Śledztwo Gońca: Zły detektyw. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski [ODCINEK 1]
Tylko w ciągu dwóch lat Krzysztof Rutkowski oszukał ponad 200 osób przyjmując zlecenia na usługi detektywistyczne bez wymaganych do tego uprawnień. Goniec dotarł do zeznań pokrzywdzonych. "O tym, że nie miałam do czynienia z detektywem, a hochsztaplerem przekonałam się po kilku telefonach” - mówiła śledczym jedna z ofiar Rutkowskiego. Inni nie mieli takiego szczęścia. Rutkowski za popełnione przestępstwa został skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Karę 1,4 mln zł spłaca do dziś.
"Czuję się oszukana"
- To pierwszy odcinek naszej serii pt. „Zły detektyw. Tak pracuje Krzysztof Rutkowski”. W odcinku drugim opiszemy losy Ireny Ł., której Rutkowski obiecywał odnalezienie zaginionej córki
"Czuję się oszukana przez Krzysztofa Rutkowskiego” - stwierdza podczas przesłuchania Łucja C., która w prokuraturze musiała opowiedzieć ze szczegółami o jednym z najbardziej traumatycznych doświadczeń swojego życia.
Jest wiosna 2005 r. Mieszkającej w Niemczech Łucji C. świat wali się na głowę. Jej partner, pochodzący z Jordanii Achmed A., wywiózł do swojej ojczyzny ich ośmioletniego syna Omara. Zrozpaczona kobieta jest równie bezradna, jak niemieckie i polskie służby. Próbuje za wszelką cenę odzyskać dziecko.
Rutkowskiego, tak jak większość Polaków, zapewne zna z telewizji. W serialu "Detektyw" grał postać rodem z filmów Hollywood: odzyskiwał długi, znajdował zaginionych, zamykał szantażystów. Być może Łucja oglądała nawet odcinek "Zniewolona", w którym bezkompromisowy detektyw wyciągnął z domu kobietę przetrzymywaną przez obywatela Turcji w jednej z muzułmańskich dzielnic Londynu.
Albo inny odcinek, gdzie Rutkowski poleciał aż do Pakistanu, by ciemną nocą uwolnić 27-letnią Polkę i jej dwójkę dzieci z rąk podstępnego jubilera Akrama. O tym robili nawet zapowiedzi w "Uwadze!".
Pokazywane w telewizji bohaterskie czyny Rutkowskiego musiały dawać nadzieję.
Numer do Rutkowskiego Łucja znajduje w internecie. Ma szczęście. Wiecznie zabiegany poseł-detektyw (Rutkowski w 2001 r. dostał się do Sejmu, a w 2004 r. do Parlamentu Europejskiego) telefon od niej odbiera osobiście. 29-latka natychmiast opowiada mu wszystko. Ten cierpliwie słucha i natychmiast ją uspokaja. Zlecenie przyjmuje. Całkowite koszty ocenia na 2,5 tys. euro.
Po długich tygodniach beznadziei, dla Łucji rozmowa ze znanym w całej Polsce detektywem to nareszcie światło w tunelu.
ZOBACZ WIDEO O KRZYSZTOFIE RUTKOWSKIM:
Śledztwo Gońca: 1,44 mln zł za wolność, czyli jak Rutkowski płaci 60 tysięcy miesięcznie, żeby nie pójść siedzieć Śledztwo Gońca: Jak gwiazda Polsatu kazała zgwałcić Marysię. Mroczne tajemnice Królowej Życia [ODCINEK PIERWSZY]Rozkład jazdy
Szybko umawiają się na spotkanie. Dochodzi do niego w Berlinie 23 maja 2005 r. Rutkowskiemu towarzyszy dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzyma kamerę i nagrywa spotkanie ze zrozpaczoną matką. Rutkowski pozwala kobiecie się wyżalić, a potem nakreśla plan działania.
- Ja razem z nim miałam jechać do Jordanii, żeby wywabić ojca dziecka z jego miejsca zamieszkania pod pretekstem wspólnego wyjazdu na urlop. Miał on być rzecz jasna z naszym synem. Było to zaraz nad morzem w miejscowości Akaba - opowiadała potem prokuratorom kobieta.
Przed kamerą Rutkowski natychmiast przechodzi do szczegółów. - Twierdził, że ma bardzo dobrze opracowany plan przywiezienia dziecka do Polski i jego zdaniem będzie to łatwe, bo syn miał polski paszport. Mówił mi, przez jakie państwa zamierza jechać. Zapewniał, że w ciągu czterech dni powinniśmy razem z synem wrócić do Polski - zeznawała Łucja.
Początek akcji miał mieć miejsce jeszcze w RFN. - Jak wynikało z umowy z Rutkowskim, oboje mieliśmy się spotkać na lotnisku w Düsseldorfie. Ja miałam kupić bilet dla siebie do Jordanii, a on swój dla siebie - opowiedziała.
Rutkowski na pożegnanie wręczył jeszcze kobiecie książkę z opisem podobnych spraw i filmy z realizacjami takich akcji. Dla otuchy. A także fakturę VAT opiewają na 2,5 tys. euro za usługę "konsultacji i doradztwa w zakresie bezprawnego przetrzymywania nieletniego Omara C. na terenie Jordanii". Ona z kolei przekazała mu polski paszport Omara.
- Wtedy, w Berlinie, wręczyłam Rutkowskiemu tylko 1,5 tys. euro. Nie otrzymałam od niego żadnego pokwitowania. Nic poza fakturą. Z początku sama usprawiedliwiałam te zapisy o doradztwie. Pomyślałam, że on przecież nie może napisać na fakturze, że to są koszty przywiezienia dziecka z Jordanii - opowiadała śledczym kobieta.
Kolejnym sygnałem ostrzegawczym była dla niej nazwa podmiotu wystawiającego fakturę. Nie była to słynna agencja detektywistyczna czy koncesjonowana agencja ochrony, lecz tajemnicze "Biuro Doradcze Rutkowski".
Jak wyglądają "konsultacje i doradztwo" w wykonaniu Rutkowskiego, kobieta miała dowiedzieć się wkrótce.
Rudy opóźnia akcję
Kilkanaście dni przed planowanym odlotem zaczynają się pierwsze schody. Cena usługi niespodziewanie wzrasta z 2,5 do 3 tys. euro. - Zdaniem Rutkowskiego doszły jeszcze koszty telefonów, które do mnie wykonywał - mówiła w śledztwie kobieta.
Resztę pieniędzy ma odebrać od niej w Dusseldorfie dwóch mężczyzn na dwa tygodnie przed planowaną akcją przejęcia dziecka. Łucja miała rozpoznać ich po samochodzie wyglądającym jak radiowóz, ale z widocznym napisem "Rutkowski Patrol".
Tu Rutkowski wywiązuje się z obietnicy po raz ostatni.
Dwóch mężczyzn w kamizelkach "Rutkowski" faktycznie się zjawia. Biorą od Łucji 2 tys. euro (bez pokwitowania) i odjeżdżają.
Koniec czerwca 2005 r. Nadszedł długo oczekiwany dzień wylotu do Jordanii. Łucja odprawiła się i czeka na Rutkowskiego. Po atakach z 11 września odprawy samolotowe trwają znacznie dłużej. Gdy mijają kolejne kwadranse, niepokój Łucji przemienia się już w paniczny strach.
W końcu - na godzinę przed odlotem - dzwoni Rutkowski - Stwierdził, że nie jest w stanie lecieć ze mną do Jordanii i abym poleciała tam sama - relacjonowała kobieta. Rutkowski od razu ją jednak uspokaja. - Twierdził, że w zamian za niego do Jordanii dotrze jego pracownik. To miał być rzekomo jakiś wojskowy o imieniu Jarek. Nie podawał jego danych, tylko polski numer telefonu. I ja przeświadczona jeszcze wówczas o prawdomówności Rutkowskiego, sama do tej Jordanii poleciałam - opowiadała kobieta.
Pierwsze dni w Jordanii to koszmar. Sama w obcym kraju, Łucja musi udawać spokorniałą żonę przed mężczyzną, któremu zamierza podstępem - z pomocą tajemniczego wojskowego - odebrać ich wspólne dziecko.
Nie wiadomo, czy ”wojskowy Jarek" to faktycznie były żołnierz. W Biurze Doradczym Rutkowski nigdy nie pracował nikt o takim imieniu. Wtedy, już w Jordanii, przyjazd tajemniczego mężczyzny mocno się opóźnia. - Ja zgodnie z umową wywabiłam Achmeda z miejsca zamieszkania. W hotelu czekałam aż 4 dni na pracownika Rutkowskiego. W końcu skontaktował się ze mną telefonicznie i stwierdził, że przyjechał - mówiła kobieta śledczym w trakcie przesłuchania.
Ale "były wojskowy" działa nieumiejętnie, obcesowo, do tego stopnia, że Achmed szybko orientuje się w całej intrydze. - Kontakty „Jarka” ze mną nie były dyskretne. Achmed zorientował się, że ja coś kombinuję. Przez jego niedyskrecję doszło do tego, że Achmed spotkał się z „Jarkiem” i doszło między nimi do awantury przed hotelem - wspomina Łucja.
- Po tym wydarzeniu "Jarek" przez telefon stwierdził, że nie jest w stanie mi pomóc i wyjeżdża do Polski. Ja wierzyłam do tej pory, że on - zgodnie z tym, co obiecał Rutkowski - pomoże mi uciec z hotelu, w którym byliśmy zameldowani razem z synem - opowiadała potem rozżalona Łucja.
Do odbicia dziecka nie doszło. Z niewiadomych przyczyn "wojskowy" odwołał akcję. I choć z kontrowersyjnego zlecenia nigdy się nie wywiązał, to - zdaniem Łucji - na całym wyjeździe skorzystał turystycznie, mocno używając walorów malowniczej zatoki Akba. - Miałam do Rutkowskiego pretensje, że za moje pieniądze zafundował urlop w Jordanii swojemu pracownikowi. Bo ostatecznie tak to wszystko wyglądało… - zeznawała kobieta.
Pracownik Rutkowskiego nie zostawił jej nawet paszportu syna, więc nie było mowy o podjęciu samodzielnej próby ucieczki.
Po dwóch tygodniach w hotelu, oszukana kobieta pojechała do rodzinnej miejscowości byłego partnera. - Achmed cały czas robił mi awantury, że kontaktowałam się z jakimś obcym mężczyzną. Oczywiście nie pozwolił mi zabrać syna ze sobą do Niemiec - mówiła kobieta.
Po koszmarnym wyjeździe, Łucja wróciła do Niemiec. Nie dawała za wygraną. - Pytałam Rutkowskiego, czy jest w stanie mi faktycznie pomóc. Początkowo twierdził, że tak i w ten sposób zwlekał przez około 3 miesiące. W końcu poprosiłam, by zwrócił mi wręczone mu pieniądze, na co stwierdził, że musiał opłacić wyjazd do Jordanii dla jego kolegi Jarka. Prosiłam go również kilkakrotnie o zwrot paszportu syna. Zawsze się tłumaczył, że ma go gdzieś w biurze. Kiedy kolejny raz zadzwoniłam na podany przez niego telefon, już nie odpowiadał - mówiła kobieta.
Rutkowski nigdy nie oddał polskiego paszportu Omara C. Po licznych "prośbach i groźbach", Rutkowski w końcu zwrócił kobiecie tysiąc euro z trzech tysięcy, które policzył za swoją "akcję".
Poza fakturą za "konsultacje i doradztwo", kobieta nigdy nie otrzymała od Rutkowskiego żadnej pisemnej umowy, co utrudniało dochodzenie roszczeń.
Jak ustaliła prokuratura i Departament Zezwoleń i Koncesji MSWiA, "Biuro Doradcze Rutkowski" nie było zarejestrowane jako podmiot gospodarczy mogący wykonywać usługi detektywistyczne ani ochrony osób i mienia.
Koncesjonowane podmioty detektywistyczne podlegają bowiem kontroli oraz mają ścisłe wytyczne dotyczące realizacji zleceń. Rutkowski-detektyw musiałby zdać m.in. szczegółowe sprawozdanie z opisem opis stanu faktycznego, określeniem zakresu i przebiegu przeprowadzonych czynności, datą wszczęcia i zakończenia czynności.
Rutkowski nie miał na to ani chęci, ani czasu. Dzięki jego popularności, telefon do jego biura urywał się każdego dnia.
Śledztwo w sprawie Rutkowskiego trwało 5 lat. Przewód sądowy - sześć.
Między innymi za łamanie przepisów ustawy o usługach detektywistycznych, w listopadzie 2018 r. Krzysztof Rutkowski został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat.
W trakcie okresu próby były detektyw popełnił kolejne umyślne przestępstwo. Sąd zgodził się zamienić karę pozbawienia wolności na grzywnę w wysokości 1,4 mln zł.
Historią Łucji rozpoczynamy w Gońcu serię tekstów o przemilczanym obliczu Krzysztofa Rutkowskiego.