tych krajów, w których liczba ofiar śmiertelnych związanych z epidemią była najwyższa na świecie. Mimo to ochrona zdrowia nie została uczyniona priorytetem rządowej wersji KPO. W dokumencie przesłanym do Komisji Europejskiej założono, że w ramach tzw. Instrumentu na Rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności Polska chce wykorzystać do 2026 r. 36,0 mld euro z przyznanych 58,1 mld euro, w tym w całości część grantową (23,9 mld euro). Z pięciu wyodrębnionych priorytetów wydatki na opiekę zdrowotną mają być najniższe (tylko 4,5 mld euro)! Zdumiewające, że na ten model KPO zgodziła się Lewica, która jeszcze niedawno mówiła o potrzebie zwiększenia wydatków na opiekę zdrowotną o co najmniej 2 pkt proc. PKB.W propozycji KPO przedstawionej przez PiS i zaakceptowanej przez Lewicę nie wprowadzono też żadnego nadzoru. Może się okazać, że po stronie polskiej wydatkowanie środków będzie nadzorowane przez komisję kierowaną przez Jacka Sasina albo że komitet monitorujący będzie jedynie ciałem doradczym, a nie decyzyjnym. Inne niebezpieczeństwo to wprowadzenie do organu kontrolnego instytucji, które same będą adresatami pomocy, co sprawi, że ciało od kontroli samo będzie sobie przyznawać granty i dotacje. Ponadto warto pamiętać, że rząd PiS zakwestionował prymat prawa unijnego nad krajowym, a bezprawny Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej już w połowie maja będzie decydować, czy Polska ma się stosować się do prawa unijnego. Co to oznacza? Między innymi arbitralność decyzji władzy odnośnie wdrażania Krajowego Planu Odbudowy. Gdy coś się władzy nie spodoba, Mateusz Morawiecki ogłosi, że Unia łamie polską Konstytucję, a Przyłębska wraz z Krystyną Pawłowicz i Stanisławem Piotrowiczem jej przytakną. Dziwne, że Lewica nie poruszyła nawet tej kwestii w rozmowach z PiS-em.