Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Non-fiction > Śledztwo Gońca. Ucieczka przez nieistniejące miasteczko i tajemniczy major Rodriguez. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski
Daniel Arciszewski
Daniel Arciszewski 01.11.2024 08:56

Śledztwo Gońca. Ucieczka przez nieistniejące miasteczko i tajemniczy major Rodriguez. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski

Krzysztof Rutkowski, fot. KAPiF
Krzysztof Rutkowski, fot. KAPiF

Jak wyglądała działalność detektywa Rutkowskiego poza kamerami? W 2005 r. Anetta L. zapłaciła 24 tys. zł za informację o tym, że domniemany zabójca jej męża podczas ucieczki przekroczył nieistniejącą granicę austriacko-francuską, następnie spędził noc w fikcyjnym miasteczku, a na końcu za sprawą "majora Rodrigueza” wstąpił do Legii Cudzoziemskiej.

Doradca Rutkowski

  • To trzeci odcinek naszej serii pt. „Zły detektyw. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski”. W pierwszych opisaliśmy losy oszukanej Łucji oraz Ireny. Jutro u nas kolejna część śledztwa
  • Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz! [email protected]

W połowie lat dwutysięcznych Krzysztof Rutkowski prowadził niekoncesjonowaną działalność detektywistyczną, używając do tego firmy "Biuro Doradcze Rutkowski".

Wystawiając faktury za "konsultacje i doradztwo" nie podlegał kontrolom Ministra Spraw Wewnętrznych i ścisłym procedurom, gwarantującym klientom kontrolę nad czynnościami śledczymi prowadzonymi przez detektywów.

Dziś publikujemy kolejne zeznania ofiar jego działalności.

ZOBACZ WIDEO O KRZYSZTOFIE RUTKOWSKIM:

Śledztwo Gońca: 1,44 mln zł za wolność, czyli jak Rutkowski płaci 60 tysięcy miesięcznie, żeby nie pójść siedzieć Śledztwo Gońca: Pozorowane poszukiwania i autoreklama za 6 tysięcy. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski

Morderca się chowa

W sierpniu 2003 r. w Jeleniej Górze zastrzelono narzeczonego Anetty L. To była głośna sprawa. Lichwiarza "sprzątnął" 33-letni wówczas Rafał Z. ps. "Kojot" vel "Cichy" - ważna figura dolnośląskiego półświatka.

Przed pierwszą "głową", Cichy miał trudnić się handlem ludźmi, narkotykami, sutenerstwem i wymuszeniami rozbójniczymi. Po zabójstwie narzeczonego L., „Cichy” zapadł się pod ziemię. Bezkarny pozostawał też zleceniodawca mordu.

Anetta L., podobnie jak wiele innych osób, Rutkowskiego doskonale kojarzyła z telewizji. Zabójcę ukochanego postanowiła więc wytropić i wydać policji z jego pomocą.

Jednak najpierw skontaktowała się z nim rodzina zamordowanego mężczyzny. Rutkowski za wyszukanie killera zażądał wtedy 50 tys. zł. Rodzice zabitego musieli odmówić.

Zabójcy wciąż nie złapano. Kilka miesięcy później, "Rudy" obniżył stawkę dla małżonki denata. "W rozmowie ze mną ustalił wynagrodzenie na 24,4 tys. zł” - mówiła przesłuchiwana w sprawie Rutkowskiego Anetta L.

W czerwcu 2004 r. Rutkowski przyjeżdża do Jeleniej Góry po pieniądze i zobowiązuje się wytropić zabójcę na zlecenie oraz znaleźć dowody na domniemanego zleceniodawcę morderstwa. To typowe działania detektywistyczne, wyszczególnione w ustawowym katalogu.

Rutkowski jak zwykle z miejsca bierze się za robotę. A przynajmniej tak deklaruje. Jedzie do prokuratury, na policję. Na następny dzień wraca i zapewnia, że "znajdzie sprawcę i dowody, bo ma jakiś trop".

Cisza trwa miesiąc. 

  • ZOBACZ DYSKUSJĘ O RUTKOWSKIM W STUDIU GOŃCA:

Na granicy austriacko-francuskiej

W wakacje 2004 r. Rutkowski umawia się z Anettą L. na stacji benzynowej. Przyjeżdża z ustaleniami, które skrupulatnie zapisał w notatce służbowej "Biura Doradczego Rutkowski".  

Treść tej notatki odnajdujemy w aktach sprawy:

"Z ustaleń detektywa Krzysztofa Rutkowskiego wynika, że poszukiwany Rafał Z. ps. Cichy dnia 6 sierpnia 2003 r. w godzinach wieczornych przekroczył granice RP w Lubawce. Po czym udał się w kierunku granicy czesko-austryjackiej (pisownia oryginalna - red.), którą przekroczył w Znojmie, następnie udał się w kierunku Włoch i zatrzymał się w okolicach Wenecji, gdzie na parkingu już 7.08.03 przenocował".

Rutkowski nie podaje żadnych źródeł swoich ustaleń. A te w dalszej części sprawiają wrażenie coraz bardziej szczegółowych i jednocześnie coraz bardziej absurdalnych.

Rutkowski twierdzi, że po noclegu w Wenecji podejrzany udał się w kierunku granicy austriacko-francuskiej, gdzie zatrzymał się w miejscowości Codasure "przed granicą francuską".

Problem w tym, że Austria nie graniczy z Francją, a miejscowość „Codasure” prawdopodobnie nie istnieje - Rutkowskiemu mogło chodzić o „Cote d’Azur”, czyli nazwę francuskiej riwiery.

W notatce czytamy dalej:

"8 sierpnia 2003 r. w Nicei o 9 rano zgłosił się do jednostki przyjęć, najprawdopodobniej do majora Rodrigueza, z którym przeprowadził wstępną rozmowę dotyczącą zaciągnięcia się do Legii Cudzoziemskiej.  Pomiędzy 9.30 a 11 robił zakupy w supermarkecie w centrum Nicei. Supermarket ten typu Auchan, Geant był wkomponowany w stare budownictwo. O godz. 11 Zabłocki stawił się i zarejestrował się w jednostce podpisując kontrakt na 5 lat działań w Afryce” - pisał Rutkowski w notatce ze swoich tajemniczych ustaleń.

Choć prawdą jest, że w tamtym czasie istnieje biuro rekrutacji Legii Cudzoziemskiej w Nicei, a pierwszy kontrakt legionisty rzeczywiście trwa minimum pięć lat, to zwyczajowo poprzedzony jest on kilkunastodniowym testem wytrzymałościowym w obozie Aubagne pod Marsylią.

Mimo to, „z informacji uzyskanych przez detektywa Krzysztofa Rutkowskiego" wynika, iż poszukiwany listem gończym R. Z. w chwili obecnej może przebywać w Legii Cudzoziemskiej na terenie Afryki”.

Cała notatka sprawia wrażenie raczej wytworu bujnej wyobraźni niż faktycznych ustaleń.

Sama Anetta L. tak wspominała spotkanie z Rutkowskim na stacji benzynowej podczas przesłuchania w prokuraturze: "W czasie tego spotkania Rutkowski powiedział, że ma trop i że sprawca poszedł do Legii Cudzoziemskiej i walczy gdzieś w Afryce. Powiedział, że dopiero jak znajdzie sprawcę, to weźmie się za zleceniodawcę”.

W sądzie doda, że Rutkowski obiecywał osobiste poszukiwania we Francji i Afryce. Nic z nich nie wynikło.

  • PROKUTATOR EWA WRZOSEK KOMENTUJE SPRAWĘ KRZYSZTOFA RUTKOWSKIEGO:

Rutkowski był już na tropie

Po spotkaniu, na którym padła informacja o wstąpieniu przez "Cichego” do Legii Cudzoziemskiej, Rutkowski z kolejnymi rewelacjami już do Anety L. nie wrócił. Kobieta poszukiwania na zabójców męża wydała 24,4 tys. zł.

Rutkowski zwykle nie odbierał od niej telefonu, a gdy już to się zdarzyło, nie mówił nic konkretnego. "Po kilku takich rozmowach z Rutkowskim - który wydawało mi się, że nic nie robi - zdenerwowałam się i zażądałam zwrotu pieniędzy. (..) Rutkowski powiedział, że nie ma problemu, tylko odliczy swoje koszty. Z tego, co pamiętam, oddał mi ok. 3 tys. zł przelewem na konto. Nie przysłał żadnego rozliczenia” - zeznawała Anetta L.

"Nie mam pojęcia, jakie faktycznie czynności zostały przez niego podjęte. Nigdy się nie rozliczył. Nie wywiązał się z tego, do czego go zobowiązałam. Choć obiecywał, że się wywiąże - niby był już na tropie, już w ogóle wszystko wiedział, ale nie uzyskałam żadnych konkretnych informacji” - zeznawała kobieta w procesie Rutkowskiego.

W 2021 r. Rafała Z. aresztowano na terenie Hiszpanii. Doniesienia o jego rzekomym pobycie w Legii Cudzoziemskiej oczywiście nie znalazły żadnego potwierdzenia w faktach.

Sprawa Krzysztofa T.

O innej sprawie, także mającej międzynarodowy kontekst, w trakcie procesu dotyczącego nielegalnej działalności Rutkowskiego opowiedziała Agnieszka T.

W 2004 r. jej mąż Krzysztof T. zaczął jeździć busem wiozącym Polaków do pracy do Włoch. W połowie czwartego kursu policjanci z Neapolu skontrolowali jego mercedesa sprintera i znaleźli ukryty w nim ładunek z bronią.

Mężczyzna został aresztowany, a wraz z nim jeszcze drugi kierowca.

O niewinności Krzysztofa T. przekonana była jego żona. "Ja oraz moja rodzina kontaktowałyśmy się z wszelkimi instytucjami - z ambasadą we Włoszech, policją, adwokatami, tłumaczami, ale nic nie pomagało”- wspominała później prokuraturze żona aresztowanego Polaka.

Znajomi Agnieszki T. oglądali programy z Rutkowskim - człowiekiem od spraw beznadziejnych, który wywalczy sprawiedliwość nawet tam, gdzie zawodzi państwo. “Różne osoby zachwalały jego operatywność  i skuteczność, a ponadto zachęcona byłam programami telewizyjnymi przedstawiającymi jego działania” - tłumaczyła śledczym żona zatrzymanego.  

Na pierwsze spotkanie Rutkowski zaprosił Agnieszkę T. do swojego biura poselskiego w Warszawie. Był początek 2005 r. Detektyw był jeszcze posłem. Wyraźnie zaznaczył, że podejmie się działania, ale potrzebuje czasu. Następne spotkanie miało odbyć się w jego biurze detektywistycznym w Łodzi za kilka tygodni. Podał też cenę usługi - 10 tys. plus VAT.

Faktura-umowa

Niecały miesiąc później Rutkowski przyjmuje Agnieszkę T. i jej teściową w Łodzi.

Agnieszka T. płaci mu ponad 12 tys. zł gotówką "z ręki do ręki". W zamian dostaje umowę. "Umowa, o ile pamiętam, miała formę faktury i była wypisana ręcznie przez jakąś sekretarkę” - opowie później kobieta w prokuratorskim śledztwie.

Rutkowski przyjmuje pieniądze i wysłuchuje szczegółów dotyczących pracodawcy, współpracowników oraz włoskich prawników Krzysztofa. Informacje o potencjalnie niewinnym Polaku przebywającym we włoskim areszcie poruszają go.

Na oczach kobiet wyciąga telefon i dzwoni na policję. Prosi do numer do komendanta miejskiego. "Powiedział, że prosi o pomoc i żeby miejscowa policja wszczęła w tej sprawie postępowanie przygotowawcze dotyczące pracodawcy męża”, wspominała kobieta która najwyraźniej podejrzewała przewoźnika o udział w przemycie.  

Po popisowym telefonie, Rutkowski zaczął roztaczać wizję wielkiego, międzynarodowego śledztwa. "Powiedział, że w Polsce zrobi wielkie dochodzenie, a później we Włoszech i wszystko będzie dobrze. Kazał się kontaktować telefonicznie za 2-3 dni ze sobą lub jego asystentką Moniką Ch. w celu uzyskania informacji o postępach” - zeznawała kobieta.

Consigliere umywa ręce

Krzysztof Rutkowski wziął pieniądze, zaksięgował je na koncie Biura Doradczego Rutkowski i na tym jego wielkie śledztwo się zakończyło. "Dzwoniłam do niego praktycznie codziennie. W trakcie pierwszych rozmów detektyw mówił, że jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretach. Później już mówił, aby nie "suszyć mu głowy" i kontaktować się już z Moniką Ch. Od niej też nie uzyskałam żadnych konkretnych informacji” - czytamy w zeznaniach Agnieszki T.

Po kilkudziesięciu telefonach, asystentka Rutkowskiego w końcu wysłała kobiecie numer do Agaty A., która miała koordynować działania biura we Włoszech. "W trakcie rozmów z panią Agatą dowiedziałam się od niej, że Rutkowski nie dał jej żadnych pieniędzy za zajęcie się moją sprawą. Według mnie zajęła się mną z dobrego serca, a nie z powodu tego, że zapłacił jej Rutkowski i zlecił sprawę” - żaliła się oszukana przez Rutkowskiego kobieta.

Nie było żadnego wielkiego śledztwa Rutkowskiego. Zamiast tego, Agnieszka T. sama poleciała spotkać się z obcą kobietą do Włoch. Za pomoc nieznajomej Polki musiała zapłacić kolejne 3 tys. zł, bo - jak mówiła - "Rutkowski nadal nie przekazywał pani Agacie żadnych środków finansowych za zajęcie się sprawą".

Po powrocie do Polski kobieta zarzuciła Rutkowskiemu brak jakichkolwiek działań i zażądała zwrotu pieniędzy. Detektyw z Łodzi przelał jej 5 tys. zł, mówiąc, że reszta kwoty jest "wliczona w koszty jego działalności”. Czyli tak, jak w przypadku innych swoich klientów, nadziewających się na jego działalność.

Oszukana i zrezygnowana kobieta nie podjęła żadnych działań w celu odzyskania reszty pieniędzy.

"Czuję się oszukana przez Rutkowskiego. "Pomimo zapłaconych pieniędzy za usługę, praktycznie nie zrobił nic. w takiej sytuacji powinien mi on zwrócić wszystkie pieniądze” - stwierdziła przed prokuraturą Agnieszka T, której zeznania pomogły skazać Rutkowskiego na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat.

Kolejne międzynarodowe akcje Rutkowskiego opiszemy w następnym tekście z cyklu "Zły detektyw".