Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Rosyjska dziennikarka zaprotestowała przeciwko wojnie. Teraz opowiedziała, co wydarzyło się później
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 22.03.2022 13:22

Rosyjska dziennikarka zaprotestowała przeciwko wojnie. Teraz opowiedziała, co wydarzyło się później

wojna w ukrainie
Screen "Kanał Pierwszy" 1TV

14 marca rosyjska dziennikarka Marina Owsiannikowa wystąpiła na wizji z antywojennym plakatem uderzającym w Kreml. Od tamtej pory dla jednych stała się bohaterką, dla innych zaś ukrytą sojuszniczką władz w Moskwie. W związku z tym kobieta zdecydowała się opowiedzieć o powodach swojego działania i zdradzić, co nastąpiło po tym, jak odważyła się zabrać głos w sprawie wojny w Ukrainie.

Wojna w Ukrainie trwa już czwarty tydzień, a wielu Rosjan nadal nie zna całej prawdy o bestialskim ataku armii Putina. Wszystko dlatego, że w kraju funkcjonuje sprawna machina propagandowa, która wpaja obywatelom pogląd o słuszności tzw. "operacji specjalnej".

Niedawno wprowadzono nawet nowe prawo, które surowo karze za rozpowszechnianie rzetelnych informacji, które Kreml nazywa "fake newsami". Podziw więc budzi krok, na jaki odważyła się jedna z rosyjskich dziennikarek, występująca na wizji z antywojennym plakatem.

Rosyjska dziennikarka tłumaczy swój antywojenny protest

Od czasu gdy Marina Owsiannikowa zwróciła uwagę świata swoim protestem przeciwko wojnie w Ukrainie, wokół dziennikarki narastają przeróżne teorie spiskowe. Jedni twierdzą, że kobieta jest bohaterką, inni widzą w niej oszustkę sterowaną przez reżim Putina.

W wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" prezenterka postanowiła wyjaśnić, co tak naprawdę kierowało nią przy podjęciu decyzji o swoim odważnym czynie oraz co działo się później.

Owsiannikowa stanowczo odpiera zarzuty jakoby była uczestniczką akcji ustawionej przez władze w Moskwie i zaznacza, że wśród osób, które nie wierzą w jej czyste intencje są zarówno mocodawcy na Kremlu, jak i wielu Ukraińców.

- W Rosji jestem oskarżana o współpracę z zachodnimi służbami specjalnymi, które rzekomo zapłaciły mi za zakłócenie wiadomości i wystąpienie z antywojennym plakatem; Ukraińcy twierdzą z kolei, że jestem agentką FSB, której celem było zmiękczenie serca Zachodu wobec Rosji i złagodzenie sankcji - mówi.

Jak dodaje, mało dotkliwa grzywna, która wyniosła zaledwie ok. 1,2 tys. złotych, była karą nie za antywojenny protest, ale za nagranie umieszczone w mediach społecznościowych, w którym opowiada się przeciwko wojnie.

Tłumaczy również, że przed aresztem uchronił ją fakt, że jest matką samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Przed nią natomiast cały czas sprawa i kara za samą demonstrację i zerwanie transmisji wiadomości. Zarzuty postawione mają być w ciągu miesiąca.

Surowe konsekwencje bohaterskiego czynu

W rozmowie dziennikarka zdradziła także, co wydarzyło się tuż po proteście, mówiąc, że tuż po wyjściu ze studia na korytarzu czekało na nią kierownictwo Pierwszego Kanału, w którym wystąpiła.

- Wyszli mi naprzeciw z grobowymi minami. Mieli tylko jedno pytanie: „To pani?". Potwierdziłam, zaprowadzili mnie do jednego z gabinetów, zażądali, żebym natychmiast podpisała wniosek o zwolnienie na własne żądanie. Byłam tak wściekła i rozemocjonowana, że początkowo się nie zgodziłam. Później, po kilku dniach, zwolniłam się jednak z pracy - powiedziała.

Następnie Owisannikowa trafiła na pobliski komisariat, gdzie przesłuchiwano ją przez trzy godziny. Po tym czekała ją jeszcze czternastogodzinna rozmowa z zastępcą oddziału zajmującym się wykrywaniem ekstremizmu. To dlatego na tak długo po jej "wystąpieniu" kontakt z nią się urwał. - Dopytywał mnie o poglądy polityczne, stosunek do władz, przepytywał właściwie z całej mojej biografii, włączając także pytania o bliższych i dalszych znajomych, którzy wzbudzili jego zainteresowanie - relacjonowała.

Mężczyzna do samego końca nie chciał uwierzyć, że prezenterka zademonstrowała swoje własne poglądy. Zamiast tego próbował jej wmawiać, że protest był formą zemsty na współpracownikach lub też konsekwencją nacisków ze strony rodziny z Ukrainy.

"Propagandyści wiedzą, że armia toczy prawdziwą wojnę"

Owsiannikowa zwróciła także uwagę na postawę swoich kolegów z państwowej telewizji. Stanowczo oświadczyła, że pracownicy mediów nie wierzą w propagandę, którą szerzą, gdyż swoją wiedzę czerpią często z niezależnych źródeł, VPN i zagranicznych podróży.

- Propagandyści są mądrymi, wykształconymi ludźmi, nie wierzą w żadną „specjalną operację wojskową", wiedzą, że rosyjska armia toczy prawdziwą wojnę. Władze stworzyły jednak taki system, że tej wiedzy nie wolno manifestować - wyjaśniła. Tłumacząc swoje powody, dla których odważyła się pokazać na wizji swój transparent, powiedziała, że czuła, iż nie może już dłużej w tkwić w nieludzkiej propagandzie rosyjskiej telewizji.

Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:

Źródło: Gazeta Wyborcza