Odsiadywał wyrok ze znanym raperem. Dziś wyznaje: "Tak, zabiłem. Tak, zasłużyłem na karę”

Nie znałem historii Mańka. Dla mnie to był twardy facet i wzór do naśladowania. Taki, który nie da sobie w kaszę dmuchać, a jednocześnie na tyle obrotny, że nie było dla niego spraw nie do załatwienia. W końcu zapytałem go wprost, za co dostał ćwiarę. Odpowiedział szczerze, bez ogródek: »Siedzę za głowę«. Na chwilę zapadłem w martwej ciszy - mówi raper Bonus RPK. Dziś w Gońcu wstrząsające fragmenty bestsellerowej książki "Moje życie, moja sprawa” Janusza Schwertnera.
W Gońcu fragment wstrząsającej książki "Moje życie, moja sprawa"
Dorasta w środowisku, gdzie temat więzienia jest czymś równie naturalnym, co zakupy w osiedlowym sklepie. Z czasem, już jako Bonus RPK, o agresji policji, bezdusznym systemie i regułach rządzących ulicą zacznie rapować na swoich krążkach, które w ciągu kilku lat okryją się złotem i przyniosą mu rozpoznawalność w całej Polsce.
Gdy przez jednego z warszawskich recydywistów zostaje pomówiony o handel narkotykami, jest w najlepszym momencie swojego życia. Proces, i w jego konsekwencji wyrok bezwzględnego więzienia, spadają na niego jak grom z jasnego nieba, odbierając mu rodzinę, przerywając karierę i niemal rujnując budowany od dekady odzieżowy biznes.
W książce “Moje życie, moja sprawa” Bonus RPK po raz pierwszy tak szczerze i bezlitośnie opowiada o więziennych patologiach, jakim w czasie odsiadki zmuszony był przyglądać się na własne oczy.
Książkę autorstwa Janusza Schwertnera, redaktora naczelnego Gońca, można kupić na stronie csrpk.pl.
"Na chwilę zapadłem w martwej ciszy"
Prezentujemy fragment książki „Bonus RPK. Moje życie, moja sprawa” Janusza Schwertnera, w której znany raper wspomina swoją 5-letnią odsiadkę w więzieniu:
Maniek, który swój wyrok też odsiadywał w Radomiu, załatwił, że mieliśmy razem grupę spacerową. Ze dwa razy udało nam się nawet potrenować razem.
Obserwując go, miałem wrażenie, że wykonuje tylko dwie czynności w ciągu dnia, ale właściwie obie prawie bez przerwy: albo ćwiczy, albo czyta. Tych książek przeczytał kilka tysięcy, choć trzeba przyznać, że czasu mu nie brakowało: ja dopiero wjechałem do kryminału, a on siedział tu już ponad 20 lat.
Moje pięć lat przy jego dwudziestu pięciu to był ułamek. Z jego perspektywy byłem tam jedynie przelotem. To jest ciężki temat, dźwignąć ćwierć wieku w takich warunkach. A on dał radę.
Nie znałem jego historii. Dla mnie to był twardy facet i wzór do naśladowania. Taki, który nie da sobie w kaszę dmuchać, a jednocześnie na tyle obrotny, że nie było dla niego spraw nie do załatwienia. W Radomiu pracował jako kalifaktor, czyli rozwoził posiłki. Ze wszystkich ludzi, których spotkałem za kratami, on jest jednym z tych, którym wiele zawdzięczam. W najtrudniejszym okresie pomógł mi oswoić się z sytuacją.
W końcu zapytałem go wprost, za co dostał ćwiarę. To są takie rozmowy, które w więzieniu wynikają same z siebie. To jest podstawa dowiedzieć się, z kim masz do czynienia.
Odpowiedział szczerze, bez ogródek: — Siedzę za głowę.
Na chwilę zapadłem w martwej ciszy. Wkradł się ciężki temat. A potem Maniek zaczął mi opowiadać, jak to z nim było. Bez żadnej ściemy.
"Dla mediów byłem bestią, zwyrodnialcem, mordercą"
Opowieść Mańka:
- Jeśli w latach 90. czytaliście gazety albo oglądaliście telewizję, to jest duża szansa, że słyszeliście o mojej sprawie. A jeśli nie, to tym lepiej dla mnie. Nie jestem niewiniątkiem, nie trafiłem do puchy za niewinność. Ale też nigdy nie byłem takim człowiekiem, jak opisywały mnie media. W nich na zmianę funkcjonowałem jako “bestia”, “zwyrodnialec”, ”morderca”.
Gdybym nie znał samego siebie i wierzył we wszystkie przekazy medialne, pewnie sam nie określiłbym się w inny sposób. I żądał dla siebie kary śmierci.
Moja partnerka oznajmiła mi, że jest w ciąży. Z czasem zaczęliśmy układać sobie życie pod nowego członka rodziny. Ale w międzyczasie doszło między nami do dużej kłótni. Dowiedziałem się, że matka mojego dziecka bierze dragi. Zobaczyłem ją naćpaną, leżącą na łóżku i nie wytrzymałem. Pokłóciliśmy się, wrzeszczałem na nią: "albo ja i dziecko, albo narkotyki! Twój wybór!”.
Pojechałem do mieszkania, do którego wkrótce mieliśmy się przeprowadzić, kupiłem flaszkę wódki i cały wieczór chlałem. Obudziłem się w południe, następnego dnia. Zerknąłem na telefon: nieodebrane połączenia, kilka SMS–ów...
Pisał mój kumpel, z którym w tamtym czasie handlowaliśmy narkotykami. Od rana nie mógł się ze mną skontaktować, więc zaczął szukać mnie na własną rękę. Postanowił zajrzeć do mojego mieszkania. Jak wszedł do środka, był w szoku: wszystko porozwalane, zdemolowane. Ktoś musiał włamać się w nocy i splądrował wszystkie cenne rzeczy. Ale co gorsza, zobaczył Beatę, całą pobitą, zapłakaną. Jemu pierwszemu wyznała, że tamtej nocy ktoś wpadł do mieszkania i ją zgwałcił.
"Nie oczekuję wybaczenia"
Lokal wynajmowaliśmy od znajomej, która mieszkała razem z nami. Ta znajoma późnym wieczorem poszła się pobawić do modnej w tamtych latach warszawskiej dyskoteki. Tam nawiązała kontakt z trzema chłopakami, których na noc ściągnęła do mieszkania.
Moja Beata wtedy spała, przebudziła się dopiero, jak cała ekipa zajechała na miejsce. Po wejściu jeden z chłopaków zaczął przeszukiwać mieszkanie. Szukał cennych rzeczy. Było jasne, że wykorzystali naiwność naszej współlokatorki i postanowili nas skroić. Beata zaczęła na niego krzyczeć, a on ją uderzył. Zaraz doszedł drugi i obaj zmusili ją, żeby wstała.
Zerwali z niej koszulę nocną i kazali zatańczyć. Jak odmówiła, pobili ją. Błagała, żeby dali jej spokój, krzyczała, że jest w ciąży. Jeden przytrzymał ją siłą, a drugi zaczął gwałcić.
Wpadłem do mieszkania, zobaczyłem ją i poprosiłem, żeby dokładnie opowiedziała mi, co się stało. Z trudem, ciągle płacząc, zrelacjonowała mi wszystko. Nosiło mnie, od razu zapragnąłem zemsty. Pytałem o szczegóły. Okazało się, że po wszystkim jeden z tych gości rzucił do niej: "jak ci się podobało, to przyjdź jutro na dyskotekę”. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, poszliśmy razem na miejsce.
Wziąłem jeszcze kilku kolegów do pomocy. Ta dyskoteka była tuż obok nas. Kazałem Beacie iść przodem i rozejrzeć się, czy w tłumie nie ma któregoś z nich. Po chwili kiwnęła głową i wskazała mi jednego oczami. To był ten, co ją trzymał, jak drugi gwałcił. (..)
Przez następne dwadzieścia cztery godziny znęcałem się nad nimi. Nie zastanawiałem się nad tym, co robię, pragnąłem zobaczyć na ich twarzach ból.
(..) Dla nich to była prawdziwa gehenna, jakby na jedną dobę wstąpili do piekieł. Czy jestem z tego dumny? Nie. Kierowała mną wyłącznie nieodparta żądza zemsty. Jeden z nich, w wyniku obrażeń, w końcu zmarł. To nie był ten, co zgwałcił. Nie jest mi ani łatwo, ani przyjemnie o tym opowiadać. Dochodzi do mnie, co zrobiłem i że odebrałem mu życie. Nie powinno do tego dojść.
(..)
“Tak, zabiłem. Tak, zasłużyłem na karę”
Pierwszy, jak mówiłem, skonał, o czym dowiedziałem się dopiero później. A drugiemu rozciąłem więzy, ostatecznie zdołał się uwolnić, uciekł i przeżył. Zginęła jeszcze jedna osoba: nasza współlokatorka, który trudniła się prostytucją i była świadkiem tego, jak znęcaliśmy się nad tamtymi dwoma.
Nie zamierzam owijać w bawełnę i szukać jakichkolwiek usprawiedliwień: jak na filmach, mózg podpowiadał mi jedno: pozbyć się osoby, która może zrelacjonować policji przebieg zdarzeń i posłać mnie za kratki. Z kolegą wywieźliśmy ją do lasu, tam zginęła.
Historia mojego procesu i dwudziestopięcioletniej odsiadki nadawałaby się na osobną książkę. Nie oczekuję od was sympatii, zrozumienia, nie tłumaczę się, nie oczekuję wybaczenia. (..) Tak, zabiłem. Tak, zasłużyłem na karę. (..)
Cała opowieść Mańka w bestsellerowej książce “Moje życie, moja sprawa” dostępnej na stronie csrpk.pl.




































