Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Maja Staśko pomaga uchodźcom. Opowiedziała o działaniach Grupy Granica
Anna Dymarczyk
Anna Dymarczyk 20.11.2021 22:31

Maja Staśko pomaga uchodźcom. Opowiedziała o działaniach Grupy Granica

EN 01491401 0022
Jakub Kaminski/East News (zdjęcie poglądowe)

Maja Staśko jest już na granicy, gdzie pomaga uchodźcom razem z wieloma zaangażowanymi w sprawę osobami. Z jej relacji wynika, że sytuacja daleka jest od spokojnej - rzeczy uchodźców znajdowane są nawet 10 km od granicy, a wolontariusze muszą nawet ukrywać zamiar pomagania, by móc wjechać w okolice stanu wyjątkowego.

Maja Staśko tłumaczy, że plotki rozpuszczane przez stronę białoruską, że sprawa została już unormowana, są nieprawdziwe.

- Te wszystkie opinie, jakoby to już się skończyło i ci ludzie mieli schronienie, nie są prawdziwe, co możemy zobaczyć na własne oczy - tłumaczy aktywistka.

- Na własne oczy możemy zobaczyć też ślady tych ludzi w lasach - znaleźliśmy na przykład ocieplacz, który pozwala ocieplić dłonie i stopy, by nie były odmrożone. Dzisiaj znaleźliśmy też mnóstwo ubrań kobiecych i dziecięcych, które leżały w jednym miejscu i były już lekko podgniłe. Takie pozostałości po tych ludziach będą jeszcze odnajdowane przez długi czas - opowiada.

- W tej chwili wciąż jeszcze są tam ludzie, którzy się ukrywają i sytuacja jest o tyle niesprzyjająca, że władze przyjęły bardzo silną potrzebę kontroli - mówi.

- Jak byliśmy blisko lasu, podjechał do nas samochód armii. Żołnierze przywitali się z nami, odpowiedzieliśmy im "dzień dobry", a oni powiedzieli między sobą "to nasi" i odjechali - przytoczyła Maja Staśko.

Maja Staśko jest na granicy. Opowiedziała o dramacie, który dzieje się kilkanaście kilometrów od Białorusi

Od kilku dni Maja Staśko przebywa w pasie przygranicznym położonym poza strefą objętą stanem wyjątkowym razem z wolontariuszami i działaczami Grupy Granica, którą od wielu od kilku miesięcy wspierają m.in. Maja Ostaszewska czy małżeństwo Stuhrów, pomagając na miejscu. Część z nich za pomoc zapłaciła cenę - hejt wylał się nie tylko w internecie, ale dotknął ich również osobiście, jak wtedy, kiedy zdewastowano grób rodziny Stuhrów.

Staśko informowała, że Grupa Granica działa poza strefą stanu wyjątkowego, około 10 km od granicy. Mówiła, jak frustrująca jest sytuacja, w której nie mogą pomóc uchodźcom znajdującym się w strefie stanu wyjątkowego, bo jako aktywiści czy dziennikarze nie mają do nich dostępu.

- Czuliśmy się trochę zagrożeni tym, że pomagamy, że mamy przy sobie wodę, jedzenie czy podstawowe produkty z przygotowanych pakietów. Atmosfera jest bardzo napięta. Silnie muszą to też odczuwać mieszkańcy - co drugi samochód to samochód wojskowy - mówiła Staśko.

- Jest też lęk o samych uchodźców, o to, co z nimi. Są przez cały czas push-backowani na teren Białorusi, mimo że to nielegalne, niezgodne z konwencją genewską - dodaje aktywistka i przytacza przykład

- W zeszłym tygodniu było tak, że pierwsze interwencje dotyczyły ośmiu osób, które nakarmiono, pomogliśmy im z odmrożonymi stopami - wolontariusze Grupy Granica wymienili im skarpetki, ale część na nich nie wchodziła, więc wolontariuszka podzieliła się swoimi. Kilka dni później napotkali w lesie dokładnie na tę samą grupę, którą po raz kolejny wypchnięto i to w to samo miejsce. To był ósmy raz, gdy polskie służby wypchnęły ich na polską granicę.

Pomagają ludzie z całej Polski

Maja Staśko mówi, że pomoc przychodzi z całej Polski.

- Byłam dziś na proteście Matki na granicę. Torby pełne jedzenia, ubrań, zabawek, książki po angielsku. Przekazano nam mnóstwo rzeczy - twierdziła.

- Jak szłyśmy obładowane tymi pakunkami, jedna z kobiet podbiegła i spytała, czy może nam dać pampersy, które, co prawda, kupiła dla swojego dziecka, ale chce pomóc - dodaje.

Jak powiedziała, te wszystkie rzeczy mogłyby służyć realnie ludziom w potrzebie, ale ze względu na obecną sytuację, trudno je komukolwiek przekazać. Dodała, że to nie chodzi o brak dobrej woli u zwykłych ludzi, ale rządowe zakazy.

- Za chęć pomagania można czuć się winnym. Nie tylko mogą pojawić się konsekwencje związane z nagłym przeszukaniem samochodu przez policję, przed którą trzeba twierdzić, że jedzie się w okolice granicy na urlop, ale również hejt, który spływa na każdą osobę, która tu przyjeżdża, poczynając od Kasi i Macieja Stuhrów, a kończąc na Mai Ostaszewskiej.

- A to przecież nie jest wielka pomoc. To podanie herbaty, podanie ciepłej zupy - stwierdza Maja Staśko.

"Te dziewczyny przez osiem dni nie piły i nie jadły"

Staśko opowiedziała również, jakie produkty są najbardziej cenne - nada się wszystko, co kaloryczne, przede wszystkim zupy, które są łatwe w podaniu, soczki, batony, i wreszcie niezbędna do funkcjonowania woda.

- Wczoraj była interwencja - znaleziono dwie dziewczyny. One przez osiem dni nic nie piły i nie jadły. Jedyne, co mogły wziąć do ust, to deszczówka. To historie z wczoraj, z dzisiaj - opowiada.

Staśko dodała, że ważna jest jednak również atmosfera w samej Grupie Granica. Na miejscu wszyscy się wspierają, starają się sobie pomagać. Jest również pomoc psychologiczna dla wolontariuszy.

- Niesamowite, że tyle osób mimo tego całego hejtu i strachu przed służbami jest gotowych pomóc wbrew wszystkiemu - podsumowuje aktywistka.