Nawet 1000 tirów stoi na granicy białorusko-polskiej. "Tu poleje się krew"
Od 300 do nawet 1000 polskich kierowców aut ciężarowych utknęło w korku, który uformował się po białoruskiej stronie na jedynym towarowym przejściu granicznym z naszym krajem. Polacy donoszą, że białoruskie służby żądają od przewoźników kolosalnych pieniędzy, obiecując w zamian “przejazdy bez kolejki”, jednak na zapewnieniach się skończyło.
Gigantyczny korek na polsko-białoruskim przejściu granicznym
Dziennikarze Wirtualnej Polski rozmawiali z trzema polskimi kierowcami, którzy utknęli po białoruskiej stronie przejścia Koroszczyn-Kukuryki, jedynego otwartego dla samochodów ciężarowych. Wczoraj (11.04) korek miał sięgać 20 km, a w nim ma stać ok. 300 ciężarówek kierowanych przez Polaków. Zgodnie z najnowszymi sankcjami nałożonymi przez władze Białorusi, muszą oni wrócić tym przejściem, którym wjechali. Nie mogą więc ominąć gigantycznej kolejki, przekraczając inny odcinek białoruskiej granicy i wyjeżdżając np. przez Litwę.
- Jeśli nasze służby nie zabiorą się do roboty, by wpuścić do Polski więcej samochodów, to ostrzegam... tutaj poleje się krew - przekazał w rozmowie z WP pan Dariusz, kierowca i jednocześnie szef firmy transportowej z woj. podlaskiego. - Kolejka została z premedytacją stworzona przez Białorusinów, aby wywrzeć presję na osłabienie sankcji nałożonych ze strony Polski. Słyszymy również, że praca polskich służb co chwilę jest przerywana. Pewnie po to, aby dopiec Białorusinom, utrudnić przewóz towarów. Tylko że stojąc tutaj wiele dni, nie zarabiamy my, firmy z Polski. Jak tak dalej pójdzie, zbankrutujemy - mówił kolejny z napotkanych przedsiębiorców.
Dostała zaproszenie na komunię chrześniaka, gdy je przeczytała, zdębiała. Polacy są załamaniW kolejce może być nawet 1000 aut
Michał Deruś, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie, zaprezentował jeszcze większe liczby i przekazał dziennikarzom Wirtualnej Polski, że po białoruskiej stronie przejścia ma oczekiwać 600 aut ciężarowych. Co ciekawe, mają to być informacje od strony białoruskiej, których polska strona nie może zweryfikować. Jak podkreślił, 600 aut to jednak zbyt mało, aby utworzyć 20-kilometrowy korek, a tirów może być ponad tysiąc. - Odnotowujemy zwiększony ruch, którego powodem mogą być święta wielkanocne oraz ograniczenie kołowego ruchu towarowego do jednego przejścia granicznego - mówił Michał Deruś.
- Pełną odpowiedzialność za tę sytuację ponosi strona białoruska. Polska wspiera polskich przewoźników, m.in. wprowadzając ograniczenie ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych, a także pojazdów spoza UE, na polsko-białoruskich przejściach granicznych - przekazali Wirtualnej Polsce przedstawiciele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Białoruski Państwowy Komitet Graniczny twierdzi z kolei, że to polskie służby spowalniają ruch.
Odkąd 21 lutego szef MSWiA Mariusz Kamiński ograniczył ruch białoruskich przewoźników na przejściu Koroszczyn-Kukuryki, Białorusini mieli zacząć masowo rejestrować firmy w Polsce. W kilku mieszkaniach w Warszawie i w Białymstoku pod wspólnym adresem rejestrowano nawet po 80-90 firm z białoruskim kapitałem. Właściciele tych firm kupują lub wynajmują naczepy z polskimi tablicami rejestracyjnymi i to pozwala im omijać ograniczenia nałożone przez ministra Kamińskiego. Należy jednak zaznaczyć, że nie ma przeciwwskazań dla funkcjonowania tak zarejestrowanej działalności.
Tysiące euro za przejazd bez kolejki
Polscy przewoźnicy skarżą się, że zanim doszło do spięć ws. sankcji, białoruskie służby decydowały się “pomóc” Polakom… za kupienie przepustek za horrendalne kwoty. - Zezwolenie od służb granicznych kosztowało 1900 euro od auta na cały rok. Szacujemy, że przepustki kupiło około 1500 firm. Też to kupiłem, ponieważ z Białorusi wraca się zazwyczaj na pusto - nie opłaca się i nie ma sensu czekać. Problem w tym, że pieniądze wzięli, a ruch z pominięciem kolejki nie działa. Lekko licząc, ktoś tu zarobił 3 mln euro - mówił jeden z rozmówców WP.
Dziennikarz Biełsatu Michał Kacewicz uważa, że "zamknięcie przejścia, wydłużenie kolejek i perspektywa przymknięcia granicy są uderzeniem w interesy bezpośredniego otoczenia władzy Łukaszenki". - Problem w tym, że takie sankcje utrudniają życie również Polakom, oznaczają dramat firm przewozowych, osób zajmujących się przygranicznym handlem. Oni będą pytać: "dlaczego karzecie nas za Łukaszenkę?". Tutaj MSWiA zaniedbało kwestie polityki informacyjnej, bo trzeba rzeczowo tłumaczyć podejmowane działania. Jednocześnie biznesy narażone na straty powinny być objęte działaniami osłonowymi rządu - przekazał reporterom Wirtualnej Polski.
Źródło: Wirtualna Polska