Parafianie z Sosnowca przerwali milczenie. Ujawnili prawdę o martwych duchownych
Kulisy śmierci dwóch księży z Sosnowca wychodzą na jaw. Fakt dotarł do osób, które znały duszpasterzy. 26-letni diakon określany był jako sympatyczny młody człowiek. Jeszcze w czasie tegorocznej kolędy nie ukrywał radości związanej z końcem seminarium. W przypadku Roberta Sz. podejrzewanego o zabójstwo młodszego księdza opinie są zupełnie inne. - Bardzo źle to znosił - stwierdził informator dziennikarzy.
Jeden ksiądz miał 26 lat, a drugi 45, obaj nie żyją
Tajemnicza śmierć dwóch księży z Sosnowca nie przestaje elektryzować. Wiadomość o znalezieniu ciała 26-letniego diakona Mateusza B. na terenie Domu Katolickiego wstrząsnęła nie tylko lokalnymi mieszkańcami. Sprawa stała się jeszcze bardziej makabryczna, gdy poinformowano o znalezieniu zwłok drugiego duszpasterza.
45-letni ksiądz Robert Sz. opisywany jest w wiele mówiących słowach. - Miał ambicje i trudny charakter - powiedzieli w rozmowie z Faktem znajomi duszpasterza podejrzewanego o zamordowanie młodego diakona. Słowa, do jakich dotarli dziennikarze, rzucają na sprawę nowe światło.
Pracownik Lidla pokazał co dzieje się w sklepie, gdy nikt nie widzi. Nie wszyscy są zadowoleniMłody ksiądz cieszył się uznaniem, Robertowi Sz. to się nie podobało
Młody ksiądz Mateusz B. miał 26 lat i nie ukrywał radości z wizji spędzenia reszty swojego życia na posłudze w Kościele. Zamordowany diakon pochodził z Wolbromia. W Sosnowcu mieszkał, gdyż uczył się w tamtejszym seminarium. Był już na szóstym roku, więc niedługo miał zakończyć naukę i rozpocząć życie księdza.
- Sympatyczny, młody człowiek. Był u mnie w tym roku z kolędą. Opowiadał nam o tym, że kończy seminarium. Był taki szczęśliwy. Prosił nas o modlitwę w jego intencji, by pomyślnie skończył szkołę - powiedziała jedna z parafianek, z którą rozmawiał dziennikarz Faktu.
Ksiądz Mateusz szybko zyskał uznanie w oczach proboszcza. Na plebanię katedralną w Sosnowcu trafił w ramach diakonii. Pojawił się tam niemal w tym samym czasie, co ksiądz Robert Sz. Niestety, uznanie młodego diakona nie spodobało się 45-letniemu duszpasterzowi. - Praktykant zdobył zaufanie proboszcza, asystował mu w pogrzebach, ksiądz Robert był pomijany - powiedział o sytuacji w parafii informator Faktu.
Parafianie przerwali milczenie
O ile ksiądz Mateusz B. dopiero rozpoczynał swoją przygodę z Kościołem, o tyle ksiądz Robert miał za sobą już lata posługi. Niestety nie zawsze układało mu się dobrze. 45-letni duszpasterz bardzo często przenoszony był z parafii na parafię.
Święcenia przyjął w 2004 r. Pierwszą “pracą” księdza Roberta była posada kapelana w szpitalu w Sosnowcu. Nie zagrzał tam miejsca.
Następnym miejscem była parafia w Bukownie, a później parafia w Jaworznie. Ostatnie cztery lata ksiądz Robert Sz., podejrzewany o zabójstwo młodego diakona, spędził w parafii św. Joachima w Sosnowcu. W czerwcu 2022 r. ponownie miał się przeprowadzić, ale duszpasterz zdołał przekonać biskupa o przesunięcie terminu. Zamiast parafii przy bazylice w Dąbrowie Górniczej skierowany został na rok do bazyliki katedralnej NMP w Sosnowcu.
Zgodnie z ustaleniami dziennikarzy Faktu, ksiądz Robert Sz. w 2019 r. przeszedł załamanie nerwowe. Spowodowane było ono śmiercią matki. Docenianie młodszych duszpasterzy, w tym diakona Mateusza B. było dla niego wyjątkowo trudne do zniesienia. Wszystko przez jego ambicje.
Zrównanie 45-letniego księdza z diakonami, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę duszpasterską, było dla niego prawdziwym ciosem. - Bardzo źle to znosił - powiedział informator. - Mówił, że chce przetrwać rok i wybiera się do zakonu - dodał rozmówca dziennikarzy Faktu.
Śledź najnowsze newsy na Twitterze Gońca.
Źródło: fakt