Mieszkańcy Podlasia drastycznie zmienili podejście do migrantów
Stan wyjątkowy przy granicy polsko-białoruskiej trwa od 2 września. Wkrótce się skończy, ale rządzący już przygotowali odpowiedź na ten problem. Jest nim nowelizacja specjalnej ustawy o ochronie granicy państwowej, którą przyjęła Rada Ministrów. Tymczasem rośnie niepokój wśród samych mieszkańców terenów przygranicznych, którzy w obliczu ostatnich siłowych prób forsowania umocnień coraz niechętniej pomagają migrantom.
Kryzys migracyjny to przede wszystkim dramat wielu ludzi, koczujących w zimnych lasach po polskiej i białoruskiej stronie. Świadczą o tym chociażby słowa Mai Staśko, która pomaga w pasie przygranicznym i codziennie informuje o kolejnych śladach pozostawionych przez osoby błąkające się pod gołym niebem.
Sytuacja z nielegalnymi migrantami to też wyzwanie dla miejscowej ludności. Wirtualna Polska wybrała się na tereny położone przy granicy z Białorusią, aby zapytać mieszkańców podlaskich wsi, jak im się żyje. Okazało się, że wielu z nich drastycznie zmieniło swoje podejście do koczowników pod wpływem ostatnich wydarzeń i propagandy rządu.
Mieszkańcy Podlasia boją się migrantów
Jak mówi jedna z Podlasianek, "sytuacja jest napięta i to udziela się wszystkim", a następnie opowiada historię, gdy wybrała się na spacer ze swoją rodziną i dziećmi późnym wieczorem.
Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
- Podjechały trzy samochody, dwa z nich były policyjne, jeden nieoznakowany. Funkcjonariusze, legitymując rodzinę, przekazali, że dostali zgłoszenie, że prawdopodobnie w tej okolicy poruszają się nielegalni migranci. Ktoś po prostu zadzwonił i powiedział, że ma takie podejrzenia - relacjonuje kobieta.
W okolicznych wsiach panuje popłoch. Mieszkańcy są bardzo wyczuleni na pojawianie się w pobliżu obcych. Wieczorami podróżują głównie samochodami w obawie o swoje bezpieczeństwo.
Strach narósł po wydarzeniach z początku miesiąca. 8 listopada przy granicy pojawiło się mnóstwo migrantów i białoruskie służby, w tym Specnaz. Później zaczęło dochodzić do groźnych incydentów forsowania umocnień oraz rzucania kamieniami czy traktowania gazem polskich funkcjonariuszy.
- Przedtem mobilizowaliśmy się wszyscy do pomocy, nawet osoby, których nie podejrzewalibyśmy, że się na to zdecydują, robiły to - zdradza Podlasianka i przyznaje, że teraz sytuacja jest inna. W okolicy nie ma już migrantów, poza tym nastawienie do nich wyraźnie się zmieniło i mało zostało z wcześniejszego współczucia.
Strach i obawa o życie stworzyły dystans
Rozmówczyni WP zaznacza, że w okolicy zdarzały się przypadki włamań do samochodów i domów. Ostatni szturm na granicę, który skutkował użyciem armatek wodnych wobec migrantów i ranieniem kilku przedstawicieli polskich służb, przeraził mieszkańców przygranicznych wsi.
Boją się zwłaszcza seniorzy, którzy snują wizję przemarszu przez miejscowości hord uciekinierów z Bliskiego Wschodu, którzy w desperacji posuną się do najgorszych rzeczy.
Mimo nabrania znacznego dystansu wobec cudzoziemców, nie wszyscy przestali nieść pomoc. Kilka dni temu pisaliśmy o Białowieskiej Akcji Humanitarnej, która powstała by wspierać migrantów w strefie stanu wyjątkowego. - Ci, którzy chcą pomagać, pomagają i nadal są gotowi to robić - wyjaśnia Podlasianka, ale zaraz dodaje, że promowana przez wielu negatywna narracja wielu przekonała do zmiany nastawienia.
Postawa niechęci do niesienia pomocy nie wynika z pewnością z tego, że na Podlasiu żyją źli ludzie. Oni po prostu funkcjonują w codziennym strachu o siebie, swoich bliskich, zdrowie i bezpieczeństwo.
Niepewna przyszłość
Kobieta mówi także, że zdarzało jej się spotkać w lesie cudzoziemców. W takiej sytuacji oczywistym było, by dać im jeść, napoić czy przynieść śpiwory. Spędzanie dni i nocy pod gołym niebem było w głównej mierze możliwe dzięki dobrym warunkom atmosferycznym. Prawdziwa katastrofa może zacząć się na dniach, gdy na dobre przyjdzie zima.
Największą obawą mieszkanki Podlasia jest strach o to, że migranci nie zaakceptują jej pomocy. Z wiadomych przyczyn bardzo często nie chcą oni wezwania odpowiednich służb medycznych, pomimo pozostawania w stanie wycieńczenia.
Sen z powiek tutejszej ludności spędzają także kwestie ekonomiczne. Obawa o najbliższą przyszłość jest duża. Jak przyznał dziś w RMF FM szef MON Mariusz Błaszczak, kryzys może potrwać jeszcze miesiące. Niektórzy wieszczą nawet, że sytuacja rozciągnie się na lata, podobnie jak ta z 2015 roku.
- Ludzie, którzy prowadzą pensjonaty albo pola namiotowe twierdzą, że turystów w następnym roku nie będzie i dla nich szykuje się kolejny kryzys ekonomiczny - mówi Podlasianka.
Trudno dziwić się zresztą zmartwieniom mieszkańców terenów przygranicznych. Rząd mówi wprost o wojnie, co prawda hybrydowej, ale jednak wojnie i straszy, że Łukaszenka nie cofnie się przed niczym.
W tym samym czasie Andrzej Duda rozmawia z szefem NATO o możliwości zagrożenia militarnego. No i jeszcze polskie władze, które pozostają w tym wszystkim dziecinnie bezradne, ale wciąż odmawiają międzynarodowej pomocy. To wszystko sprawia, że napięcie rośnie i ciężko uwierzyć, że w najbliższym czasie będzie lepiej.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Oficer wywiadu ocenia dalsze działania Aleksandra Łukaszenki
Angela Merkel oskarżona przez Beatę Szydło o łamanie zasad UE
Prezydent Duda rozmawiał z prezydentem Niemiec. "Jesteśmy suwerennym państwem"
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl
Źródło: WP