Szumlewicz: Nowa Lewica bez programu
Po długim i bolesnym procesie jednoczenia, Nowa Lewica ruszyła z kampanią programową. Politycy Wiosny i SLD wyjechali w teren, by omówić z członkami obydwu partii tworzących nowe ugrupowanie zarys programu. Niestety przedstawiony program rozczarowuje. Nie tylko dlatego, że jest bardzo krótki, ale przede wszystkim dlatego, że pomija wiele ważnych obszarów życia społecznego, jest w nim niewiele konkretów, a część postulatów może budzić poważne wątpliwości.
Z programu wynika też, że kwestie rynku pracy, polityki społecznej i gospodarki póki co nie są dla Nowej Lewicy priorytetem, a wręcz znajdują się na marginesie jej zainteresowań. Cały program dotyczący rynku pracy w dokumencie omawianym obecnie na spotkaniach struktur terytorialnych SLD i Wiosny zmieścił się na czternastu krótkich linijkach. Rozdział ten brzmi następująco:
„Praca powinna być dobrze płatna, stabilna i dawać poczucie satysfakcji. Potrzeba w niej więcej współdziałania między pracownikami i między pracownikami i pracodawcami. Musimy też przeciwdziałać patologiom i wspierać nowatorskie rozwiązania zwiększające kreatywność i satysfakcję pracowników. Dlatego: ograniczymy umowy śmieciowe, wprowadzimy dodatkowy tydzień płatnego urlopu, wzmocnimy Państwową Inspekcję Pracy, żeby ograniczyć patologie rynku pracy i chronić pracowników, wzmocnimy dialog między pracownikami i zatrudniającymi, ułatwimy zrzeszanie się przedsiębiorców, wspomagać będziemy zrzeszanie się pracowników, rozwiniemy możliwość pracy zdalnej i wprowadzimy odpowiednią jej ochronę”.
I to tyle. Jak ten „program” ocenić? Bardzo trudno, bo właściwie nic w nim nie ma. Żadna partia nie zaprzeczy, że praca powinna być dobrze płatna, stabilna i satysfakcjonująca. Różnice między ugrupowaniami dotyczą natomiast instrumentów realizacji tego celu. Nikt też nie zaprzeczy, że warto, by pracownicy współpracowali między sobą, natomiast aż się prosi w tym kontekście, by coś powiedzieć o związkach zawodowych czy radach pracowników. Niestety nic takiego w dokumencie Nowej Lewicy się nie pojawiło. Pojęcie „przeciwdziałania patologiom” kompletnie nic nie oznacza, gdyż nawet nie wiemy, co autorzy dokumentu uważają za patologię. Dotyczy to też „zwiększania kreatywności i satysfakcji pracowników”. Na czym ma polegać ustawowe zwiększenie kreatywności pracowników? Nie jest jasne, ale w kolejnym zdaniu pojawia się coś, co chyba ma być zbiorem konkretów więc warto się im przyjrzeć. Czytamy o „ograniczeniu umów śmieciowych”. Co to znaczy? Warto przypomnieć, że już sześć lat temu o tym samym mówiła Beata Szydło, w czasie kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski, a niedawno Jarosław Kaczyński. Żadne z nich, podobnie jak Nowa Lewica, nie przedstawiło jakichkolwiek konkretów. Czy chodzi o likwidację umów zleceń? Wyższe kary dla nieuczciwych pracodawców? Wpisanie do Kodeksu pracy branż, w których umowy śmieciowe są zakazane? Zmianę ustawy o zamówieniach publicznych? Nie wiadomo. Ale kolejny postulat nareszcie jest konkretny: „wprowadzimy dodatkowy tydzień płatnego urlopu”. Innymi słowy urlop wypoczynkowy wzrośnie z 26 do 31 dni rocznie. To ciekawy pomysł, choć miliony Polaków pracują w ramach umów zleceń i wymuszonego samozatrudnienia, więc ich ten postulat nie dotyczy. Zresztą akurat długość urlopu w Polsce jest zbliżona do tej, którą przyjęły rozwinięte państwa UE. Lepszym rozwiązaniem wydawałoby się więc skrócenie tygodniowego wymiaru czasu pracy.
Dalej czytamy: „wzmocnimy Państwową Inspekcję Pracy, żeby ograniczyć patologie rynku pracy i chronić pracowników”. Tutaj również przydałyby się konkrety, ale warto zwrócić uwagę, że PIP jest coraz bardziej upolityczniona i nie reaguje na olbrzymie patologie w spółkach skarbu państwa. Aż się prosi w tym kontekście, by wzmocnić rolę związków zawodowych – to jest domena lewicy w większości krajów świata. Nowa Lewica jednak nawet nie wspomniała o ruchu związkowym w swoim programie. Następnie mamy postulat, który znowu nic nie znaczy, czyli „wzmocnimy dialog między pracownikami i zatrudniającymi”. A czy lewica nie mogłaby chcieć wyłącznie wzmocnienia pozycji pracowników? Dalej mamy „ułatwienie zrzeszania się przedsiębiorców”, co samo w sobie jest dość egzotycznym hasłem, tym bardziej już w programie partii deklaratywnie lewicowej. Dla odmiany „Wspomaganie zrzeszania się pracowników” mogłoby być czymś istotnym, gdyby przekładało się na jakiekolwiek konkrety. Samo w sobie nic nie znaczy. Na końcu mamy deklarację Nowej Lewicy, że „rozwinie możliwość pracy zdalnej i wprowadzi odpowiednią jej ochronę”. Problem w tym, że taka możliwość już istnieje na masową skalę, przy czym w ramach pracy zdalnej warunki zatrudnienia w wielu przypadkach się pogorszyły, szczególnie odnośnie czasu pracy i rozliczania nadgodzin. I niestety na tym program Nowej Lewicy odnośnie rynku się kończy… Nie ma nic o wzroście płac, o budżetówce, o partycypacji pracowniczej, o ograniczaniu nierówności dochodowych, o większej transparentności konkursów i awansów w instytucjach publicznych, o poprawie bezpieczeństwa pracy. Nie ma nic, co by sprawiało, że program Nowej Lewicy można byłoby uznać za lewicowy.
Warto jeszcze tylko dodać, że poza rozdziałem o rynku pracy jest też w zaprezentowanym programie Nowej Lewicy dział o gospodarce. Jest on jeszcze krótszy niż ten o rynku pracy. Składa się z ośmiu linijek. Niestety otwarcie programowe nowej partii okazało się falstartem. Oby konsultacje liderów partii z jej dołami doprowadziły do napisania programu od nowa.