Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Awantura w studiu Polsat News. Prowadzący musiał wkroczyć do akcji
Julia Bogucka
Julia Bogucka 23.11.2025 14:03

Awantura w studiu Polsat News. Prowadzący musiał wkroczyć do akcji

Awantura w studiu Polsat News. Prowadzący musiał wkroczyć do akcji
Fot. Dawid Wolski/East News

Akty dywersji na polskiej infrastrukturze kolejowej wzbudziły uzasadnione zaniepokojenie również wśród polskich polityków. Dezinformacja szerzy się z nieprawdopodobną prędkością, a emocje wciąż są intensywne. Podczas rozmowy w “Śniadaniu Rymanowskiego” doszło do poważnego spięcia i padły ostre słowa. Wszyscy Polacy mogli to usłyszeć.

Rosja wykorzystuje dywersantów w Polsce

Wojna hybrydowa, o której eksperci do spraw bezpieczeństwa mówią od lat, w ostatnich miesiącach 2025 roku przestała być abstrakcyjnym pojęciem z podręczników akademii wojskowych. Stała się namacalnym, fizycznym zagrożeniem, uderzającym w newralgiczne punkty polskiej gospodarki. Polska, będąca kluczowym hubem logistycznym i "bramą” dla pomocy płynącej na Wschód, znalazła się na celowniku rosyjskich służb specjalnych, w tym przede wszystkim wywiadu wojskowego GRU. Mechanizm działania Kremla ewoluował, od cyberataków i dezinformacji w mediach społecznościowych, po klasyczny sabotaż przemysłowy i transportowy.

Awantura w studiu Polsat News. Prowadzący musiał wkroczyć do akcji
Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Strategia Moskwy jest perfidna w swojej prostocie: zamiast wysyłać własnych oficerów, którzy łatwo mogliby zostać zidentyfikowani, rosyjskie służby werbują do brudnej roboty tak zwaną “agenturę proxy”. Są to często ludzie z marginesu, zwerbowani za pośrednictwem komunikatorów internetowych, głównie Telegrama, kuszeni szybkimi wypłatami w kryptowalutach za wykonanie konkretnych zleceń: podpalenia masztu, oblania farbą obiektu publicznego czy, co jest najgroźniejsze, ingerencji w infrastrukturę kolejową. Dla zleceniodawców z Łubianki czy Grizodubowej narodowość wykonawcy jest drugorzędna, choć, jak pokazują ostatnie wydarzenia, im bardziej ”medialna” w kontekście skłócania narodów, tym lepiej dla ich celów propagandowych.

Eksperci podkreślają, że celem tych działań nie jest wyłącznie fizyczne zniszczenie torów czy opóźnienie transportów. To wierzchołek góry lodowej. Głównym celem operacyjnym jest wywołanie efektu psychologicznego: poczucia zagrożenia u zwykłych obywateli oraz podważenie zaufania do państwa, które rzekomo nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa. Każdy taki incydent jest natychmiast przejmowany przez rosyjskie farmy trolli, które suflują narrację o ”Polsce wciąganej w wojnę” lub o zagrożeniu płynącym ze strony imigrantów, co idealnie rezonuje z nastrojami części elektoratu.

Dezinformacja roztacza się po Polsce

Wydarzenia z połowy listopada 2025 roku, do których doszło na trasie Warszawa–Dorohusk, dobitnie pokazują skalę zagrożenia. W miejscowości Mika w powiecie garwolińskim oraz w pobliżu stacji Gołąb w powiecie puławskim doszło do skoordynowanych aktów dywersji. W pierwszym przypadku eksplozja ładunku wybuchowego, zidentyfikowanego wstępnie jako materiał wojskowy typu C4, uszkodziła torowisko. W drugim zdarzeniu uszkodzono sieć trakcyjną, co zmusiło pociąg pasażerski z blisko 500 osobami na pokładzie do awaryjnego hamowania. Tylko dzięki przytomności maszynistów i systemom bezpieczeństwa udało się uniknąć katastrofy w ruchu lądowym, która mogłaby pociągnąć za sobą ofiary śmiertelne.

Śledztwo prowadzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) oraz Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej przyniosło błyskawiczne, choć niepokojące rezultaty. Głównymi podejrzanymi o przeprowadzenie tych ataków są dwaj obywatele Ukrainy: 39-letni Ołeksandr K. oraz 41-letni Jewhenij I. Według ustaleń śledczych nie byli to jednak przypadkowi wandale, lecz osoby działające na bezpośrednie zlecenie rosyjskiego wywiadu. Jeden z nich był już wcześniej skazywany zaocznie przez lwowski sąd za przygotowywanie aktów terroru na Ukrainie, co potwierdza tezę o wykorzystywaniu przez Rosję kryminalistów i zdrajców do działań poza granicami federacji.

Awantura w studiu Polsat News. Prowadzący musiał wkroczyć do akcji
Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Fakt, że sprawcy natychmiast po wykonaniu zadania zbiegli na Białoruś, jest koronnym dowodem na ich mocodawców, reżim w Mińsku od lat zapewnia parasol ochronny dla dywersantów działających przeciwko Polsce. Te ustalenia stawiają polskie władze w niezwykle trudnej sytuacji. Z jednej strony sukcesem jest szybka identyfikacja sprawców i rozbicie grupy (zatrzymano również osoby pomagające w logistyce), z drugiej zaś narodowość wykonawców staje się paliwem dla rosyjskiej dezinformacji. Kreml doskonale wie, że informacja o "Ukraińcach wysadzających polskie tory” ma potencjał nuklearny w polskiej debacie publicznej. To pułapka zastawiona na polskie społeczeństwo: sprawić, by gniew skierował się przeciwko uchodźcom wojennym, a nie przeciwko rzeczywistemu inspiratorowi zamachów, czyli Moskwie. Właśnie ten aspekt stał się zapalnikiem niedzielnej kłótni w studiu Polsat News.

Zobacz też: Tajna broń USA nad Polską. Wiemy, co się dzieje

Spięcie podczas wywiadu, padły ostre słowa

Dyskusja w studiu "Śniadania Rymanowskiego” zaostrzyła się szczególnie w momencie, gdy rozmowa zeszła na temat aktów dywersji. Europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik przekonywała, że zdarzenia te podważają sens kontynuowania polskiej pomocy dla Kijowa.

Nie zgadzam się, że dalej powinniśmy wspierać finansowo Ukrainę po aktach dywersji, jakich Ukraińcy dokonywali na terytorium Polski. (…) To byli Ukraińcy i to zostało udowodnione – stwierdziła stanowczo. 

W innym fragmencie rozmowy dodała: "Jeżeli Rosjanie wykorzystali jako narzędzia Ukraińców, to znaczy, że Ukraińcy są bardzo pomocnym narodem dla Rosjan. (…) Mieliśmy niejednokrotnie do czynienia z różnymi aktami dywersji i terroru dokonywanymi przez Ukraińców”.

Jej słowa wywołały natychmiastową reakcję pozostałych gości. Rzecznik Nowej Lewicy Łukasz Michnik ostro ocenił narrację europosłanki:

Nikt nie potrzebuje w Polsce dywersantów, sabotażystów, pożytecznych idiotów, bo ma panią i pani kolegów z Konfederacji, którzy sami wolontaryjnie zgłaszają się w hołdzie Kremlowi, żeby szerzyć rosyjską propagandę.

Jak wyjaśnił, wykorzystywanie cudzych paszportów to standardowa metoda operacyjna rosyjskich służb: "To absolutnie podręcznikowe zagranie każdego wywiadu. Po to, żeby takie osoby jak pani połknęły ten haczyk”.

Podobnie ostro wypowiedział się pełnomocnik rządu ds. odbudowy Ukrainy Paweł Kowal, zarzucając Zajączkowskiej-Hernik szerzenie dezinformacji:

Robi pani z ludzi wariatów. Wmawia pani, że jak ruski chce zrobić dywersję, to przyśle innego ruskiego w ruskiej czapce, może jeszcze na niedźwiedziu i z rosyjskim paszportem.

W dalszej części dodał: "Powtarza pani rosyjskie brednie, nie myśli pani o polskiej racji stanu, tylko realizuje swoje ukraińskie fiksum dyrdum”.

Także posłanka Polski 2050 Barbara Oliwiecka oceniła wypowiedzi przedstawicielki Konfederacji jako skrajnie szkodliwe:

Trzeba wykazywać się ogromną ignorancją lub złą wolą, by udawać, że nie rozumie się, jak działają rosyjskie służby. Rosja będzie wykorzystywała obywateli z ukraińskim paszportem do sabotażu w Polsce. Pani antyukraińskie przesłanie to miód na serce Putina.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News