Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Rozrywka > Gwiazda "Klanu" zmarła ponad rok temu. Żegnały ją tłumy, dziś jej grób to wyjątkowo smutny widok
Patryk Idziak
Patryk Idziak 29.03.2025 23:17

Gwiazda "Klanu" zmarła ponad rok temu. Żegnały ją tłumy, dziś jej grób to wyjątkowo smutny widok

Zofia Merle
Zofia Merle. Fot. KAPiF

Wiodła burzliwe życie, pełne miłosnych zawirowań i trudnych relacji rodzinnych. Odeszła w samotności, choć w dniu pogrzebu tłumy fanów oddały jej hołd, a wokół grobu piętrzyły się wieńce. Dziś jednak jej mogiła popada w zapomnienie – zaniedbana, opuszczona, bez choćby jednego płonącego znicza. Jest jednak jeden szczegół, który szczególnie chwyta za serce.

Zofia Merle zachwycała w telewizji

Zofia Merle swoją karierę zaczynała w drugiej połowie lat 50. od występów na deskach Studenckiego Teatru Satyryków. Przez dekady jej zainteresowania oscylowały między klasyczną sceną a planem filmowym. Zagrała w wielu kultowych produkcjach pod wodzą wybitnych reżyserów, takich jak Kazimierz Kutz, Stanisław Bareja i Andrzej Barański. W jednym z wywiadów tłumaczyła, że aktorstwa nie wybrała od razu – pójście na casting to był przypadek.

Poszłam i tak mnie zagadali, że zostałam! Wciągnęło mnie to na amen i ani się obejrzałam, jak dotarłam do emerytury.

Mistrzyni drugiego planu najciekawsze kreacje stworzyła m.in. w “Misiu” czy “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, jednakże popularność w mainstreamie zyskała za sprawą angażu do kultowych telewizyjnych seriali – w tym także “Klanu”. Właściwie można byłoby bez końca wymieniać tytuły, w których miała swój udział – nazywano ją aktorką najlepszego okresu Barei, gwiazdą drugiego planu, profesjonalistką o zapale pasjonatki.

Chcę dawać ludziom radość. Od wielkich rzeczy są autorytety, a Merle jest od rozśmieszania. W głębi duszy jestem po prostu gospodynią domową, która sobie dorabia jako aktorka – mówiła na łamach magazynu “VIVA!”.

Zaskakująca prognoza pogody na Wielkanoc. Wielu Polaków nie będzie zadowolonych

Rodzinna tragedia zmieniła życie Zofii Merle

Zofia Merle swoją córkę z pierwszego małżeństwa powierzyła pod opiekę byłego partnera, z którym rozstała się w przyjaznych relacjach. Sama natomiast ponownie wyszła za mąż za aktora Jana Mayzela, z którym tworzyła szczęśliwe i pełne miłości małżeństwo.

Para przez lata cieszyła się wspólnym życiem, jednak los okrutnie ich doświadczył. W 2013 roku ich ukochany syn Marcin, w wieku zaledwie 42 lat, przegrał walkę z rakiem trzustki. Mimo tej bolesnej straty Zofia Merle i Jan Mayzel wspierali się nawzajem, starając się znaleźć siłę do dalszego życia. Niestety, w 2021 roku aktorka musiała pożegnać także swojego męża, który odszedł po wielu latach wspólnego życia.

W dniu pogrzebu ukochanego stan aktorki nie pozwalał na jej udział w ceremonii.

Zosia jest bardzo schorowana i nie mogła być na pogrzebie. Mieszka w bloku bez windy i już od pewnego czasu nie wychodzi z domu, bo nie jest w stanie wejść ani zejść po schodach – wyjaśniała przyjaciółka Zofii Merle w rozmowie z Super Expressem.

Dalsza część artykułu pod zdjęciem.

Zofia Merle
Zofia Merle z mężem. Fot. KAPiF

Tłumy na pogrzebie, cisza na cmentarzu – los grobu Zofii Merle

Okrutny los sprawił, że 13 grudnia 2023 roku Zofia Merle odeszła w samotności. Pozbawiona najbliższej rodziny, unikająca kontaktu z przyjaciółmi, spędziła ostatnie dni, zmagając się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Mimo to jej pogrzeb przyciągnął tłumy fanów, którzy żegnali ją z szacunkiem i wdzięcznością. Grób zdobiły liczne wieńce, a płonące znicze symbolizowały pamięć o jej wybitnym dorobku artystycznym. Niestety, był to symbol nietrwały.

Reporterzy portalu Show News zauważyli, że dziś grób aktorki stoi opuszczony – brak na nim kwiatów czy choćby jednego świeżego znicza. To smutny obraz zapomnienia.

Jeszcze bardziej przygnębiające jest to, że do tej pory nikt nie umieścił na nagrobku nazwiska Zofii Merle ani jej męża. Wciąż widnieje tam jedynie niewielka tabliczka, położona w dniu pogrzebu. Plastikowa klepsydra – to wszystko.

Czytaj także: Trudno uwierzyć, jak rodzina królewska potraktowała Harry'ego. To już przesada