Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Latami więził kobietę w komórce. Koszmar w polskiej wsi
Piotr Szczurowski
Piotr Szczurowski 30.08.2024 17:50

Latami więził kobietę w komórce. Koszmar w polskiej wsi

Stodoła Gaiki (Zdjęcie Ilustracyjne)
Fot. Google Streetview, Photo by Aurelie Tack on Unsplash

W sierpniu 2024 roku świat dowiedział się o koszmarze, który przez cztery lata rozgrywał się w niewielkiej wsi Gaiki, położonej na Dolnym Śląsku, niedaleko Głogowa. 30-letnia kobieta, pochodząca z Leszna, była przetrzymywana, bita, głodzona, gwałcona i poniżana przez swojego oprawcę. Na tej samej posesji mieszkali jego rodzice, którzy twierdzą, że o niczym nie wiedzieli.

Poznanie przez Internet i początek dramatu

30-latka przez 4 lata była więziona w komórce gospodarczej na terenie gospodarstwa należącego do rodziców sprawcy, Mateusza J. Historia ta wstrząsnęła nie tylko lokalną społecznością, ale również całym krajem, ukazując bezmiar ludzkiego okrucieństwa oraz zaniedbania, które mogły umożliwić tak długotrwałe cierpienie ofiary.

Kobieta i jej oprawca poznali się przez Internet. Po krótkiej znajomości 30-latka zdecydowała się na spotkanie z mężczyzną, co okazało się tragiczną decyzją. Mateusz J., pochodzący z Gaików, zabrał ją do siebie i od razu zamknął w pomieszczeniu gospodarczym, które stało się dla niej więzieniem na następne cztery lata. Komórka, w której była przetrzymywana, była ciasna, ciemna i pozbawiona podstawowych jakichkolwiek udogodnień, które są niezbędne do normalnego życia.

Poznali się przez Internet. Po krótkiej znajomości umówili się w Głogowie. Ona przyjechała z Leszna, on z jednej ze wsi gminy Jerzmanowa. Zabrał ją do siebie i umieścił w pomieszczeniu gospodarczym na terenie posesji rodziców, gdzie mieszkał - pisze portal myglogow.pl, z którym rozmawiała uratowana z niewoli 30-latka.

Jarosław Kaczyński nie wytrzymał i wypalił wprost. Prosi Polaków o 10 zł

Ofiara latami była przetrzymywana i brutalnie traktowana

Od początku niewoli kobieta była regularnie bita i poniżana. Mateusz J. bił ją pięściami, wężem, deską i lampką po całym ciele. Kopał ją, przyduszał, wykręcał ręce i kontrolował każdy jej ruch. Ofiara była izolowana od świata, pozbawiona dostępu do wody, środków higienicznych i światła słonecznego. Jej oprawca głodził ją, groził pozbawieniem życia i wielokrotnie gwałcił. Wszystko to działo się w małym pomieszczeniu o wymiarach 3 na 3 metry, które było tak dobrze zamaskowane, że nawet rodzice sprawcy, mieszkający w pobliżu, twierdzili, że nie wiedzieli o koszmarze rozgrywającym się zaledwie kilkanaście metrów od ich domu.

Zakładał mi kominiarkę, żebym nie widziała, gdzie mieszkamy, kiedy wiózł mnie do szpitala. Tak samo, gdy wyprowadzał mnie nocą, abym się umyła. Czasami oblewał mnie tylko szlauchem, ale jak byłam posłuszna, to dostawałam ciepłą wodę. Nie spełniłam jego oczekiwań seksualnych. A to zdarzało się ostatnio bardzo często. Wtedy byłam bita i nie dostawałam jeść. Obwiniał mnie za swoją niemoc. Wkładał mi wtedy latarkę do ust i rozrywał wargi - wspominała kobieta w rozmowie z lokalnym portalem.

W trakcie niewoli kobieta zaszła w ciążę. Kiedy nadszedł czas porodu, Mateusz J. zawiózł ją do szpitala, zakładając jej kominiarkę, aby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Po narodzinach dziecko zostało oddane do adopcji, a kobieta wróciła do komórki, gdzie kontynuowała swoją gehennę. Była zbyt zastraszona, aby komukolwiek powiedzieć o swoim losie. Groźby oprawcy i jego brutalność skutecznie paraliżowały jej wolę walki o wolność.

Nie wiedziałam! Nie wiedziałam! Powiedzieli nam dopiero, jak go zabrali, a potem przyjechali zabezpieczyć tę komórkę. Opiekuję się chorym na raka mężem, jestem umęczona. Uwierzcie mi, ja nic nie wiem! Nigdy jej tu nie widziałam. Przy nas nie wynosił ani jedzenia, ani wody. [...] Musiał to robić nocą, jak już spaliśmy. Dlaczego nie wołała pomocy, nie waliła w drzwi… Przecież nie raz wyjeżdżał na dłużej… Dowiedzieliśmy się, że ta dziewczyna ma dwoje dzieci. Jedno starsze ma 7 lat, a drugie młodsze. To chyba naszego syna. Ponoć po porodzie w Nowej Soli oddali je od razu do adopcji [...] Skoro ta dziewczyna ma rodzinę, to czemu jej nikt nie szukał?! - zastanawiała się matka 35-latka.

Przełom i ujawnienie prawdy o koszmarze w Gaikach

Przełom w sprawie nastąpił, dopiero gdy Mateusz J. wybił kobiecie bark. Została przewieziona do szpitala w Głogowie, gdzie lekarze natychmiast nabrali podejrzeń co do jej stanu i historii. To wtedy ofiara, mimo strachu przed karą, zdecydowała się opowiedzieć lekarzom prawdę o tym, co przeżywała przez ostatnie cztery lata. Jej zeznania doprowadziły do natychmiastowego zatrzymania oprawcy.

Wiadomość o tym, co wydarzyło się na jednej z posesji, wstrząsnęła mieszkańcami. Rodzina Mateusza J., zwłaszcza jego rodzice, twierdzą, że nie mieli pojęcia o tym, co działo się na terenie ich gospodarstwa. 70-letnia matka sprawcy, opiekująca się chorym na raka mężem, z rozpaczą zapewniała, że nie zauważyła niczego podejrzanego. Mimo to wielu mieszkańców wsi wyraża wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście byli oni całkowicie nieświadomi horroru, jaki rozgrywał się zaledwie kilka metrów od ich domu.

Nie raz robiłam przy kwiatkach, tuż pod ich murem, nie raz siedzieliśmy do późna w ogródku i nic! Więc albo bardzo wygłuszył to pomieszczenie, albo ona się go tak bała. A był bardzo dziwny, właściwie prowadził nocne życie. Widzieliśmy, jak za stodołą na górce często kopał dołki. Dziś mogę się domyślać, że pozbywał się w nich fekaliów, bo gdzieś to musiał wyrzucać. […] W stodole rozwieszał też płachty. Pewnie po to, by dziewczyna miała się gdzie myć w tajemnicy przed innymi. Dlaczego nie wołała pomocy, nie potrafię odpowiedzieć [...] Niedawno, po śmierci innego sąsiada Mateusz zamknął się w stodole i puszczał pogrzebową muzykę. Myślę też, że nas obserwował, bo często przesiadywał za stodołą i się nam stamtąd przyglądał. Dziwne to było. Może się bał, że czegoś się domyślamy? - wspominała sąsiadka 35-latka.

Prokuratura Rejonowa w Głogowie wszczęła śledztwo w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad 30-letnią kobietą. Mateusz J. został zatrzymany i usłyszał zarzuty. Za potworne czyny grozi mu kara od 5 do 25 lat pozbawienia wolności. Mimo złożonych wyjaśnień mężczyzna nie przyznaje się do winy.