Główny propagandysta Kremla kompletnie odleciał. Skandaliczne słowa o Warszawie
Mimo iż Rosjanie wciąż nie potrafią przełamać oporu bohaterskich Ukraińców, kremlowska propaganda żyje złudzeniami o potędze i ekspansji terytorialnej. W swoim programie, jeden z głównych “żołnierzy” Putina, Władimir Sołowjow, ponownie wysłał groźby w kierunku państw wspierających Kijów, nie pomijając przy tym Polski. Jak stwierdził, celem Moskwy powinno być obecnie “przywracanie tradycyjnych rosyjskich miast”, do których zaliczył np. Warszawę.
Władimir Sowojłow traci kontakt z rzeczywistością
Wydawać by się mogło, że po Władimirze Sołowjowie już niczego więcej nie można się spodziewać. Po tym, jak czołowy kremlowski propagandysta zachęcał prezydenta Rosji do użycia taktycznej broni nuklearnej, a także wysyłał na Warszawę Czeczenów, mieliśmy wrażenie, że jego arsenał się wyczerpał.
Okazało się to być jednak złudną nadzieją, bowiem w swoim najnowszym programie, emitowanym na kanale należącym do Kremla, piewca Władimira Putina poszedł jeszcze dalej, zupełnie zapominając o tym, że jak na razie Rosjanie jedynie błaźnią się na ukraińskim froncie.
Festiwal kłamstw i manipulacji tym razem rozpoczął od rozważań nad tym, dlaczego Moskwa nie formułuje wprost swojej polityki. Cóż, nie musi, bo Sołowjow wziął sprawy w swoje ręce.
Robił to przy kasie samoobsługowej w Biedronce. Wpadł w ręce policji, grozi mu 8 lat więzieniaKremlowski propagandysta mówi o "rosyjskim mieście Warszawie"
Nie wiadomo, czy imiennik Władimira Putina bardziej się mu przysłużył, czy też zrobił tzw. krecią robotę, zdradzając, że tak naprawdę słowa Kremla o dążeniu do pokoju są wyjątkowo puste, pewne jest jednak, że stare sentymenty wciąż drzemią w tych, którzy są “mózgami” operacji.
Na dowód tego stwierdzenia zauważmy, że Sołowjow wprost wyznał, że celem rosyjskich władz powinno być “odzyskanie wszystkich odwiecznych ziem rosyjskich”. Szkoda tylko, że przy okazji wykazał się podstawowymi brakami w wiedzy geograficzno-historycznej.
- Trzeba wyjaśnić, które to terytoria i miasta, wyliczyć je. A w ramach rozwiązania tego problemu ogłosić nabór ochotników - stwierdził, proponując dojście do "zwykłego miasta Czop", które leży w Ukrainie, na styku granic z Węgrami i Słowacją.
- Albo możemy przejść się śladami wielkiego rosyjskiego wojska XVIII wieku, które przemaszerowało po całości ówczesnych niemieckich ziem, jeszcze wtedy niezjednoczonych. I sprawdzić, jak tam sprawy w od stuleci tradycyjnie rosyjskim mieście Warszawie - dodał.
Kuriozalne wytłumaczenie porażki Rosjan
Na tym jednak nie koniec buńczucznych pohukiwań, gdyż pogróżki skierowane zostały także w stronę Estonii. Jeden z gości Sołowjowa zasugerował, że “trzeba wziąć także Jurjew [dawna nazwa Tartu - przyp. red.]” oraz Iwanogrod [dziś Narwa - przyp. red.].
- Jeśli zaczynamy mówić poważnie, jeśli rozumiemy, jaka jest stawka, to niech się trzęsie swołocz. I przejdziemy znowu przez Alpy, jeśli trzeba. Popatrzeć, jak tam pomnik Suworowa i sprawdzić, czy pamiętają w Mediolanie, jak ręce całowali rosyjskim żołnierzom - zapostulował prowadzący.
Na koniec swoich wynurzeń, zwolennik najbardziej drastycznych rozwiązań postanowił jeszcze zaaplikować kolejną dawkę propagandowego bełkotu, usprawiedliwiającego porażki rosyjskiej armii. - Rosjanin może powoli zaprzęga, ale potem szybko jedzie - podsumował.
Śledź najnowsze newsy na Twitterze Gońca .
Źródło: Gazeta.pl