Z zimną krwią zamordowała 10-letniego synka. Matka-dzieciobójczyni usłyszała wyrok
Sprawa Moniki S., która w listopadzie 2019 roku udusiła swojego synka w hotelowym pokoju nareszcie dobiegła końca. Kobieta została skazana przez Sąd Apelacyjny w Lublinie na 25 lat więzienia, mimo iż prokuratura wnioskowała o dożywocie. Zabójczyni małego Filipka chciała tymczasem nadzwyczajnego złagodzenia kary, tłumacząc się chorobą neurologiczną. Sędzia uznał jednak, że za tak drastyczną zbrodnię nie może wymierzyć łagodniejszego wyroku.
Potworne morderstwo w Lublinie
Ta tragedia wstrząsnęła Lublinem. Pod koniec listopada 2019 roku w hotelu przy ul. Orlej doszło do brutalnej zbrodni na malutkim chłopczyku, który miał tylko 10 lat. Ciało dziecka odnaleziono w jednym z pokoi i szybko ustalono, że za jego śmiercią musi stać matka, Monika S.
Kobietę udało się schwytać krótko po tragedii w Puławach, a w lutym 2021 roku stanęła po raz pierwszy przed sądem. Jak się okazało, w swoim czynie była wyjątkowo drastyczna i wszystko dokładnie zaplanowała. Najpierw przywiozła dziecko w wybrane miejsce, później dała mu środki uspokajające, a na koniec udusiła ręcznikiem, dociskając dodatkowo własnym ciałem. Filipek zginął w niewyobrażalnych męczarniach.
Nowe fakty ws. małżeństwa z Warszawy. Zaskakujące doniesienia od właściciela pensjonatuMorderczyni spędzi w więzieniu 25 lat
Na pierwszy wyrok w swojej sprawie Monika S. nie musiała długo czekać, bowiem zapadł on w czerwcu 2021 roku. Sąd Okręgowy skazał wówczas kobietę na 25 lat więzienia, ale w grudniu postępowaniem musiał zająć się Sąd Apelacyjny.
Powody wniesienia apelacji nie są oficjalnie znane, ale najprawdopodobniej obrońca dzieciobójczyni domagał się łagodniejszego wyroku. Z powodów formalnych proces ruszył dopiero w październiku 2022 roku i zakończył w miniony czwartek 25 maja podtrzymaniem wymierzonej wcześniej kary.
Prokuratura domagała się tymczasem dożywocia za zabójstwo z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. - To jednak, co przyświecało oskarżonej, to cechy osobowości, nieumiejętność radzenia sobie z trudnościami, niewykształcenie mechanizmu przeciwdziałania zachowaniom agresywnym. Okoliczności zdarzenia, które spowodowały zachowanie, to nakładające się na siebie wydarzenia - tłumaczył SSA Leszek Pietraszko i wskazywał także na inne problemy oskarżonej z wymiarem sprawiedliwości.
Już wcześniej była ona w areszcie w związku z inną sprawą. Miała problemy rodzinne i małżeńskie, doszła kwestia jej choroby neurologicznej, którą obrona chciała wykorzystać do zmiękczenia serc sędziów. Bezskutecznie.
Matka zamordowanego chłopca ma na sumieniu więcej przewinień
Monika S. podczas swoich procesów zapewniała sądy, że żałuje tego, co zrobiła. Prawda jest jednak taka, że mordując własne dziecko doskonale wiedziała, że zaboli to jej męża i o to we wszystkim chodziło. Miała to być zemsta za plan mężczyzny dotyczący rozwiedzenia się.
To z kolei mogło mieć związek z wydarzeniami z przeszłości i długami Moniki S., która jako szefowa Bractwa im. Brata Alberta, wraz z innymi pracownicami, okradała organizację. Łącznie miała zgarnąć do własnej kieszeni 180 tys. zł.
- Postaram się oddać w miarę możliwości te pieniądze - kajała się, jednocześnie poświadczając, że nigdy nie sięgnęła po pieniądze, które dla potrzebujących zbierano do puszek. - Musiałam z czegoś oddać inne długi - mówiła. W tej sprawie sąd skazał ją na 6 lat więzienia i 4,5 tys. zł grzywny. Ma też zapłacić 183 tys. zł na rzecz Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta.
Źródło: SE